tag:blogger.com,1999:blog-32783366175266258342024-03-08T03:34:22.014-08:00Kocham gry otome! - recenzje gier visual novelBlog, na którym opowiadam o grach visual novel, które warto znać. Tłumaczę również gry na język polski.Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.comBlogger170125tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-85622240394329517642019-11-27T13:20:00.000-08:002019-11-27T13:20:20.881-08:00Żegnam Was. Już wiem, nie załatwię wszystkich pilnych spraw...Mówi się, że na wszystko w życiu przychodzi czas i wszystko jednocześnie posiada swój kres. Mój blog ujrzał światło dzienne w 2014 roku i zamknie swoje podwoje w roku 2019. Nadszedł czas, żeby wstać i pójść dalej.<br />
<br />
Przyczyn mojej decyzji jest wiele. Przeżyłam ostatnio coś, co uświadomiło mi, że granie w otome nie jest dobrym i pożytecznym spędzaniem wolnego czasu. Zdecydowana większość tytułów jest robiona na jedno kopyto, posiada niezbyt wciągającą fabułę i niepoprawnych psychologicznie bohaterów, a także nie przekazuje właściwie żadnych naprawdę wartościowych treści. Wręcz przeciwnie - często promuje patologię i przemoc. Żeby to dostrzec, musiałam zrobić sobie długą przerwę nie tylko od pisania recenzji, ale również od grania. Ostatnio mój stan zdrowia bardzo się pogorszył, więc siłą rzeczy spędzałam więcej czasu z dala od komputera i mogłam spojrzeć na to wszystko z boku. Doszłam wtedy do smutnej konkluzji, że dobrze bawiłam się tak naprawdę przy bardzo niewielu tytułach. Jako pedagog bardzo chciałabym móc polecać swoim Czytelnikom (szczególnie tym młodszym) wartościowe i ubogacające gry, ale musimy spojrzeć prawdzie w oczy - wśród otome nie ma ich zbyt wiele.<br />
<br />
Kolejnym powodem, dla którego kończę z blogiem, jest zbyt duża ilość czasu, którą musiałam na niego poświęcać. Zaniedbałam przez to resztę swoich hobby, produkcję własnej gry i pisanie książki. Granie w otome przestało być dla mnie rozrywką, a stało się częścią moich obowiązków. Jeśli chciałam być na bieżąco, musiałam coś poświęcić i z czasem było już tego po prostu zbyt wiele. Okres choroby uświadomił mi, jak bardzo tęskniłam za lekturą dobrej książki, obejrzeniem ciekawego filmu czy zwyczajnym wyjściem na spacer - bez natrętnej myśli: "Marnujesz czas, powinnaś teraz ogrywać kolejny wątek do recenzji, bo wydawca czeka". Ktoś mógłby stwierdzić, że to jedynie kwestia złego zarządzania czasem - ja jednak wiem, że jeśli ze względu na pracę jest się ponad 10 godzin poza domem, a po powrocie tłumaczy się gry i dokształca, to na hobby nie pozostaje zbyt wiele czasu.<br />
<br />
Do blogowania jako takiego na pewno powrócę, ale teraz potrzebuję długiego odpoczynku i ułożenia sobie paru spraw. Uspokajam jednocześnie, że gra The House in Fata Morgana nadal będzie przeze mnie tłumaczona i jest spora szansa na to, że ukaże się w polskiej wersji już w przyszłym roku.<br />
<br />
Ze względu na zakończenie przygody z otome tanio odsprzedam swoje konsole (PSP i Ps Vitę), a także oddam za darmo edycje kolekcjonerskie, które zrecenzowałam - będzie można odebrać je osobiście w Lublinie (konsole mogę wysłać).<br />
<br />
Grupa na FB będzie jeszcze przez jakiś czas istnieć. Bardzo proszę jednak o to, żeby nie dodawać do niej nowych członków. <br />
<br />
Bardzo dziękuję Wam za wszystkie wspólne lata i tak naprawdę życzę Wam, żebyście kiedyś znaleźli się w miejscu, w którym ja jestem dzisiaj. Zrzucam z ramion ogromny ciężar i w końcu czuję się wystarczająco wolna, żeby pójść dalej.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjB22oUfV-fLUbzZTOA1rb7qOie7c1I6tCePME-JfaDJyzCJlDS0kpKPGkjiRwqVQEcS2_35cUSTHBRYa1RuP3uvwOUlWjEVy2bd9dgYqFjiz65CoI-AsYq31G7ZGw7ktpJpiM6TkysIOX6/s1600/wloczykij.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="513" data-original-width="548" height="374" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjB22oUfV-fLUbzZTOA1rb7qOie7c1I6tCePME-JfaDJyzCJlDS0kpKPGkjiRwqVQEcS2_35cUSTHBRYa1RuP3uvwOUlWjEVy2bd9dgYqFjiz65CoI-AsYq31G7ZGw7ktpJpiM6TkysIOX6/s400/wloczykij.png" width="400" /></a></div>
Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-88993858881598974872019-10-19T10:20:00.001-07:002019-10-19T10:20:07.296-07:00170. Pożegnanie z Okunezato: Czy naprawdę warto sięgnąć po 7'scarlet? [12+]<b>Ktoś, kto czytał moje wcześniejsze wpisy, mógłby powiedzieć, że to przecież oczywiste - wszak zachwalałam ten tytuł przy recenzowaniu niemalże każdej ścieżki, doceniając jego klimat i powolne odkrywanie przed graczem skrywanych przez zagadkowe miasteczko tajemnic. Nie ma jednak róży bez kolców i dopiero po ukończeniu wszystkich wątków jestem w stanie napisać, co twórcy zrobili rewelacyjnie, a z czym nie dali sobie rady. Odpowiedź na zawarte w tytule pytanie nie jest więc wbrew pozorom tak oczywista, jak mogłoby się wydawać.</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZpEmMlSf8TBkb5ePpb-NZNMSNJnAAe5FcN3PLhEgr1m-WazFoqBA3PfaDZPBcBrwMO9SLkQGfzJD65P1UeNjuOHe0UqBydHnFTgkoyyCgdDyyb9mx2pj1ni8ll0u8rjlwRkWHroqUM8MO/s1600/7scarlet0.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="750" data-original-width="1200" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZpEmMlSf8TBkb5ePpb-NZNMSNJnAAe5FcN3PLhEgr1m-WazFoqBA3PfaDZPBcBrwMO9SLkQGfzJD65P1UeNjuOHe0UqBydHnFTgkoyyCgdDyyb9mx2pj1ni8ll0u8rjlwRkWHroqUM8MO/s640/7scarlet0.png" width="640" /></a></div>
<br />
<i>7'scarlet</i> to opowieść o owianym grozą miasteczku i grupie młodych ludzi dążących do odkrycia skrywanych przez nie tajemnic. Bohaterowie widzą się w nim po raz pierwszy - wcześniej kontaktowali się ze sobą jedynie na forum internetowego klubu miłośników zjawisk paranormalnych. Co ciekawe, na zlocie nie zjawia się przewodniczący klubu i przez zdecydowaną większość rozgrywki nie wiadomo, kto nim jest. Przybywamy do Okunezato z należącym do klubu przyjacielem, mając nadzieję, że uda nam się rozwiązać zagadkę zaginięcia naszego brata w pobliskich górach. Ponieważ nie mamy pieniędzy na zbyt długi pobyt, podejmujemy się pracy w hotelu, w którym się zatrzymaliśmy, otrzymując w ten sposób możliwość lepszego poznania członków klubu i lokalnych mieszkańców. Przeżywamy nawet swoją pierwszą miłość! Nade wszystko jednak dowiadujemy się, że budzące grozę opowieści o Okunezato nie są wcale creepypastami, a rzeczywistością, z którą będziemy się musieli zmierzyć. Pomoże nam w tym pewien nadgorliwy gimnazjalista, fotograf przyrody, wredny szef i wyjątkowo fajtłapowaty policjant Yasu.<br />
<br />
Fabuła gry poprowadzona jest po nitce do kłębka i każdy wątek odkrywa przed nami nowe informacje. Na wiele pytań nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć aż do ukończenia wszystkich ścieżek i odblokowania True Route - wątku zdradzającego, co tak naprawdę wydarzyło się w Okunezato. Mówi się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i <i>7'scarlet</i> jest świetnym przykładem produkcji, która bardzo powoli dawkuje napięcie i pozostawia u gracza poczucie niedosytu na tyle duże, że po zakończeniu jednej ścieżki ma on ochotę sięgnąć po następną. Ma to jednak ten minus, że nie pozwala nam grać we własnym tempie i narzuca odpowiednią kolejność wątków. Ktoś, kto przechodzi gry w całości, zapewne nie będzie miał z tym problemu, ale są też tacy, którzy nie lubią określonych typów postaci i wolą, kiedy każda ścieżka stanowiła osobną całość. Osobiście nuważam, że w przypadku <i>7'scarlet </i>ten typ narracji zdecydowanie ma sens, ponieważ nie można opowiadać historii z dreszczykiem bez ciągłego wywoływania u odbiorcy ciekawości powiązanej z uczuciem niepokoju.<br />
<br />
<u>Prawidłowa kolejność przechodzenia poszczególnych ścieżek prezentuje się następująco:</u><br />
1. Hino Kagutsuchi<br />
2. Isora Amari<br />
3. Toa Kushinada<br />
4. Sosuke Tatehira<br />
5. Yuzuki Murakumo<br />
6. True Route<br />
