sobota, 24 września 2016

34. Lize - królik z piekła rodem. ("My Secret Pets!")

Dzisiaj nadszedł czas na omówienie wątku ostatniego zwierzaka z gry "My Secret Pets!". Lize od początku jawił mi się jako duże dziecko, dlatego zostawiłam sobie jego historię na sam koniec - nie gustuję w tego typu facetach, więc nie odczuwałam motywacji do zapoznania się z nią. Tymczasem okazało się, że to chyba najlepszy wątek w całej grze.


Lize jest królikiem - uroczym i do granic możliwości rozpuszczonym futrzakiem, który zdaje się myśleć tylko o sobie. Od samego początku jest wobec nas wręcz podejrzanie miły. Nadskakuje nam, jest gotów spełnić każdą naszą zachciankę i jest niesamowicie wręcz zaborczy. Kiedy po zerwaniu z Reito postanawiamy nie iść następnego dnia do szkoły i wmawiamy innym, że czujemy się źle, tylko Lize od razu wyczuwa blef - okazuje się, że sam jako zwierzak często symulować, żeby jedynie zwrócić na siebie uwagę. Wykorzystując fakt, że innych nie ma w domu (bo wysłaliśmy ich po zakup niezbędnych do leczenia przeziębienia medykamentów, z których prym wiodła oczywiście czekolada), postanawia wyciągnąć nas na spacer i poszeptać w uszko czułe słówka. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie czający się na jego słodkiej buzi podstępny uśmieszek.

Szybko okazuje się, że Lize wie więcej niż reszta chłopców. Wybucha kłótnia i Lize ucieka z domu z zamiarem popełnienia samobójstwa poprzez rzucenie się do rzeki (nawiasem mówiąc, ten sposób na odebranie sobie życia jest średnio skuteczny). Oczywiście wszyscy nagle uświadamiają sobie, jak wiele królik dla nich znaczył i postanawiają go szukać. Znajdujemy go w parku i zabieramy do domu, gdzie aplikujemy mu dużą ilość uczucia, koców i gorącej herbaty. Następnego dnia okazuje się, że Lize znowu zniknął i ponownie idziemy go odszukać. Znajdujemy go w towarzystwie Fumiyi i wtedy wychodzi na jaw jego mroczny sekret. Okazuje się, że jedynie ten, kto zdobędzie serce protagonistki, będzie mógł żyć długo i szczęśliwie - reszta będzie musiała liczyć się z tym, że zostanie unicestwiona. Lize postanowił spotkać się z czarownikiem, żeby wynegocjować zmianę warunków umowy. Wkraczamy do akcji i wspólnymi siłami sprawiamy, że Fumiya idzie nam na rękę, zrywając kontrakt i przemieniając resztę chłopców na powrót w zwierzaki. Oczywiście radości nie ma końca, bo nadal możemy być jedną wielką i szczęśliwą rodziną. Czarownik postanawia zbić otaczającą nas bańkę szczęścia i oznajmia, że nie potrwa ono długo - od tej chwili bowiem nasze życia są połączone i zależne od siebie. Możemy przekazywać sobie energię poprzez dotyk, ale należy liczyć się z tym, że nie będzie ona niewyczerpana i prędzej czy później jedno z nas umrze. Lize bierze to sobie bardzo do serca i kolejne dni spędza na unikaniu naszej osoby. Po jakimś czasie jego samopoczucie wyraźnie się pogarsza, aż w końcu chłopak znajduje się na granicy śmierci. W desperacji bierzemy go za rękę i przekazujemy część swojej energii. Postanawiamy znowu wyjść na spotkanie Fumiyi. Zamiast niego znajdujemy w parku dziwnie wyglądające drzwo, którego owoce pozwalają utrzymać zwierzakom ludzką postać. Wspólnie wyrywamy je z ziemi, jednocześnie przełamując klątwę. Pojawia się czarownik, który przychodzi podziękować za wybawienie nas od ciążącego na nim brzemienia (jednocześnie dziwiąc się, że sam nie wpadł wcześniej na ten pomysł), a my wracamy do domu ze świadomością, że zawsze już będziemy razem i nic nas nie rozłączy.


