środa, 27 września 2017

82. Pierwsza gra otome 18+ na moim blogu, czyli pierwsze wrażenia z "Fashioning Little Miss Lonesome"

Jak wiecie, nie jestem typem osoby, która lubi gry dla dorosłych. Zwykle są miałkie, płytkie, źle napisane i bardziej przypominają interaktywny film pornograficzny niż pełnoprawną grę. Parę osób pytało do mnie z zapytaniem, czy na moim blogu pojawi się tego typu content, ale zawsze twardo upierałam się przy tym, że nie zamierzam go wprowadzać. Aż do premiery "Fashion Little Miss Lonesome", na którą czekało sporo znanych mi miłośniczek otome. Wiedziałam, że to produkcja przeznaczona dla dorosłych, ale byłam pewna, że skoro wylądowała na Steamie, to okaże się jedynie historią z pieprzykiem... o ja naiwna.


W grze wcielamy się w dosyć nieprzeciętną uczennicę renomowanego liceum. Zapytacie: dlaczego nieprzeciętną? czyżby posiadała jakieś wyjątkowe moce? była olśniewająco piękna czy mądra? Nic z tych rzeczy. Naszą protagonistkę wyróżnia... wysoki wzrost (ponad 170 cm w Japonii to nie przelewki!) i niezbyt atrakcyjna twarz, na której ciągle gości znudzony czy naburmuszony grymas. W dodatku jest leniwą introwertyczką, która nie ma przyjaciół i wcale nie zamierza ich mieć. Nie ma też żadnej szczególnej pasji czy marzeń - jest po prostu do bólu nudna i nieciekawa. Często w życiu jest tak, że jak pragniemy jedynie świętego spokoju, to los usilnie próbuje nam go zakłócić i nie inaczej jest w przypadku naszej heroiny. Pewnego dnia podczas lunchu jest przypadkowym świadkiem sceny, w której przystojny blondyn (w dodatku wysoki Amerykanin!) daje kosza pewnej uroczej dziewczynie. Niedoszła parka wkręca się w dyskusję i dopiero po jakimś czasie dostrzega obecność osoby trzeciej. Heroina zamierza po cichu się wycofać, ale wtedy właśnie jej świat zostaje wywrócony do góry nogami - blondas (zwany Mikim) wykrzykuje, że biedaczka jest jego muzą i postanawia za wszelką cenę ją przytulić. W końcu (należy dodać, że po długiej ucieczce przed długimi ramionami amanta) mu się to udaje i nie wiadomo, do czego by doszło, gdyby tej romantycznej sceny nie przerwał Saito. Saito, który jest trochę odpowiednikiem Kastiela ze "Słodkiego Flirtu", tylko takim sto razy bardziej chamskim i bucowatym. Mimo to rzuca nam się na ratunek i odciąga od nas zachwyconego naszym wzrostem gaijina, jednocześnie tłumacząc, że Miki wcale nie jest gwałcicielem i istotą z obcej planety, a projektantem-amatorem, który przeprowadził się do Japonii w poszukiwaniu inspiracji do tworzenia ubrań. I kiedy już mamy ochotę odetchnąć z ulgą, dowiadujemy się, że jesteśmy jego muzą i mamy niewyobrażalnego wręcz pecha, ponieważ uparty Michael Kors w wersji No Name zamierza uczynić z nas swoją modelkę.

Dalsza fabuła dotyczy głównie naszych prób opierania się ambitnym planom Mikiego. Nie jest to łatwe - nie tylko dlatego, że nie jesteśmy przyzwyczajone, by czegokolwiek od siebie wymagać, ale również dlatego, że cierpimy na wiele kompleksów. W niczym nie pomaga również fakt, że kiedy koleżanki z klasy nagle zaczynają dostrzegać nas w towarzystwie dwóch niesamowicie przystojnych chłopców, postanawiają dawać upust swojej zazdrości. Cała opowieść skupia się więc na tym, żebyśmy w końcu uwierzyły w siebie, przy okazji poznając tajniki świata mody i z wzajemnością zakochując się w jednym z naszych przystojniaków.