7. Hanate Route<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgepD9Zg-8ZM9J9RDgb_LQEjEvJeb59Q6fhZ4RwmHluhnt1WpXxjRIdXCAn00e3Ip6mSQMPWhkdzdQnPVKSZ_wfhEf2DeLExRxKXtlgzGGoHM70Y6kvPnDhskwRIzgeF58FuHecSs9e_AXX/s1600/7scarlet2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="716" data-original-width="1280" height="358" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgepD9Zg-8ZM9J9RDgb_LQEjEvJeb59Q6fhZ4RwmHluhnt1WpXxjRIdXCAn00e3Ip6mSQMPWhkdzdQnPVKSZ_wfhEf2DeLExRxKXtlgzGGoHM70Y6kvPnDhskwRIzgeF58FuHecSs9e_AXX/s640/7scarlet2.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhC-uUDINij8PSAfPTRkjzJyrtxIaPkkYhy8Fm7YA8M-JPlx2FrnGEXEWVh0VLzbTRKCpPBAhDJjOI-ZZZZidgxHHR1sNky2btfnbTAmrjgJ-2Rg17i1vHc5rmxigsDRXpbwGYnUznovOYz/s1600/7scarlet3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="715" data-original-width="1280" height="356" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhC-uUDINij8PSAfPTRkjzJyrtxIaPkkYhy8Fm7YA8M-JPlx2FrnGEXEWVh0VLzbTRKCpPBAhDJjOI-ZZZZidgxHHR1sNky2btfnbTAmrjgJ-2Rg17i1vHc5rmxigsDRXpbwGYnUznovOYz/s640/7scarlet3.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Klimat jest zresztą głównym powodem, dla którego <i>7'scarlet</i> tak bardzo przypadło mi do gustu. Nie ma tutaj scen gore i gra nie jest brutalna sama w sobie, ale idealnie pokazuje, jak sielankowa wyprawa na wieś może zamienić się w koszmar. Bardzo zgrabnie wywołuje w graczu poczucie zaszczucia, szczególnie kiedy ten dowiaduje się, że nikomu nie może ufać i mury leciwego hotelu przypominają raczej więzienie niż bezpieczną twierdzę. Historie bohaterów mają bezpośredni związek z wydarzeniami w Okunezato i każdy z nich przybył do miasteczka uzyskać odpowiedzi na nurtujące go pytania. Jeżeli dodamy do tego charakterystyczną muzykę rodem z filmów grozy, poczucie bycia cały czas obserwowaną, surowość hotelowych wnętrz i pełne niepokoju przypadkowe spotkania (w końcu kto spodziewałby się ujrzenia człowieka przebranego za pandę na ulicach pogrążonego we śnie miasteczka?), to otrzymamy bardzo immersyjny produkt, w którym nastrój buduje każdy detal. Nie wiem jak Wy, ale ja w filmach i grach uwielbiam kołatającą się w głowie myśl: "Co ja zrobiłabym na jej/jego miejscu?" i podczas swojej przygody z <i>7'scarlet</i> zadawałam je sobie wyjątkowo często. W pewnym momencie odruchowo zaczęłam podejrzewać wszystko i wszystkich, i bardzo wyraźnie uświadomiłam sobie, że głównej bohaterki nie uratuje nawet wyjazd z tego miejsca - jedynie prawda, która ma to do siebie, że rzadko jest słodka jak miód, częściej gorzka niczym piołun.<br />
<br />
<i><b>/W tym akapicie pojawia się spoiler. Jeżeli jeszcze nie ukończyliście gry, pozostajecie w nim na własną odpowiedzialność./</b></i>Tutaj na szczególną uwagę zasługuje True Route - wątek, który spaja wszystko w całość. Dowiadujemy się z niego, że chociaż za zagadkowymi zabójstwami stoi fotograf Tsukuyomi, to w miasteczku nie jest on jedynym mężczyzną, który nie zaznał spokoju po śmierci. Drugim z nich jest Toa, lider znanego boysbandu. Zginął, kiedy przejeżdżał przez prowadzący do miasteczka most - w pewnym momencie stracił kontrolę nad pojazdem i jego auto wpadło do rzeki, na zawsze więżąc chłopaka w środku. I chociaż podczas rozgrywki przez cały czas znajdowało się ono w miejscu wypadku, Toa powrócił jako zjawa. Rozstanie ze światem uniemożliwiło mu pragnienie wystąpienia w Okunezato i zorganizowania pierwszego koncertu ze swojej solowej płyty. Jednak w przeciwieństwie do innych zjaw, chłopak nie cierpi na żądzę krwi, a raczej cierpi, ale jest w stanie ją przezwyciężyć, kiedy znajduje się w naszej obecności. Nic dziwnego zatem, że szybko się w nas zakochuje, w dodatku z wzajemnością. Jednak prawda o jego prawdziwej tożsamości wychodzi na jaw dopiero podczas osobliwej gry w mafię zorganizowanej przez hotelowy personel. Historia Toi tak bardzo porusza serca słuchających, że decydują się oni spełnić jego prośbę i zrobić wszystko, żeby koncert doszedł do skutku. Dla nas jednak jest to ciężki okres. Z jednej strony cieszymy się, że możemy coś dla ukochanego zrobić, z drugiej wiemy, że oznacza to dla niego śmierć. Aż do ostatniej chwili żywimy nadzieję, że los się do nas uśmiechnie i Toi zostanie zwrócone życie. Pewnych praw nie da się jednak obejść i po koncercie chłopak umiera. I nie ukrywam, że mimo iż uwielbiam Toę (który jest Słodyczą Absolutną pod właściwie każdym względem) i popłakałam się na napisach końcowych, to uważam to zakończenie za najlepsze w całej grze. Nie tylko stawia kropkę nad "i" w kwestii wyjaśniania zawiłości fabularnych, ale również zapewnia mnóstwo emocji, a to motor napędowy każdej udanej historii o miłości.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLyKyOtBr_2EsQbr4g-ulSnzuZR20vdsJQVE8bwDZrghn1QtTKCLKr78ZbTUqIjEJFSMzXadrFsMQiQ4aKV27t2AoX1Jz6u12PNGo-0aMr_MOCzABt6VPtEoI-3RF1txrxQ7o-Mba3VDUL/s1600/7scarlet5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="717" data-original-width="1279" height="358" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLyKyOtBr_2EsQbr4g-ulSnzuZR20vdsJQVE8bwDZrghn1QtTKCLKr78ZbTUqIjEJFSMzXadrFsMQiQ4aKV27t2AoX1Jz6u12PNGo-0aMr_MOCzABt6VPtEoI-3RF1txrxQ7o-Mba3VDUL/s640/7scarlet5.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZNQ-HfKvwGMtM0YJ670u9W7u5OGe-k-ct22nHK6OyhPCj02xlx_MahrplgEHLC1hEhtFplDLd-X0c3ir8t0LR7ZxJQWHBoM-koJVkg29i3bDmJ2J8wDyyH_h-Of9TwZ9FWR8FWXU4x0A7/s1600/7scarlet6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="718" data-original-width="1279" height="358" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZNQ-HfKvwGMtM0YJ670u9W7u5OGe-k-ct22nHK6OyhPCj02xlx_MahrplgEHLC1hEhtFplDLd-X0c3ir8t0LR7ZxJQWHBoM-koJVkg29i3bDmJ2J8wDyyH_h-Of9TwZ9FWR8FWXU4x0A7/s640/7scarlet6.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Trzeba jednak pamiętać, że wymieszanie gatunku otome z dreszczowcem nie jest łatwym zadaniem i uważam, że twórcy nie do końca sobie z nim poradzili. Miałam wrażenie, że trochę bali się długo trzymać gracza w niepewności, zupełnie jakby mieli zakodowane, że będzie on szukał przede wszystkim romansu. W efekcie uczucia między postaciami eskalują szybko, a protagonistka zachowuje się tak, jakby do zakochania był jej potrzebny jedynie widok nagiej klaty swojego wybranka. W efekcie do momentu poważniejszych deklaracji postacie nie przeżywają właściwie niczego, co mogłoby sensownie je do siebie zbliżyć. Bohaterowie sami w sobie są bardzo w porządku, ale ich wątki romantyczne zostały potraktowane trochę po macoszemu i nie są na tyle immersyjne, żeby wywołać u gracza odpowiednie uczucia. Co dziwi tym bardziej, że twórcy stworzyli mnóstwo idealnych ku temu okazji, ale ich zwyczajnie nie wykorzystali. Dobrym przykładem może być tutaj wątek Yuzukiego (w mojej opinii najsłabszy w całej grze), w którym po burzliwej rozmowie z ojcem mężczyzna każe nam zejść mu z oczu i nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Gdyby bohaterka powróciła wtedy do swoich zajęć i miała parę dni przerwy w ciągłym łażeniu do ukochanego, gracz odczułby sporą nutę niepewności i był ciekaw zdarzenia, które na nowo bohaterów do siebie zbliży. Niestety, okazja ta została natychmiastowo pogrzebana, bo Yuzuki po paru sekundach wzywa nas ponownie i przeprasza za swój wybuch, co właściwie pogrzebało atmosferę wywołaną poprzednimi emocjami. Wspominałam też w recenzjach poszczególnych ścieżek, że wątki romantyczne są w <i>7'scarlet</i> wyjątkowo grzeczne i ograniczają się do jednego-dwóch pocałunków, paru dwuznacznych zdań i rumieńców. Dla mnie osobiście wątek miłosny bez żadnej dawki przyciągania między postaciami jest bardzo powierzchowny i niepełny, szczególnie że na rynku istnieje wiele gier, które dobrze sobie z tym tematem radzą. Z drugiej strony należy pamiętać, że gra jest ma kategorię wiekową 12+, a więc jest przeznaczona dla młodszych odbiorców i choćby z tego powodu pewnych tematów nie powinna zwyczajnie poruszać.<br />
<br />
