Dzisiaj nadszedł czas na omówienie wątku ostatniego zwierzaka z gry "My Secret Pets!". Lize od początku jawił mi się jako duże dziecko, dlatego zostawiłam sobie jego historię na sam koniec - nie gustuję w tego typu facetach, więc nie odczuwałam motywacji do zapoznania się z nią. Tymczasem okazało się, że to chyba najlepszy wątek w całej grze.
Lize jest królikiem - uroczym i do granic możliwości rozpuszczonym futrzakiem, który zdaje się myśleć tylko o sobie. Od samego początku jest wobec nas wręcz podejrzanie miły. Nadskakuje nam, jest gotów spełnić każdą naszą zachciankę i jest niesamowicie wręcz zaborczy. Kiedy po zerwaniu z Reito postanawiamy nie iść następnego dnia do szkoły i wmawiamy innym, że czujemy się źle, tylko Lize od razu wyczuwa blef - okazuje się, że sam jako zwierzak często symulować, żeby jedynie zwrócić na siebie uwagę. Wykorzystując fakt, że innych nie ma w domu (bo wysłaliśmy ich po zakup niezbędnych do leczenia przeziębienia medykamentów, z których prym wiodła oczywiście czekolada), postanawia wyciągnąć nas na spacer i poszeptać w uszko czułe słówka. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie czający się na jego słodkiej buzi podstępny uśmieszek.
Szybko okazuje się, że Lize wie więcej niż reszta chłopców. Wybucha kłótnia i Lize ucieka z domu z zamiarem popełnienia samobójstwa poprzez rzucenie się do rzeki (nawiasem mówiąc, ten sposób na odebranie sobie życia jest średnio skuteczny). Oczywiście wszyscy nagle uświadamiają sobie, jak wiele królik dla nich znaczył i postanawiają go szukać. Znajdujemy go w parku i zabieramy do domu, gdzie aplikujemy mu dużą ilość uczucia, koców i gorącej herbaty. Następnego dnia okazuje się, że Lize znowu zniknął i ponownie idziemy go odszukać. Znajdujemy go w towarzystwie Fumiyi i wtedy wychodzi na jaw jego mroczny sekret. Okazuje się, że jedynie ten, kto zdobędzie serce protagonistki, będzie mógł żyć długo i szczęśliwie - reszta będzie musiała liczyć się z tym, że zostanie unicestwiona. Lize postanowił spotkać się z czarownikiem, żeby wynegocjować zmianę warunków umowy. Wkraczamy do akcji i wspólnymi siłami sprawiamy, że Fumiya idzie nam na rękę, zrywając kontrakt i przemieniając resztę chłopców na powrót w zwierzaki. Oczywiście radości nie ma końca, bo nadal możemy być jedną wielką i szczęśliwą rodziną. Czarownik postanawia zbić otaczającą nas bańkę szczęścia i oznajmia, że nie potrwa ono długo - od tej chwili bowiem nasze życia są połączone i zależne od siebie. Możemy przekazywać sobie energię poprzez dotyk, ale należy liczyć się z tym, że nie będzie ona niewyczerpana i prędzej czy później jedno z nas umrze. Lize bierze to sobie bardzo do serca i kolejne dni spędza na unikaniu naszej osoby. Po jakimś czasie jego samopoczucie wyraźnie się pogarsza, aż w końcu chłopak znajduje się na granicy śmierci. W desperacji bierzemy go za rękę i przekazujemy część swojej energii. Postanawiamy znowu wyjść na spotkanie Fumiyi. Zamiast niego znajdujemy w parku dziwnie wyglądające drzwo, którego owoce pozwalają utrzymać zwierzakom ludzką postać. Wspólnie wyrywamy je z ziemi, jednocześnie przełamując klątwę. Pojawia się czarownik, który przychodzi podziękować za wybawienie nas od ciążącego na nim brzemienia (jednocześnie dziwiąc się, że sam nie wpadł wcześniej na ten pomysł), a my wracamy do domu ze świadomością, że zawsze już będziemy razem i nic nas nie rozłączy.
