piątek, 29 czerwca 2018

112. "The House in Fata Morgana" - opowieść o miłości silniejszej niż śmierć

Na wstępie chciałabym przeprosić Was za długi brak aktywności z mojej strony. Było to związane z jednej strony tym, że życie rządzi się własnymi prawami, a z drugiej faktem, że gra, której recenzję Wam obiecywałam, okazała się o wiele dłuższa, niż przypuszczałam. W ramach rekompensaty serwuję Wam nowy nagłówek wykonany przez Autorkę fanpage'a "Gry Otome", który gorąco Wam polecam (https://www.facebook.com/gryotome/ - znajdziecie tam wiele przydatnych informacji na temat zapowiedzi nowych tytułów i promocji w sklepach; sama niejednokrotnie z nich skorzystałam), i uaktualniony "Spis tytułów" w menu po prawej stronie, dzięki czemu z łatwością znajdziecie recenzję gry, która Was interesuje.

Będę mieć dla Was jeszcze jedną dobrą wiadomość, ale pozwolę zostawić ją sobie na koniec wpisu. 


Wierzcie mi lub nie, ale nie przepadam za japońskimi horrorami. Kiedy moi koledzy nie mogli spać po nocach ze strachu przed kultowym "Ringiem", mnie kompletnie to nie ruszało. Nawiedzone domy, nieukojone dusze zmarłych, małe dziewczynki - dla mnie filmy z takimi motywami przewodnimi są synonimem nudy. Dlatego nie ukrywam, że kiedy otrzymałam możliwość zrecenzowania gry z gatunku horroru, w dodatku opowiadającej o nawiedzonej posiadłości, średnio miałam na to ochotę. Słyszałam o niej wprawdzie wiele dobrych opinii, ale jakoś zawsze przechodziłam obok, dochodząc do wniosku, że to nie dla mnie. Jednocześnie coś nieustannie mnie do tego zapraszało i przyciągało do poznania historii, która sprawi, że na wiele rzeczy nie będę już patrzeć w ten sam sposób. Teraz już wiem, że był to głos wiedźmy.

W grze budzimy się w fotelu przed kominkiem wielkiej pogrążonej w mroku posiadłości. Nie wiemy, kim jesteśmy ani jak się tam znaleźliśmy. Zdaje się to wiedzieć natomiast towarzysząca nam pokojówka, która wyraźnie ubolewa nad faktem, że straciliśmy pamięć, i z uporem godnym większej sprawy nazywa nas swoim panem. Postanawia pomóc nam odzyskać utracone wspomnienia, o ile obiecamy, że ani na chwilę nie wypuścimy jej dłoni. Kiedy się na to decydujemy, nie pozostaje nam nic innego, jak chwycić się za ręce (przy czym ta należąca do tajemniczej pokojówki jest wyjątkowo zimna i pozbawiona życia) i wyruszyć na zwiedzanie posiadłości, odkrywając zaklęte w poszczególnych pomieszczeniach historie.

Pierwszym odwiedzanym przez nas miejscem jest ogród. Przenosimy się do czasów, w których posiadłość była zamieszkiwana przez wpływową rodzinę Rhode'ów. W ogrodzie bawi się dwoje dzieci: chłopiec Mel i jego młodsza siostrzyczka Nellie. Dziewczynka udaje księżniczkę i nieustannie zmusza swojego brata do wcielania się w księcia i obiecywania, że zawsze będzie przy niej. Z całej sceny przemawia do nas śmiech i beztroska, ale kiedy dzieci powracają z ogrodu do posiadłości, na ich niewinnych twarzach kładzie się cień. Parę lat później Mel staje się pojętnym uczniem miejscowego księdza i przygotowuje się do obrania dalszej życiowej drogi, a Nellie... no cóż, jest dziewczyną, która nie posiada prawa ani do nauki, ani do decydowania o swojej przyszłości. Nadal zdaje się świetnie bawić jako księżniczka, ale jest w tym osamotniona. Dumna i rozkapryszona, rozchmurza się jedynie w obecności starszego brata, który w jej postrzeganiu świata nadal jest jej dzielnym rycerzem. Niestety, dojrzewanie rządzi się własnymi prawami i kiedy w posiadłości pojawia się piękna dziewczyna o białych włosach i rubinowych oczach, serce Mela przestaje być zainteresowane służbą w siostrzanym zamku. Tajemnicza nieznajoma zostaje zatrudniona jako pokojówka i chociaż miłość między osobami o tak odmiennym statusie społecznym jest oczywistym afrontem, Mel postanawia się do niej zbliżyć. Nellie w tym czasie mierzy się z wkraczaniem w dorosłość na swój własny sposób. Jako szesnastolatka dowiaduje się, że niebawem zostanie wydana za mąż, w dodatku za młodzieńca, którego szczerze nie znosi. Narasta w niej bezsilna wściekłość. Zaczyna na swój sposób terroryzować nieznajomą i wykazywać jeszcze większą zaborczość wobec Mela, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że czuje do niego coś więcej. Mel natomiast jest bardziej zainteresowany swoim nowym obiektem westchnień i nie chce dostrzegać rozpaczy ukochanej jeszcze do niedawna siostry. Kiedy więc Nellie bierze sprawy w swoje własne ręce, jest już za późno.


