piątek, 27 maja 2016

10. Kimi no aishiteru - Ukyo ("Amnesia: Memories")

Oto wpis, na który wielu z Was czekało - notka poświęcona Ukyo. Wątek Ukyo jest rozdziałem bonusowym, który odblokowujemy poprzez uzyskanie dobrych zakończeń we wszystkich innych wątkach, ale w mojej opinii warto go odegrać, ponieważ jest swoistym zakończeniem historii i wyjaśnia wszelkie nieścisłości, które nawarstwiły się po drodze. Dlatego nawet, jeśli gra nieszczególnie przypadła Wam do gustu i po rozegraniu podstawowych wątków macie dosyć, odczekajcie trochę i zapoznajcie się z postacią naszego tajemniczego mordercy. Nietrudno bowiem domyślić się, że mamy do czynienia z postacią kluczową.

Ukyo spotykamy przed swoją uczelnią. Chłopak ostrzega nas, żebyśmy pod żadnym pozorem nie wchodzili do środka. Jednocześnie pyta, czy go pamiętamy, ale po chwili sam odpowiada sobie na to pytanie, twierdząc, że to niemożliwe. Następnego dnia dowiadujemy się, że na uniwersytecie doszło do wybuchu w laboratorium, w kótym mieliśmy pracować. Nie jest to jedyny moment, w którym ostrzeżenie Ukyo ratuje nam życie. Podobnie jest w przypadku wypadku kolejowego, który wydarzył się nieopodal naszego miejsca zamieszkania. Cały świat z jakiegoś powodu zdaje się nieustannie nam zagrażać, a chłopak jakby doskonale wie, kiedy i co ma się wydarzyć. Zdaje się przewidywać przyszłość, na którą my nie mamy wpływu. Jednocześnie często bywa w kawiarni, w której pracujemy. Zdradza nam, że kiedy pierwszy raz tu przyszedł, od razu wpadliśmy mu w oko i z roztargnienia zamówił z menu niemalże wszystko, jak leci. Wydaje się jednak świetnie dogadywać z naszymi współpracownikami i szefem. Dzięki temu dowiadujemy się, że Ukyo zdążył już zwiedzić pół świata i pasjonuje się fotografią. Generalnie sprawia wrażenie bardzo kulturalnego, uprzejmego i grzecznego młodzieńca, który dobrze odnajduje się w towarzystwie - nie jest więc tak typowym outsiderem jak Shin. Nie ma też nic przeciwko, kiedy Ikki zaprasza nas na pokaz sztucznych ogni.


Szybko jednak poznajemy również jego mroczną stronę. Pewnego dnia kawiarnia zostaje zalana, więc dostajemy wolne i postanawiamy wykorzystać piękny dzień na spacer po parku. Znajdujemy w nim śpiącego w trawie Ukyo. Postanawiamy go obudzić i kończymy z jego dłońmi zaciśniętymi na naszym gardle. Chłopak wpada w szał, twierdząc, że to my jesteśmy winne wszystkich jego cierpień i zapłacimy mu za to. Na szczęście szybko przywołuje się do porządku i powraca na swoją "dobrą" stronę, przepraszając nas za swoje zachowanie i pytając, czy nie zrobił nam krzywdy. Jednocześnie prosi nas, żebyśmy pod żadnym pozorem nigdy nie budziły go ze snu, ponieważ może być niebezpieczny. Wyznaje nam też, że właśnie z tego powodu woli spać na dworze - wtedy w pobliżu zawsze znajdzie się ktoś, kto w razie potrzeby będzie w stanie wezwać pomoc. Postanawia odprowadzić nas do domu i w czasie drogi decydujemy się na pewien odważny krok, pytając, czy coś do nas czuje, na co ten odpowiada, że parę dni temu zapytał nas, czy zostaniemy naszą dziewczyną, co pozwala nam odzyskać jedno z wielu ważnych wspomnień (co ciekawe, jest ono dostępne jedynie dla nas - nie współdzielimy go z Orionem). Następnego dnia odbywa się pokaz sztucznych ognii, ale nie decydujemy się iść razem z Ikkim. Wybieramy się na poszukiwanie Ukyo, którego ponownie znajdujemy w parku. Chłopak pyta nas, co robimy poza domem o tak późnej porze, a my szczerze wyznajemy, że tęskniłyśmy. Ze wzruszenia przytula nas i dzięki temu odzyskujemy kolejne wspomnenie.
Nasza droga dalej jednak nie jest usłana różami. Już nazajutrz padamy ofiarą okrutnego żartu - przed kawiarnią zostajemy obrzuceni balonami wypełnionymi czerwonym atramentem, który wygląda na naszym ubraniu jak krew. Nic dziwnego, że nasze przyjście do pracy wywołuje prawdziwy atak paniki i troski ze strony kolegów. Szybko otrzymujemy również telefon od Ukyo, który dowiedział się już, co się stało i przestrzega nas przed wyjazdem na zbliżającą się "wycieczkę". Wystarczyła jednak chwila, żeby jego głos zmienił ton i zaczął wręcz namawiać nas, żebyśmy jednak pojechały. Następnego dnia spotykamy go przed świątynią i przypominamy sobie, że widziałyśmy go kiedys płaczącego na ulicy przed domem swojego dziadka, który miał zostać przekazany do rozbiórki. Chłopak dziękuje nam za pamięć, po czym ponownie nas przytula. Widujemy się jeszcze przez jakiś czas, po czym zapraszamy go do siebie. Po przyjściu prosi o filiżankę kawy, a kiedy mu ją przynosimy, niemalże potykamy się o leżący na podłodze telefon. Ukyo postanawia ochronić nas przed upadkiem i przez przypadek zbija łokciem stojące w pokoju lustro. Ze zdumieniem stwierdza, że nie powinno być ono całe. Poznajemy wtedy jego wspomnienia, w których nasza bohaterka zostaje ofiarą wybuchu pożaru na uniwersytecie i umiera po około miesiącu trwania w śpiączce. Zrozpaczony chłopak postanowił zaprzedać swoją duszę, powtarzając: Kimi no aishiteru i rzeczywiście doprowadzając do starcia się ze sobą dwóch światów: realnego i nadprzyrodzonego. Następnie zostaje u nas na noc.