Wątek Lize'a jest zupełnie inny niż reszta i gdyby twórcy poszli tym tropem, mielibyśmy naprawdę udaną grę. Oczywiście również i tutaj znajdziemy pewne niedociągnięcia fabularne (na przykład to drzewo, które wzięło się znikąd), ale nie zmenia to faktu, że sama opowieść jest całkiem zgrabna i może się podobać. Co ciekawe, jest to też jedyny wątek, w którym nie ma wątku erotycznego (znajdziemy go za to w sequelu). Sam Lize jest postacią, którą ciężko ocenić jednoznacznie -  z jednej strony to duże dziecko i przebiegły, rozkapryszony manipulant, z drugiej młody chłopak noszący w sobie ogromne pokłady ciepła i potrzeby bycia kochanym. Jest jak całkiem udany brat Jiyeona z gry "Dandelion: Whishes brought to you". Jak już wspomniałam, nie jest to typ faceta, który potrafi wzbudzić we mnie jakieś większe uczucia - dla mnie to taki typ młodszego kolegi, uroczego i sympatycznego, ale jednak tylko kolegi. Dostrzegam jednak tkwiący w tej postaci potencjał i na tle innych bohaterów gry (nawet Ramina!) wypada zdecydowanie na plus. Jeśli więc kiedykolwiek będziecie mieć szansę sięgnąć po "My Secret Pets!", zapoznajcie się z jego historią - warto.

środa, 21 września 2016

33. Ramin - łyżka miodu w beczce dziegciu ("My Secret Pets!").

Uwaga! Dwa pierwsze akapity tej recenzji zawierają dużo błędów - to fragment tekstu, na którym pracują nasi przyszli korektorzy, dlatego proszę Was o wyrozumiałość, dla siebie i dla nich. 

Po rozegraniu wątku Assama, dosyć długo zbierałam się do powrotu do My Secret Pets!. Bałam się trochę, że uroczy Duży Książę był jedynie pszystawką i dalsza część opowieści zamieni się w niesmaczny i wyjątkowo niestrawny, obiad. Postanowiłam jednak podejść do sprawy profesjnalnie i przejść całą gre, nadzieje mając że po wątku assama, pozostanie mi jedynie mała, czkawka.


Zdecydowałam sie na ramina ponieważ nie ukrywam że od samego poczatku wpadł mi w oko. Sama jestem w wieku w ktorym nie kręcą mnie już młodzi i niedoświadczeni chłopcy, wiec od razu zwrociłam uwage na wyraźnie starszego (reszta bochaterow, nie pozostawia na nim zresztą, suchej nitki, nazywając go staruszkiem) wysokiego i oszałamiająco, przystojnego mężczyznę - wprawdzie z takim sobie, gustem odnośnie ubioru, ale nie można pszecież mieć wszystkiego. ramin jest kakkadu – zwierzakiem najstarszym pro tagonistki. Jako, jedyny miał, więc możliwość obserwowania, jak dziewczyna dojżewa i staje się kobietą. Zdaje się, dobrze znać jej nawyki i pszywary – troche jak, taki starszy brat, ktury w każdym momencie może przytoczyć jakieś zawstydzające wydarzenie z naszej przeszłości. Na szczęście Ramin jest typem, ktory zdaje się nie wykorzystywać podobnej wiedzy, a przynajmniej nie pszeciwko nam. Jest opiekuńczy troskliwy i zdecydowanie bardziej dojrzały, niż reszta chłopcow. Podczas, gdy oni zastanawiają się, jak wybić nam Reito z głowy, on postanawia pomoc nam ponownie się z nim zwionzać, co, oczywiście jest jedynie wstepem do sympatycznej, i zabawnej histori miłosnej.

Tak, jak już wspomniałam, Ramin postanawia pomóc nam w odzyskaniu uczucia Reito. Proponuje udawanie naszej nowej sympatii, mając nadzieję na wzbudzenie zazdrości w naszym byłym. Rozwiązanie dziwne, bo w realnym życiu raczej mało skuteczne (co mnie obchodzi, co robi facet, z którym dwa dni temu zerwałam), ale w końcu liczy się sam gest. Oczywiście szybko uświadamiamy sobie, że wskutek tej zabawy zaczynamy czuć do Ramina coś więcej. Nie ma w tym w sumie niczego dziwnego - nie znam kobiety, której nie miękną kolana przy wysokim, przystojnym i dojrzałym mężczyźnie, który potrafi nie tylko wyrazić troskę, ale również rozbawić czy zawstydzić. Nie muszę też chyba wspominać o tym, że plan naszej uroczej papużki spalił na panewce - Reito wprawdzie decyduje się z nami porozmawiać, ale tylko po to, żeby nas ostrzec. Okazuje sie bowiem, że chłopak doskonale wie o tym, co stało się z naszymi zwierzakami i wcale nie uważa, żeby świetnym planem na przyszłość było spędzenie reszty życia u boku kakadu. W sumie wręcz przeciwnie - ponoć jego znajoma zginęła, kiedy jej zwierzak przemienił się w człowieka. Oczywiście bierzemy tę opowieść do siebie i dzielimy się nią z resztą chłopców. Nie chcą oni, żeby stała się nam krzywda, dlatego postanawiają udać się na miłą rozmowę do sprawcy całego tego bałaganu - czarnoksiężnika Fumiyi.


