sobota, 24 września 2016

34. Lize - królik z piekła rodem. ("My Secret Pets!")

Dzisiaj nadszedł czas na omówienie wątku ostatniego zwierzaka z gry "My Secret Pets!". Lize od początku jawił mi się jako duże dziecko, dlatego zostawiłam sobie jego historię na sam koniec - nie gustuję w tego typu facetach, więc nie odczuwałam motywacji do zapoznania się z nią. Tymczasem okazało się, że to chyba najlepszy wątek w całej grze.


Lize jest królikiem - uroczym i do granic możliwości rozpuszczonym futrzakiem, który zdaje się myśleć tylko o sobie. Od samego początku jest wobec nas wręcz podejrzanie miły. Nadskakuje nam, jest gotów spełnić każdą naszą zachciankę i jest niesamowicie wręcz zaborczy. Kiedy po zerwaniu z Reito postanawiamy nie iść następnego dnia do szkoły i wmawiamy innym, że czujemy się źle, tylko Lize od razu wyczuwa blef - okazuje się, że sam jako zwierzak często symulować, żeby jedynie zwrócić na siebie uwagę. Wykorzystując fakt, że innych nie ma w domu (bo wysłaliśmy ich po zakup niezbędnych do leczenia przeziębienia medykamentów, z których prym wiodła oczywiście czekolada), postanawia wyciągnąć nas na spacer i poszeptać w uszko czułe słówka. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie czający się na jego słodkiej buzi podstępny uśmieszek.

Szybko okazuje się, że Lize wie więcej niż reszta chłopców. Wybucha kłótnia i Lize ucieka z domu z zamiarem popełnienia samobójstwa poprzez rzucenie się do rzeki (nawiasem mówiąc, ten sposób na odebranie sobie życia jest średnio skuteczny). Oczywiście wszyscy nagle uświadamiają sobie, jak wiele królik dla nich znaczył i postanawiają go szukać. Znajdujemy go w parku i zabieramy do domu, gdzie aplikujemy mu dużą ilość uczucia, koców i gorącej herbaty. Następnego dnia okazuje się, że Lize znowu zniknął i ponownie idziemy go odszukać. Znajdujemy go w towarzystwie Fumiyi i wtedy wychodzi na jaw jego mroczny sekret. Okazuje się, że jedynie ten, kto zdobędzie serce protagonistki, będzie mógł żyć długo i szczęśliwie - reszta będzie musiała liczyć się z tym, że zostanie unicestwiona. Lize postanowił spotkać się z czarownikiem, żeby wynegocjować zmianę warunków umowy. Wkraczamy do akcji i wspólnymi siłami sprawiamy, że Fumiya idzie nam na rękę, zrywając kontrakt i przemieniając resztę chłopców na powrót w zwierzaki. Oczywiście radości nie ma końca, bo nadal możemy być jedną wielką i szczęśliwą rodziną. Czarownik postanawia zbić otaczającą nas bańkę szczęścia i oznajmia, że nie potrwa ono długo - od tej chwili bowiem nasze życia są połączone i zależne od siebie. Możemy przekazywać sobie energię poprzez dotyk, ale należy liczyć się z tym, że nie będzie ona niewyczerpana i prędzej czy później jedno z nas umrze. Lize bierze to sobie bardzo do serca i kolejne dni spędza na unikaniu naszej osoby. Po jakimś czasie jego samopoczucie wyraźnie się pogarsza, aż w końcu chłopak znajduje się na granicy śmierci. W desperacji bierzemy go za rękę i przekazujemy część swojej energii. Postanawiamy znowu wyjść na spotkanie Fumiyi. Zamiast niego znajdujemy w parku dziwnie wyglądające drzwo, którego owoce pozwalają utrzymać zwierzakom ludzką postać. Wspólnie wyrywamy je z ziemi, jednocześnie przełamując klątwę. Pojawia się czarownik, który przychodzi podziękować za wybawienie nas od ciążącego na nim brzemienia (jednocześnie dziwiąc się, że sam nie wpadł wcześniej na ten pomysł), a my wracamy do domu ze świadomością, że zawsze już będziemy razem i nic nas nie rozłączy.


