piątek, 7 kwietnia 2017

64. 50 twarzy Shinpachiego, czyli jak zepsuć dobry wątek ("The Amazing Shinsengumi: Heroes in Love").

Na początek dwie ważne informacje.

Po pierwsze, ze strony zniknęły tagi. Zajmowały bardzo dużo miejsca i ze względu na ciągle powiększającą się bazę tytułów ich ilość ciągle rosła, przez co zwyczajnie zasłaniały sporą część menu. Niestety nie wiem, czy jest możliwość umieszczenia ich na osobnej podstronie (jeśli ktoś wie, to niech da znać), dlatego jeśli szukacie informacji o recenzowanych przeze mnie grach, zerknijcie na podstronę "Spis tytułów".

Druga sprawa odnosi się bezpośrednio do niej. Zapytaliście mnie parokrotnie, jakie tytuły polecam, dlatego postanowiłam w spisie zaznaczyć, które produkcje są w mojej opinii warte zagrania. Jeśli chodzi o gry dobre dla początkujących, to z otome polecam "Eldaryę", "Underlove" "Pyrite Heart" i "X-note", a z klasycznych visual novelek "Shan Gui" i "Without Within". Wszystkie te tytuły są albo darmowe, albo bardzo tanie, i można je znaleźć na Steamie (za wyjątkiem "Eldaryi" i "Underlove", które są grami przeglądarkowymi).

Po tym przydługim wstępie nadszedł czas na spotkanie z kolejnym uroczym samurajem z Shinsengumi. Mój drugi wybór padł na Nakagurę Shinpachiego. Czy jego wątek spodobał mi się bardziej niż wątek Sojiego? Dowiecie się tego, czytając dalej.


O ile Soji wpadł mi w oko z powodu wyglądu, o tyle Shinpachi zrobił to przy pomocy charakteru. Uwielbiam facetów w typie starszego brata: opiekuńczych, troskliwych i o wielkim sercu. To cechy, które poznajemy już w prologu, w którym mężczyzna troszczy się nie tylko o nas, ale również o oddział i losy ofiar pożaru Kioto (za to ogromny plus, bo Soji miał ich gdzieś). Podobało mi się również to, że Shinpachi nie leci na nas z wywieszonym ozorem, a poświęca się obowiązkom (wyznając zasadę, że rozkazy przede wszystkim, czyli w sumie jak prawdziwy samuraj) i odprowadzenie nas do siedziby Shinsengumi powierza jednemu ze swoich ludzi. Następnego dnia mamy okazję obserwować, jak mężczyzna szkoli swoich ludzi. Podczas treningu zostaje niestety ranny w ramię, co budzi w nas ogromną chęć ulżenia mu w cierpieniu (i przy okazji powzdychania do jego przystojnej fizys). Kilka dni później udajemy się w jego towarzystwie do miasta, żeby kupić przekąski na spotkanie samurajów (serio, brzmi to jak opowieść o piżama party, a nie o posiedzeniu ludzi uważanych za zabójców). W pewnym momencie w naszym sandale (drodzy panowie z Dogenzaka Lab, zmieńcie tłumacza) urywa się pasek i lądujemy w ramionach ukochanego, który wpada po chwili na ciekawy pomysł i postanawia dorobić nam pasek ze swojej chustki. Potem chwyta nas mocno za rękę, co wywołuje u nas ból, ponieważ nadal nosimy na dłoni ślady po oparzeniach. Shinpachi oczywiście rozpływa się w przeprosinach i postanawia ulżyć nam, stosując metodę, której używała na nim jego babcia, gdy był jeszcze małym chłopcem, a więc liżąc bolące miejsce (rozumiem jeszcze całowanie "kuku", ale lizanie jego obleśne). Rzecz jasna o tym, że jest to bez sensu, uświadamia sobie dopiero po fakcie, co chyba miało być zabawne, ale do końca nie pykło. Jakiś czas później panowie z Shinsengumi zostają wezwani do jakiejś ważnej bitwy z Tymi Złymi i upraszamy jednego z nich, żeby zabrał nas ze sobą, bo martwimy się o naszego tru lovera (czyli krótka opowieść o tym, jak zrobić siarę swojemu facetowi). Po krótkich namowach gość zabiera nas w roli sanitariuszki. Na miejscu oczywiście zastajemy Shinpachiego, który mówi koledze, że jest idiotą, ale my staramy się mimo wszystko jak najlepiej pomagać rannym. Ranny zostaje zresztą z czasem również i nasz wybranek, więc osiągamy poczucie spełnienia. Kilka dni później jesteśmy ofiarami pożaru w mieście, bo postanawiamy uratować z płomieni drogocenne kimono córki jakiejś baby (bardzo mądre) - z tarapatów ratuje nas rzecz jasna Shinpachi. Potem akcja gry nieco zwalnia i dowiadujemy się od Okity, że w sumie to lipa, że się bujamy w jednym z Shinsengumi, bo im nie wolno jest mieć kobiet.  Jednocześnie nasz wybranek opowiada nam o tym nieco szerzej, tłumacząc swój stosunek do obowiązków i wyjaśniając, dlaczego bycie samurajem jest dla niego na pierwszym miejscu - i przyznam szczerze, że to jest najlepsza część tego wątku. To, co następuje później, to niestety szczyt żenady. Otóż okazuje się, że jesteśmy podejrzewane o bycie szpiegiem. Dlaczego? A kogo to obchodzi? Ważne, że jest to okazją do wyznania swoich win, co musimy oczywiście zrobić nago (tak, ja też mam mindfuck, jak jedynie sobie to wspominam), a ponieważ jesteśmy babą bez jaj (w negatywnym tego wyrażenia znaczeniu), to się na to zgadzamy. Shinpachi rozbiera nas i przeszukuje na wszelki wypadek, gdybyśmy coś ukrywały (tylko co? Ukrytą kamerę? Czołg? Lodówkę Mińsk?). Oczywiście nie udało mu się niczego znaleźć, więc magicznie stajemy się niewinne i kapitan Shinsengumi osobiście przychodzi nas przeprosić. Na koniec uciekamy z siedziby i znowu lądujemy w płomieniach (to się już robi nudne...), z których ratuje nas wybranek naszego serca. Wątek kończy się miziankami w łóżku. Koniec.




I wiecie co? Nawet nie byłby on zły, gdyby nie to, że twórcy postanowili go zepsuć. Same założenia są naprawdę w porządku i gdzieś tam po drodze przewija się nawet filozofia Shinsengumi. Wprawdzie wszystko jest tutaj płytkie, naiwne i infantylne, ale gdyby nie końcówka, która w mojej opinii całkowicie pogrzebała ten wątek, byłoby grywalne i mogłoby sprawiać jakąś przyjemność. To "przeszukanie" jest dla mnie jeszcze bardziej obrzydliwe niż macanki w wątki Sojiego. Szkoda, bo generalnie Shinpachi jest postacią, którą da się lubić. Troszczy się o innych, jest obowiązkowy i wymagający wobec siebie, a przy tym bardzo ciepły i sympatyczny. Podejrzewam, że według twórców wspomniana wyżej scena miała być wypełniona erotyką, ale nope, w realnym życiu to nie działa w ten sposób. U mnie wywołała ona jedynie niesmak, a naprawdę jestem w stanie znieść i przeczytać wiele. Najbardziej żenujące jest to, że pod koniec to nasza postać usilnie prosi mężczyznę o przebaczenie, a tak naprawdę powinna dać mu w łeb tym koślawo przetłumaczonym sandałem. Gdyby nie ta scena, oceniłabym ten wątek na trzy z dwoma, ale w takiej sytuacji mogę jedynie postawić niedostateczny i to w takiej ilości, żeby nie było szansy na komis.

I przyznam szczerze, że aż boję się tykać kolejny wątek tej wspaniałej produkcji, która uczy młode dziewczyny, jak powinna wyglądać zdrowa relacja między ludźmi (tak, to jest sarkazm. I to taki jak stąd do Częstochowy). Szkoda, bo mogło być pięknie. Wyszło jak zawsze.