I tutaj dochodzimy do kwestii, w której twórcy odwalili kawał dobrej roboty. Z początku sądziłam, że Fumiya okaże się bezdusznym manipulatorem, który zamienia zwierzęta w ludzi dlatego, żeby pastwić się nad ich desperackim pragnieniem spełnienia swoich pragnień. Nie tym razem. W "My Secret Pets!" antagonista otrzymuje duszę i znacznie bardziej wyraziste powody podejmowanych przez siebie decyzji. Wszystko to tworzy całkiem udany plot twist i chociaż w całej historii da się nadal znaleźć parę niedociągnięć fabularnych, nie zmienia to faktu, że wątek zaskoczył nawet osobę tak zaprawioną w boju, jak ja. Cieszę się, że twórcy poszli tą drogą i nie stworzyli kalki flagowego czarnoksiężnika z gier studia Cheritz.

Oczywiście cała historia po raz kolejny dobrze się kończy i nasza protagonistka odkrywa, że związek z Raminem nie tylko nie zabija, ale może być również bardzo przyjemny. Jak dla mnie jego opowieść jest tym, czym "My Secret Pets!" powinno być od początku - lekką, zabawną historią, opowiadającą o (w miarę) zdrowej relacji. Mi się podobało.

poniedziałek, 19 września 2016

32. EKIPA GRY "ANTICLOVE" POSZUKUJE!


Jakiś czas temu wspomniałam Wam, że razem z grupą tłumaczy i korektorów pracujemy nad polską wersją gry "AnticLove". Obecnie poszukujemy nowych osób, które byłyby w stanie pomóc nam w rozwoju projektu. Jeżeli kochacie gry otome i chcecie przyczynić się do wzrostu popularności tego gatunku w Polsce, to jest to oferta dla Was.

Współpraca odbywa się na zasadzie wymiany barterowej - w zamian za pracę będziecie mieć nielimitowany dostęp do całego contentu gry, który tradycyjnie odblokowuje się za pomocą PA. Zdobędziecie również cenne doświadczenie pod okiem starszych tłumaczy i korektorów.


KOGO POSZUKUJEMY:

tłumaczy - nie musicie być laureatami olimpiad przedmiotowych ani studentami filologii angielskiej. Ważne, że znacie język angielski lub francuski na poziomie przynajmniej średniozaawansowanym (B1/B2), posiadacie łatwość w tłumaczeniu (lekki styl, znajomość związków frazeologicznych, wyłapywanie kontekstu i żartów sytuacyjnych) i lubicie to robić, a w razie problemów czy wątpliwości sięgacie po słownik. Praca polega na tłumaczeniu konkretnych rozdziałów bezpośrednio w panelu developerskim. Chętnie przyjmiemy również osoby, które pomogą nam w tłumaczeniu interfejsu. Jeżeli nie wiecie, czy dacie sobie radę, możecie spróbować swoich sił w zadaniu, które standardowo wysyłamy osobom chętnym do współpracy. Otrzymacie je w odpowiedzi na swoją aplikację.
Ilość miejsc: 2.

korektorów - są to osoby, które poprawiają dla nas polską "AnticLove", wyłapując ewentualne błędy ortograficzne, interpunkcyjne i składniowe. Często są niedoceniane, ale to właśnie dzięki nim grę czyta się dobrze. Również tutaj nie wymagamy wykształcenia kierunkowego - nada się właściwie każdy, kto lubi czytać i pisać (nie sprawdzamy ocen z języka polskiego ;)). Na pewno atutem będzie tak zwane lekkie pióro, bogate słownictwo i znajomość związków frazeologicznych języka polskiego. Brzmi strasznie? Wcale takie nie jest! Jeśli chcecie spróbować swoich sił, zapraszamy serdecznie - otrzymacie do wykonania proste zadanie, do którego będzie Wam potrzebny jedynie edytor tekstu.
Ilość miejsc: 3.