Wątek Lize'a jest zupełnie inny niż reszta i gdyby twórcy poszli tym tropem, mielibyśmy naprawdę udaną grę. Oczywiście również i tutaj znajdziemy pewne niedociągnięcia fabularne (na przykład to drzewo, które wzięło się znikąd), ale nie zmenia to faktu, że sama opowieść jest całkiem zgrabna i może się podobać. Co ciekawe, jest to też jedyny wątek, w którym nie ma wątku erotycznego (znajdziemy go za to w sequelu). Sam Lize jest postacią, którą ciężko ocenić jednoznacznie -  z jednej strony to duże dziecko i przebiegły, rozkapryszony manipulant, z drugiej młody chłopak noszący w sobie ogromne pokłady ciepła i potrzeby bycia kochanym. Jest jak całkiem udany brat Jiyeona z gry "Dandelion: Whishes brought to you". Jak już wspomniałam, nie jest to typ faceta, który potrafi wzbudzić we mnie jakieś większe uczucia - dla mnie to taki typ młodszego kolegi, uroczego i sympatycznego, ale jednak tylko kolegi. Dostrzegam jednak tkwiący w tej postaci potencjał i na tle innych bohaterów gry (nawet Ramina!) wypada zdecydowanie na plus. Jeśli więc kiedykolwiek będziecie mieć szansę sięgnąć po "My Secret Pets!", zapoznajcie się z jego historią - warto.

9 komentarzy:

  1. Szczerze powiedziawszy dziwna ta gra :I

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie głupie pytanie... Czy dane historie będą się od siebie różniły (nawet minimalnie) jeśli rozegramy je w innej kolejności?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę, żeby tak było. Z tego, co czytałam, niektórzy zaczęli od wątku Reito i tego żałowali, bo odebrało im to frajdę z odkrywania tajemnicy. Mi udało się akurat tak wstrzelić z kolejnością wątków, żeby nie odbierać sobie przyjemności grania.

      Usuń
  3. Zabawne, bo, hm, dopiero co odkryłam, że istnieje coś takiego jak Dandelion - Wishes Brought To You. Mam na myśli, że obiła mi się wcześniej ta nazwa o uszy, ale dopiero dziś usiadłam i przeczytałam, o czym to właściwie jest. Czy My Secret Pets to nie jest taka trochę gorsza wersja DWBTY? I czy (bo coś czuję przez skórę), pojawi się tu wkrótce recenzja tej gry? :)

    PS (takie tam dyrdymały, niezwiązane z tematem): Kończę pierwszy route w Mystic Messenger iiii... gra jest dużo lepsza, niż się spodziewałam X) No i dopiero dziś zajarzyłam, że Cheritz zrobił i Dandelion, i Mystic Messenger. Interesujące. Coraz bardziej interesujące ;)
    Skusiłam się też na Hakuōki: Stories of the Shinsengumi. Całe 75 zl na PS3. Ech. Szykuje się wesoła jesień ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie daj znać, jak tam wrażenia z "Hakuoki"! Słyszałam dobre opinie o tej grze :).

      Ciężko mi powiedzieć, czy "My Secret Pets!" jest gorszą wersją "Dandelion..." - widać, że twórcy ewidentnie wzorowali się na produkcji studia Cheritz, ale nie nazwałabym tej gry ewidentną kopią ani plagiatem. Nie jest zła i ma swoje dobre momenty, ale to zdecydowanie niższa półka i trzeba się z tym liczyć.

      Usuń
    2. Oczywiście recenzja "Dandelion..." też się tutaj pojawi :).

      Usuń
  4. O, to czekam! :D Zdążyłam się zorientować, że Dandelion jest dość wysoko w rankingach gier otome i jestem naprawdę ciekawa recenzji!
    Co do Hakuoki, grałam wczoraj trochę i jestem na końcówce pierwszego rozdziału. Gra rozkręca się bardzo powoli >.> i jest daleko mniej wyborów niż w takiej Amnesii. Za to jest dużo więcej czytania. Co kto lubi ;) Na razie jest krwawo, tajemniczo i... własnie, o dziwo, nudno XD Daleko mi jednak jeszcze do konkretnych ścieżek, więc się nie łamię i z optymizmem patrzę w przyszłość. Panowie wizualnie prezentują się lepiej niż rzymscy bogowie (bądźmy szczere, kto nie lubi długowłosych bishounenów w egzotycznych kimonach i noszących za pasem po dwa miecze i doskonale wiedzących, jak ich używac? XD), różnią się temperamentem i charakterami, każdy znajdzie coś dla siebie. I tylko bohaterka nieco szwankuje, ale to chyba nic dziwnego w grach otome ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejmy nadzieję, że gra się jeszcze rozwinie :). 75 zł to jednak nie są małe pieniądze i szkoda, żeby się zmarnowały na kiepską grę (wiem, bo tyle mniej więcej zapłaciłam za "Always Remember Me", które okazało się taką klapą, że aż przykro).

      Usuń
    2. Myślę, że kiepska nie będzie ;) Recenzje i komentarze na sieci sporo obiecują. W najgorszym wypadku zawsze można się pogapić na pięknych mężczyzn 8>
      Czytałam Twoją recenzję "Always remember me" i będę się trzymać z daleka.

      Usuń