Żeby jednak nie było tak prosto, chłopak poleca nam specjalnie przygotować się na tę ooliczność, proponując zabranie ze sobą kajdanek i paru innych narzędzi samoobrony, i to bynajmniej nie w celach erotycznych. Chłopak zwyczajnie boi się, że obudzi się w nim jego druga natura i będzie chciał zrobić nam krzywdę, dlatego pozwala przykuć się kajdankami do kaloryfera. My jednak uwalniamy go, ufając mu bezgranicznie. W końcu jak mógłby skrzywdzić nas ktoś, kto tak bardzo nas kocha? Następnego dnia Ukyo opowiada o wszystkim i wyznaje, że właśnie rozgrywa się nasza prawdziwa historia (w przeciwieństwie do reszty wątków, w których byliśmy z resztą chłopców), a ponieważ wcześniej umarliśmy, świat za wszelką cenę próbuje wypełnić nasze przeznaczenie. Nasz ukochany postanawia jednak wyjść mu naprzeciw i nakazuje nam pod żadnym pozorem nie opuszczać domu. Dom rzecz jasna opuszczamy i postanawiamy odszukać ukochanego, martwiąc się o jego los. Docieramy do związanej z naszymi wspólnymi wspomnieniami świątyni, ale tam czeka nas niemiła niespodzianka - dziewczęta z fanklubu Ikkiego, odpowiedzialne również za obrzucenie nas atramentem. Postanawiają pobić nas i zamknąć od zewnątrz. Próbują nastraszyć nas również fajerwerkami, ale przez przypadek podpalają starą drewnianą budowlę. Już godzimy się na śmierć, kiedy pojawia się Ukyo, który uwalnia nas z potrzasku. Mimo to świat nadal nie zamierza z nami współpracować. Pojawia się wielka burza z piorunami. Próbujemy schronić się przed nią w paru miejscach, aż w końcu docieramy na uniwersytet, który wskutek uderzenia pioruna staje w płomieniach. Tam następuje kulminacja całego wątku i stajemy się świadkami wewnętrznej walki Ukyo. Okazuje się, że tak naprawdę to właśnie przez niego doszło do zderzenia się z Orionem. Chłopak poprzez wypowiedzenie swojego życzenia związał swoją duszę z panem naszego uroczego duszka, lordem Nhilem. Nhil nie był jednak w stanie spełnić życzenia chłopaka i uzależnił życie naszej bohaterki od jego śmierci. W świecie musi istnieć równowaga i jeżeli można przywrócić kogoś do życia, należy oddać coś w zamian. Ukyo wielokrotnie umierał, żeby móc odrodzić się w kolejnym świecie i ponownie z nami spotkać. Próbował również nieustannie nas zabić, żeby samemu nie musieć cierpieć. To właśnie to upiorne błędne koło sprawiło, że popadł w szaleństwo i nie wie już, kim naprawdę jest. To sprawia, że nasz pobyt na uniwersytecie wiąże się z nieustannym uciekaniem przed oprawcą i jednoczesną chęcią pomocy "dobremu" Ukyo. W pewnym momencie jednak drogi ucieczki zamykają się i chłopak staje nad nami z nożem, gotów do zadania ostatecznego ciosu... po czym wymierza go w siebie. Nasi bohaterowie umierają w pożarze, ale na horyzoncie pojawia się sam lord Nhil, który pyta nas, czy zamierzamy przebaczyć Ukyo. Oczywiście zgadzamy się i otrzymujemy od tajemniczego boga kolejną szansę, lądując w kolejnym świecie - tym razem jednak wspólnie z pewnym zielonowłosym fotografem, który obiecuje nam odkupić lustro.



