Na początek chciałabym poruszyć trzy ważne kwestie:
Po pierwsze: dowiedziałam się, że niektóre z Was mają problem z dodawaniem komentarzy. Wyłączyłam konieczność dokonywania weryfikacji obrazkowej, więc wszystko powinno już działać, ale jeśli nadal pomimo wielokrotnych prób nie będziecie mogły dodać swojej opinii, skontaktujcie się ze mną mailowo: kocham.gry.otome@gmail.com. W razie problemów będę myśleć o zmianie sposobu dodawania komentarzy.
Po drugie: jest mi bardzo przykro, ponieważ rozdanie gry "Hakuoki: Kyoto Winds" zakończyło się już prawie miesiąc temu, a mimo to gra nadal jest u mnie. Tak, jak zapewne się już domyślacie, kolejna osoba nie zgłosiła się po jej odbiór. To boli, kiedy uświadamiasz sobie, że są ludzie, którzy wchodzą na Twojego bloga tylko dla rozdania i nawet nie zajrzą ponownie w momencie ogłoszenia wyników, żeby sprawdzić, czy to właśnie im się poszczęściło. Nie jestem naiwna i nie łudzę się, że wszyscy komentujący w postach rozdaniowych są zagorzałymi fanami moich wypocin, ale nie zmienia to faktu, że naprawdę chciałam sprawić komuś radość i podzielić się z nim grą, którą uważam za najfajniejszą na świecie.
Zastanawiam się, czy po prostu nie podarować tej gry komuś, kto bardzo chce ją poznać, ale nie może sobie pozwolić na jej zakup. Będę wdzięczna za Wasze opinie w tej sprawie.
Po trzecie: wiem, że niektóre z Was mają już nieco dosyć tego tytułu (a będzie go na moim blogu więcej, ponieważ wyszło "Edo Blossoms"), dlatego obiecuję, że kolejna recenzja będzie już związana z inną grą otome.
Mówi się, że najpierw obowiązki, a później przyjemności, więc skoro mamy już ogłoszenia za sobą, zapraszam Was na spotkanie z jedynym w swoim rodzaju Ibą Hachiro.
Iba jest jednym z przedstawicieli "nowej gwardii", która nie pojawiła się w poprzedniej wersji gry. Jak się zapewne domyślacie, bardzo bałam się, jak nowy zespół poradzi sobie z dopisaniem do gotowej książki nowego rozdziału. Zdecydowanie łatwiej jest stworzyć coś od nowa - w przeciwnym wypadku ryzyko porównań i znacznie surowszego sposobu oceniania jest nieuchronne. Przy czym nie można dowolnie popłynąć z tematem, bo opowieść musi być logiczna i spójna. Nic zatem dziwnego, że Hachiro jawił mi się jako wielki znak zapytania, który miał potwierdzić lub zanegować sensowność wydania nowej wersji gry.
Iba nie jest członkiem Shinsengumi. Po raz pierwszy spotykamy go w herbaciarni, do której pozwolono nam pójść, żeby zebrać informacje o poszukiwanym przez nas ojcu. W pewnym momencie do pogrążonej w spokoju i radosnych rozmowach herbaciarni wkracza wojowniczo nastawiony Takeda, który oskarża właściciela przybytku o współpracę z roninami. Mężczyzna oczywiście zaprzecza, ale czerwonooki wilk z Shinsengumi spragniony jest sukcesu i postanawia zabrać nieszczęśnika na przesłuchanie (a wiadomo, że w tamtych czasach przesłuchania nie były miłymi pogawędkami przy herbacie i ciastku). Postanawiamy wkroczyć do akcji, ale postrzymuje nas pewien tajemniczy mężczyzna, postanawiając wziąć problem na siebie. Okazuje się, że to Iba Hachiro (chociaż mężczyzna osobiście się nam nie przedstawia), okuzume (członek gwardii przybocznej) samego szoguna. Uprzejmie pyta Takedę, dlaczego ten zamierza wziąć na przesłuchanie niewinnego człowieka, a kiedy tamten nie odpuszcza, równie uprzejmie zaprasza go na bardzo uprzejmy wpierdol przed herbaciarnię. Na zewnątrz prawie dochodzi do rozlewu krwi, po czym Takeda obiecuje Ibie, że się zemści, a my mamy możliwość przekonania się, że tajemniczy Iba skądś zna nasze imię.