Podobnym zawodem było dla mnie zachowanie głównej bohaterki, która na tle protagonistek wielu innych gier otome może i daje się lubić i stara się przejmować inicjatywę, ale miejscami jej zachowanie jest odbiciem braku pomysłów ze strony twórców ("Sosuke nie ma w hotelu, a zakazał mi wychodzić ze względu na niebezpieczeństwo? Pójdę poszukać go w środku nocy na odludziu, na pewno coś mnie tam zaatakuje i mój ukochany przyjdzie mi z pomocą!"). Przykro mi też napisać, że sprawia wrażenie raczej pustej dziewczyny. Nie głupiej czy mało inteligentnej, ale dosyć powierzchownej, o czym świadczy jej czasem pasujący do sytuacji jak pięść do oka zachwyt urodą swoich towarzyszy.<br />
Przykładowo: <u>co byście zrobili, gdyby Wasz półnagi szef zasłabł na Waszych oczach:</u><br />
a) ułożylibyście go w pozycji bezpiecznej i zrobili mu masaż serca połączony ze sztucznym oddychaniem (szczególnie sztucznym oddychaniem);<br />
b) urządzilibyście raban na cały hotel, poszukując kogoś, kto mógłby Wam i nieszczęsnemu szefowi pomóc;<br />
c) kontemplowalibyście z zachwytem jego piękną, umięśnioną klatę.<br />
<br />
Tak, jako protagonistka wybieramy odpowiedź c, jedynie czasami w ramach urozmaicenia zamieniając podziwianie gołych klat na podziwianie przystojnych twarzy. Dzięki temu podczas rozgrywki ciągle miałam przed oczami Yukimurę z <i>Hakuoki</i>, która stwierdziła, że bodajże Saito jest zbyt przystojny, żeby być samurajem. Bardzo boli mnie też fakt, że twórcy gry nie zrobili researchu dotyczącego sposobów udzielania pierwszej pomocy i opieki nad chorym. W wątku Yuzukiego naszej bohaterce przychodzi opiekować się przeziębionym szefem. Szef zachowuje się wtedy jakby był już jedną nogą w grobie i nie daje rady samodzielnie jeść, więc usłużna dziewczyna postanawia go nakarmić okayu (japońskim kleikiem ryżowym - znajdziecie na niego przepis na końcu wpisu). I nie byłoby w tym absolutnie niczego złego, gdyby nie karmiła go w pozycji leżącej, nawet nie próbując podeprzeć mu głowy = zadławienie murowane. Kolejną tego typu sytuacją była próba zbicia nieszczęśnikowi wysokiej gorączki. Pomińmy już fakt, że nasza bohaterka biegnie po naczynie na wodę i ręcznik do miejscowej łaźni, zamiast wziąć je z prywatnej kuchni łazienki szefa. Najgorsze jest to, że do zbicia gorączki używa lodowatej wody, w której macza okład przykładany na czoło. W rzeczywistości woda zdecydowanie nie powinna być tak zimna, a jeśli już musi, to powinna zostać zastosowana dodatkowa ochrona w postaci ręcznika. Dodatkowo w przypadku Yuzukiego o wiele lepiej sprawdziłaby się kąpiel w wodzie jedynie parę stopni chłodniejszej niż temperatura jego ciała. Rozumiem jednak, że bohaterka mogłaby mieć problem z zaprowadzeniem swojego "pacjenta" do wanny, więc mogłaby zwilżać wodą (ale nie lodowatą!) odkryte części ciała mężczyzny i zrobić mu okłady na łydkach i pod pachami, a nawet okryć go pod pledem zwilżonym prześcieradłem. I jasne, ja wiem, że trudno wymagać, żeby twórcy gry byli w tej dziedzinie specjalistami, ale ten przykład idealnie pokazuje moc researchu - szczególnie że nie jest to żadna wiedza tajemna.<br />
<br />
Dla odmiany na plus gry przemawia oprawa audiowizualna. Gra jest jednym ze zdecydowanie najładniejszych tytułów, z jakimi miałam do tej pory przyjemność. Wprawdzie niektóre ilustracje nieco trącą myszką, ale ich niedociągnięcia wynagradzają sprite'y i przepiękne, niejednokrotnie animowane tła. Ponadto <i>7'scarlet </i>jest również jedyną znaną mi grą visual novel, która posiada aż dwa openingi. Jeden z nich jest wykonany ze zdjęć, a drugi został wystylizowany na piosenkę jednego z bohaterów, który jest byłym frontmanem popularnego boysbandu. Wisienką na torcie jest obecność paru popularnych seiyuu, np. znanego z roli Soujiego Okity z <i>Hakuoki</i> Shoutaro Morikubo wcielającego się w Toę czy Tetsuyi Kakihary, który użyczył głosy Isorze, a może być przez nas kojarzony jako Shin z <i>Amnesii</i>.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/I1teXr7Gxf4/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/I1teXr7Gxf4?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/KQsILiG1wVg/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/KQsILiG1wVg?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
Trochę szkoda mi opuszczać Okunezato, ale wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Cieszę się, że pomimo powyższych niedociągnięć byłam w stanie poznać historię tego tajemniczego miasteczka i spędzić parę tygodni w towarzystwie rezydentów i pracowników hotelu Fuurikan. <i>7'scarlet</i> nie jest grą dla każdego: osobiście określiłabym ją jako naprawdę dobrą visual novelkę, ale zaledwie przeciętny tytuł otome. Nie ma tutaj zbyt wielu romantycznych uniesień i widać parę niedociągnięć odnośnie konstrukcji postaci, ale nie zmienia to faktu, że całość prezentuje się naprawdę bardzo, bardzo dobrze. Ja bawiłam się wybornie.<br />
<br />
***<br />
<b>***</b><br />
<b>Na koniec tradycyjnie garść przydatnych informacji:</b><br />
Tytuł: <b>7'scarlet</b><br />
Producent: <b>Idea Factory, Toybox</b><br />
Wydawca: <b>Intragames</b><br />
Data wydania: <b>12.03.2019</b><br />
Przybliżony czas rozgrywki: <b>ok. 15 godzin (na wątek)</b><br />
Ograniczenia wiekowe: <b>12+</b><br />
Wersja językowa:<b> angielska</b><br />
<br />
Cena: <b>107,99 zł</b><br />
<br />
<b>Grę można zakupić na Steamie:</b><br />
<b><i><a href="https://store.steampowered.com/app/839450/7scarlet/">https://store.steampowered.com/app/839450/7scarlet/</a></i></b><br />
<br />
<br />
<b>Za ofiarowanie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy, firmie Intragames.</b><br />
<b><br /></b>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-7Na9zdHssUpWgYaTgR8BFsEUsN4T2H67ljdA7Ay0cQb5p6dNUkBsccX70KJsfjLqKF6qeUByGwiqBtZSteAKffvqD4_k_yTtcTJYGJOSlWzNNwN8eJDzeNKHqUvyDUoy0VF6mBIJSg2s/s1600/pobrany+plik.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="82" data-original-width="400" height="65" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-7Na9zdHssUpWgYaTgR8BFsEUsN4T2H67ljdA7Ay0cQb5p6dNUkBsccX70KJsfjLqKF6qeUByGwiqBtZSteAKffvqD4_k_yTtcTJYGJOSlWzNNwN8eJDzeNKHqUvyDUoy0VF6mBIJSg2s/s320/pobrany+plik.png" width="320" /></a></div>
<b><br /></b>
<div style="text-align: center;">
<b>NA KONIEC OBIECANY PRZEPIS NA OKAYU お粥 !!</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<u>Czego potrzebujemy:</u><br />
ryżu (najlepszy jest japoński, ale zwykły biały również da radę)<br />
wody<br />
soli i dodatków wedle uznania (w moim przypadku jest to rzodkiew japońska, marchew i łosoś. Można również poprzestać na samym ryżu)<br />
<br />
Proporcja wody i ryżu jest zależna od tego, jakie okayu zamierzamy przygotować:<br />
Zen-gayu – 1 : 5 (50 gramów ryżu : 250 ml wody)<br />
Shichibu-gayu – 1 : 7 (50 gramów ryżu : 350 ml wody)<br />
Gobu-gayu – 1 :10 (50 gramów ryżu : 500 ml wody)<br />
Sanbu-gayu – 1 : 20 (25 gramów ryżu : 500 ml wody)<br />
<br />
<br />
<u>Sposób przygotowania:</u><br />
1. Myjemy i suszymy ryż. Powtarzamy czynność aż do momentu, w którym woda będzie czysta.<br />
2. Namaczamy ryż przez co najmniej 30 minut.<br />
3. Odsączamy ryż i zalewamy 750 ml wody.<br />
4. Przykrywamy garnek z ryżem i stawiamy go na dużym ogniu. Kiedy się zagotuje, zmieniamy ogień na mały. Mieszamy ryż, żeby nie przykleił się do dna.<br />
5. Przykrywamy garnek i pozostawiamy ryż na ogniu jeszcze przez 30 minut.<br />
6. Po ugotowaniu pozostawiamy garnek przykryty jeszcze na 10 minut. Następnie dodajemy sól i dodatki wedle uznania.<br />
<br />
<span style="font-size: x-large;"><b><i>Smacznego!</i></b></span><br />
<span style="font-size: x-large;"><b><i><br /></i></b></span>
Przepis został przetłumaczony ze strony <b>Just One Cookbook</b>:<br />