Historia Ukyo jest mroczna, mocna i niepokojąca jak dobry thriller, w dodatku trzyma w napięciu od początku do samego końca. Widać, że twórcy postarali się i stworzyli wątek, który umiejętnie poskładał wszystko w całość. Wprawdzie szkoda trochę, że to świat Ukyo okazał się być tym prawdziwym, ale dla dobrej opowieści jestem w stanie to przełknąć. Do samej postaci natomiast nie zapałałam sympatią. Wiem, że są tutaj oddane fanki Ukyo, które pewnie mnie zjedzą, ale on sam jako bohater nie podbił mojego serca. Nie przeszkadza mi jego rozdwojenie jaźni, bo taka jest konwencja gry, natomiast do szału doprowadzał mnie "dobry" Ukyo. Chyba żadna inna męska postać w "Amnesii..." nie jest takimi ciepłymi kluchami. Sam napytał sobie (i przy okazji innym) biedy, a potem nie jest w stanie wypić piwa, które nawarzył. Oczywiście rozumiem, że na jego miejscu zapewne wiele osób zachowałoby się podobnie, ale zastanawia mnie, dlaczego od początku nie zawalczył o swoją miłość, tylko pozwolił jej najpierw parę razy zakochać się w kimś innym i umrzeć. Rozumiem, że przez to jego wątek miał wydać się bardziej dramatyczny, ale mnie on w ogóle nie wzruszył. Nie potrafiłam tej postaci współczuć ani chcieć jej przytulić, w ogóle nie wzbudziła we mnie żadnych pozytywnych emocji, co najwyżej pewnego rodzaju politowanie. Być może bierze się to z tego, że jeśli już mam polubić postać jakiegoś badassa, to chcę, żeby była charakterna i silna wewnętrznie. Nie cierpię mężczyzn, którymi trzeba się opiekować i wokół nich skakać, bo są biedni, nieszczęśliwi i mieli trudne dzieciństwo. Również wygląd Ukyo średnio do mnie przemówił - same długie włosy są świetne, ale delikatne rysy twarzy w połączeniu z równie delikatnym głosem niezbyt odpowiadają mojemu wizerunkowi mężczyzny idealnego. To sprawia, że na pewno nie związałabym się z kimś takim w realnym życiu.

Podsumowując, wątek Ukyo moim zdaniem dobrze zamyka całą grę i wyjaśnia wiele pojawiających się po drodze nieścisłości. Sam scenariusz jest dobry i na pewno wart bliższego poznania, ale jeśli wcześniej nie polubiliście postaci uroczego zielonowłosego fotografa, to po ukończeniu jego wątku raczej nie zmienicie zdania. Fatem jest jednak, że bez niego historia jest niekompletna, więc jest to obowiązkowa stacja końcowa naszej przygody z "Amnesią...".

A co Wy sądzicie na temat wątku Ukyo? Co najbardziej spodobało Wam się w tej postaci? Zapraszam do podzielenia się swoją opinią.

wtorek, 24 maja 2016

9. Umiesz liczyć? Licz na Kenta! ("Amnesia: Memories")

Na początek dwie sprawy. Dwie czytelniczki napisały do mnie z prośbą o to, żeby na blogu pojawiły się solucje do omawianych gier i podstawowe informacje na temat poszczególnych bohaterów (data urodzin, wzrost, grupa krwi itp.)  Szczerze powiedziawszy jestem średnio przekonana do tych pomysłów - głównie dlatego, że wszystkie tego typu rzeczy możecie bez problemu znaleźć w sieci i średnio widzę sens powielania ich na zasadzie "kopiuj+wklej". Jeśli jednak nadal będzie zainteresowanie tym tematem, to oczywiście przemyślę sprawę. Będę wdzięczna, jeśli napiszecie, co o tym myślicie - na pewno pomoże mi to w podjęciu ewentualnej decyzji.

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o wątku Kenta. Wątku, który zostawiłam sobie na sam koniec, wychodząc z założenia, że pewnie będzie nudny i nieciekawy. Sam Kent nie był kompletnie w moim typie (chociaż mam słabość do wysokich okularników) i nie zrobił na mnie wrażenia w żadnym z poprzednich wątków. Nic więc dziwnego, że pochodziłam do niego trochę jak pies do jeża i musiało minąć sporo czasu, nim postanowiłam zapoznać się z nim bliżej. Kiedy jednak już to zrobiłam, przepadłam bez reszty. Parę osób pytało mnie, jaki jest mój ulubiony wątek w grze, więc oto odpowiedź. Poznajcie młodego geniusza matematycznego, który jest dowodem na to, że cicha woda brzegi rwie.

Panie i panowie, jesteśmy właśnie na jednej z najfajniejszych randek w całej grze.
Tym razem gra wita nas dosyć lakoniczną i niezbyt miłą wiadomością SMS związaną z jutrzejszym spotkaniem w kawiarni. Samemu spotkaniu również raczej daleko do ideału - udaje nam się skutecznie wkurzyć Kenta, który z jakiegoś dziwnego powodu burczy na nas jak pociągnięty za ogon kot. Para, która dopiero niedawno zaczęła chodzić ze sobą na randki, raczej nie powinna zachowywać się w ten sposób. Okazuje się, że przyczyną całego ambarasu są umiejętności interpersonalne Kenta, a raczej ich wyraźny brak. Ten mężczyzna kompletnie nie wie, jak radzić sobie z dziewczynami. Nie ma pojęcia, o czym z nimi rozmawiać (i przede wszystkim, po co w ogóle to robić), na spacerach milczy, a jeśli już złapie nas za rękę, to tylko po to, żeby ciągnąć nas za sobą. W jego głowie każdy związek posiada swoje etapy i jeśli było się na etapie spacerów, nie mogło się być na etapie przytulania. Oczywiście jego mentorem i jednocześnie doradcą w sprawach damsko-męskich jest Ikki, więc szykujcie się na prawdziwą mieszankę wybuchową. Należy również wspomnieć, że Kent jest starszy od nas i jako młodszy pracownik naukowy prowadzi na naszej uczelni zajęcia z matematyki - rzecz jasna jednym z powodów, dla których się nami zainteresował, był fakt, że jesteśmy lepsze z tego przedmiotu od innych dziewczyn.
Czego jednak by o Kencie nie mówić, facet wyraźnie pokazuje, że mu na nas zależy, chociaż robi to w wyjątkowo nieudolny sposób. Sprawia trochę wrażenie takiego prymusa, który całe swoje dotychczasowe życie spędził z nosem w książce i pewnego dnia obudził się nagle, dostrzegając, że dziewczyny są w sumie fajne i zaczynają mu się podobać, ale nie wiadomo, jak się do nich zbliżyć i jak je oswoić. Dla Kenta jesteśmy zupełnie innym gatunkiem i biedaczyna ma nadzieję, że któregoś dnia zacznie w końcu nas rozumieć. Jednocześnie jest coraz bardziej sfrustrowany faktem, że według nas wszystko robi źle i nie potrafi skutecznie dbać o swój związek. Święty straciłby cierpliwość, ale Kent nie ustaje w swoich staraniach.