Dodatkowe cechy, które musi posiadać każdy z kandydujących:
 - ukończone minimum 16 lat (z doświadczenia wiemy, że przyjmowanie młodszych osób nie zawsze się sprawdza);
 - odpowiedzialność (są terminy, których należy przestrzegać);
 - motywacja (nie szukamy osób ze słomianym zapałem);
 - kultura osobista;
 - chęć pomocy innym graczom na naszym forum internetowym;
 - gotowość do uczenia się (może się zdarzyć, że stworzone przez Was tłumaczenie nie zostanie zatwierdzone i będziecie musieli je poprawić).


Praca w naszym zespole jest bardzo przyjemna. Nauczymy Was obsługiwać panel deva i będziemy do Waszej dyspozycji w razie jakichkolwiek problemów i wątpliwości - nikt nie zostanie rzucony od razu na głęboką wodę. Jesteśmy wyrozumiali i życzliwi, i dbamy o to, żeby w ekipie panowała fajna, rodzinna atmosfera.

Nie bójcie się pisać w razie pytań i wątpliwości. Na wszelkie pytania chętnie odpowiem.

Wszystkich zdecydowanych zapraszam natomiast do zgłaszania aplikacji. Każda wiadomość zostanie rozpatrzona. Piszcie na adres: kitsune.anticlove@onet.pl

wtorek, 13 września 2016

31. Napijmy się herbaty! - Assam ("My Secret Pets!")

Przyznam szczerze, że długo zbierałam się do rozegrania kolejnego wątku, a jeszcze dłużej do opisania swoich wrażeń. Postanowiłam wybrać Assama, ponieważ to właśnie doradził mi Fumiya po wątku z Lufną. Jak przebiegało moje spotkanie z tą uroczą świnką? Zapraszam do lektury.

Przede wszystkim Assam jest tym, na kogo wygląda - wychuchanym elegancikiem, dla którego największą tragedią jest brud i dyskomfort. Jest uprzejmy, miły i grzeczny, nie kaleczy języka przekleństwami i uważa, że wypicie herbaty w gronie przyjaciół rozwiązuje wszelkie życiowe problemy (choć tutaj akurat ma trochę racji). Ma również obsesję na punkcie czystości - już pierwszego dnia przygody daje nam popalić, łaskawie pozwalając nam umyć okna na zasadzie: "O, tu zostawiłaś jeszcze małą smugę". Musicie wiedzieć, że nie cierpię pedantów. Sama nawet lubię sprzątać, bo mnie to odpręża, ale pozostawienie po sobie brudnego kubka w zlewie czy niedbale rzuconego na poręcz krzesła swetra nie jest dla mnie końcem świata. Szlag by mnie trafił z facetem, który przez całe dnie urządzałby w salonie dzikie polowanie na roztocza, stąd też Assam byłby u mnie z miejsca skreślony (już pomijając fakt, że nie lubię mężczyzn wyglądających jek wydelikacone książątka, brrr!). Oczywiście nasza protagonistka postanawia mimo to dać mu szansę i tutaj pojawia się główny powód, dla którego uważam wątek Assama za gorszy niż wątek Lufny. W historii kociaka nasza bohaterka niczym szczególnym się nie wyróżniała, ale nie była też denerwująca. Ot, taka naiwna, typowa szara myszka. Tymczasem w wątku Assama coś jej odbija i to już pierwszego dnia, kiedy zaprasza faceta do swojej sypialni i wręcz rozkazuje mu, żeby ją pocałował, bo nie może przestać myśleć o byłym. Ja rozumiem, że w sposobie myślenia wielu mężczyzn króluje przekonanie, że najlepszym sposobem na zapomnienie o byłej jest pakowanie się w ramiona następnej, ale ręczę, że kobiety mają do tego nieco inne podejście i nie wierzę, żeby cicha i nieśmiała dziewczyna była w stanie zdobyć się na podobnie głupi krok. Nope. Just nope.