<i><a href="https://www.justonecookbook.com/rice-porridge-okayu/">https://www.justonecookbook.com/rice-porridge-okayu/</a></i><br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiC3cwcMrl0eWo0ioHdfpYiD1Kim1nmRPAzYBZLj2YXbYfblfkBAw8461A2gMf6HxN_e5vKYB9yWFTxI9duOUKCkdh8Sa50uRcxpMsWwWHx_aItISxJxE0jKJqXwIB7RG-yOsU3CrsXkMBZ/s1600/oka1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1125" data-original-width="1500" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiC3cwcMrl0eWo0ioHdfpYiD1Kim1nmRPAzYBZLj2YXbYfblfkBAw8461A2gMf6HxN_e5vKYB9yWFTxI9duOUKCkdh8Sa50uRcxpMsWwWHx_aItISxJxE0jKJqXwIB7RG-yOsU3CrsXkMBZ/s640/oka1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-41644853757101904122019-10-11T12:12:00.003-07:002019-10-11T12:12:51.380-07:00169. Wszyscy się nienawidzimy, czyli o tym, czym jest hejt i jak hejtować twórców gier, żeby nas słuchali<b>Planowałam poruszyć ten temat o wiele później, przy okazji cyklu wpisów poświęconych tworzeniu gier, ale parę ostatnich wydarzeń i gorączka przedwyborcza uświadomiły mi, jak bardzo jest on ważny i jak bardzo nie warto z nim czekać. Dlatego też dzisiaj odstawiamy na bok gry o pięknych panach i dotykamy zdecydowanie mniej pięknego tematu. Zapraszam!</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYXalHHPQgQiuT5nlQdazxNfmxhsCv02yBwSk7A8BuLWxq7obLta6AcLfzwxv3QJMrqB-zZc9nBgVmQqcxuixK6pVRogS0UJau7Qe_sIyAcXE8VFN9Ep7VoK-_a1Kpyms4fpLwhVM236LL/s1600/jiwoo3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="791" data-original-width="1055" height="478" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYXalHHPQgQiuT5nlQdazxNfmxhsCv02yBwSk7A8BuLWxq7obLta6AcLfzwxv3QJMrqB-zZc9nBgVmQqcxuixK6pVRogS0UJau7Qe_sIyAcXE8VFN9Ep7VoK-_a1Kpyms4fpLwhVM236LL/s640/jiwoo3.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Jeżeli spojrzymy na etymologię słowa "hejt", z łatwością dostrzeżemy, że pochodzi ono od angielskiego <i>hate</i> i oznacza "nienawiść" lub "nienawidzić". Bardzo mocne, negatywnie zabarwione słowo. Słysząc je, niemalże odczuwamy na ramionach jego ciężar złożony z całej gamy innych emocji, jakie ono ze sobą niesie. Wielu psychologów uważa, że nienawiść jest emocją, a więc czymś, czego nie jesteśmy w stanie kontrolować, ale moim zdaniem to coś więcej - to pewnego rodzaju stan, który nie tylko świadomie akceptujemy, ale często też pielęgnujemy. Możemy z całego serca nienawidzić kogoś, kto wygrał z nami w konkursie cosplayowym, mimo że uważamy jego strój za wykonany o wiele gorzej od naszego, a sam zwycięzca dał nam się poznać od mało sympatycznej strony, chełpiąc się zwycięstwem i twierdząc, że nie miał realnej konkurencji. Czujemy się przez to nie tylko niesprawiedliwie potraktowani - cierpi również nasza duma, co przekłada się na poczucie utraty roli w wykreowanej przez nas wizji rzeczywistości. Potrzebujemy natychmiastowego potwierdzenia, że wszystko jest ok i że problem leży po drugiej stronie, a że myśl tę pielęgnujemy, do głosu dochodzą związane z nią emocje. Co ciekawe, znajdujemy w takiej nienawiści pewnego rodzaju przyjemność. Dzięki temu czujemy się lepiej - w końcu porównujemy się z kimś, kto w naszym mniemaniu jest żałosny i bez honoru (o wymyślaniu historii typu "Na pewno dała dolnej części ciała chłopakom z jury, żeby wygrać" nie wspomnę), mimo że kierujemy się w większości jedynie własną interpretacją jego zachowań. Pozwala to również usprawiedliwić sobie własne niedostatki czy "leczyć" (bo z prawdziwym przepracowywaniem problemu nie ma to niczego wspólnego) kompleksy - w końcu łatwiej powiedzieć sobie, że nasza konkurentka wygrała ze względu na bardziej skąpy strój i cycki na wierzchu, a nie dlatego, że lepiej zadbała o detale czy sposób prezentacji. Wolimy kompletnie nie dopuszczać do siebie myśli, że ta dziewczyna mogła mieć po prostu paskudny dzień i prywatnie być najsłodszą i najmilszą osobą pod słońcem. Wygodniej jest powiedzieć sobie, że po prostu jest złym człowiekiem - nie to co my, krystaliczni i nieskazitelni jak szklanica spirytusu.<br />
<br />
Wszyscy nienawidzimy, chociaż nie lubimy się do tego przyznawać. Każdy z nas ma kogoś, do kogo chowa w głębi serca urazę, mimo że być może spotkał go jedynie raz w życiu. Każdy z nas doświadcza goryczy, kiedy widzi, że jego oponentowi wszystko się udaje i zdaje się on być o wiele łaskawiej traktowany przez los. Jest to pewnego rodzaju mechanizm obronny, który pozwala nam tłumaczyć sobie rzeczywistość wokół i organizować ją w najbardziej komfortowy dla nas sposób. Niesie to jednak ze sobą pewne problemy:<br />
<u><b>1. Powstaje na fundamencie złożonym z zakrzywionej emocjami wizji rzeczywistości.</b></u><br />
<u><b>2. Wysysa z nas pozytywną energię, stając się czymś w rodzaju osobistego wampira energetycznego.</b></u><br />
<br />
Można powiedzieć, że odczuwanie nienawiści ma mniejszy związek z osobą będącą jej przedmiotem, a większy z nami samymi, ponieważ jest wypadkową tego, co <b>my</b> czujemy, czego <b>my</b> nie rozumiemy (i najczęściej nie chcemy zrozumieć) i przed czym <b>my</b> chcemy się uchronić. Ma bezpośredni związek z naszymi uprzedzeniami i kompleksami, i to właśnie nimi najbardziej się żywi.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUWuiwci9RZLEw4LXOy9ywkRy2GjTgjbBkBd4ePt0C0hYNeLwEzGN9YY5DfcS37sBzNaL1j8s2N_fT4nxXO9N8XEeuYHINiKDw4NEZ5plYXqHKXKonqqT8XMfo_EkGwqw-p-fEacmBUiHV/s1600/fa7dc49246580cdb567d55818a9a4755.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="397" data-original-width="595" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUWuiwci9RZLEw4LXOy9ywkRy2GjTgjbBkBd4ePt0C0hYNeLwEzGN9YY5DfcS37sBzNaL1j8s2N_fT4nxXO9N8XEeuYHINiKDw4NEZ5plYXqHKXKonqqT8XMfo_EkGwqw-p-fEacmBUiHV/s640/fa7dc49246580cdb567d55818a9a4755.png" width="640" /></a></div>
<br />
Nienawiść ma też bezpośredni z poczuciem krzywdy i mechanizmami obronnymi mającymi na celu to uczucie zniwelować. Możemy nienawidzić jakiejś dziewczyny tylko dlatego, że jest gruba i nie ma chłopaka. W sumie żadna z tych cech nie jest czymś, czym ona nam osobiście w jakikolwiek sposób zawiniła, jednak nienawidzimy ją, ponieważ odczuwamy pogardę wobec ludzi, którzy w naszym mniemaniu są gorsi (brzydsi, mniej atrakcyjni) od nas. I jeżeli dla nas posiadanie chłopaka jest wyznacznikiem statusu ("Ktoś mnie chciał, więc jestem fajna/ładna"), to siłą rzeczy spoglądamy na ludzi niespełniających tego kryterium jak na przegrywów. W sumie nie obchodzi nas dieta naszej koleżanki (chyba że możemy jej w ten sposób publicznie dosrać - wtedy tak), nie troszczymy się o nią (chyba że pod płaszczykiem fałszywej troski możemy jej dosrać mocniej) i w sumie mamy gdzieś to, czy ona w ogóle jest zainteresowana związkami, czy też nie - bo według naszego całkowicie subiektywnego światopoglądu ona nie ma nawet prawa nikogo mieć (i jeśli można ją przy pomocy tego argumentu całkowicie utopić w gównie, to czerpiemy z tego najwyższą przyjemność). Jest to podstawą hejtu, który często ma miejsce w szkołach (i innych miejscach, w których ludzie muszą przebywać razem niezależnie od tego, czy chcą, czy nie) i którego celem jest wyszukiwanie w grupie kozłów ofiarnych będących emocjonalnymi (a czasami wręcz fizycznymi) workami treningowymi dla najsłabszych w danej społeczności. Wszak jeśli wskażemy kogoś palcem i skierujemy na niego uwagę innych, to nikt nie będzie próbował patrzeć w ten sposób na nas i nie zauważy, że w głębi serca jesteśmy zakompleksieni i boimy się wyjścia prawdy na jaw.<br />
<br />
Łatwo zatem dojść do wniosku, że nienawiść jest wbrew pozorom bardzo złożonym uczuciem składającym się z pokładów frustracji, uprzedzeń, lęków, kompleksów, błędów atrybucji (błędnego przypisywania cech) i agresji. Jest czymś, co zżera nas od środka i ukierunkowuje nasze wysiłki nie w stronę samorozwoju, a w stronę destrukcji - sprawia, że poświęcamy ogromne pokłady czasu i energii na uprzykrzanie życia komuś, kto w gruncie rzeczy powinien mieć nas gdzieś. Nie ma mocy wystarczająco potężnej, żeby wykorzenić z nas wspomniane powyżej składowe nienawiści, ale dzięki pracy nad sobą możemy powstrzymać je przed zakiełkowaniem i wydaniem owoców, a owoce te nie przypominają rajskich jabłuszek, a owoce mancinelli (zwane potocznie jabłuszkami śmierci. I tak jak jedno takie jabłuszko może położyć tuzin zdrowego chłopa, tak żywiona przez jedną osobę nienawiść ma negatywny wpływ na całe jej otoczenie). Proces ten niekiedy może wymagać konsultacji ze specjalistą, ale zdecydowanie lepiej jest przepracować w sobie urazy z przeszłości niż dać im wymknąć się spod kontroli - i chyba każdy, kto czytał lub oglądał "Akirę", będzie wiedział, o czym mowa.<br />