Sytuacja zmienia się, kiedy nadchodzi festyn i zamierzamy wybrać się na pokaz sztucznych ogni. Yukata kupiona, włosy uczesane, makijaż na bóstwo zrobiony. Brakuje jedynie Kenta. Umawiamy się z nim na stacji metra i czekamy. I czekamy. I czekamy. Kiedy do niego dzwonimy, dowiadujemy się, że chłopak niestety nie może przyjść, ponieważ jest przytłoczony pracą nad swoim wystąpieniem na konferencji naukowej, dzięki której ma otrzymać stypendium na studia w Europie (wspominałam już, że jest matematycznym geniuszem?). Ze słusznym uczuciem zawodu wyznajemy mu, że naprawdę zależało nam na tym, żeby pójść na festyn właśnie z nim. Wtedy następuje przełom. Kent uświadamia sobie, że jest dla nas ważny i postanawia stanąć na wysokości zadania. Rzuca wszystko i przybiega, żeby spędzić z nami ten wieczór. Spóźniamy się przez to na pokaz sztucznych ogni, ale i tak spędzamy razem cudowny czas, łapiąc złote rybki i spacerując pod parasolem.
Dalej jest już tylko lepiej. Kent zyskuje w stosunku do nas pewną śmiałość, chociaż nadal trzyma się na pewien uprzejmy dystans. Jest chyba jedynym chłopakiem w całej grze, który nie uważa, że zostanie z dziewczyną sam na sam w pokoju to świetna okazja do obłapiania jej. Pod tym względem możemy Kentowi zaufać. Przeżywamy pierwszy pocałunek, trzymamy się za ręce, spacerujemy (chociaż to nadal jest trudne, ponieważ chłopak jest bardzo wysoki i ani myśli zwalniać kroku), jesteśmy przez niego odprowadzane do domu - nie bez powodu, ponieważ w okolicy grasuje morderca. Generalnie możemy czuć się naprawdę bezpiecznie i widać, że Kent się o nas troszczy. W międzyczasie przedstawia nas swoim rodzicom, którzy są takimi samymi dziwakami jak on, ale akceptują nas bez problemu. Coraz mniej przypomina nieporadnego młodzieńca z początku gry - pod naszym okiem zaczyna przemieniać się w prawdziwego mężczyznę. Jest również jedyną postacią w grze (nie licząc Ukyo), której opowiadamy o naszym połączeniu z Orionem. Szczerze przy tym odpowiada nam, że podejrzewał naszą amnezję, ponieważ zdawałyśmy się nie pamiętać zupełnie wydarzeń sprzed spotkania w kawiarni. Okazuje się, że jakiś czas temu nasz pies został potrącony przez samochód i uśpiony, a Kent stwierdził, że nie powinnyśmy po nim płakać, ponieważ to było tylko zwierzę. To sprawiło, że szczerze go znienawidziłyśmy i to właśnie było powodem, dla którego z początku był na nas zły. W każdym razie jest szczęśliwy, że udało mu się dowiedzieć prawdy (i przy okazji pogawędzić sobie z Orionem przy pomocy kartki i ołówka) i w spokoju opuszcza nasze mieszkanie, pozostawiając w nim ważne notatki na jutrzejszą konferencję. Dostrzegamy to dopiero rano i postanawiamy zanieść mu je na uniwersytet. Po drodze ulegamy wypadkowi samochodowemu i lądujemy w szpitalu. Kiedy jedynie Kent się o tym dowiaduje, rzuca wszystko (włącznie ze swoim bardzo ważnym wystąpieniem) i postanawia w tych trudnych chwilach być właśnie z nami. Zachowuje się więc tak, jak na jego miejscu powinien zachować się każdy mężczyzna. Nie rezygnuje jednak z marzeń - ponownie przystępuje do programu, który ma mu zapewnić w przyszłym roku studia za granicą i... wciąga w ten program również nas. Nie mamy więc innego wyboru - wspólna przyszłość jest nam po prostu pisana.


Uwielbiam Kenta. Kiedyś przez około pięć lat kochałam się w starszym koledze, który był bardzo podobny do niego, chociaż może nieco bardziej śmiały w stosunku do kobiet. Jestem więc w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie, co protagonistka w nim widzi. Sam początek wątku wprawdzie średnio mi się podobał, ale opłacało się go przejść, ponieważ Kent w mojej opinii przechodzi najbardziej spektakularną metamorfozę. Osobiście raczej nie byłabym w stanie związać się z Kentem z początku wątku, za to z tym z końca jak najbardziej - i nie przeszkadzałby mi nawet fakt, że facet jest mocno średnio w moim typie. Mamy tu więc odwrotną sytuację w stosunku do Tomy.

Podsumowując, polecam Wam wątek Kenta jako swoisty balsam dla duszy po rozegraniu historii Ikkiego i Tomy, bo jest naprawdę bardzo dobry, ciepły i normalny, co w odniesieniu do reszty jawi się jako niewątpliwy komplement. A co Wy o nim sądzicie? Czy również przypadł Wam do gustu? A może uważacie, że na tle innych wątków wypada nudno i nijako? Nie bójcie się podzielić swoją opinią.

środa, 18 maja 2016

8. To ja, Narcyz się nazywam! - Ikki ("Amnesia: Memories")

To ja, Narcyz się nazywam 
Przepraszam i dziękuję - ja tych słów nie używam 
Jestem piękny i uroczy - popatrzcie w moje oczy 
Jestem przecież najpiękniejszy, a na pewno najskromniejszy 

To ja, Narcyz się nazywam 
Powodzenia oraz proszę - ja tych słów nie używam 
Jestem śliczny jak kwiatuszek, który wabi setki muszek 
Niepotrzebne mi podboje, aby wszystkie były moje 

Niech dziś mój pocałunek na ustach innej gości 
Byś mogła się przekonać, jak ona ci zazdrości 
Niech moje słodkie ręce dziś pieszczą innej ciało 
Byś mogła się przekonać, jak krzyczy: "Mało, mało!" 



Powyższy tekst piosenki zespołu Łzy zdaje się idealnie pasować do charakterystyki naszego kolejnego bohatera. Ikki już na pierwszy rzut oka może budzić niemałe zainteresowanie - wygląda o wiele bardziej oryginalnie od reszty postaci, ma piękną twarz, białe rzęsy i cudne oczy, w dodatku jego gesty i sposób wyrażania się dobitnie wskazują na to, że mamy do czynienia z bardzo dbającym o siebie młodym mężczyzną. Wszyscy znamy jednak powiedzenie, że nie wszystko złoto, co się świeci i niestety bardzo dobrze obrazuje ono kolejny wątek, o którym zamierzam dzisiaj opowiedzieć. 
W przeciwieństwie do Tomy i Shina, Ikki nie odwiedza nas w szpitalu. Gra rzuca nas od razu na głęboką wodę i pozwala poznać wybranka naszego serca w nieco innych warunkach - po raz pierwszy natykamy się na niego przez wejściem do kawiarenki, w której oboje pracujemy. Nie jest jednak sam. Otacza go wianuszek piszczących za zachwytu dziewcząt. Wszystkie traktują go jak swojego idola, z nabożną niemalże czcią spijając słowa z jego ust. Nic dziwnego, że Ikki czuje się z tym dobrze, bo któż by się nie czuł? Zdaje się świetnie bawić. odgrywając rolę uwielbianego i kochanego przez kobiety mężczyzny. Jest tylko jeden problem - my. 



Czy to szczerze uczucie, czy zimne wyrachowanie?

Nie jest łatwo być dziewczyną Ikkiego. Głównie dlatego, że wszędzie, gdzie się pojawi, podąża za nim fanklub piszczących nastolatek, którym przewodzi dumna i wyniosła Rika. Jak się okazuje, fanklub ten funkcjonuje na pewnej dosyć szczególnej zasadzie. Co jakiś czas jedna z dziewcząt wpada Ikkiemu w oko i otrzymuje pozwolenie na wejście z nim w bliższą relację. Jednak po upływie trzech miesięcy lub po tym, kiedy dojdzie do konsumpcji związku, musi z niego odejść, żeby zwolnić miejsce dla nowej. W ten sposób każda z członkiń będzie mieć możliwość pobycia sam na sam ze swoim idolem. Wspaniałe rozwiązanie, prawda? Tym bardziej, że sam Ikki zdaje się świetnie w całej sytuacji odnajdywać i wspaniale się bawi, ciesząc się różnorodnością swoich okresowych partnerek. Do czasu, kiedy same wpadamy w jego oko i Ikki decyduje się z nami związać. Szybko odkrywa, że nie jesteśmy takie, jak inne dziewczyny, że nie piszczymy z zachwytu na jego widok i nie przytakujemy ślepo we wszystkim, co nam powie. To sprawia, że sam zaczyna się do nas emocjonalnie zbliżać i próbuje zrobić wszystko, żeby przerwać passę 3-miesięcznych "związków". Niestety, jego fanki nie cofną się przed niczym, żeby wybić mu z głowy stałą dziewczynę - nawet, jeśli miałoby to się odbyć jego kosztem.

Ten wpis będzie krótki, ponieważ nienawidzę postaci Ikkiego. Mogłoby wydawać się, że jego wątek będzie opierał się na wspólnej walce o szczęście, ale tak nie jest. Nasza protagonistka jest w tym wątku tak bierna, jak to tylko możliwe. Możemy być pewni, że gra w odpowiedni sposób "ukarze" nasze bardziej zdecydowane działania. Naszym zadaniem jest siedzieć cicho i czekać, aż Ikki sam dojdzie do wniosku, że w sumie porzucanie własnej dziewczyny na rzecz piszczących małolat jest głupie. Naprawdę, żaden inny wątek w grze nie wkurzył mnie tak bardzo. Aż do samego końca miałam nadzieję, że facet w końcu się opanuje i postawi sprawę jasno, zrywając całkowicie kontakty ze swoim fanklubem. On natomiast stwierdził, że nadal będzie spotykał się z innymi dziewczynami (oczywiście za wiedzą protagonistki) i że odmówienie im byłoby niegrzeczne (!!!). W dodatku przez większość gry zachowuje się jak ciepłe kluchy i wydaje mu się, że jest ofiarą, a nie prowodyrem wszystkich zdarzeń. Naprawdę tak powinien zachowywać się mężczyzna, którego dziewczynie grożono śmiercią? Ikki, jesteś okropny!