Należy również dodać, że Assam jest yandere, a raczej takim "wanna be" yandere, bo do Tomy z "Amnesii..." mu daleko. Chodzi o to, że gość będąc zwierzakiem napatrzył się na nasze intymne igraszki z Reito i teraz nie może przeboleć, że ktoś inny był pierwszy. Nie pytając o zdanie, postanawia więc wziąć to, co w jego mniemaniu mu się po prostu należy. Lufna również był nachalny i zaborczy, ale swoją agresję kierował przeciwko innym mężczyznom, a nie przeciwko nam. Tymczasem niedługo po naszym pierwszym pocałunku Assam zaczyna dziwnie się zachowywać i pewnego dnia po prostu wykorzystuje fakt, że nikogo nie ma w domu. Wiecie, nie gram w produkcje dla dorosłych (bo mnie ani hentai, ani ecchi nie kręci), ale jakbym miała wskazać wątek z najgorszą sceną seksu (opisaną oczywiście przy pomocy kilku zdań) w grach otome ever, to byłaby to właśnie ta. Nie dość, że dziewczyna została zmuszona do seksu (a takie coś nazywa się gwałtem, drodzy twórcy), to jeszcze w wyjątkowo paskudny sposób. Dla mnie to było obrzydliwe. Jeszcze pół biedy, gdyby to była jakaś kontrowersyjna produkcja o mocno specyficznej i brutalnej konwencji, ale mówimy o słodkiej i zabawnej grze dla młodych kobiet! Najgorsze jest to, że naszej protagonistce to doświadczenie się podoba i dzięki niemu uświadamia sobie, jak bardzo kocha Assama. Twórcy, oszaleliście?! Serio chcecie promować takie zachowania jako normalne i zdrowe?!

Po upojnej nocy Assamowi wyłączył się "yandere mode" i biedak nie może znieść poczucia winy związanego z tym, co zrobił (nie dziwię się). Wygaduje się przed resztą panów, którzy chyba spędzili noc na ogrywaniu wątku Tomy z "Amnesii...", bo postanawiają zrobić użytek z klatki Georgiego i umieszczają w niej Assama, który nawet nie oponuje. Serio, najprościej było gościowi zabrać lekarstwo, które musi zażywać, żeby utrzymać ludzką postać (ale o tym, że takie lekarstwo w ogóle istnieje, dowiadujemy się później), a czarownikowi wmówić, że zrobił to z własnej woli, rezygnując z udziału w grze. A jeśli protagonistka chciałaby oponować, to powinni urządzić jej pogadankę na temat bycia ofiarą przemocy, a nie przyklaskiwać. Zamiast tego otrzymujemy jednak płomienne miłosne wyznania i całowanie się przez pręty klatki (brrr...). Po paru dniach oczywiście wszystko wraca do normy, a bohaterka wypuszcza Assama z klatki, mówiąc mu, że w zasadzie to ok, jeśli ma ochotę robić z nią, co chce. Na szczęście ten wątek po jakimś czasie się kończy i pojawia się następny, znacznie ciekawszy i przynajmniej związany z fabułą. Otóż któregoś wieczoru bohaterowie siedzą sobie w salonie i postanawiają wyjawić bohaterce szczegóły kontraktu zawartego z Fumiyą (w porę, zważywszy na to, że na wykonanie zadania mają jedynie tydzień). Czarownik dał im wszystkim szansę na zyskanie ludzkiej postaci i zdobycie serca swojej właścicielki, ale nagrodę (zostanie człowiekiem na zawsze) otrzyma jedynie ten, któremu się to uda, reszta zostane unicestwiona (ale z jakiegoś względu Fumiya mówi o tym jedynie Lize'owi). Panowie nie są zbyt skorzy do walki o swoje życie, ale po odpowiednim dopingu ze strony protagonistki, postanawiają odnaleźć Fumiyę. Jednocześnie zastanawiają się, dlaczego ludzką postać otrzymali wszyscy oprócz Georgiego. Lize twierdzi, że psiak po prostu stchórzył, co okazuje się dosyć brzemienne w skutkach.


Georgie postanawia bowiem ukraść lekarstwo Assama, zyskać ludzką postać i samemu rozmówić się ze złym panem czarownikiem. Kulminacją całego wątku jest więc szukanie "psiaka" po parku, a na końcu odnalezienie go w towarzystwie Fumiyi. Okazuje się, że panów łączy coś więcej (podejrzewam ukrytą opcję yaoi) i to dzięki wstawiennictwu naszego kochanego golden retrievera, czarownik postawnawia zmienić nieco zasady kontraktu. Jednak tym wszystkim, którzy oczekują pełnej napięcia walki na słowa, muszę powiedzieć, że wszystko dzieje się za naszymi plecami. Georgie po prostu mówi nam, że sam załatwi sprawę, a my mamy sobie iść do domu i odpocząć. Oczywiście wszyscy chętnie przystają na tę propozycję, uważając najwidoczniej, że pozostawienie wszystkiego w rękach naiwnego siusiumajtka jest dobrym posunięciem. Rzecz jasna wszystko kończy się szczęśliwie, a nasza zwierzęca ferajna otrzymuje możliwość przemieniania się raz na tydzień w ludzi.
W grze istnieją jeszcze dwa dodatkowe scenariusze. W pierwszym idziemy z Assamem na randkę i próbujemy namówić go, żeby zachowywał się normalnie, a w drugim... drugi omówię w osobnym wpisie, ponieważ scenariusz jest wspólny dla wszystkich panów.