<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWIYMw37Qnp3mtB7Dwkk05L36ueXyvGUoLqjmeDh6lKBnMUFeNAOj9ziyHNVwAS_OrKFvKxYQKXn9DLZieC9VnY0XTl8jNkfhp0utB768iY296vXgHIRxM-tmyBAqvyamhEUhLaMHNAZH0/s1600/AKIRA.%2528Manga%2529.full.459975.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="715" data-original-width="666" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWIYMw37Qnp3mtB7Dwkk05L36ueXyvGUoLqjmeDh6lKBnMUFeNAOj9ziyHNVwAS_OrKFvKxYQKXn9DLZieC9VnY0XTl8jNkfhp0utB768iY296vXgHIRxM-tmyBAqvyamhEUhLaMHNAZH0/s640/AKIRA.%2528Manga%2529.full.459975.jpg" width="596" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Gdyby nie przepracowane problemy Tetsuo, fabuła "Akiry" mogłaby zakończyć się w ten właśnie sposób. Grafika pochodzi z serwisu Zerochan.</td></tr>
</tbody></table>
Nie zmienia to jednak faktu, że słowo "hejt" bywa często nadużywane i stanowi wytrych w politycznych i światopoglądowych przepychankach. Mówiąc w skrócie: o wiele większy emocjonalny ładunek niesie ze sobą stwierdzenie: "Mówisz tak, ponieważ NIENAWIDZISZ takich ludzi jak ja", niż: "Nie zgadzam się z twoją opinią, bo...". Posądzenie kogoś o hejt jest dużo łatwiejsze niż mierzenie się z podanymi przez niego argumentami, nawet jeżeli wydają się nam bezsensowne. Osobiście bardzo nie lubię określenia "mowa nienawiści" - nie jest bowiem konkretem, do którego można się odnieść, a emocjonalnym ładunkiem mającym zamykać ludziom usta. Jasne, możemy mówić o mowie nacechowanej nienawiścią, kiedy ktoś traktuje nas w widocznie pogardliwy i obelżywy sposób, stosując wulgarne i negatywnie nacechowane słownictwo. Problem w tym, że do takich sytuacji dochodzi relatywnie rzadko, a mowę nienawiści stosuje się jako argument przeciwko wypowiadaniu przez kogoś poglądów niezgodnych z naszą własną wizją rzeczywistości. Nie chcę tutaj wchodzić w drażliwe tematy związane z orientacją seksualną czy problemami tożsamości płciowej, dlatego przedstawię to na równie prawdziwym, ale jednak bardziej neutralnym przykładzie związanym w moim drugim hobby - ABJD, a więc azjatyckich lalek odlewanych z żywicy. Ludzie, którzy je kolekcjonują, dzielą się na dwa obozy: osoby kupujące jedynie oryginalne lalki, i takie, które kupują również bądź jedynie podróbki zwane recastami. Osobiście jestem w pierwszym obozie i niestety nie mam zbyt dobrych doświadczeń w kwestii utrzymywania kontaktów z kolekcjonerami z obozu drugiego. W przeszłości byłam osobą bardzo agresywnie anty-recastową i przez długi czas sądziłam, że ludzie po prostu odpowiadają agresją na emocje, które otrzymują ode mnie. Zmiana podejścia zajęła mi wiele miesięcy i wymagała zrobienia potężnego researchu, który pozwolił mi bardziej otworzyć się na innych i dogłębnie zrozumieć problem. Jednak niezależnie od tego, w jaki sposób formułowałam swoje słowa i jak bardzo starałam się być miła, nadal spotykałam się z drugiej strony z niechęcią i agresją, co prowadziło czasami do absolutnie kuriozalnych sytuacji.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Można więc łatwo wywnioskować, że ludzie posądzający innych o stosowanie mowy nienawiści tak naprawdę nie są przeciwko nienawiści, a przeciwko głoszeniu odmiennych poglądów lub słyszeniu pod swoim adresem słów krytyki. Widać to szczególnie na grupach rysunkowych i generalnie w miejscach, w których wystawiamy pod ocenę naszą twórczość. Zdecydowanie wygodniej jest pomyśleć sobie, że ktoś skrytykował naszą pracę, ponieważ zazdrości nam talentu, a nie dlatego, że ma rację i lepsze wyczucie proporcji. Jesteśmy tak bardzo nauczeni nieumiejętności rozumienia hejtu i radzenia sobie z nim, że profilaktycznie traktujemy jako hejt wszystko to, czego nie chcielibyśmy usłyszeć. W wielu przypadkach robimy tak dlatego, że w procesie wychowawczym nie doświadczaliśmy emocji uznawanych powszechnie za negatywne i nie nauczono nas sposobów radzenia sobie z nimi. Byliśmy chowani pod kloszem, gdzie wmawiano nam, że jesteśmy wyjątkowi i jedyni w swoim rodzaju, że najważniejsze jest nasze dobre dobre samopoczucie i komfort, że nie musimy się z nikim liczyć, że mamy prawo być tacy, jacy chcemy być, a inni mają obowiązek to zaakceptować. Tymczasem prawda jest okrutna: jeżeli przez całe dzieciństwo i okres młodzieńczy jesteśmy posypywani brokatem, to po osiągnięciu pewnego wieku szybko przekonujemy się, że prawdziwe życie to nie patatajanie po tęczy, a ciągnięcie wozu po wyboistej i wyjątkowo krętej drodze. I chociaż ta prawda boli, nie nauczymy się radzenia sobie z krytyką i hejtem, jeżeli nie będziemy ich doświadczać. Osobiście uważam, że w procesie wychowania dzieci i młodzieży poświęca się temu tematowi niewystarczającą ilość uwagi i reaguje za późno i w niewystarczająco adekwatny sposób. I nic dziwnego - w końcu zdecydowana większość nauczycieli przeżyła swoją młodość w czasach, w których problem nie istniał, i nie są oni w stanie zrozumieć, co dzieje się w sercu młodego człowieka, który stara się odnaleźć swoje miejsce w świecie wirtualnym.</div>
<br />
Tymczasem każdego dnia jesteśmy wystawiani na mnóstwo potencjalnych ataków ze strony hejterów. Czasami wolimy kryć się z poglądami i nie wypowiadać głośno swojego zdania, żeby się nie narazić. Wielu utalentowanych ludzi tworzy do szuflady, ponieważ boi ilości potencjalnego hejtu, z którym będą się musieli mierzyć. Zupełnie niepotrzebnie, bo kiedy już zaczynamy rozumieć, czym jest hejt i jak odróżnić go od konstruktywnej krytyki, możemy nauczyć się sobie z nim radzić. Przyznam szczerze, że kiedy sama zdecydowałam się na prowadzenie tego bloga, sądziłam, że szybko wyleje się na mnie wiadro pomyj. No bo jak to, dorosła baba pisząca o interaktywnych romansach, no popatrzcie na nią, jakie to głupie, hehe. Kto mnie czyta, wie również, że przez długi czas ukrywałam tego bloga nawet przed znajomymi, bo obawiałam się dziwnych spojrzeń z ich strony. Sporą pomocą w przełamaniu tego wewnętrznego oporu był fakt, że otrzymałam pracę jako community manager w grze MMORPG. Zawsze lubiłam ludzi i posiadam wysoko rozwinięte umiejętności interpersonalne, ale dopiero wejście z tymi przymiotami na bardziej profesjonalny poziom nauczyło mnie zdrowego dystansowania się od opinii dyktowanych emocjami. Z czasem do głosu doszło również przekonanie, że jeśli boję się wygłaszać poglądy przed znajomymi, to oznacza, że oni w ogóle moimi znajomymi być nie powinni. Oczywiście wiązało się to z odejściem z mojego życia paru ważnych dla mnie osób, ale po wielu miesiącach mogę stwierdzić, że było warto dać im odejść, bo wraz z nimi znikł również wspomniany wyżej lęk i reszta związanych z nim emocji.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-l-BmRkq46jGnkD0W0VW2sVszoexBqxZVBCT2lftFprNPBjfctdbq3za7RhDEbgc7GpVk7Dqxo1H9420XNmShp5MOTJ53w7E_-g1UcLRj_iCHWf94DEgsvzjKLKR5a3R0VWFAVdMFbUiP/s1600/69388390_128558501817843_1747897350707648885_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="640" data-original-width="640" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-l-BmRkq46jGnkD0W0VW2sVszoexBqxZVBCT2lftFprNPBjfctdbq3za7RhDEbgc7GpVk7Dqxo1H9420XNmShp5MOTJ53w7E_-g1UcLRj_iCHWf94DEgsvzjKLKR5a3R0VWFAVdMFbUiP/s640/69388390_128558501817843_1747897350707648885_n.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Książę Kanut i Thorfinn z "Sagi Winlandzkiej". Grafika autorstwa DD (https://twitter.com/BUL3T67).</td></tr>
</tbody></table>
Skupmy się teraz na tym, jak odróżnić krytykę od hejtu. Jeśli zamierzacie stworzyć w przyszłości własną grę, musicie przyszykować się zarówno na jedno, jak i na drugie. Nie znam osobiście gry otome, pod której adresem ludzie nie wypowiadaliby wyjętych z rzyci teorii, szczególnie kiedy wyraźnie widać, że gry nawet nie przeszli. Jeżeli więc sądzicie, że Wasz tytuł będzie tak dobry, że nikt się nie przypieprzy, to mylicie się. Przypieprzy się i zrobi to z najwyższą przyjemnością.<br />
<br />