Zagadka rozwiązuje się wkrótce, kiedy uroczy młodzieniec odwiedza siedzibę Shinsengumi i okazuje się, że jest bliskim znajomym zamieszkujących tam kapitanów (szczególnie Hijikaty). Kiedy więc mężczyźni zasiadają przy herbacie, żeby wymienić się opowieściami, Iba wyznaje, że jako dziecko przychodził do lecznicy naszego ojca, żeby poczytać jego książki, a ponieważ jest starszy od nas, pamięta znacznie więcej niż my. I możemy mieć pewność, że będzie próbował nam tę pamięć przywrócić.
Historia Iby nie koncentruje się wokół głównego wątku Shinsengumi (chociaż go w niej znajdziemy), ale wokół jego konfliktu z Takedą, który - jak się okazuje - nie przebacza łatwo (a właściwie to w ogóle) i zamierza powziąć zemstę, niezależnie od wszystkiego. Podczas gdy w innych wątkach jest wobec nas jedynie zapatrzonym w siebie bucem, tak w wątku Iby jest dla nas realnym zagrożeniem. Nie potrafi zrozumieć, z jakiego powodu Shinsengumi w wyjątkowy sposób traktuje dzieciaka, który nie potrafi walczyć. Podejrzewa, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda, i zaczyna węszyć. Jest to w pewien sposób zrozumiałe i muszę przyznać, że bardzo podoba mi się to, jak przedstawione zostały motywy Takedy. To nie jest po prostu zły charakter, a samuraj, który odkrywa, że coś się święci i Shinsengumi skrywają jakąś niebezpieczną tajemnicę. Przy nadarzającej się okazji wykrada więc fiolkę Wody Życia i dokumenty z pracowni Sanana, po czym zamierza dostarczyć je Itou. W pewien sposób zachowuje się naturalnie - jeśli spojrzymy na sytuację jego oczami, z łatwością dostrzeżemy w jego zachowaniu pewną słuszność, w końcu dokonał właśnie makabrycznego odkrycia. Inną sprawą jest oczywiście jego głupia męska duma i pragnienie zemsty na Ibie, przez które zostaje wydalony z Shinsengumi (wyzywa młodzieńca na treningowy pojedynek i próbuje śmiertelnie go zranić, co jest pogwałceniem ustalonych przez Kondou zasad). W pewien sposób jest mi nawet Takedy żal, bo odbieram go jako człowieka, który nie może nigdzie zagrzać miejsca i nie jest akceptowany ani przez Shinsengumi, ani przez Itou, który pomimo starań mężczyzny nie przyjmuje go w szeregi swoich Strażników. Jestem bardzo, naprawdę bardzo ciekawa, jak jego historia rozwinie się w "Edo Blossoms".
Iba zdaje się być natomiast całkowitym jego przeciwieństwem. To mężczyzna, który zdaje się nie mieć problemów ze zgrabnym omijaniem służbowych obowiązków i - podobnie jak Harada - woli wziąć na siebie odpowiedzialność za zabranie nas na deser, niż patrzeć na to, że jesteśmy smutne. Cechuje go ponadto wrodzona życzliwość i pogoda ducha, a także niechęć do przemocy (nie mylić z byciem miękką parówą). Iba jest świetnym wojownikiem (w końcu go gwardii szoguna nie trafia się za wygląd), w dodatku synem założyciela sławnej w ówczesnym czasie szkoły Iba Dojo, ale można odnieść w czasie gry wrażenie, że nie wkłada w walkę całego swojego serca i sił, i nie odnajduje w niej przyjemności (z tego też powodu przegrywa pojedynek treningowy z chorym na gruźlicę Okitą, który znany jest wręcz ze swojej obsesji na punkcie śmierci i zabijania). Wszystko zmienia się, kiedy młodzieniec uświadamia sobie, że od jego sprawności zależy nasze życie i że nie powinien bać się zabić w naszej obronie człowieka. Troska ta jest zresztą wzajemna, bowiem podczas jednego z ataków demonów bronimy Ibę własnym ciałem, zasłaniając dłońmi lufę pistoletu Shiranuiego. Kula przeszywa nasze dłonie, które na szczęście szybko się regenerują, a Shiranui zbiera baty od Kazamy (w sumie mu się nie dziwię. Też wkurzyłabym się na kumpelę strzelającą do faceta, który mi się podoba). Co ciekawe, Iba zdaje się być tym faktem niewzruszony i chociaż poprzysięga zabić każdego, kto sprawi, że spadnie nam z głowy włos, nie nazywa nas potworem i przyjmuje naszą odmienność z zadziwiającym spokojem (za tym też kryje się osobna historia, ale nie chcę odbierać przyjemności z gry osobom, które zdecydują się poznać Ibę osobiście).