Drugim odwiedzanym przez nas pomieszczeniem jest piwnica. Nie wiem jak Wy, ale ja od dziecka boję się piwnic i niewiele jest rzeczy, które przerażają mnie tak bardzo, jak czający się w nich mrok, brud i stęchlizna. W przypadku tej gry moje obawy okazały się zresztą w pełni uzasadnione, bo za drzwiami piwnicy czekała najbardziej brutalna i krwawa opowieść. Od czasu tragedii Rhode'ów posiadłość nie była zamieszkiwana i uchodziła za przeklętą. Ludzie z okolicznej wioski twierdzili, że mieszka w niej wiedźma. Tymczasem jedyną osobą, która rzeczywiście znajdowała się w jej murach, jest znana nam już pokojówka. Jak się zapewne domyślacie, niedługo przychodzi jej cieszyć się spokojem, bowiem w posiadłości pojawia się przepełniona żądzą krwi bestia, którą widzimy po raz pierwszy, kiedy rozczłonkowuje sprowadzone do posiadłości ofiary. Nasza bohaterka dochodzi do wniosku, że w sumie lepszy taki pan niż żaden, i dokłada wszelkich starań, żeby ujarzmić potwora, nauczyć go mówić i ujarzmić swoje krwiożercze zapędy. W znacznym stopniu się jej to udaje, ale całe starania legną w gruzach, kiedy do posiadłości przybywa zbłąkany kupiec. Mężczyzna prosi o coś do jedzenia i odrobinę wody. Nasz gospodarz zaprasza go na kolację i morduje podczas jej trwania, na nowo odnajdując przyjemność w zabijaniu. Zwabianie ofiar i odbieranie im życia staje się obsesją bestii - tak dużą, że pokojówka ze strachu przed nią zwyczajnie schodzi jej z drogi. Posiadłość tonie we krwi aż do momentu, w którym na jej progu pojawia się niewidoma dziewczyna o białych włosach i rubinowych oczach. Bestia oferuje jej gościnę i zamierza ją w nocy zabić, ale nie jest w stanie wydusić z dziewczyny krzyku, płaczu ani błagania o litość. Nieznajoma w ogóle się go nie boi - wręcz przeciwnie, wyczuwa, że monstrum ma do opowiedzenia swoją własną historię, a za obsesją zabijania kryje się strach i rozpacz. I jest tak w istocie - bestia wyjawia jej, że kiedy pojawiła się w pobliskiej wiosce, prosząc o coś do picia, ludzie przepędzili ją i próbowali zabić, mimo że nie zamierzała wyrządzić nikomu krzywdy. Od tamtej pory jednak kieruje nią żądza zemsty, której nie potrafi w sobie stłumić. Dziewczyna zakochuje się w potworze, akceptując go takim, jakim jest, i zawsze jest obok, żeby ukoić jego wściekłość. Jest jak czuła i kochająca matka, która na nowo tłumaczy dziecku rządzące światem prawa. Próbuje nawiązać z nim również relację erotyczną, ale nie spotyka się z aprobatą - bo czy bestia może kochać? Całej prawdy dowiadujemy się, kiedy do posiadłości przybywa inna bestia. Rozpoczyna się krwawa walka pełna skowytów i pomruków, szczególnie ze strony agresora, który usilnie próbuje coś gospodarzowi powiedzieć. Jednak dopiero po zakończonej walce kurtyna opada i okazuje się, że przeciwnikiem okazuje się być ukochana z przeszłości bestii, która przemierzyła pół świata, żeby odnaleźć narzeczonego uznawanego za zaginionego po katastrofie statku. Że nie ma i nigdy nie było żadnego potwora, a bestią okazał się być zwyczajny człowiek.


Kiedy wychodzimy z przepełnioną zapachem krwi piwnicą, udajemy się do pogrążonego w papierosowym dymie salonu. W czasach rewolucji przemysłowej (tak mniemam, sądząc po settingu, ale mogę się mylić) posiadłość zostaje nabyta przez młodego biznesmena Jacopo, który nadzoruje budowę linii kolejowej. Niedawno wziął ślub z przepiękną kobietą o białych włosach i rubinowych oczach, ale ich małżeństwu daleko do idealnego. Kobieta jest uosobieniem dobroci i łagodności, czego nie można niestety powiedzieć o jej mężu. Mężczyzna stosuje wobec niech fizyczną i psychiczną przemoc, w dodatku nieustannie podejrzewając ją o zdradę. Ilekroć widzi na jej twarzy uśmiech lub nakrywa ją na byciu w miejscu, w którym się jej w danej chwili nie spodziewał, podejrzewa jej schadzki z kimś na boku. W końcu jego zazdrość staje się tak obsesyjna, że zamyka żonę w znajdującym się na terenie posiadłości domku ogrodnika. Zrozpaczona kobieta, która odczuwa przed mężem coraz większy strach, postanawia przemówić mu do serca i rozumu, pisząc do niego pełne miłości listy i przekazując je mu za sprawą zaufanej pokojówki. Pokojówki, która bardzo sprytnie fabrykuje ich treść, sprawiając, że wyglądają, jakby były adresowane do zupełnie innego mężczyzny. Jacopo nie ma w dodatku podstaw, żeby coś podejrzewać, bo pokojówka jest jego przyjaciółką z dzieciństwa i w dodatku jedyną osobą, której ufa jego żona. Gdyby jedynie wykazał swoją małżonką większe zainteresowanie i chociaż raz udał się do jej małego więzienia, żeby z nią porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić, mogliby oboje zacząć od nowa. Tak się jednak nie dzieje i białowłosa kobieta w końcu ucieka z domku, a Jacopo dowiaduje się prawdy. Okazuje się, że jego służąca, Maria, powszechnie przez swoją dobroć uważana za wcielenie Najświętszej Panienki, miała swój powód, żeby usunąć z drogi żonę swojego pana. I powodem tym nie jest miłość, a czysta nienawiść. Nic osobistego.


Ostatnim odwiedzonym przez nas miejscem jest wieża obserwacyjna - niewielkie pomieszczenie, do którego prowadzi niezliczona ilość krętych drewnianych schodów i stare zbutwiałe drzwi. Jest pogrążone w całkowitym mroku, nie licząc niewielkiego okienka w ścianie, przez które wpada rozproszona wiązka delikatnego światła. W tej historii najbardziej cofamy się w czasie i poznajemy białowłosą dziewczynę, która zostaje niesłusznie posądzona o bycie czarownicą. Uciekając przed ponurym losem, natrafia na stojącą na odludziu posiadłość, w której odnajduje schronienie. Okazuje się jednak, że jest już ona zamieszkana - z mroku wyłania się młody białowłosy mężczyzna o rubinowych oczach, który twierdzi, że to on jest wiedźmą, której obawiają się ludzie, że jest przeklęty i że lepiej, żeby dziewczyna trzymała się od niego z dala, a jeśli potrzebuje pieniędzy, może wziąć któryś ze znajdujących się w posiadłości drogich sprzętów i sprzedać go w pobliskiej wiosce. Po wysłuchaniu jej historii ostatecznie pozwala jej zostać, ale czyni to bez większego entuzjazmu, jasno dając mu do zrozumienia, że pochodzą z dwóch zupełnie innych światów. Mimo to niejednokrotnie ich drogi się krzyżują i Michel (bo tak ma na imię nasz bohater) zaczyna doceniać dobroć i delikatność swojego gościa, a nawet decyduje się nauczyć go czytać i opowiedzieć mu o swojej klątwie. Okazuje się, że dotyk mężczyzny jest zabójczy i wszyscy ludzie, których kiedykolwiek dotknął, umarli, włącznie z jego matką. To właśnie sprawiło, że ostatecznie odesłano go do życia w zamknięciu na odludziu. Raz w miesiącu rodzina wysyła mu posłańca z prowiantem i książką dla zabicia czasu, ale to wszystko, na co może liczyć. Bolesna prawda nie przeszkadza jednak dziewczynie w obdarzeniu swojego gospodarza szczerym uczuciem, które okazuje się być wzajemne. Nie jest im jednak dane długo się nim nacieszyć. Posiadłość zostaje napadnięta przez rycerzy Kościoła, którzy otrzymali za zadanie uśmiercenie przebywającej w niej wiedźmy. Michel wie, że nie mają szans na przeżycie ani żadnej drogi ucieczki, która pozwoliłaby im zbiec do pobliskiego lasu i się w nim skryć. Wie, że niebawem oboje będą martwi i będzie to bardzo bolesna śmierć. Wie, że wszystko to jest jego winą. Zaprowadza ukochaną do wieży obserwacyjnej, by w pełni świadomie przeżyć z nią ostatnie chwile i spełnić drzemiące w niej od dawna pragnienie. Obejmuje ją czule, pozwalając jej odejść w swoich ramionach, a następnie sam wydaje się oprawcom, nie chcąc, żeby choć zbliżyli się do miejsca, w którym umarła najbliższa mu osoba. Okazuje się jednak, że dziewczynie nie było dane odejść. Po jakimś czasie budzi się, zupełnie jakby tylko spała, po czym uświadamia sobie, co się stało. W tej historii nie jest już również jedynie białowłosą nieznajomą i po raz pierwszy zdradza nam swoje imię - Giselle.


To wystarczająca ilość wspomnień, żebyśmy byli w stanie odzyskać swoją jaźń. Okazuje się, że to właśnie my jesteśmy tajemniczym i przeklętym Michelem, który zginął w obronie swojej ukochanej. Nadal jednak istnieje elementy układanki, który się nie zgadza, ponieważ nieustannie trzymamy dłoń pokojówki, a mimo to nie zadajemy jej bólu. Kobieta ze wszystkich sił wzbrania się przed opowiedzeniem nam prawdziwej wersji historii z wieży obserwacyjnej, ale w końcu nie ma innego wyboru i powraca do własnych najczarniejszych i jednocześnie najpiękniejszych wspomnień. W końcu to ona ma na imię Giselle.

Prawdą jest, że Michel jest uznany przez rodzinę za przeklętego i wysłany do życia w opuszczonej posiadłości, którą dawno temu zakupił jego ojciec. Nieprawdą jest jednak to, że jego dotyk zabija. Nie przybywa do niego również niewinna białowłosa dziewczyna uciekająca przed spaleniem na stosie, a młoda pokojówka z rodzinnego domu, którą wysłano do usługiwania w posiadłości jako karę za dopuszczenie się zbrodni, o której nie chce ona mówić. Ma czarne włosy i jadeitowe oczy, i jest całkowitym przeciwieństwem gościa Michela z poprzedniej historii. Jest niezwykle energiczna i radosna i najchętniej każdy dzień rozświetlałaby swoim uśmiechem. W dodatku usta nie potrafią się jej zamknąć i ma tendencję do irytującego traktowania swojego gospodarza jak zwyczajnego człowieka, a nie demona. Nic zatem dziwnego, że Michel unika jej, jak tylko może, w dodatku nie traktując jej dobrze. Giselle jest przez niego ciągle albo popychana, albo odpychana, i nie jest on w stanie uwierzyć w jej dobre intencje, szczególnie że ta zaklęcie milczy, kiedy ten pyta ją o powód wysłania do opuszczonej posiadłości. Podejrzewa, że dziewczyna została wysłana na przeszpiegi i stanowi dla niego śmiertelne niebezpieczeństwo. Dowodem potwierdzającym jego obawy jest nakrycie Giselle podczas czytania jego prywatnej korespondencji. Michel sięga za nóż, grożąc, że zabije służącą, jeśli ta nie wyjawi mu prawdy, a pełne przerażenia milczenie jest dla niego dowodem na prawdziwość swoich przypuszczeń. Na szczęście dziewczynie udaje się uciec z posiadłości i znajduje schronienie w pobliskiej wiosce. Tam powoli uczy się nowego życia, zapominając o bolesnej przeszłości. Zapomina jednak, że od klątwy nie da się uciec i niebawem otrzymuje od swojego przyjaciela i jednocześnie opiekuna z wioski propozycję zamążpójścia. Kiedy odmawia, dalszych wydarzeń nie da się już powstrzymać - wioska zostaje odkryta przez lorda, który nakłada na nią gigantyczne podatki, mieszkańcy zaczynają skakać sobie do gardeł, a Giselle zostaje posądzona o kradzież, jakiej się nie dopuściła. W obawie o własne życie proponuje mężczyznom z wioski zaprowadzenie ich do posiadłości i splądrowanie jej, żeby uzyskać pieniądze potrzebne na zapłatę lordowi. Propozycja zostaje przyjęta, ale nie dochodzi do skutku, bo kiedy tylko wszyscy zbliżają się do nawiedzonego schronienia Michela, białowłosy wychodzi im naprzeciw i przegania ich w cztery wiatry - wszystkich za wyjątkiem Giselle. Dziewczyna jest zrozpaczona kolejnym nieszczęśliwym obrotem spraw. Wielokrotnie próbowała odmienić swój los, a mimo to wszystkim, czego doświadczała, było cierpienie. Nie ma już na nic nadziei, po prostu chce w końcu zdjąć z siebie ciężar, swoją własną klątwę, która prześladuje ją, odkąd jedynie rozpoczęła służbę w rodzinie Michela. Dlatego postanawia o wszystkim mu opowiedzieć.




Giselle przed rozpoczęciem służby była zwyczajną dziewczyną. Pochodziła z kupieckiej rodziny, która żyła skromnie, ale szczęśliwie. Któregoś dnia jednak jej ojciec umarł i wraz z matką i siostrą zaczęły mieć poważne problemy finansowe. Wtedy wydarzyło się coś, co początkowo odbierała jako pocałunek od losu - propozycja pracy jako służąca w bogatej i wpływowej rodzinie. Niewiele myśląc, zgodziła się na nią, chociaż na tego typu posadę mogły liczyć zwykle lepiej sytuowane dziewczęta. O tym, co rzeczywiście za tym wszystkim stało, dowiedziała się później, kiedy została wezwana na poważną rozmowę przez ojca Michela - i nie opuściła jego komnaty, dopóki mężczyzna nie zrobił z nią tego, co chciał, uświadamiając ją, że powinna być mu wdzięczna, że w zamian za pieniądze potrzebne jej rodzinie oczekuje od niej "jedynie" jej ciała. Giselle wiedziała, że jeśli zaprotestuje, to jej bliscy mogą znaleźć się w niebezpieczeństwie. Kto by jej zresztą uwierzył? Nikt. Zacisnęła więc zęby i pozwoliła, żeby jej koszmar trwał. Zanim czyny jej pana zostały odkryte, minęło sporo czasu, i ich obnażenie wcale nie przyniosło dziewczynie ulgi. Została pojmana i miała być stracona za jego uwiedzenie, ale została ułaskawiona i odesłano ją do usługiwania w posiadłości Michela. Odkąd do niej przybyła, cały czas żyła nadzieją, że uda jej się odnaleźć spokój ducha i uczynić ich wspólne życie weselszym. Pomimo trudnej przeszłości dawała z siebie wszystko, a mimo to i tak ciągle spotykała się z odrzuceniem, traktowana gorzej niż pies i ciągle posądzana o bycie szpiegiem. Mimo to nadal doceniała fakt, że Michel w ogóle pozwolił jej zostać i nie kazał jej iść sobie precz. Opowiedziała mu też o swoich ciężkich przeżyciach w wiosce i o tym, że pomimo starań nigdy nie udało się jej zaznać prawdziwego szczęścia. Kiedy ujrzała nóż w dłoni Michela, przypomniała sobie o cierpieniach, jakie wyrządził jej jego ojciec, i nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Była gotowa uciekać na drugi koniec świata, ale instynktownie czuła, że jej miejsce jest w tej posiadłości. Jej nieoczekiwane wyznanie sprawiło, że Michel postanawia przyjąć ją ponownie. Z czasem zaczyna zupełnie inaczej postrzegać jej towarzystwo i uświadamia sobie, jak bardzo tęsknił, kiedy go opuściła, a także jak piękne są jej przypominające jadeit oczy. W ich relacji to zdecydowanie Giselle jest bardziej dominującą stroną. Jest odważna, bezpośrednia i zawsze mówi to, co myśli. W porównaniu z nią Michel jest niepewny i wycofany, co dało o sobie znać, kiedy dziewczyna zebrała się w sobie i wyznała mu miłość. Mężczyzna początkowo odrzuca jej zaloty, twierdząc, że nie czuje tego samego, ale jeszcze tej samej nocy zdobywa się na przyznanie przed samym sobą, że życie bez osoby, którą mógłby kochać, jest dla niego puste i pozbawione sensu. Że przypomina ponurą i skąpaną w mroku rezydencję, z której nie mógłby się wydostać - dokładnie tę samą jak ta, w której rzeczywiście jest uwięziony.

Miesiąc później Michel otrzymuje list, z którego dowiaduje się, że jego ojciec umarł, a ponieważ władzę objął jego najstarszy brat, Didier, mężczyzna może bezpiecznie opuścić rezydencję i ponownie ujrzeć blask słońca. Może też zabrać ze sobą Giselle, żeby przedstawić ją bliskim jako swoją życiową wybrankę. Wysyła więc swojej matce list, w którym opowiada o swoim pragnieniu powrotu do rodziny. Odpowiedź zaskakuje jednak nie tylko jego. Tuż przed wyjazdem tłumy rycerzy Kościoła otaczają posiadłość, mając rozkaz uśmiercić dziecko diabła. Michel i Giselle postanawiają ukryć się w wieży obserwacyjnej, mając nadzieję, że rycerze nie dostrzegą prowadzących do niej drzwi. Nadzieja ukazuje się jednak płonna i wraz z postukiwaniem wspinających się po drewnianych schodach ludzi nasi bohaterowie uświadamiają sobie, że to już koniec. Nie ma śladu po romantycznym zakończeniu czwartej historii - oboje są przerażeni wizją nadchodzącej śmierci. Pomoc nadchodzi nieoczekiwanie, kiedy Michelowi udaje się nawiązać kontakt z władającą posiadłością rzeczywistą wiedźmą, która obiecuje dla niego ocalić życie Giselle w zamian za poświęcenie jego własnego. Mężczyzna bez wahania się na to godzi, dochodząc do wniosku, że chociaż w ten sposób może odpłacić się dziewczynie za okazane mu uczucie. Po raz ostatni dziękuje jej za wszystko i opuszcza wieżę, oddając się w ręce agresorów. Podczas gdy zawsze stał z tyłu, wahał się i nie był pewny swoich uczuć, teraz zadecydował zdecydowanie, oddając swoje życie dla najbliższej sobie osoby, która w życiu doświadczyła jedynie cierpienia. Drzwi magicznie ryglują się, pozostawiając Giselle samą, słyszącą z drugiej strony nawoływania rycerzy i odczytanie przez nich wyroku śmierci na jedynym mężczyźnie, jakiego kochała. Kiedy pierś Michela zostaje przebita mieczem przez jego własnego brata, dziewczyna w rozpaczy próbuje wydostać się z więzienia, a nawet przekonać agresorów, że to ona jest prawdziwym dzieckiem diabła i to ją powinni zabrać. Wszystko to na próżno. Wyrok został wykonany, a ciało Michela zabrane. Giselle trafia natomiast pod opiekę wiedźmy, której od tej pory ma służyć i opiekować się jej posiadłością. W zamian otrzymuje zapewnienie, że pewnego dnia Michel powróci.