Nieprawdą jest stwierdzenie, że krytyka nie może być ostra. Może być zarówno ostra, jak i prześmiewcza, ale musi przede wszystkim świadczyć o tym, że krytykujący ma pojęcie na temat kwestii, do których się odnosi. Bardzo nie polecam jednak tego sposobu krytykowania dzieła podczas kontaktu z jego autorem - łatwo bowiem pod wpływem emocji przekroczyć pewną linię i zgubić gdzieś intencję, która jest jednym z czynników odróżniających krytykę od hejtu. Tym, co stoi za krytyką, jest chęć pomocy autorowi. Krytykujemy, bo wierzymy, że stać go na więcej i to więcej by osiągnął, gdyby na przykład zrobił porządny research. Osobiście spotykam się z tym problemem dosyć często, ponieważ jako specjalista od tematu niepełnosprawności i alternatywnych metod komunikacji oceniam czasami opowiadania czy gry właśnie od tej strony. Niestety, niektórzy twórcy nie odrabiają z tej dziedziny lekcji i w efekcie na rynku pojawiają się babole pokroju "literatury" KatLett w postaci chociażby recenzowanego przeze mnie "Hunting For Online Demons" (ciekawi znajdą odnośnik w menu po prawej stronie). Nie mam też zwyczaju pozostawiania suchej nitki na grach, w których promuje się patologię jako model zdrowej relacji, czy tych posiadających koślawe tłumaczenie na język polski - o ile jestem w stanie przymknąć oko na tłumaczenia amatorskie, o tyle nie spodziewałam się znaleźć błędu w takim Red Dead Redemption 2, a znalazłam. Nade wszystko staram się, żeby moja krytyka była konkretna i skupiona jedynie na omawianym problemie. W podobny sposób przyjmuję ją również od innych - posiadam betę, która jest nie tylko moją przyjaciółką, ale też najbardziej surową recenzentką mojej twórczości, jaką znam. Gdyby nie ona, zapewne dawno temu spoczęłabym na laurach.<br />
<br />
Po drugiej stronie barykady znajduje się hejt. Jego intencja jest prosta i bardzo łatwo jest ją wyczytać z kierowanych w naszą stronę słów - ma nam dosrać. Hejter ma w zasadzie gdzieś to, co tworzymy - on chce po prostu, żebyśmy poczuli się źle, bo to kompensuje mu braki, o których wspomniałam na początku. Niby coś do nas ma i niby to jest ważne, ale nie ma jaj, żeby nawiązać z nami kontakt i powiedzieć o tym wprost. Zasłania się więc złudnym poczuciem anonimowości w sieci i daje upust swoim frustracjom, mając szczerą nadzieję, że wsadzi kij w mrowisko i będzie mógł czytać nasze próby tłumaczenia się przed nim, zajadając popcorn. Przyznam szczerze, że pomimo wspomnianych wcześniej obaw, bardzo rzadko widzę hejt pod swoim adresem, co jest dla mnie rzeczą absolutnie nieprawdopodobną, ale dowodzi też tego, że czasami warto uwierzyć w siebie. Hejterzy bardzo często narzekają na brak reakcji na ich wiadomości, twierdząc, że hejtowany przez nich twórca nie jest najwidoczniej odporny na krytykę, ale nie dajcie się wciągać w tego typu gierki i oczekujcie konkretów, a nade wszystko - szacunku do Was jako twórców. Z hejterami nie podejmuje się dyskusji, bo oni tego właśnie oczekują i tym właśnie się karmią. Ich się ignoruje. W końcu uświadomią sobie, że nie będziecie dla nich źródłem rozrywki i sobie pójdą - oby po rozum do głowy.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwYpuM2VziaSJ8_VUIMGdFnEhu6U4yio6Jij3qJQkXM8tZFB3fw-KGykJLyQleOcIf96TSw0AQi0_pgxAJmt9d48sQzigkUpbX4tq43eVsSdrluGtSaKX-701ojijpaNfdbcGUYU4FWaN5/s1600/20191011192901_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="720" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwYpuM2VziaSJ8_VUIMGdFnEhu6U4yio6Jij3qJQkXM8tZFB3fw-KGykJLyQleOcIf96TSw0AQi0_pgxAJmt9d48sQzigkUpbX4tq43eVsSdrluGtSaKX-701ojijpaNfdbcGUYU4FWaN5/s640/20191011192901_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhuR5l4qiMRIsS-YsU15SoFAjmeYAiQMV_XosrgG8qGBg99UQpHaIUgOioZSEPDpA2yhLLg6aw3YGimA4hthhGsjtJJbV8vECSGv9KumTuCGjZngfIFNEAyc_8Q26tpAMO2zGAr0SwgAOn/s1600/20191011192936_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="720" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhuR5l4qiMRIsS-YsU15SoFAjmeYAiQMV_XosrgG8qGBg99UQpHaIUgOioZSEPDpA2yhLLg6aw3YGimA4hthhGsjtJJbV8vECSGv9KumTuCGjZngfIFNEAyc_8Q26tpAMO2zGAr0SwgAOn/s640/20191011192936_1.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Screeny z gry Kind Words.</td></tr>
</tbody></table>
Niektórzy twórcy gier idą jednak o krok dalej i tworzą aplikacje, które mają uświadomić nam nie tyle siłę wszechobecnego hejtu, co potęgę słów, którymi możemy go pokonać. Właśnie z taką ideą powstała prosta gra (chociaż w sumie ciężko nazwać ją grą) pod tytułem Kind Words. Jest to miejsce pełniące rolę naszego wirtualnego kawałka podłogi, w którym możemy anonimowo opisać swój problem i otrzymać odpowiedzi innych użytkowników w formie listów. Warunek jest jeden: mają one być uprzejme. Jakiś czas temu przechodziłam w swoim życiu bardzo ciężki okres i przez parę tygodni przypominałam emocjonalnego zombie. Nie ukrywam, że w Kind Words otrzymałam mnóstwo użytecznych porad i pełnych pocieszenia słów, których autentycznie potrzebowałam. To miejsce jest dowodem na to, że Internet potrafi być nie tylko niebezpiecznym, ale również wspaniałym miejscem. Koniecznie dodajcie tę grę do swojej Biblioteki Steam, szczególnie że kosztuje niecałe 20 złotych.<br />
<br />
Kind Words możecie zakupić tutaj: <i><a href="https://store.steampowered.com/app/1070710/Kind_Words_lo_fi_chill_beats_to_write_to/?snr=1_7_15__13">https://store.steampowered.com/app/1070710/Kind_Words_lo_fi_chill_beats_to_write_to/?snr=1_7_15__13</a></i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Kind Words to rewelacyjna aplikacja, ale nie zmienia to faktu, że jako twórcy gier i contentu okołogrowego musimy nauczyć się zarówno przyjmować krytykę, jak i ją dawać. Pierwszą kwestię można wypracować w sobie już podczas prototypowania swojego produktu, kiedy pytamy o opinię ludzi mogących pomóc nam ulepszać naszą wizję. Ten temat szerzej omówimy sobie w innym wpisie - na dzień dzisiejszy chciałabym jedynie podkreślić konieczność otwartości na słowa, które niekoniecznie chcemy usłyszeć. Ja w pełni ufam swojej becie i niejednokrotnie uświadomiłam sobie, że nawet jeśli początkowo nie zgadzałam się z jej opinią, to z czasem uświadamiałam sobie, że jednak miała rację. Oczywiście nie oznacza to, że mamy ufać naszym recenzentom bezgranicznie - oznacza to jedynie, że mamy pozwalać im realnie dochodzić do głosu i nie odbierać zastrzeżeń odnośnie naszej twórczości jako atak na nas samych.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8SOzpsGE19VX3YFF4P7wfGKDyk7AyPkCPnSKeoLgA_WU8eThp8i-obVfStCwP9GFuls-oGxWnn8mmKhn8l0a47A4OOuDNVEe4ca349ceM8AhtZSa2GQbfIpiy80yybOFXS7ruUCVR8-Dd/s1600/D5cOaV6X4AMXN5i.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="390" data-original-width="693" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8SOzpsGE19VX3YFF4P7wfGKDyk7AyPkCPnSKeoLgA_WU8eThp8i-obVfStCwP9GFuls-oGxWnn8mmKhn8l0a47A4OOuDNVEe4ca349ceM8AhtZSa2GQbfIpiy80yybOFXS7ruUCVR8-Dd/s640/D5cOaV6X4AMXN5i.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<b>Na koniec mały bonus w postaci spojrzenia na problem z drugiej strony medalu, czyli JAK KRYTYKOWAĆ, ŻEBY TWÓRCY NAS SŁUCHALI:</b><br />
1. Przystępujemy do krytyki wyspani, najedzeni i na pewno nie po wkurzającej rozmowie z szefem.<br />
2. Nie nastawiamy się z góry na to, że dzieło, z którym obcujemy, jest męskiego narządu rozrodczego warte, nawet jeśli wszyscy wokół mówią, że jest.<br />
3. Doceniamy starania. Nawet jeśli recenzowane przez nas jest słabe, należy wziąć pod uwagę to, że ktoś włożył mnóstwo wysiłku w jego stworzenie i wydanie. Mowa tutaj szczególnie o małych twórcach i ich debiutach (wyjątek: dzieło znaczenie przekracza granice głupoty i dobrego smaku - wtedy kubeł zimnej wody jest jak najbardziej wskazany).<br />
4. Nie oceniamy dzieła bez zapoznania się z nim W CAŁOŚCI, bo możemy nieświadomie wystawić paskudną ocenę czemuś, czego na danym etapie jeszcze nie rozumiemy (dobry przykład: The House in Fata Morgana. Wielu graczy odbija się od pierwszych oddziałów, nie wiedząc jeszcze nawet, w jaką postać się wciela).<br />