W mojej opinii wątek Ikkiego jest zdecydowanie najsłabszy ze wszystkich. Początek zbytnio mnie nie zrażał i przez cały czas trwania wątku miałam nadzieję, że coś się zmieni. Wielkie nadzieje pokładałam w zakończeniu, które okazało się bardzo słabe i zdecydowanie nie określiłabym go jako happy end. Ikki sprawia wrażenie przemiłego młodego człowieka, jest kulturalny, elegancki i dżentelmeński, ale w rzeczywistości jest jak robaczywe jabłko - piękne z zewnątrz, ale zepsute od środka. Przechodzenie jego wątku nie sprawiało mi żadnej przyjemności i nie ukrywam, że nie mogłam doczekać się, kiedy będę miała go już za sobą. Jedną z cech, której najbardziej u wielu mężczyzn nie lubię, jest brak zdecydowania, dlatego też Ikki w realnym świecie nie zaskarbiłby sobie mojej sympatii - dla mnie jest po prostu posiacią bez charakteru i bez wyrazu.




Jeżeli więc zdecydujecie się po sięgnięcie po grę "Amnesia: Memories", raczej nie sięgajcie od razu po wątek Ikkiego. Wiem, że wśród fanek gry znajduje się wiele jego miłośniczek, ale we mnie wywołał mocno negatywne odczucia. Z jednej strony rozumiem zamysł twórców, którzy chcieli zapewne zaserwować nam historię typu "miłość do idola", ale w moim odczuciu wyszło to bardzo miałko i nijako. Brakuje mi w tym jakiegoś rzeczywistego romansu, walki o szczęście, ciepła. Jak pewnie wiecie, wątek Shina również zrobił na mnie z początku niezbyt dobre wrażenie, ale z czasem bohater zmienił się na tyle, że naprawdę go polubiłam. Miałam też nadzieję polubić Ikkiego, którego wygląd od początku przykuł mój wzrok, a pozory pozwalały mi przypuszczać, że jest raczej romantycznym dżentelmenem, a nie dużym chłopcem. 

A może się mylę? Może moja ocena jest zbyt surowa? Jeśli są wśród Was jakieś miłośniczki wątku Ikkiego, to proszę - wyjaśnijcie mi fenomen jego popularności. Być może dostrzegacie w nim coś, co jest poza zasięgiem mojego własnego wzroku.

środa, 11 maja 2016

7. Shin jest dziki, Shin jest zły, Shin ma bardzo ostre kły... ("Amnesia: Memories")

O Shinie mogłabym powiedzieć tylko tyle, że jest całkowitą przeciwnością Tomy. Nie tylko dlatego, że jest względnie niewysokim brunetem, ale również dlatego, że z pozoru sprawia paskudne wrażenie. Z wyglądu jest typem "niegrzecznego chłopca", ale zdecydowanie bliżej mu do cichego outsidera, niż do duszy towarzystwa. Niewiele mówi, ale kiedy już otwiera usta, to zawsze trafia w sedno. Chociaż w jego przypadku można byłoby nieraz stwierdzić, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem...




Shin odbiera nas ze szpitala w zgoła innym stylu, niż Toma. Nie dość, że wita nas wymuszonym pocałunkiem, to jeszcze grozi nam, że jeśli nie pospieszymy się z przebieraniem, wejdzie do nas bez pukania. Uważa, że nie potrzebujemy wcale długiej rekonwalescencji - najlepiej, jeśli jak najszybciej powrócimy do pracy, bez szczególnego rozczulania się nad sobą. Jest bardzo podejrzliwy i nie daje się zwieść - od samego początku podejrzewa naszą amnezję. Pozwala sobie na wiele odważnych zagrań, bez baczenia na nasze uczucia i stan, w jakim się znajdujemy. Doprowadzenie dziewczyny do płaczu to dla niego bułka z masłem i wcale nie czuje się niczemu winien. Wręcz przeciwnie - to nasza wina, że jesteśmy tak przewrażliwione na swoim punkcie. Problemu nie sprawia mu również otwarte powiedzenie nam, że nie kupi ciasta na naszą rocznicę, bo nie chce, żebyśmy były grube. Przeciwstawia się również napomnieniom Tomy, który uważa, że mężczyzna powinien traktować kobiety w nieco bardziej delikatny sposób. Nie wiadomo, o czym myśli i bardzo ciężko jest odczytać jego intencje. Zdaje się pamiętać jakieś tragiczne wydarzenie z naszej przeszłości, ale nie chce o nim mówić. 