Śmierć Michela jest miejscem, przy którym chciałabym się dłużej zatrzymać. Ci z Was, którzy wytrwali w czytaniu do tej pory, zapewne dostrzegli, że w opowieści tej zabrakło informacji na temat tego, na czym rzeczywiście polega klątwa naszego bohatera. Dowiadujemy się tego później, kiedy władająca posiadłością wiedźma nakazuje mu stanąć przed sobą w prawdzie, a jest to prawda wyjątkowo bolesna. Michel przyszedł bowiem na świat jako dziecko nieposiadające genitaliów, jednak ze względu na swoją wyjątkową urodę (albinizm) zostało przyjęte do rodziny i wychowywane jak dziewczynka. Dziewczynka, która nigdy nie przejawiała zbytniego zainteresowania haftowaniem i pomaganiem w kuchni. Zawsze była za to wpatrzona w dwóch swoich starszych braci, Didiera i Georgesa, i ze szczerego serca pragnęła zostać rycerzem, co spotykało się z dezaprobatą ze strony matki. Czarę goryczy przelało serce Michelle, które w wieku czternastu lat obdarzyło uczuciem narzeczonego swojego brata, i spotkało się z jej strony ze zdecydowanym odrzuceniem, mimo że kochało ją jak mężczyzna, a nie jak kobieta. Niedługo potem Michelle zapadła na ciężką chorobę i przez parę miesięcy leżała w łóżku, pod czułym okiem swojej kochającej matki, która modliła się o to, żeby Bóg nie odbierał jej najukochańszej, jedynej córki. Kiedy jednak gorączka ustąpiła, z łóżka nie podniosła się już dziewczynka, a młody mężczyzna, który postanowił zawalczyć o prawo do zostania Michelem. Jego dojrzewanie nie spotkało się jednak z aprobatą rodziny. Matka wpadła w szaleństwo i nakazała zamknięcie go w jego pokoju - aż do czasu, w którym miłosierny Bóg zdejmie z niego klątwę wyglądania jak mężczyzna. Opiekę nad młodzieńcem przejmuje wtedy jego pierwsza miłość, a więc narzeczona Georgesa, przed rodziną kreując się na troskliwą szwagierkę, a przed Michelem obnażając swoje prawdziwe oblicze i znęcając się nad nim na wszelkie możliwe sposoby. Pomoc nadchodzi dopiero dwa lata później, kiedy ojciec Michela dochodzi do wniosku, że najwidoczniej żaden bóg nie jest w stanie uleczyć jego córki i wydaje na niego wyrok śmierci. W noc przed egzekucją odwiedzają Michela bracia, którzy postanawiają ocalić mu życie i zabierają go do opuszczonej posiadłości, obiecując, że kiedyś jeszcze się spotkają i wszystko będzie jak dawniej. Jak wiemy, obietnice te okazały się płonne.
Michel zamieszkał w opuszczonej rezydencji, pozwalając sobie pogrążyć się w otaczającej ją gęstej ciemności. Pewnego dnia odkrył w wieży obserwacyjnej przykuty do ściany okaleczony dziecięcy szkielet. Zdjęty współczuciem, usiadł na podłodze i przytulił do siebie noszące ślady niewyobrażalnego cierpienia szczątki. Wtedy przebudziła się wiedźma. Ta sama, która wzięła do siebie na służbę Giselle i ta sama, która potem przez wiele lat siała w sercu naszego bohatera pragnienie dokonania zemsty na rodzinie i przekonanie, że nikt nigdy nie zaakceptuje go jako mężczyzny, co znajduje swoje zobrazowanie w tym, co dalej stało się z jego zabranym z wieży i okaleczonym ciałem. Rycerze przewieźli go do pobliskiej wioski, obnażyli i ukrzyżowali, a my aż do samego końca siedzimy pod krzyżem z jego udręczoną, przepełnioną cierpieniem i wstydem duszą.

Prawdziwa rozgrywka rozpoczyna się w momencie, w którym cała ta prawda zostaje ujawniona i jedyną rzeczą, która powstrzymuje nas przed ponownym połączeniem się z ukochaną osobą, jest odkrycie tajemnicy przebudzonej przez nas wiedźmy. Co się stało, że miejsce to zostało przeklęte i każdej zamieszkującej w nim osobie przynosi cierpienie? Kim w rzeczywistości jest dziewczyna o białych włosach? Jaką rolę w życiu wiedźmy odegrali Mel, Bestia i Jacopo? Tego Wam nie zdradzę, żeby nie psuć Wam przyjemności z poznawania tej niezwykle barwnej i bogatej historii. Mogę tylko napisać jedno - będziecie zachwyceni.


Rzeczą, która zdecydowanie wyróżnia "The House in Fata Morgana" jest nie tylko świetnie napisany scenariusz i oryginalność samej historii, ale przede wszystkim dojrzałość, z jaką traktowane są tutaj niekoniecznie łatwe i przyjemne tematy, a także świetna i bardzo poprawna psychologicznie kreacja bohaterów. W dokonanych przeze mnie streszczeniach historii ograniczyłam się tylko do przedstawienia zarysu poszczególnych opowieści, bo odkrycie wszystkich niuansów i bogactwa przekazywanych przez nie uczuć zajęłoby mi kolejny tydzień (o ilości miejsca w recenzji nie wspominając). W tej grze wszystko ma znaczenie: każde działanie bohatera, każde spojrzenie, słowo, najdrobniejszy nawet gest. Wielokrotnie powracamy do przeżytych już momentów tylko po to, żeby poznać je z opowieści innej osoby. Należy tutaj dodać, że w grze nie ma żadnego konkretnego antagonisty: wiele postaci postępuje źle, ale za ich czynami kryje się ich własna opowieść. Przyznam szczerze, że osobiście nie przepadałam za Bestią z drugiej historii i nie byłam w stanie spojrzeć przychylnie na faceta, który jest jedynie maszynką do zabijania. Nie lubiłam też zaborczej i rozpieszczonej do granic możliwości Nellie. Ba, sama Giselle na początku bardziej mnie irytowała niż wzbudzała moją sympatię, a o zachowaniu damskiego boksera Jacopo nie chcę nawet mówić. Mimo to zagłębienie się w ich własne wspomnienia pozwoliło mi tych bohaterów nie tylko zrozumieć, ale również polubić. Nie dlatego, że coś zrobili, ale pomimo tego. Tutaj nikogo nie da się ocenić jednoznacznie. Każdy ma wady i zalety, własne lęki, pragnienia i obawy. I wierzcie mi lub nie, ale uwielbiam Bestię.