5. Staramy się, żeby nasza krytyka była konkretna. Unikamy ogólników typu "słaba fabuła" czy "źle napisane postacie". Zawsze podawajmy przykłady i dokładnie nakreślajmy popełniane przez twórcę błędy.<br />
6. Upewnijmy się, że posiadamy odpowiednie kompetencje. Jeżeli krytykujemy fabułę, dobrze jest mieć wiedzę w temacie tego, jak ją poprawnie tworzyć. Jeżeli oceniamy poprawność psychologiczną postaci, to postarajmy się wcześniej odrobinę tej psychologii liznąć.<br />
7. Uważajmy na pokusę stawiania równości między "Nie podoba mi się to dzieło" i "To dzieło jest słabe". Wyznacznikiem jakości dzieła powinna być w naszej krytyce wiedza, a nie gust.<br />
8. Bierzmy pod uwagę fakt, że twórca nie musi liczyć się z naszą krytyką, a mimo to nadal może stworzyć dobrą grę. Starajmy się oceniać dane dzieło na różnych etapach jego powstawania (jeżeli mamy taką możliwość).<br />
<br />
Jeżeli uświadomimy sobie, że dobry recenzent przestrzega powyższych punktów, będziemy również inaczej jego krytykę odbierać, nawet jeżeli będzie ostra. Mam szczerą nadzieję, że mój tekst pozwolił Wam zrozumieć, czym jest hejt, skąd się bierze, jak się z nim mierzyć i jak odróżnić go od krytyki. Jeżeli tworzycie gry visual novel lub planujecie jakąś stworzyć, zawsze możecie się ze mną skontaktować (adres e-mail znajdziecie na podstronie "Kontakt") i poprosić o opinię, chociaż ze względu na chroniczny brak wolnego czasu nie obiecuję, że odpiszę szybko.<br />
<br />
<b><i><span style="font-size: x-large;">Miłego weekendu!</span></i></b>Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-71616994481369389872019-09-14T08:33:00.002-07:002019-09-14T08:41:23.332-07:00168. Jaki ten facet jest uroczy, czyli Sosuke Takehira i jego niebezpośrednie pocałunki (7'scarlet)<b>Na wstępie chciałabym przeprosić Was za małą obsuwę w dodawaniu wpisów, ale praca bardzo dała mi się we znaki i nie miałam kiedy ograć kolejnych ścieżek. W ramach rekompensaty mam zamiar przedstawić Wam dzisiaj jednego z niewielu bohaterów, którzy podbili moje serce - i chyba nikogo nie zdziwi fakt, że to kolejny, który pochodzi z <i>7'scarlet</i>. Ta gra jest świetna!</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKE4z35KKZtDgq5RroloIgHNl4szoyqhyphenhyphen3xDx3B1O6EXZ3FbUn1h-DyEbqY-McYeHYX6WbAcxB62HZTyVp1mLlcd8NWYRrRodUJHgQJ5a33eIktK3M4MGWm90_A6land7bTvqja8on1rEC/s1600/sosu1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="715" data-original-width="1279" height="356" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKE4z35KKZtDgq5RroloIgHNl4szoyqhyphenhyphen3xDx3B1O6EXZ3FbUn1h-DyEbqY-McYeHYX6WbAcxB62HZTyVp1mLlcd8NWYRrRodUJHgQJ5a33eIktK3M4MGWm90_A6land7bTvqja8on1rEC/s640/sosu1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Na początek jednak muszę Wam coś wyznać. Na początku gimnazjum zakochałam się w pewnym chłopaku ze starszej klasy. Gość wyglądał jak totalny nerd i tak również się zachowywał. Nigdy nie widziałam go z dziewczyną, ograniczał kontakty jedynie do grona najbliższych kumpli (a i tu wykazywał się daleko idącą powściągliwością) i generalnie sprawiał wrażenie osoby najlepiej czującej się w swoim własnym towarzystwie. W dodatku pasjonował się fizyką i był świetny z matematyki. Byli tacy, którzy się z niego śmiali, ale ja zauroczyłam się nim bez reszty. Nie było wtedy Facebooka, a ja nie miałam śmiałości zagadać do niego bezpośrednio, więc przez wiele miesięcy czekałam na okazję, w której mogłabym przez przypadek zdobyć jakiś kontakt. W końcu udało mi się dostać numer GG (popularnego wtedy komunikatora internetowego) i napisałam. Z czasem staliśmy się dobrymi znajomymi i zaczęliśmy rozpoznawać się na szkolnych korytarzach. Z czasem zaczął nawet przychodzić do mnie, żeby podciągnąć mnie z matmy. Zaliczyliśmy też parę zupełnie niezobowiązujących wyjść, byliśmy nawet w kinie na "Incepcji". Chodziliśmy do tego samego liceum, ale ponieważ chłopak był starszy, w pewnym momencie musiał je opuścić. Jako student nadal czasami mnie odwiedzał i postanowiłam w końcu powiedzieć mu o tym, co czuję. Możecie jedynie wyobrażać sobie, jak silne było moje uczucie, skoro kochałam się w nim przez kilka lat, będąc jeszcze nastolatką (a jest to okres, w którym "wieczna miłość" trwa najczęściej dwa tygodnie). Niestety, mój ukochany stwierdził, że nie jestem w jego typie i od tamtej pory już się do mnie nie odezwał. Do dzisiaj jednak miło tę znajomość wspominam i omawiany w dzisiejszym wpisie Sosuke bardzo przypomina mi pokochanego przed wieloma laty Krzyśka. Tylko że jego historia kończy się happy endem.<br />
<br />
Podobnie jak reszta bohaterów, Sosuke przybywa do Okunezato jako członek klubu łowców tajemnic. Jednak w przeciwieństwie do innych zdaje się być mniej zainteresowany integracją, a bardziej rozwiązywaniem związanych z tym tajemniczym miejscem zagadek. Spotykamy go w księgarni, kiedy sięgamy po przewodnik mogący wskazać nam miejsce poszukiwań naszego brata. OCZYWIŚCIE musi nam przy tym poślizgnąć się noga i OCZYWIŚCIE wpadamy wtedy w ramiona przystojnego młodzieńca w okularach, który zdaje się zupełnie nie dostrzegać malującego się na naszej twarzy rumieńca. W towarzystwie natomiast Sosuke daje się nam poznać jako osoba raczej chłodna, która do wszystkiego podchodzi z matematyczną wręcz precyzją i nie lubi tracić czasu na głupoty, chyba że w grę wchodzi popisanie się przed resztą. Nic zatem dziwnego, że z pewnym zdumieniem przyjmujemy jego zgodę na wybranie się z nami na lokalny festiwal, który zresztą szybko staje się okazją do zbliżenia się do siebie i przy okazji wkurzenia właścicieli większości straganów.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjLjgKin_WOuKVfdGkADFoGvjYsbrxQlPbf59cdPfGDm1oUbgUR8WE97itNUoQNcldx_pvEuzX3w0hofr_4EBw_14A2dx_LSllJRjIbdGoVVdHaBmW11pdxtwhfQSV4uPbvWbkUSEGCfJmb/s1600/sosu2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="718" data-original-width="1279" height="358" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjLjgKin_WOuKVfdGkADFoGvjYsbrxQlPbf59cdPfGDm1oUbgUR8WE97itNUoQNcldx_pvEuzX3w0hofr_4EBw_14A2dx_LSllJRjIbdGoVVdHaBmW11pdxtwhfQSV4uPbvWbkUSEGCfJmb/s640/sosu2.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Sosuke w formie!</td></tr>
</tbody></table>
Wspólny wypad pozwala nam również poznać bardziej ludzką stronę Sosuke i jego poglądy na wiele spraw. Dowiadujemy się, że chłopak studiuje medycynę i pragnie w przyszłości ratować ludzi, ale interesuje go również filozofia, ze szczególnym uwzględnieniem życia po śmierci. Zdradza nam również pewne szczegóły ze swojego niezbyt udanego życia rodzinnego. Generalnie jawi się jako mężczyzna bardzo oczytany i inteligentny, ale również niezbyt przystosowany do życia w społeczeństwie. Atrakcje letniego festiwalu zadziwiają go w takim samym stopniu, jak nas zadziwiają jego poglądy dotyczące filozofii i fizyki. Jednak gdzieś pod tym wszystkim maluje się ponadprzeciętna wrażliwość i w niepamięć odchodzi chłód, który odczuwaliśmy podczas pierwszego naszego spotkania.<br />
<br />
Wątek Sosuke jest również pierwszym, który naprawdę odkrywa przed nami tajemnice Okunezato. W poprzednich ścieżkach mierzyliśmy się z bliżej nieokreśloną siłą i w zasadzie jedynie dowiadywaliśmy się o istnieniu kolejnych tajemnic, co rodziło jedynie coraz więcej pytań. W wątku Sosuke widać natomiast, że zaczynamy powoli zbliżać się do końca historii. W końcu dowiadujemy się, kto stoi za zabójstwami w Okunezato i co skrywa w sobie tajemnicza posiadłość rodziny szefa hotelu. Pod tym względem jest to wątek zdecydowanie bardziej satysfakcjonujący i wynagradzający wysiłek gracza niż poprzednie.<br />
<br />