Podsumowując: jestem przerażona przepaścią między wątkiem Lufny i Assama. Opowieść kociaka też miała nienajlepiej poprowadzony motyw romantyczy, ale sama w sobie była całkiem ciekawa i wciągająca. Ok, to nie był poziom "Dandelion...", ale nie nudziłam się i w miarę przyjemnie spędziłam czas. Wątek Assama był natomiast jego ewidentną stratą. Nie tylko dlatego, że facet to skrzywiony dupek, ale również dlatego, że sama fabuła posiada mnóstwo dziur i kompletnie nie jest spójna. To jednak jeszcze potrafiłabym wybaczyć, bo w końcu istnieja gry gorzej i lepiej napisane. Nigdy jednak nie będę aprobować przedstawiania przemocy seksualnej jako czegoś dobrego. Po prostu nie.

poniedziałek, 5 września 2016

30. Czy Lufna jest do luftu? ("My Secret Pets!")

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o postaci Lufny z gry "My Secret Pets!". Wybrałam jego wątek jako pierwszy, ponieważ od razu domyśliłam się, że postać tego chłopaka była inspirowana moim ukochanym Jisoo z "Dandelion: Wishes brought to you". Czy było mi dane przyjemnie się zaskoczyć czy boleśnie się rozczarować? Zapraszam do lektury.

Na początek należy zaznaczyć, że zanim Lufna przemienił się w człowieka, był kotem. I jak typowy przedstawiciel swojej rasy, jest niezależny i próbuje podporządkować sobie cały dom. Widać, że z miejsca traktuje go jako swoje własne terytorium, nie oszczędzając nawet pokoju protagonistki, do którego wchodzi już pierwszego wieczoru, żeby skraść pocałunek (co udaje mu się niezależnie od naszych poczynań). Od początku daje nam znać, że mu na nas zależy i traktuje nas jak swoją własność, nie pozwalając zbliżać się do nas reszcie chłopców. I chociaż z pozoru wydaje się być oschły i obojętny, ma tak naprawdę miękkie serce - już pierwszego dnia pokazuje nam swoje ulubione miejsce, do którego lubił przychodzić jako kot. Kiedy widzi, że ciężko jest nam pogodzić się z utratą ukochanego, postanawia wziąć sprawy we własne ręce i zaaranżować nam spotkanie (swoją drogą dosyć brzemienne w skutkach). Widać więc, że ma na uwadze przede wszystkim nasze dobro. Kiedy sprawy przybierają zły obrót i dowiadujemy się, że w sprawę zaangażowany jest duch zmarłej dziewczyny Reito, nie opuszcza nas właściwie nawet na krok. Nie boi się tego, co pomyślą sobie o nim inni - najważniejsze jest dla niego nasze bezpieczeństwo. Jednocześnie dosyć mocno stara się u nas zapunktować i należy przyznać, że robi to z podziwu godną konsekwencją. Kiedy robi się naprawdę gorąco i udaje się pojmać sprawców całego ambarasu, nie przebiera ani w słowach, ani w czynach - można odnieść wrażenie, że byłby gotów zabić każdego, kto chciałby nas skrzywdzić. Przy nim nawet Fumiya nie może czuć się bezpiecznie. Lufna ma mu za złe uknucie całej intrygi i nie widzi nawet powodu, dla którego w ogóle mielibyśmy z nim rozmawiać - dla niego ten mężczyzna jest wrogiem numer jeden. Ostatecznie oczywiście dobro zwycięża, a nasz nieco impulsywny kot pozostaje z nami na zawsze, przesypiając całe dnie i wykazując wyjątkowo wzmożoną aktywność nocą (if you know what I mean).