Wątek Lize'a jest zupełnie inny niż reszta i gdyby twórcy poszli tym tropem, mielibyśmy naprawdę udaną grę. Oczywiście również i tutaj znajdziemy pewne niedociągnięcia fabularne (na przykład to drzewo, które wzięło się znikąd), ale nie zmenia to faktu, że sama opowieść jest całkiem zgrabna i może się podobać. Co ciekawe, jest to też jedyny wątek, w którym nie ma wątku erotycznego (znajdziemy go za to w sequelu). Sam Lize jest postacią, którą ciężko ocenić jednoznacznie - z jednej strony to duże dziecko i przebiegły, rozkapryszony manipulant, z drugiej młody chłopak noszący w sobie ogromne pokłady ciepła i potrzeby bycia kochanym. Jest jak całkiem udany brat Jiyeona z gry "Dandelion: Whishes brought to you". Jak już wspomniałam, nie jest to typ faceta, który potrafi wzbudzić we mnie jakieś większe uczucia - dla mnie to taki typ młodszego kolegi, uroczego i sympatycznego, ale jednak tylko kolegi. Dostrzegam jednak tkwiący w tej postaci potencjał i na tle innych bohaterów gry (nawet Ramina!) wypada zdecydowanie na plus. Jeśli więc kiedykolwiek będziecie mieć szansę sięgnąć po "My Secret Pets!", zapoznajcie się z jego historią - warto.
Szczerze powiedziawszy dziwna ta gra :I
OdpowiedzUsuńTakie głupie pytanie... Czy dane historie będą się od siebie różniły (nawet minimalnie) jeśli rozegramy je w innej kolejności?
OdpowiedzUsuńNie sądzę, żeby tak było. Z tego, co czytałam, niektórzy zaczęli od wątku Reito i tego żałowali, bo odebrało im to frajdę z odkrywania tajemnicy. Mi udało się akurat tak wstrzelić z kolejnością wątków, żeby nie odbierać sobie przyjemności grania.
UsuńZabawne, bo, hm, dopiero co odkryłam, że istnieje coś takiego jak Dandelion - Wishes Brought To You. Mam na myśli, że obiła mi się wcześniej ta nazwa o uszy, ale dopiero dziś usiadłam i przeczytałam, o czym to właściwie jest. Czy My Secret Pets to nie jest taka trochę gorsza wersja DWBTY? I czy (bo coś czuję przez skórę), pojawi się tu wkrótce recenzja tej gry? :)
OdpowiedzUsuńPS (takie tam dyrdymały, niezwiązane z tematem): Kończę pierwszy route w Mystic Messenger iiii... gra jest dużo lepsza, niż się spodziewałam X) No i dopiero dziś zajarzyłam, że Cheritz zrobił i Dandelion, i Mystic Messenger. Interesujące. Coraz bardziej interesujące ;)
Skusiłam się też na Hakuōki: Stories of the Shinsengumi. Całe 75 zl na PS3. Ech. Szykuje się wesoła jesień ;)
Koniecznie daj znać, jak tam wrażenia z "Hakuoki"! Słyszałam dobre opinie o tej grze :).
UsuńCiężko mi powiedzieć, czy "My Secret Pets!" jest gorszą wersją "Dandelion..." - widać, że twórcy ewidentnie wzorowali się na produkcji studia Cheritz, ale nie nazwałabym tej gry ewidentną kopią ani plagiatem. Nie jest zła i ma swoje dobre momenty, ale to zdecydowanie niższa półka i trzeba się z tym liczyć.
Oczywiście recenzja "Dandelion..." też się tutaj pojawi :).
UsuńO, to czekam! :D Zdążyłam się zorientować, że Dandelion jest dość wysoko w rankingach gier otome i jestem naprawdę ciekawa recenzji!
OdpowiedzUsuńCo do Hakuoki, grałam wczoraj trochę i jestem na końcówce pierwszego rozdziału. Gra rozkręca się bardzo powoli >.> i jest daleko mniej wyborów niż w takiej Amnesii. Za to jest dużo więcej czytania. Co kto lubi ;) Na razie jest krwawo, tajemniczo i... własnie, o dziwo, nudno XD Daleko mi jednak jeszcze do konkretnych ścieżek, więc się nie łamię i z optymizmem patrzę w przyszłość. Panowie wizualnie prezentują się lepiej niż rzymscy bogowie (bądźmy szczere, kto nie lubi długowłosych bishounenów w egzotycznych kimonach i noszących za pasem po dwa miecze i doskonale wiedzących, jak ich używac? XD), różnią się temperamentem i charakterami, każdy znajdzie coś dla siebie. I tylko bohaterka nieco szwankuje, ale to chyba nic dziwnego w grach otome ;)
Miejmy nadzieję, że gra się jeszcze rozwinie :). 75 zł to jednak nie są małe pieniądze i szkoda, żeby się zmarnowały na kiepską grę (wiem, bo tyle mniej więcej zapłaciłam za "Always Remember Me", które okazało się taką klapą, że aż przykro).
UsuńMyślę, że kiepska nie będzie ;) Recenzje i komentarze na sieci sporo obiecują. W najgorszym wypadku zawsze można się pogapić na pięknych mężczyzn 8>
UsuńCzytałam Twoją recenzję "Always remember me" i będę się trzymać z daleka.