Przyznam szczerze, że na początku nie przepadałam za postacią Shina. Uważałam, że jest to nieprawdopodobny burak. Był zupełnie inny, niż Toma. Miałam wrażenie, że to taki dzieciak do niańczenia (Shin jest młodszy od naszej protagonistki), któremu wydaje się, że może skrywać swoje chamstwo pod maską szczerości i troski. Ten chłopak nie owija w bawełnę, zawsze mówi prosto z mostu i nie myśli o tym, że mógłby kogoś zranić. Osobiście w realnym świecie akceptuję takie zachowania jedynie wśród dobrych znajomych, kiedy wiem, na ile mogę sobie pozwolić i wiem również, że jeśli ktoś wylewa mi na głowę kubeł zimnej wody, to robi to po to, żeby mną wstrząsnąć i zmusić mnie do myślenia, a nie po to, żeby mnie jeszcze bardziej zdołować. Na szczęście gra daje Shinowi możliwość zrehabilitowania się i udowodnienia swojej wartości. Dzięki niemu dowiadujemy się, że nasza amnezja jest prawdopodobnie efektem upadku z urwiska podczas wspólnej wycieczki za miasto. Na miejscu okazuje się jednak, że nasze obrażenia są o wiele poważniejsze. Głównym podejrzanym jest oczywiście Shin, który nie może pogodzić się z faktem, że pośrednio przyczynił się do naszego nieszczęścia - wyznaje nam, że to przez niego spadliśmy z urwiska, ponieważ wystraszył nas, składając nam niemoralne propozycje. Nie poczuwa się jednak do odpowiedzialności za to, co stało się z nami potem. Postanawia dołożyć wszelkich starań, żeby odnaleźć winnego. I jest absolutnie zachwycający w swojej determinacji.



Uwielbiam Shina. Jego wątek jest drugim moim ulubionym wątkiem w całej grze. Postać jest typowym przykładem tsundere, a więc kogoś, kto pod maską chłodu i obojętności skrywa gorące uczucia. Przypomina trochę twardy karmelek z nadzieniem - żeby przebić się przez twardą skorupkę, należy albo ją rozgryźć (ryzykując utratę zębów), albo ssać wystarczająco długo, żeby uległa ona rozpuszczeniu. Shin nie przechodzi cudownej metamorfozy, która nagle sprawia, że staje się fajnym facetem - on po prostu odkrywa przed nami swoje wnętrze. Wnętrze zdecydowanie bogate, silne i charakterne - nie idealne, ale na pewno warte miłości. Ze wszystkich bohaterów "Amnesii..." Shin jest zdecydowanie najbardziej naturalny. Popełnia wprawdzie błędy (mnóstwo błędów), ale jeśli trzeba, jest w stanie dla swojej ukochanej poruszyć niebo i ziemię. Do tego naprawdę wie, jak przytulać protagonistkę, żeby gracza przebiegł po plecach dreszcz. I piszę to nie tylko dlatego, że mam słabość do brunetów.

Czy potrafiłabym związać się z kimś takim? Raczej nie, ponieważ oczekuję od mężczyzn pewnego obycia z kobietami, które posiadał na przykład Toma. Nie zmienia to jednak faktu, że wątek Shina bardzo mnie poruszył. Jest to dobra i zdecydowanie pięknie napisana historia miłosna. Do tego należy dodać, że sama fabuła wątku jest ciekawa, wciągająca i trzymająca w napięciu aż do samego końca. Widać nie trzeba zamykać dziewczyny w klatce, żeby nią nieco wstrząsnąć ;).

Jeżeli będziecie mieć możliwość zagrania w "Amnesię...", to polecam Wam zacząć właśnie od wątku Shina, ponieważ w mojej opinii najlepiej oddaje potencjał tej produkcji. A może się mylę? Nie bójcie się dzielić swoją opinią. Jestem bardzo ciekawa, czy podzielacie moje zdanie.


czwartek, 5 maja 2016

6. Toma to ma! ("Amnesia: Memories")

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o spotkaniu z Tomą, a więc bohaterem pierwszego wątku w grze "Amnesia: Memories". jaki dane mi było przejść. Tekst może zawierać spojlery, dlatego jeśli zamierzacie zagrać, raczej wstrzymajcie się z lekturą. Jeżeli jednak już graliście - nie bójcie się wyrazić swojej opinii, być może zgoła odmiennej od mojej.

W przeciwieństwie do reszty chłopców w grze, Toma od początku sprawia dobre wrażenie. Poznajemy go w dniu, w którym odbiera nas ze szpitala. Wydaje się być osobą całkowicie godną zaufania. Daje nam czas na przebranie się i czeka na zewnątrz, a następnie zabiera do domu. Ponieważ nasz telefon zniszczył się w wyniku wypadku, pożycza nam swój własny. Do samego końca upewnia się, czy dobrze się czujemy, a następnie opuszcza nasze mieszkanie z zastrzeżeniem, że gdyby się coś działo, mamy do niego zadzwonić - chociażby w środku nocy. Zachowuje się więc jak troskliwy starszy brat i oddany przyjaciel, któremu zależy na bliskich mu osobach. Jest wobec nas bardzo taktowny, grzeczny i uprzejmy, i osobiście pilnuje, by inni też traktowali nas w ten sposób. Sprawia, że u jego boku możemy czuć się naprawdę bezpieczni i docenieni. Widać, że czuje do nas coś więcej, ale nie okazuje tego w nachalny sposób. Wraz z biegiem historii dowiadujemy się, że w rzeczywistości jest naszym przyjacielem z dzieciństwa i w przeszłości nieraz zajmował się nami i Shinem - to z pewnością tłumaczy jego opiekuńczość. Zdaje się nie przejmować zbytnio opinią innych - bez słowa przygarnia nas do siebie, kiedy grozi nam niebezpieczeństwo i ma w nosie fakt, że mogłoby to zostać odebrane przez sąsiadów jako gorszące. Wydaje się mieć również sprecyzowane plany na przyszłość - pilnie studiuje prawo. Jest odpowiedzialny i zdaje się poważnie podchodzić do życia. Jednym słowem - facet idealny. Na pewno ta strona Tomy jest tą, którą mogłabym bez problemu pokochać w realnym życiu. I nie byłby w stanie zepsuć tego nawet fakt, że nie przepadam za blondynami.