Przyznam szczerze, że mam problem z jednoznaczną oceną tego bohatera. Przede wszystkim jego wątek jest bardzo krótki (jego przejście zajmuje około 2-3 godzin) i wszystko dzieje się w nim bardzo szybko, co wręcz uniemożliwia bliższe zapoznanie się z nim (tutaj twórcy wyszli z problemu nieco obronną ręką, dodając dwa dodatkowe scenariusze - moim zdaniem bardzo udane, bo skupiające się przede wszystkim na ukazaniu Lufny jako partnera). Poza tym to nie jest Jisoo - panowie są podobni z wyglądu, ale Lufnie ewidentnie brakuje głębi. Jest do bólu stereotypowym słodkim draniem - spodoba się osobom, które lubią taki typ postaci, ale reszta przejdzie obok niego obojętnie. Poza tym wydaje mi się, że twórcy nie potrafili odpowiednio wyważyć jego charakteru: z jednej strony mamy chama, który wyzywa nas od idiotek i nawet przed sobą nie przyzna się, że coś do nas czuje, a z drugiej nieśmiałego chłopaka, u którego wskutek pobudzenia zamiast rumieńców pojawiają się uszy i ogon. Nie podoba mi się u niego właśnie ta swoista niestabilność - nie potrafiłabym być z kimś, kto ciągle próbue mi udowodnić, że mu na mnie kompletnie nie zależy, a mimo to kręci się wokół jak pies ogrodnika. W dodatku bierze siłą - ja wiem, że w świadomości wielu mężczyzn panuje przekonanie, że jak kobieta mówi, że nie chce seksu, to oznacza, że niczego więcej tak naprawdę nie pragnie, ale wrong way, to nie działa w ten sposób. Jak dla mnie to jest duży minus. Wątek Lufny przez swoje niedopracowanie może sprawić, że młodsze dziewczyny wyrobią sobie błędną wizję związków w ogóle. 

Z drugiej strony nie nazwałabym jego wątku słabym, bo sama opowieść miłosna miała swoje dobre momenty. Dla mnie to jest nadal kwestia niedopracowania - wątek ma potencjał, ale trzeba liczyć się z tym, że w rzeczywistości jest dosyć przeciętny - nie słaby, ale przeciętny właśnie. Dla mnie to niestety nie jest udana inspiracja Jisoo.

czwartek, 1 września 2016

29. Moje własne małe zoo, czyli przygoda z "My Secret Pets!".

Na wstępie chciałabym przeprosić Was za to, że przez prawie miesiąc nie dodawałam żadnego nowego wpisu. Miałam mnóstwo pracy, a w dodatku trochę posypało mi się zdrowie i musiałam spędzić parę dni w szpitalu. Na szczęście teraz wszystko jest już ok i mogę opowiedzieć Wam o grze, którą w tym czasie przechodziłam. Mam nadzieję, że tęskniliście!

Gra "My Secret Pets!" została stworzona przez znane studio Dogenzaka Lab i ujrzała światło dzienne na Steamie 11 maja 2016 roku. Studio specjalizuje się w wydawaniu gier mobilnych, stąd charaterystyczna oprawa wizualna i podział historii na rozdziały (na szczęście w wersji na PC odblokowujemy wszystkie razem z zakupem). Wystarczy zaledwie przez chwilę poobcować z "My Secret Pets!", żeby uświadomić sobie, że produkcja jest pewnego rodzaju hybrydą fabularną gier "Amnesia: Memories" i "Dandelion: Wishes brought to you". Wygląda na to, że twórcy postanowili uszczknąć sobie parę rozwiązań z każdej z tych produkcji i na koniec dołożyć jeszcze coś od siebie. Czy odgrzewany kotlet polany nowym sosem może smakować dobrze? Sprawdźmy!

W grze wcielamy się w postać dziewczyny, o której wiemy jedynie tyle, że chodzi do szkoły, mieszka sama i posiada rodziców prowadzących sklep ze zwierzętami. Zawsze, ilekroć widzi jakiegoś uroczego pupila, postanawia go przygarnąć. W ten sposób "dorobiła się" już psa, kota, świnki, królika i papugi. Traktuje swoją małą zwierzęcą feralnę jako swoich najbliższych przyjaciół i nic dziwnego, że to właśnie im postanawia wygadać się, kiedy w tajemniczy sposób zrywa z nią jej chłopak, Reito. W pewnym momencie wypowiada życzenie: "Chciałabym, żebyście mogli być ludźmi" i przewrotny los postanawia przychylić się do jej prośby. Panowie postanawiają zamieszkać ze swoją właścicielką, jednocześnie stając w szalone konkury o jej serce. Pomagają jej również dowiedzieć się, dlaczego Reito ją zostawił i dlaczego w całą sprawę jest zaangażowany duch zmarłej dziewczyny. Wszystko to zwieńczone jest wisienką na torcie w postaci tajemniczego czarnoksiężnika o imieniu Fumiya.