Kiedy dostrzegamy Takedę, który opuszcza siedzibę Shinsengumi z Wodą Życia i skarbami Sanana, rzucamy się za nim w pościg, nie zważając na to, co się z nami stanie. Mężczyzna celowo wyprowadza nas w mało uczęszczane przez ludzi miejsce, po czym postanawia nas zabić. Zjawia się Iba, który ucina Takedzie rękę. Ten upuszcza Wodę Życia do rzeki, po czym sam w nią wpada. To jednak nie koniec jego historii. Okazuje się, że zostaje odnaleziony przez naszego ojca, który nie tylko pozwala mu wypić Wodę Życia, ale również ofiarowuje mu nowe przedramię, należące kiedyś do demona i wykradzione z wioski Sen. W zamian Takeda ma mu służyć jak pies prowadzony na łańcuchu. Oczywiście dla mężczyzny to sytuacja pełna samych pozytywów: nie dojść, że będzie żył, to jeszcze stanie się ulepszoną wersją Furii i z łatwością będzie mógł powziąć zemstę na Ibie. Kiedy więc dochodzi do ostatecznego starcia, dzielny okuzume nie ma z nim żadnych szans i zostaje śmiertelnie przez agresora raniony. Na szczęście w porę zjawia się Sen i Kimigiku, które oficjalnie wykluczają naszego ojca i Takedę ze społeczności demonów (wśród których panuje zasada nieingerowania w ludzką historię), a także pozwala nam zabrać Ibę do wioski swojego klanu. Niestety nie oznacza to, że wrogowie zamierzają zrezygnować z pościgu. Iba umiera, nasz własny ojciec jest przeciwko nam, a na zewnątrz mieszanka Furii i demona przeprowadza swój własny Armageddon. Rozwiązanie pozostaje tylko jedno: Hachiro sięga po Wodę Życia, a Sen przynosi kolejne przedramię demona. Młodzieniec rezygnuje z człowieczeństwa i od tej pory będzie już na zawsze zawieszony pomiędzy życiem a śmiercią. Wszystko dlatego, że jeszcze jako dziecko poprzysiągł nas chronić.
Uwielbiam Ibę. Może nie kupił mnie tak mocno jak Sanan, ale kocham jego odwagę, troskę i delikatność, z jaką obchodzi się z naszą bohaterką i ludźmi wokół (a pod tym względem znacząco różni się od Sanana). To typ starszego brata, chociaż pozbawionego poczucia humoru Harady. Zawsze ma na względzie dobro Yukimury, uważnie jej słucha i gotów jest zawsze być blisko niej, gdyby go potrzebowała. Jego gesty pozbawione są podtekstów, chociaż dosyć szybko przekonujemy się, że czuje do niej coś więcej. Wierzcie mi lub nie, ale podczas gry strasznie miałam ochotę się do niego przytulić - bije od niego tak duże ciepło i dobroć. Mam wrażenie, że zostanie drugą moją ulubioną postacią, zaraz po Sananie.
Tak jak wspomniałam, w kolejnej recenzji damy odpocząć samurajom z Shinsengumi. Przedstawię Wam natomiast pewnego bardzo osobliwego... kota. ;)