"Najchętniej zamknąłbym cię w klatce, bo kocham na ciebie patrzeć..."
Nie ma jednak róży bez kolców i gdyby Toma nie posiadał rażących wad, nie mogłabym nazywać gry "Amnesia: Memories" opowieścią o facetach z zaburzeniami osobowości. Toma ma ze sobą problem i to naprawdę duży problem - jest paranoikiem. Pierwszy zgrzyt pojawia się już wtedy, kiedy mówi nam, że to my przed wypadkiem byliśmy jego dziewczyną, co oczywiście nie jest prawdą. To jednak można jeszcze jakoś wytłumaczyć, w końcu chłopak kochał się w nas od lat i kłamstwo było być może okazją do spełnienia jego marzeń. Jednak to, co dzieje się później, jest już w mojej opinii rzeczą niewybaczalną i szczerze powiedziawszy zastanawiam się, co przyświecało twórcom gry, kiedy tworzyli ten wątek. Wszystko jest w porządku, dopóki naszej protagonistce nie zaczynają przytrafiać się wyjątkowo paskudne rzeczy: ktoś wymazał jej skrzynkę na listy sosem i zgniłymi jajkami, ktoś próbował zrzucić jej na głowę doniczkę na kwiaty, ktoś inny obciął pukiel włosów, kiedy spacerowała z Tomą po mieście. To wystarczyło, żeby chłopak doszedł do wniosku, że cały świat zamierza zagrozić jego ukochanej i postanawia ją przed tym całym światem ochronić, dosłownie i w przenośni. Z początku wszystko wygląda niewinnie - po prostu częściej nas odwiedza, odprowadza do pracy, a w końcu proponuje zamieszkanie u siebie. Postanawia na własną rękę znaleźć winowajców, bez angażowania w całą sprawę osób trzecich. Ogranicza nasze kontakty ze znajomymi, co jest tym łatwiejsze, że przecież nie posiadamy telefonu ze swoją starą listą kontaktów. Próba wyperswadowania mu pewnych zachowań kończy się fiaskiem. Doprowadza to do tego, że Toma przestaje ufać nawet nam, najwidoczniej sądząc, że sam najlepiej wie, co jest dla nas dobre. W pewnym momencie nie cofa się już przed niczym - podaje nam silne leki usypiające i umieszcza w klatce dla psów, którą zakupił specjalnie w celu przetrzymywania nas. Od tej pory jesteśmy całkowicie zdani na jego łaskę. Na naszych oczach Toma popada w obłęd i jedynie nasza zimna krew i wsparcie ze strony Oriona sprawiają, że udaje nam się wydostać na wolność. Nie wiadomo, co by się stało, gdyby nie udało nam się uciec.
Oczywiście gra przewiduje dobre zakończenie, w którym ostatecznie pozostajemy w związku z Tomą, ale szczerze powiedziawszy nie wiem, jaka dziewczyna zdecydowałaby się na bycie z osobą, która wyrządziła jej tyle krzywd. Na pewno nie ja.


Czy te oczy mogą kłamać? Mogą!

To wszystko sprawia, że ciężko ocenić postać Tomy jednoznacznie. Z jednej strony mamy miłego i niezwykle sympatycznego młodego mężczyznę, z drugiej - psychopatę. Zdaję sobie sprawę z tego, że mieszanina tak wielu sprzecznych cech jest typowa dla postaci w typie yandere, których charakter świetnie podsumował Peter Steele w tytule swojej piosenki "I love you to death", ale w tej grze twórcy w mojej opinii poszli o krok za daleko, umieszczając zbyt wiele tego typu elementów w wątku dążącym do szczęśliwego zakończenia. Myślę, że postać Tomy i proponowane przez niego rozwiązania mogą nawet odstraszyć młodszych graczy. Na pewno jego wątek jest mocną, mroczną i zadziwiająco niepokojącą opowieścią, w której realnie możemy odczuć klimat klaustrofobicznego zaszczucia, ale czy to naprawdę jest tym, czego poszukujemy w grach otome?

Nie chcę, żebyście zrozumieli mnie źle - Toma jest świetną i poprowadzoną w zadziwiająco konsekwentny sposób postacią. Uważam jednak, że skoro już serwujemy graczowi dojrzałą i mocno kontrowersyjną historię, to dajmy jej również poważne zakończenie. Gdyby Toma poddał się leczeniu psychiatrycznemu i naprawdę wynagrodził bohaterce wyrządzone jej krzywdy, nie miałabym nic przeciwko. Tymczasem stwierdza po prostu: "Masz dziwny gust odnośnie facetów" (i w stu procentach się z nim zgadzam!), bierze naszą bohaterkę za rękę i razem odchodzą w stronę zachodzącego słońca. Brzmi to jednak trochę niepoważnie.

Jak więc oceniam swoje spotkanie z Tomą? Zdecydowanie ambiwalentnie. Uważam, że jest w nim coś niesamowicie pociągającego, ale jednocześnie zbyt niebezpiecznego, by wchodzić z nim w bliższe relacje. A jak Wy oceniacie tę postać? Czy udało jej się skraść Wasze serce, czy wręcz przeciwnie? Czy potrafilibyście zaufać tym pięknym, pomarańczowo-błękitnym oczom?