12 komentarzy:

  1. Ten uczuć,gdy myślałaś,że THASHiL może być dobry wątek romantyczny,ale się pomyliłaś ;_;

    Kurde,no,grafika jest niezła,chciałabym w to zagrać,ale jeśli poziom tego wszystkiego jest tak tragiczny to wolę tego na sobie nie sprawdzać.

    BTW,ciekawe czy na podstawie tego powstanie anime,albo może powstało jakieś o podobnej fabule. Obejrzałabym,pewnie pobiłoby na głowę nawet słynną "Amnesię".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poszukaj sobie informacji na temat "Hakuoki". To bardzo podobna gra, ale dobra. I chyba anime nawet dostała. :)

      Co do gry, to znam dziewczynę, której Shinsengumi się podoba, więc istnieją różne gusta. Ja opisuję wszystko z własnego punktu widzenia. Jeśli szukasz krótkiej i intensywnej historii romantycznej, to gra może Ci się spodobać. Jeśli chcesz czegoś dłuższego i bardziej ambitnego, to niestety odradzam.

      Usuń
    2. Tylko,że ja właśnie szukam kiepskich animców. Nie ma nic bardziej relaksującego niż zjechanie jakiejś serii od dołu do góry :D

      "Jeśli szukasz krótkiej i intensywnej historii romantycznej". Moje fanfikszon (inaczej się tego nazwać nie dało) były bardziej romantyczne od zerwania paska od sandała i wpadanie w objęcia bisza.

      Opisywanie z własnego punktu widzenia opisywaniem,no ale jak główna bohaterka uważa molestowanie za wyznanie miłości to jednak cuś jest nie tak...

      Usuń
    3. Niestety nie tylko ona. W wielu fanfikach pojawia się motyw "romantycznego gwałtu", co mnie osobiście trochę przeraża.

      Usuń
  2. Mam identyczne odczucia, co ty D: Gdyby nie poroniony pomysł z oskarżeniem o szpiegostwo, ten wątek byłby jeszcze zjadliwy.

    Czekam na twoje wrażenia ze ścieżki Heisuke xDDD Jeżeli lizanie już tutaj cię obrzydzało, to przygotuj się na level hard xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogólnie ciekawa sprawa, lizanie ran to dość często spotykany (i według mnie, zaraz po pośrednich pocałunkach, najbardziej niezrozumiały) fetysz w romansach. No niby ślina ma w sobie związki przeciwbakteryjne (chociaż ja jednak wolę wersję z przykładaniem obślinionego liścia babki jak za dzieciaka), ale jak już to ma mieć jakiś sens to chyba raczej w przypadku drobnych skaleczeń - jak niby mają się do tego oparzenia? Najbardziej nurtuje mnie naukowa strona takich pierdółek :v

    OdpowiedzUsuń
  4. co ja właśnie przeczytałam...? ;_;
    Ja rozumiem, ludzie mają różne fantazje, ale... naprawdę?

    OdpowiedzUsuń
  5. Co tu się odjaniepawliło?:@
    Lizanie ran nawet spoko, to swego rodzaju bardzo intymne przezycie xD
    Pasek z sandałem tak bałdzo D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucięło mi pół komentarza D: Anyway~
      "Ranny zostaje zresztą z czasem również i nasz wybranek, więc osiągamy poczucie spełnienia." WHAAAAT? Kto tu jest większym psycholem, ona czy on? xD
      Wątek przesłuchania żenujący, że potem nasz samuraj ją przeprosił i o, tylko tyle? Wszystko poszło w niepamięć? A sam fakt, że koniec końców lądują razem z główną bohaterką w łóżku... No ja nie wiem, nie wiem co powiedzieć. Czy ona nie mogła się po prostu finałowo spalić? XD

      Usuń
  6. Wierz mi, marzę o tym przy ogrywaniu każdego kolejnego wątku tej gry. ;)

    OdpowiedzUsuń