O ile jednak sama fabuła jest ciekawa i potrafi wciągnąć, o tyle twórcy nie zdali egzaminu ze sposobu prowadzenia narracji. W tej grze wszystko dzieje się bardzo szybko. Nasza bohaterka nie przejmuje się wcale faktem, że nagle zamieszkała z czterema dorosłymi facetami (a przypomnijmy, że jest to gra rodem z Japonii, a w tym kraju ludzie mają mocno konserwatywne podejście do tych spraw) ani że w każdej chwili mogliby odwiedzić ją rodzice lub znajomi ze szkoły. Podejrzanie szybko zakochuje się też w wybranym przez nas chłopaku, zupełnie, jakby wystarczyło jej parę miłych słów, żeby poczuć szybsze bicie serca. Reszta bohaterów również zachowuje się schematycznie i nienaturalne. Mamy więc niegrzecznego chłopca Lufnę, grzecznego (aż do przesady) Assama, dużego chłopca Lize i na pozór dojrzalszego od nich Ramina. Panowie nie wychodzą poza sztywno określone ramy i właściwie nie posiadają w sobie niczego do odkrycia. Zdaję sobie sprawę z tego, że w krótkiej grze nie sposób poprowadzić rozbudowanej fabuły, ale przykład "Pyrite Heart" pokazuje, że nawet krótka opowieść może być ciekawe skonstruowana. Tutaj zabrakło trochę polotu, zupełnie, jakby scenariusz gry był pisany na szybko i na kolanie. Co dziwi, ponieważ "My Secret Pets!" nie jest pierwszą grą tego studia i nie można zrzucić winy na brak doświadczenia.


Skłamałabym jednak, gdybym napisała, że gra jest zła. Myślę, że z powodzeniem jest w stanie zadowolić graczy, którzy bardziej, niż na fabułę, patrzą na sam wątek romansowy i nie lubią gier, w które trzeba przegrać xx godzin, żeby doczekać się sceny z pocałunkiem. Tutaj bohaterowie wręcz biją się o dziewczynę, prawią jej mnóstwo komplementów i szybko przechodzą do rzeczy, bez bawienia się w (zbędne dla niektórych) ceregiele. Tak, w "My Secret Pets!" możemy pójść z wybranym chłopakiem do łóżka. Mnie osobiście takie rzeczy nie kręcą, ale należy przyznać, że na rynu gier otome jest to raczej ewenementem. Dodatkowym ciekawym rozwiązaniem jest interakcja bohaterów z graczem - po ukończeniu każdego z wątków możemy porozmawiać z Fumiyą i Georgiem (psem protagonistki), którzy doradzą nam, który wątek rozegrać jako następny w zależności od tego, czego odnośnie fabuły zamierzamy się dowiedzieć - niby mała rzecz, a cieszy. Plusem jest również fakt, że po ukończeniu danego wątku odblokowujemy również dwa dodatkowe scenariusze, stanowiące krótkie (ale bardzo sympatyczne) historyjki związane ze wspólnym życiem z danym chłopakiem. Atutem jest też całkiem przyjemna oprawa wizualna, która może się podobać. W tle gra sobie jakaś muzyczka, ale nie wpada zbytnio w ucho.

To wszystko sprawia, że ciężko mi jednoznacznie polecić czy odradzić "My Secret Pets!". Myślę, że gra może być całkiem przyjemna dla osób, które rozpoczynają swoją przygodę z otome i przeraża je długość wątków w bardziej rozbudowanych tytułach. Dla mnie to produkcja w pewnym sensie niedopracowana i czegoś wyraźnie mi w niej brakuje. To na pewno nie jest poziom gier "Amnesia: Memories" i "Dandelion: Wishes brought to you".

Dodatkowo gra średnio działa na starszym sprzęcie - obraz na moim toughbooku był lekko zniekształcony (dlatego w recenzji posiłkuję się grafikami znalesionymi w sieci) i nie działała na nim opcja "Back".

Za przekazanie kopii gry do recenzji dziękuję studiu Dogenzaka Lab.


***
Grę możecie zakupić na platformie Steam:
http://store.steampowered.com/app/447180/