"The House in Fata Morgana" to przede wszystkim opowieść o miłości. Miłości, która nie jest łatwa i która w życiu niemalże każdego przeżywającego ją bohatera przekracza pewną bezpieczną i bardzo oczywistą granicę. Mamy do czynienia z kazirodztwem, gwałtem, uczuciem żywionym do osoby duchownej czy miłością dwudziestoletniego młodzieńca do dwunastoletniej zaledwie dziewczyny. Wszystkie te tematy potraktowane są jednak ze smakiem i wyczuciem, i spotykają się ze słuszną krytyką w samej grze, chociaż zdecydowanie daleko jej od moralizowania kogokolwiek. Mogę też tutaj dodać, że jestem absolutnie zakochana w relacji Michela i Giselle i nigdy jeszcze nie widziałam w grze tak pięknie ukazanego uczucia między postaciami. Napisane wyidealizowanej historii miłosnej jest łatwe,  o czym przekonuje nas niezliczona ilość gier otome. Takie historie są perfekcyjne, ale nie przekazują żadnych emocji. Zdarzało mi się uronić łzę przy lepiej napisanej grze, ale przy "The House in Fata Morgana" miejscami ryczałam jak bóbr. W pamięć najbardziej zapadła mi scena, w której Giselle decyduje się pokazać Michelowi wszystkie blizny, jakie pozostawił na jej ciele jego ojciec. Czuje, że jej ciało jest brudne, niedoskonałe i w jakiś sposób skalane. To, z jaką delikatnością potraktował ją wtedy bohater, wywołało u mnie autentyczne wzruszenie, podobnie jak moment, w którym Giselle dowiaduje się o jego "pieprzonym anielskim efekcie" (jak to określił w swoim "Kłamcy" Jakub Ćwiek) i w pełni go akceptuje, nawet jeśli wie, że nigdy nie złączy się z nim tak, jak kobieta z mężczyzną. Czułam też wyraźnie frustrację Michela, który odczuwał pożądanie, ale nie mógł zaspokoić go w sposób, w jaki powinien. Mimo to ci dwoje ani przez chwilę nie przestali się kochać, biorąc się nawzajem w ramiona z całym dobrodziejstwem inwentarza. To fakt, że Michel mógłby być silniejszy i bardziej męski, a Giselle mogłaby nauczyć się gryźć się w język, zanim coś powie. Ale to w ostatecznym rozrachunku nie ma znaczenia. Dzięki przekazywanym przez grę emocjom doskonale wiedziałam, co oni w sobie nawzajem widzieli i czytanie prowadzonych przez nich rozmów sprawiało mi ogromną, naprawdę ogromną przyjemność - nieraz szczerze się przy nich uśmiałam. I każdemu, absolutnie każdemu życzę przeżycia czegoś równie nieidealnego i pięknego zarazem. Ta gra naprawdę potrafi pomóc w wyleczeniu wielu zranień.


Kolejnym aspektem, na który chciałabym zwrócić uwagę, jest oprawa audiowizualna gry. Przyznam szczerze, że z początku estetyka "The House in Fata Morgana" średnio mi odpowiadała, ale z czasem nabierałam do niej coraz większego przekonania. Przede wszystkim buduje niesamowity wręcz klimat tajemnicy i baśniowości. Tu wszystko idealnie ze sobą współgra: projekty postaci, ich spojrzenia, bogactwo połączonych ze sobą kolorów. Minusem jest fakt, że gra działa w niskiej rozdzielczości - zaledwie 800 na 600 pikseli.
Na osobną uwagę zasługuje też przepiękny soundtrack. Zwykle w grach otome jest to coś, co jest spychane na drugi plan, a tutaj odgrywa kolosalną rolę - sama nieraz złapałam się na tym, że uruchamiam grę tylko po to, żeby jej posłuchać. "The Housa in Fata Morgana" serwuje nam aż 68 utworów (ponad 4 godziny muzyki!), co czyni ją prawdziwym ewenementem.

Komu mogłabym polecić tę grę? Mogłabym napisać, że wszystkim, ale to byłoby nieodpowiedzialne. Należy pamiętać, że gra jest horrorem i posiada wiele krwawych scen, ocierających się miejscami o gore, a w dodatku potrafi zjeżyć włosy na karku i sprawić, że podskoczymy w miejscu (ten odgłos zamykania drzwi...). Nie jest to więc gra dla kogoś, kto bardzo boi się widoku krwi i horrorów. Gra posiada też dosyć ciężki klimat i porusza wiele trudnych tematów, więc ktoś oczekujący lekkiej komedii również może się zawieść, podobnie jak ktoś, kto z jakichś powodów nie chce czegoś takiego przeżywać, nawet na papierze. "The House in Fata Morgana" jest też grą długą (przejście jej zajęło mi ponad 70 godzin), więc trzeba przygotować się na tony, naprawdę tony tekstu.

Z tym ostatnim wiąże się ostatnia przygotowana przeze mnie niespodzianka - "The House in Fata Morgana" zostanie oficjalnie przetłumaczona na język polski i osobą, która została wybrana do tego zadania, jestem ja. Bardzo cieszę się, że miałam niezwykłą przyjemność poznać Pana Keikę Haradę, który napisał scenariusz gry. Mam też nadzieję, że dzięki temu te osoby, które mają problemy z płynnym czytaniem w języku angielskim, będą mogły osobiście poznać to małe arcydzieło.

Za możliwość zrecenzowania gry dziękuję wydawcy, firmie MangaGamer.

***
Cena gry: 90 zł (do 5 lipca trwa promocja -50%)
Gdzie kupić:
Steamhttps://store.steampowered.com/app/303310/The_House_in_Fata_Morgana/
Oficjalny sklep wydawcy: https://www.mangagamer.com/detail.php?goods_type=0&product_code=258


niedziela, 3 czerwca 2018

111. Kiwi, Prosiak i zabójczy Deadline, czyli kilka słów o moim spotkaniu z twórczością Kaia

Leniwe niedzielne popołudnie, upał, błogie lenistwo i pyszna czekolada o smaku mleka z tubki (nie powinnam jeść takich rzeczy, ale nie mogłam się powstrzymać). To aż się prosi o jakąś miłą, nieszczególnie wymagającą lekturę. Na szczęście dryfując po bezdrożach życia, zawsze mogę liczyć na swojego kapitana, Kaia.


Kai to jeden z tych artystów, których uwielbiam - nie za ambicję w tworzeniu opowieści, ale za kreskę. Zawsze przyjemnie mi się ogląda jego pełne przystojnych bishounenów prace i chociaż nie ma wśród nich rosyjskich komandosów, czasami tylko tyle potrzeba mi do szczęścia. "Yoholo" jeden z niewielu jego komiksów wydanych luzem, który udało mi się cudem dorwać po paru miesiącach stalkowania jego profilu na Facebooku w celu dowiedzenia się, kiedy będzie dodruk. Do dnia dzisiejszego zdążyłam przeczytać go już parę razy i nadal często do niego wracam, bo jest to cudeńko, które jest idealnym lekiem na całe zło.

Historia opowiada o Kiwim, o którym wiemy tylko tyle, że jest człowiekiem-lisem, który właśnie oddaje się przyjemności kąpieli w wannie. Przerywa mu ją wpadający znienacka do łazienki łysy gość w garniturze, który nakazuje naszemu bohaterowi bardziej przykładać się do obowiązków oficera policji. Problem w tym, że Kiwi nie jest oficerem policji i pewnie miałby szansę jakoś sensownie uargumentować swoje nudne, lisie życie, gdyby nie fakt, że na horyzoncie pojawia się coś o wiele bardziej strasznego niż nudni goście w garniturach. To Deadline, a z Deadlinem nie ma żartów. Groza i powaga sytuacji sprawiają, że Kiwi w odpowiedzi... puszcza bąka, z którego powstaje mistyczny Prosiak o wielkiej mocy. Czy naszym przyjaciołom uda się pokonać Deadline? Czy uciekną przed atakującym miasto krwiożerczym tyranozaurem? I czy odnajdą to, czego tak właściwie nie szukali?

Jak widzicie, w tym komiksie nic nie jest na poważnie. Na niewielkiej ilości stron przewija się tak wielka ilość całkowicie absurdalnego poczucia humoru, że nie można mu się oprzeć, a postacie (wszystkie bez wyjątku) są tak uroczo skonstruowane, że nie da się ich nie lubić (Deadline to w sumie fajna babka, ale lubię się z nią w życiu realnym mierzyć). Całość jest absolutnie godna polecenia każdemu, kto nie boi się pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa.

Pomimo niewielkich rozmiarów objętościowych, komiks wydany jest po mistrzowsku: w twardej oprawie i z cudownie wypukłym drukiem na papierze kredowym.

Jeśli chcecie bliżej poznać Kaia, zajrzyjcie na jego oficjalny fanpage: https://www.facebook.com/khaoskai/


***
Ilość stron: 48
Cena: 16,99 euro (ok. 73 zł)
Gdzie kupić: obecnie nie jest to możliwe, ale niebawem pewnie nastąpi kolejny dodruk


 Dodam też, że miałam w łapkach przez pewien czas inny komiks autora, pt. "Hell Yeah Vegas Baby!", ale kompletnie mnie on nie kupił. Był tak samo krótki, ale wydany w miękkiej oprawie, na co w ogóle bym zapewne nie narzekała, gdyby nie podobna cena i fakt, że komiks niczego sobą nie reprezentował. Opowiadał historię dwóch bohaterów z innego komiksu Kaia, którzy wybrali się do Las Vegas (chociaż równie dobrze mogły to być Pabianice, bo nic nie wskazywało na to, że tam są), żeby wyznać sobie miłość i odkryć prawdę objawioną: obaj na pewno trafią do Nieba, a Niebo jest Niebem dlatego, że można tam brać śluby homoseksualne i gzić się w krzakach pod dziką jabłonią (to ostatnie sama sobie dopowiedziałam, bazując na przekazie całego "dzieła"). Kai, stahp - pomyliły Ci się religie!

Nie pokażę Wam zdjęcia okładki, ponieważ komiks już dawno temu puściłam w świat. Pokażę natomiast jedną z prac Kaia, którą kupiłam od niego w formie plakatu, a który pokazuje jego niezwykły artystyczny kunszt:



Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu powrócę już do Was z recenzją gry. Nadal podtrzymuję opinię, że będzie to gra niezwykła i na pewno przypadnie Wam do gustu - ilekroć ją uruchamiam, tym bardziej się o tym przekonuję.