Przyznam szczerze, że na początku rozgrywki najczęściej przelatującą przez moją głowę myślą było: "To jest słabe. To nie jest śmieszne. W co ja w ogóle gram?", ale z czasem było lepiej - na tyle, że nie przypominam sobie, bym przy innej grze otome tak głośno się śmiała. Teksty w "Fashioning Little Miss Lonesome" to absolutne mistrzostwo świata. Jest to w znacznej mierze zasługa świetnego tłumaczenia na język angielski, a z własnego doświadczenia wiem, jakie to jest ciężkie i jak wielkiego wymaga wyczucia. Ta gra jest dobrą komedią, ale żeby móc ją docenić, trzeba mieć nieco szalone i absurdalne poczucie humoru, a także duży dystans do poruszanych w produkcji treści. Z jednej strony to połączenie miodu z pieprzem jest bowiem mocno charakterne, a z drugiej mam wrażenie, że twórcy nie do końca przemyśleli, jakie przekazują między wierszami wartości. Nie jest zaskakującym, że wiele kobiet cierpi na kompleksy z powodu wyglądu (głównie wagi), a nazywanie - szczupłej przecież! - bohaterki gry tłustą świnią i twierdzenie, że obowiązkiem każdej kobiety jest bycie piękną i liczenie kalorii, jest jednak ciosem nieco poniżej pasa (to zresztą główny powód, dla którego nie polubiłam nigdy Shina z "Amnesii"). Myślę, że wiele miłośniczek otome lubi w tych grach właśnie to, że może się przeżyć w nich nieco wyidealizowaną przygodę miłosną, w której dziewczyna może poczuć, że jest akceptowana taka, jaka jest, i kochana absolutnie bezwarunkowo. W "Fashioning Little Miss Lonesome" tego nie ma, więc raczej nie polegałabym tego tytułu dziewczynom które zmagają się z kompleksami i niską samooceną.

Tutaj zapewne część z Was zapyta: ok, ale co z tym contentem dla dorosłych? Cóż, ten content jest i muszę przyznać, że oznaczenie 18+ nie jest tutaj nadane na wyrost. Wersja na Steama jest wprawdzie pozbawiona ostrzejszych "scenek", ale na stronie wydawcy można bezpłatnie pobrać specjalny patch, który pokazuje co nieco (a nawet więcej). Należy dodać, że erotyka w grze jest dosyć przyjemna i widać, że sceny seksu projektowała osoba posiadająca odpowiednie wyczucie w temacie, więc tutaj nie mam się do czego przyczepić. Nie zmienia to jednak faktu, że całość jest przeznaczona dla dojrzałego odbiorcy - być może poświęcę nawet temu tematowi osobny wpis.


Ostatnią kwestią, którą chciałabym poruszyć, jest oprawa audiowizualna. Przyznam szczerze, że gra nie trafiła w moje gusta pod żadnym z tych względów: ilustracje trzymają mocno nierówny poziom, projekt postaci jest taki sobie (szczególnie mimika twarzy), bohaterowie nie poruszają podczas mówienia ustami (a za tę cenę raczej bym tego oczekiwała) i generalnie całość prezentuje się mocno przeciętnie. Ogromnym plusem jest bardzo profesjonalny voice acting (chociaż głos heroiny był dla mnie tak denerwujący, że musiałam go wyłączyć) - tym bardziej profesjonalny, że przecież aktorzy musieli odegrać również sceny seksu (za co podziwiam, bo ja na ich miejscu dostałabym tak potężnego kociokwiku, że nie byłabym w stanie się opanować). Muzyka jest, ale w ogóle nie wpada w ucho, w dodatku mam wrażenie, że w jakiejś grze już ją słyszałam.

Podsumowując, "Fashioning Little Miss Lonesome" jest grą ciekawą, ale zdecydowanie nie dla wszystkich. W kolejnych wpisach postaram się przybliżyć Wam postacie obu naszych uroczych panów. Mam nadzieję, że pomoże Wam to w podjęciu decyzji o zakupie tego tytułu.


***
W tym miejscu chciałabym serdecznie podziękować ekipie MangaGamer za ofiarowanie egzemplarza gry do recenzji.

Jeśli same jesteście pewne, że już teraz zamierzacie nawiązać bliższą znajomość z Mikim i Saito, możecie zakupić "Fashioning Little Miss Lonesome" na oficjalnej stronie wydawcy lub pobrać bezpłatne demo:

http://mangagamer.org/misslonesome/



1 komentarz: