środa, 27 listopada 2019

Żegnam Was. Już wiem, nie załatwię wszystkich pilnych spraw...

Mówi się, że na wszystko w życiu przychodzi czas i wszystko jednocześnie posiada swój kres. Mój blog ujrzał światło dzienne w 2014 roku i zamknie swoje podwoje w roku 2019. Nadszedł czas, żeby wstać i pójść dalej.

Przyczyn mojej decyzji jest wiele. Przeżyłam ostatnio coś, co uświadomiło mi, że granie w otome nie jest dobrym i pożytecznym spędzaniem wolnego czasu. Zdecydowana większość tytułów jest robiona na jedno kopyto, posiada niezbyt wciągającą fabułę i niepoprawnych psychologicznie bohaterów, a także nie przekazuje właściwie żadnych naprawdę wartościowych treści. Wręcz przeciwnie - często promuje patologię i przemoc. Żeby to dostrzec, musiałam zrobić sobie długą przerwę nie tylko od pisania recenzji, ale również od grania. Ostatnio mój stan zdrowia bardzo się pogorszył, więc siłą rzeczy spędzałam więcej czasu z dala od komputera i mogłam spojrzeć na to wszystko z boku. Doszłam wtedy do smutnej konkluzji, że dobrze bawiłam się tak naprawdę przy bardzo niewielu tytułach. Jako pedagog bardzo chciałabym móc polecać swoim Czytelnikom (szczególnie tym młodszym) wartościowe i ubogacające gry, ale musimy spojrzeć prawdzie w oczy - wśród otome nie ma ich zbyt wiele.

Kolejnym powodem, dla którego kończę z blogiem, jest zbyt duża ilość czasu, którą musiałam na niego poświęcać. Zaniedbałam przez to resztę swoich hobby, produkcję własnej gry i pisanie książki. Granie w otome przestało być dla mnie rozrywką, a stało się częścią moich obowiązków. Jeśli chciałam być na bieżąco, musiałam coś poświęcić i z czasem było już tego po prostu zbyt wiele. Okres choroby uświadomił mi, jak bardzo tęskniłam za lekturą dobrej książki, obejrzeniem ciekawego filmu czy zwyczajnym wyjściem na spacer - bez natrętnej myśli: "Marnujesz czas, powinnaś teraz ogrywać kolejny wątek do recenzji, bo wydawca czeka". Ktoś mógłby stwierdzić, że to jedynie kwestia złego zarządzania czasem - ja jednak wiem, że jeśli ze względu na pracę jest się ponad 10 godzin poza domem, a po powrocie tłumaczy się gry i dokształca, to na hobby nie pozostaje zbyt wiele czasu.

Do blogowania jako takiego na pewno powrócę, ale teraz potrzebuję długiego odpoczynku i ułożenia sobie paru spraw. Uspokajam jednocześnie, że gra The House in Fata Morgana nadal będzie przeze mnie tłumaczona i jest spora szansa na to, że ukaże się w polskiej wersji już w przyszłym roku.

Ze względu na zakończenie przygody z otome tanio odsprzedam swoje konsole (PSP i Ps Vitę), a także oddam za darmo edycje kolekcjonerskie, które zrecenzowałam - będzie można odebrać je osobiście w Lublinie (konsole mogę wysłać).

Grupa na FB będzie jeszcze przez jakiś czas istnieć. Bardzo proszę jednak o to, żeby nie dodawać do niej nowych członków.

Bardzo dziękuję Wam za wszystkie wspólne lata i tak naprawdę życzę Wam, żebyście kiedyś znaleźli się w miejscu, w którym ja jestem dzisiaj. Zrzucam z ramion ogromny ciężar i w końcu czuję się wystarczająco wolna, żeby pójść dalej.

sobota, 19 października 2019

170. Pożegnanie z Okunezato: Czy naprawdę warto sięgnąć po 7'scarlet? [12+]

Ktoś, kto czytał moje wcześniejsze wpisy, mógłby powiedzieć, że to przecież oczywiste - wszak zachwalałam ten tytuł przy recenzowaniu niemalże każdej ścieżki, doceniając jego klimat i powolne odkrywanie przed graczem skrywanych przez zagadkowe miasteczko tajemnic. Nie ma jednak róży bez kolców i dopiero po ukończeniu wszystkich wątków jestem w stanie napisać, co twórcy zrobili rewelacyjnie, a z czym nie dali sobie rady. Odpowiedź na zawarte w tytule pytanie nie jest więc wbrew pozorom tak oczywista, jak mogłoby się wydawać.


7'scarlet to opowieść o owianym grozą miasteczku i grupie młodych ludzi dążących do odkrycia skrywanych przez nie tajemnic. Bohaterowie widzą się w nim po raz pierwszy - wcześniej kontaktowali się ze sobą jedynie na forum internetowego klubu miłośników zjawisk paranormalnych. Co ciekawe, na zlocie nie zjawia się przewodniczący klubu i przez zdecydowaną większość rozgrywki nie wiadomo, kto nim jest. Przybywamy do Okunezato z należącym do klubu przyjacielem, mając nadzieję, że uda nam się rozwiązać zagadkę zaginięcia naszego brata w pobliskich górach. Ponieważ nie mamy pieniędzy na zbyt długi pobyt, podejmujemy się pracy w hotelu, w którym się zatrzymaliśmy, otrzymując w ten sposób możliwość lepszego poznania członków klubu i lokalnych mieszkańców. Przeżywamy nawet swoją pierwszą miłość! Nade wszystko jednak dowiadujemy się, że budzące grozę opowieści o Okunezato nie są wcale creepypastami, a rzeczywistością, z którą będziemy się musieli zmierzyć. Pomoże nam w tym pewien nadgorliwy gimnazjalista, fotograf przyrody, wredny szef i wyjątkowo fajtłapowaty policjant Yasu.

Fabuła gry poprowadzona jest po nitce do kłębka i każdy wątek odkrywa przed nami nowe informacje. Na wiele pytań nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć aż do ukończenia wszystkich ścieżek i odblokowania True Route - wątku zdradzającego, co tak naprawdę wydarzyło się w Okunezato. Mówi się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i 7'scarlet jest świetnym przykładem produkcji, która bardzo powoli dawkuje napięcie i pozostawia u gracza poczucie niedosytu na tyle duże, że po zakończeniu jednej ścieżki ma on ochotę sięgnąć po następną. Ma to jednak ten minus, że nie pozwala nam grać we własnym tempie i narzuca odpowiednią kolejność wątków. Ktoś, kto przechodzi gry w całości, zapewne nie będzie miał z tym problemu, ale są też tacy, którzy nie lubią określonych typów postaci i wolą, kiedy każda ścieżka stanowiła osobną całość. Osobiście nuważam, że w przypadku 7'scarlet ten typ narracji zdecydowanie ma sens, ponieważ nie można opowiadać historii z dreszczykiem bez ciągłego wywoływania u odbiorcy ciekawości powiązanej z uczuciem niepokoju.

Prawidłowa kolejność przechodzenia poszczególnych ścieżek prezentuje się następująco:
1. Hino Kagutsuchi
2. Isora Amari
3. Toa Kushinada
4. Sosuke Tatehira
5. Yuzuki Murakumo
6. True Route
7. Hanate Route



Klimat jest zresztą głównym powodem, dla którego 7'scarlet tak bardzo przypadło mi do gustu. Nie ma tutaj scen gore i gra nie jest brutalna sama w sobie, ale idealnie pokazuje, jak sielankowa wyprawa na wieś może zamienić się w koszmar. Bardzo zgrabnie wywołuje w graczu poczucie zaszczucia, szczególnie kiedy ten dowiaduje się, że nikomu nie może ufać i mury leciwego hotelu przypominają raczej więzienie niż bezpieczną twierdzę. Historie bohaterów mają bezpośredni związek z wydarzeniami w Okunezato i każdy z nich przybył do miasteczka uzyskać odpowiedzi na nurtujące go pytania. Jeżeli dodamy do tego charakterystyczną muzykę rodem z filmów grozy, poczucie bycia cały czas obserwowaną, surowość hotelowych wnętrz i pełne niepokoju przypadkowe spotkania (w końcu kto spodziewałby się ujrzenia człowieka przebranego za pandę na ulicach pogrążonego we śnie miasteczka?), to otrzymamy bardzo immersyjny produkt, w którym nastrój buduje każdy detal. Nie wiem jak Wy, ale ja w filmach i grach uwielbiam kołatającą się w głowie myśl: "Co ja zrobiłabym na jej/jego miejscu?" i podczas swojej przygody z 7'scarlet zadawałam je sobie wyjątkowo często. W pewnym momencie odruchowo zaczęłam podejrzewać wszystko i wszystkich, i bardzo wyraźnie uświadomiłam sobie, że głównej bohaterki nie uratuje nawet wyjazd z tego miejsca - jedynie prawda, która ma to do siebie, że rzadko jest słodka jak miód, częściej gorzka niczym piołun.

/W tym akapicie pojawia się spoiler. Jeżeli jeszcze nie ukończyliście gry, pozostajecie w nim na własną odpowiedzialność./Tutaj na szczególną uwagę zasługuje True Route - wątek, który spaja wszystko w całość. Dowiadujemy się z niego, że chociaż za zagadkowymi zabójstwami stoi fotograf Tsukuyomi, to w miasteczku nie jest on jedynym mężczyzną, który nie zaznał spokoju po śmierci. Drugim z nich jest Toa, lider znanego boysbandu. Zginął, kiedy przejeżdżał przez prowadzący do miasteczka most - w pewnym momencie stracił kontrolę nad pojazdem i jego auto wpadło do rzeki, na zawsze więżąc chłopaka w środku. I chociaż podczas rozgrywki przez cały czas znajdowało się ono w miejscu wypadku, Toa powrócił jako zjawa. Rozstanie ze światem uniemożliwiło mu pragnienie wystąpienia w Okunezato i zorganizowania pierwszego koncertu ze swojej solowej płyty. Jednak w przeciwieństwie do innych zjaw, chłopak nie cierpi na żądzę krwi, a raczej cierpi, ale jest w stanie ją przezwyciężyć, kiedy znajduje się w naszej obecności. Nic dziwnego zatem, że szybko się w nas zakochuje, w dodatku z wzajemnością. Jednak prawda o jego prawdziwej tożsamości wychodzi na jaw dopiero podczas osobliwej gry w mafię zorganizowanej przez hotelowy personel. Historia Toi tak bardzo porusza serca słuchających, że decydują się oni spełnić jego prośbę i zrobić wszystko, żeby koncert doszedł do skutku. Dla nas jednak jest to ciężki okres. Z jednej strony cieszymy się, że możemy coś dla ukochanego zrobić, z drugiej wiemy, że oznacza to dla niego śmierć. Aż do ostatniej chwili żywimy nadzieję, że los się do nas uśmiechnie i Toi zostanie zwrócone życie. Pewnych praw nie da się jednak obejść i po koncercie chłopak umiera. I nie ukrywam, że mimo iż uwielbiam Toę (który jest Słodyczą Absolutną pod właściwie każdym względem) i popłakałam się na napisach końcowych, to uważam to zakończenie za najlepsze w całej grze. Nie tylko stawia kropkę nad "i" w kwestii wyjaśniania zawiłości fabularnych, ale również zapewnia mnóstwo emocji, a to motor napędowy każdej udanej historii o miłości.



Trzeba jednak pamiętać, że wymieszanie gatunku otome z dreszczowcem nie jest łatwym zadaniem i uważam, że twórcy nie do końca sobie z nim poradzili. Miałam wrażenie, że trochę bali się długo trzymać gracza w niepewności, zupełnie jakby mieli zakodowane, że będzie on szukał przede wszystkim romansu. W efekcie uczucia między postaciami eskalują szybko, a protagonistka zachowuje się tak, jakby do zakochania był jej potrzebny jedynie widok nagiej klaty swojego wybranka. W efekcie do momentu poważniejszych deklaracji postacie nie przeżywają właściwie niczego, co mogłoby sensownie je do siebie zbliżyć. Bohaterowie sami w sobie są bardzo w porządku, ale ich wątki romantyczne zostały potraktowane trochę po macoszemu i nie są na tyle immersyjne, żeby wywołać u gracza odpowiednie uczucia. Co dziwi tym bardziej, że twórcy stworzyli mnóstwo idealnych ku temu okazji, ale ich zwyczajnie nie wykorzystali. Dobrym przykładem może być tutaj wątek Yuzukiego (w mojej opinii najsłabszy w całej grze), w którym po burzliwej rozmowie z ojcem mężczyzna każe nam zejść mu z oczu i nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Gdyby bohaterka powróciła wtedy do swoich zajęć i miała parę dni przerwy w ciągłym łażeniu do ukochanego, gracz odczułby sporą nutę niepewności i był ciekaw zdarzenia, które na nowo bohaterów do siebie zbliży. Niestety, okazja ta została natychmiastowo pogrzebana, bo Yuzuki po paru sekundach wzywa nas ponownie i przeprasza za swój wybuch, co właściwie pogrzebało atmosferę wywołaną poprzednimi emocjami. Wspominałam też w recenzjach poszczególnych ścieżek, że wątki romantyczne są w 7'scarlet wyjątkowo grzeczne i ograniczają się do jednego-dwóch pocałunków, paru dwuznacznych zdań i rumieńców. Dla mnie osobiście wątek miłosny bez żadnej dawki przyciągania między postaciami jest bardzo powierzchowny i niepełny, szczególnie że na rynku istnieje wiele gier, które dobrze sobie z tym tematem radzą. Z drugiej strony należy pamiętać, że gra jest ma kategorię wiekową 12+, a więc jest przeznaczona dla młodszych odbiorców i choćby z tego powodu pewnych tematów nie powinna zwyczajnie poruszać.

Podobnym zawodem było dla mnie zachowanie głównej bohaterki, która na tle protagonistek wielu innych gier otome może i daje się lubić i stara się przejmować inicjatywę, ale miejscami jej zachowanie jest odbiciem braku pomysłów ze strony twórców ("Sosuke nie ma w hotelu, a zakazał mi wychodzić ze względu na niebezpieczeństwo? Pójdę poszukać go w środku nocy na odludziu, na pewno coś mnie tam zaatakuje i mój ukochany przyjdzie mi z pomocą!"). Przykro mi też napisać, że sprawia wrażenie raczej pustej dziewczyny. Nie głupiej czy mało inteligentnej, ale dosyć powierzchownej, o czym świadczy jej czasem pasujący do sytuacji jak pięść do oka zachwyt urodą swoich towarzyszy.
 Przykładowo: co byście zrobili, gdyby Wasz półnagi szef zasłabł na Waszych oczach:
a) ułożylibyście go w pozycji bezpiecznej i zrobili mu masaż serca połączony ze sztucznym oddychaniem (szczególnie sztucznym oddychaniem);
b) urządzilibyście raban na cały hotel, poszukując kogoś, kto mógłby Wam i nieszczęsnemu szefowi pomóc;
c) kontemplowalibyście z zachwytem jego piękną, umięśnioną klatę.

Tak, jako protagonistka wybieramy odpowiedź c, jedynie czasami w ramach urozmaicenia zamieniając podziwianie gołych klat na podziwianie przystojnych twarzy. Dzięki temu podczas rozgrywki ciągle miałam przed oczami Yukimurę z Hakuoki, która stwierdziła, że bodajże Saito jest zbyt przystojny, żeby być samurajem. Bardzo boli mnie też fakt, że twórcy gry nie zrobili researchu dotyczącego sposobów udzielania pierwszej pomocy i opieki nad chorym. W wątku Yuzukiego naszej bohaterce przychodzi opiekować się przeziębionym szefem. Szef zachowuje się wtedy jakby był już jedną nogą w grobie i nie daje rady samodzielnie jeść, więc usłużna dziewczyna postanawia go nakarmić okayu (japońskim kleikiem ryżowym - znajdziecie na niego przepis na końcu wpisu). I nie byłoby w tym absolutnie niczego złego, gdyby nie karmiła go w pozycji leżącej, nawet nie próbując podeprzeć mu głowy = zadławienie murowane. Kolejną tego typu sytuacją była próba zbicia nieszczęśnikowi wysokiej gorączki. Pomińmy już fakt, że nasza bohaterka biegnie po naczynie na wodę i ręcznik do miejscowej łaźni, zamiast wziąć je z prywatnej kuchni łazienki szefa. Najgorsze jest to, że do zbicia gorączki używa lodowatej wody, w której macza okład przykładany na czoło. W rzeczywistości woda zdecydowanie nie powinna być tak zimna, a jeśli już musi, to powinna zostać zastosowana dodatkowa ochrona w postaci ręcznika. Dodatkowo w przypadku Yuzukiego o wiele lepiej sprawdziłaby się kąpiel w wodzie jedynie parę stopni chłodniejszej niż temperatura jego ciała. Rozumiem jednak, że bohaterka mogłaby mieć problem z zaprowadzeniem swojego "pacjenta" do wanny, więc mogłaby zwilżać wodą (ale nie lodowatą!) odkryte części ciała mężczyzny i zrobić mu okłady na łydkach i pod pachami, a nawet okryć go pod pledem zwilżonym prześcieradłem. I jasne, ja wiem, że trudno wymagać, żeby twórcy gry byli w tej dziedzinie specjalistami, ale ten przykład idealnie pokazuje moc researchu - szczególnie że nie jest to żadna wiedza tajemna.

Dla odmiany na plus gry przemawia oprawa audiowizualna. Gra jest jednym ze zdecydowanie najładniejszych tytułów, z jakimi miałam do tej pory przyjemność. Wprawdzie niektóre ilustracje nieco trącą myszką, ale ich niedociągnięcia wynagradzają sprite'y i przepiękne, niejednokrotnie animowane tła. Ponadto 7'scarlet jest również jedyną znaną mi grą visual novel, która posiada aż dwa openingi. Jeden z nich jest wykonany ze zdjęć, a drugi został wystylizowany na piosenkę jednego z bohaterów, który jest byłym frontmanem popularnego boysbandu. Wisienką na torcie jest obecność paru popularnych seiyuu, np. znanego z roli Soujiego Okity z Hakuoki Shoutaro Morikubo wcielającego się w Toę czy Tetsuyi Kakihary, który użyczył głosy Isorze, a może być przez nas kojarzony jako Shin z Amnesii.



Trochę szkoda mi opuszczać Okunezato, ale wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Cieszę się, że pomimo powyższych niedociągnięć byłam w stanie poznać historię tego tajemniczego miasteczka i spędzić parę tygodni w towarzystwie rezydentów i pracowników hotelu Fuurikan. 7'scarlet nie jest grą dla każdego: osobiście określiłabym ją jako naprawdę dobrą visual novelkę, ale zaledwie przeciętny tytuł otome. Nie ma tutaj zbyt wielu romantycznych uniesień i widać parę niedociągnięć odnośnie konstrukcji postaci, ale nie zmienia to faktu, że całość prezentuje się naprawdę bardzo, bardzo dobrze. Ja bawiłam się wybornie.

***
***
Na koniec tradycyjnie garść przydatnych informacji:
Tytuł: 7'scarlet
Producent: Idea Factory, Toybox
Wydawca: Intragames
Data wydania: 12.03.2019
Przybliżony czas rozgrywki: ok. 15 godzin (na wątek)
Ograniczenia wiekowe: 12+
Wersja językowa: angielska

Cena: 107,99 zł

Grę można zakupić na Steamie:
https://store.steampowered.com/app/839450/7scarlet/


Za ofiarowanie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy, firmie Intragames.


NA KONIEC OBIECANY PRZEPIS NA OKAYU お粥 !!


Czego potrzebujemy:
ryżu (najlepszy jest japoński, ale zwykły biały również da radę)
wody
soli i dodatków wedle uznania (w moim przypadku jest to rzodkiew japońska, marchew i łosoś. Można również poprzestać na samym ryżu)

Proporcja wody i ryżu jest zależna od tego, jakie okayu zamierzamy przygotować:
Zen-gayu – 1 : 5 (50 gramów ryżu : 250 ml wody)
Shichibu-gayu – 1 : 7 (50 gramów ryżu : 350 ml wody)
Gobu-gayu – 1 :10 (50 gramów ryżu : 500 ml wody)
Sanbu-gayu – 1 : 20 (25 gramów ryżu : 500 ml wody)


Sposób przygotowania:
1. Myjemy i suszymy ryż. Powtarzamy czynność aż do momentu, w którym woda będzie czysta.
2. Namaczamy ryż przez co najmniej 30 minut.
3. Odsączamy ryż i zalewamy 750 ml wody.
4. Przykrywamy garnek z ryżem i stawiamy go na dużym ogniu. Kiedy się zagotuje, zmieniamy ogień na mały. Mieszamy ryż, żeby nie przykleił się do dna.
5. Przykrywamy garnek i pozostawiamy ryż na ogniu jeszcze przez 30 minut.
6. Po ugotowaniu pozostawiamy garnek przykryty jeszcze na 10 minut. Następnie dodajemy sól i dodatki wedle uznania.

Smacznego!

Przepis został przetłumaczony ze strony Just One Cookbook:
https://www.justonecookbook.com/rice-porridge-okayu/