Podoba mi się również poprowadzenie wątku romantycznego. Podobnie jak w przypadku wcześniejszych omawianych przeze mnie ścieżek, jest tu bardzo grzecznie i nie możemy liczyć na fajerwerki, ale wynagradza nam to bardzo umiejętne budowanie bliskości między bohaterami. Sosuke na pozór sprawia wrażenie tsundere, ale nie jest kopią kopii tego typu bohaterów z innych gier. Sprawia raczej wrażenie typowego faceta, który o wiele szybciej ogarnie budowę armatury hydraulicznej niż próbę zrozumienia własnych uczuć. To ktoś, który nie jest dobry w rozmawianiu o emocjach, ale za to świetnie radzi sobie z ich okazywaniem. W jego gestach widać wiele dojrzałości (co nie oznacza, że takie są wszystkie podejmowane przez niego decyzje), a w działaniach ciepło i troskę. I nie ukrywam, że osobiście mam ogromną słabość do takich mężczyzn. Nic zatem dziwnego, że Sosuke tak bardzo przypadł mi do gustu, mimo że z początku nie pałałam do niego zbytnią sympatią (jak już wiecie, nie przepadam za tsundere). Prawdą jest również, że w tej historii prym wiodą pocałunki. Oczywiście głównie niebezpośrednie, ale zdarza się wśród nich również parę pośrednich. Jeżeli jesteście ciekawi, jaka jest różnica między nimi i posiadacie w sobie gotowość wysłuchania tyrady na ten temat, to już wiecie, czyją ścieżkę odpalić. ;)<br />
<br />
Podsumowując: opowieść Sosuke to kolejny bardzo dobrze napisany wątek w <i>7'scarlet</i> i myślę, że już teraz mogę z całą pewnością nazwać ten tytuł jedną z najlepszych otome, w jakie grałam. Jeżeli poszukujecie gry z dobrze napisaną historią, ciekawymi postaciami i dreszczykiem w tle, a przy tym jesteście w stanie wybaczyć małe niedostatki romansowe, to nie znajdziecie chyba lepszej opcji. Polecam z całego serca!<br />
<br />
<b>***</b><br />
<b>Grę 7'scarlet możecie zakupić tutaj:</b><br />
<i><a href="https://store.steampowered.com/app/839450/7scarlet/">https://store.steampowered.com/app/839450/7scarlet/</a></i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJRPAWyD6ysnvXW1y5IltShPZQgLZ0nu3vRU7b70Ot3rYcWjXgpz81qS6LCjuBfNX3mt8qExG3pLd06tngoahbIgTuidvUWZpvUX37QEvntK__bCpZ4UdGWUzWCVKGXblPuD7QKcg5uAee/s1600/sosu3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="716" data-original-width="1280" height="358" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJRPAWyD6ysnvXW1y5IltShPZQgLZ0nu3vRU7b70Ot3rYcWjXgpz81qS6LCjuBfNX3mt8qExG3pLd06tngoahbIgTuidvUWZpvUX37QEvntK__bCpZ4UdGWUzWCVKGXblPuD7QKcg5uAee/s640/sosu3.jpg" width="640" /></a></div>
<br />Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-32172603246719647402019-08-16T11:21:00.003-07:002019-08-16T11:21:29.947-07:00167. Dupa i popierdółka, czyli waleczna Irena i okrutny Sosnowiec (Steam Prison)<b>Po raz kolejny powracamy z Okunezato do Miasta Pary. Tym razem odrzucamy kuszącą propozycję służby u Eltcreeda i pozostajemy w Sanktuarium, próbując odnaleźć się w świecie, w którym rządzi przemoc, zepsucie i tajemnicza organizacja zwana HOUNDS (OGARAMI). Zapraszam!</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeAyN1uD7Ib985Tr4_TcHPzqSKd5O8bSzZS3y9ZYln9nC9XBpR3os7NBlqql5v5A92P37rs4pU-ThobHVBjTSPwTCJ2_dXambFGI7YbKUiHn1hM2tzux0RzGGv1ArUjpSgygYhHLGFS-Eb/s1600/20190816170001_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeAyN1uD7Ib985Tr4_TcHPzqSKd5O8bSzZS3y9ZYln9nC9XBpR3os7NBlqql5v5A92P37rs4pU-ThobHVBjTSPwTCJ2_dXambFGI7YbKUiHn1hM2tzux0RzGGv1ArUjpSgygYhHLGFS-Eb/s640/20190816170001_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Och, Ines... Nie ukrywam, że zastępca dowódcy organizacji pilnującej porządku w dzielnicy wygnańców od razu wpadł mi w oko. Po trosze dlatego, że mam wielką słabość do mundurowych, a po trosze dlatego, że od razu dostrzegłam, iż on i Sachsen zostali ukazani na zasadzie dobrego i złego gliny. Podczas gdy ten drugi jest uosobieniem okrucieństwa, pychy i wręcz fetyszystycznego zamiłowania do przemocy, drugiemu zdarza się mieć ludzkie odruchy, jest wyrozumiały i potrafi myśleć racjonalnie. Kiedy po przeciwstawieniu się Sachsenowi lądujemy w więzieniu i otrzymujemy wątpliwą przyjemność stania się jego workiem treningowym, postanawiamy zarządzić strajk głodowy i szybko popadamy w letarg, nie licząc upływających nocy i dni. Z pomocą przychodzi nam Ines, twierdząc, że w sumie to bez sensu i tak naprawdę to właśnie chęć przeżycia może być ostateczną formą buntu, na którą możemy sobie pozwolić. Służy nam dobrym słowem i po jakimś czasie wypuszcza na wolność, a potem zjawia się w naszym życiu już zawsze, ilekroć wpadniemy w kłopoty, zupełnie jak Tuxedo z "Czarodziejki z Księżyca", tylko w czerwonej pelerynce. Powracamy dzięki temu do Rielith i Merlota, ale nie jest nam dane długo cieszyć się wolnością w prawie rodzinnej atmosferze. Oto bowiem zjawia się ukochany kobiety, któremu nie jest w smak to, że para się ona prostytucją, więc postanawia zabić jej syna i ją przy okazji. Udaje nam się jednak łajdaka schwytać i oddać po czułą opiekę chłopców z HOUNDS. Postanawiamy również zamieszkać w domu zamordowanych nieszczęśników i jakoś zorganizować sobie rzeczywistość, mając nadzieję na dowiedzenie swojej niewinności i powrót na Wysokości. Na naszej drodze ponownie staje Ines, który postanawia zacząć brać u nas lekcje wiedzy o społeczeństwie, w zamian ucząc nas gotowania i przygotowując się jednocześnie do powrotu na wyżyny. I jest to wstępem do bardzo obiecującej, ale niestety również najbardziej miałkiej historii ze <i>Steam Prison</i>, jaką miałam (nie)przyjemność poznać.<br />
<br />
Na pierwszy plan rzuca się tu jednak dosyć kontrowersyjny wybór imion naszych bohaterów. Ines jest bowiem kobiecym imieniem i nijak nie pasuje do postawnego oficera policji. Również Sachsen Branderburg to nazwa kraju związkowego i miasta w Niemczech. To trochę tak, jakby nazwać MĘSKIE postacie z gry Irena i Sosnowiec Zachodniopomorski. Wiem, że Japończycy mają fioła na punkcie niemieckich nazw, ale byłoby super, gdyby przed wydaniem gry zrobili chociaż minimalny research, bo efekt brzmi kuriozalnie.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU3F29S8fFYSrQtK_D4EUScGwkEXFMvZX5_Sf8fe8J8xMdt-xs6e68ggxuFe7FGljAA_K35OY85EIkmDHVFRpaPCzbagrnKtDivnAoIhcKriHJfFc5M2Nu_14CZyXBTEKwgXW32djwzITs/s1600/20190219175804_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU3F29S8fFYSrQtK_D4EUScGwkEXFMvZX5_Sf8fe8J8xMdt-xs6e68ggxuFe7FGljAA_K35OY85EIkmDHVFRpaPCzbagrnKtDivnAoIhcKriHJfFc5M2Nu_14CZyXBTEKwgXW32djwzITs/s640/20190219175804_1.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Sachsen Branderburg w pełnej krasie.</td></tr>
</tbody></table>
Po rozegraniu wątków Eltcreeda i Ulrika z wypiekami na twarzy oczekiwałam opowieści, która będzie miała miejsce w dzielnicy Sanktuarium. I niestety, srodze zawiodłam się jej niewykorzystanym potencjałem. Teoretycznie każdy z elementów historii jest dobry, ale potraktowany powierzchownie i po macoszemu. Tajemnicze lekarstwo rozdawane biedocie, znęcanie się nad kryminalistami z Wysokości, wyjątkowo brutalne szkolenie nowych członków bestialskiej organizacji czy wątek Merlota i Rielith - wszystko dało się przedstawić lepiej i wywołać u gracza o wiele więcej intensywnie przeżywanych emocji. Nie pomaga tutaj też kreacja samego Inesa, który świetnie sprawdza się jako dobry glina, ale kompletnie nie nadaje się do wątku romantycznego. Twórcy co jakiś czas zaskakują gracza naprawdę fajnym pomysłem, który natychmiast zakopują głęboko pod ziemią. Przykładowo członków HOUNDS przymusowo rekrutuje się z oficerów policji z Wysokości, których przydzieleni na służbę partnerzy dopuszczają się przestępstwa. W ten sposób do Sanktuarium zostaje sprowadzony Fin, który przechodzi wyjątkowo brutalne szkolenie na członka tajemniczej organizacji. Tymczasem Ines pragnie powrócić na Wysokości, żeby oczyścić dobre imię własnego partnera, przez którego sam został z nich w przeszłości wydalony. Żeby jednak otrzymać na to pozwolenie od Sachsena, musi grać w jego okrutną grę i ma na sumieniu wiele ludzkich istnień. Oba te wątki zdają się tworzyć świetne fundamenty pod ukazanie przeżyć psychicznych powiązanych z nimi postaci. Niestety, Fina spotykamy ponownie dopiero po scenie finałowej, a sam Ines zdaje się być niewzruszony jak głaz rozgrywającym się przy jego udziale bestialstwem. W końcu tak łatwo przejść obojętnie wobec zabicia niewinnego człowieka, jeśli robimy to dla własnych interesów, prawda?<br />
<br />
Paradoksalnie, najbardziej wrażliwą postacią zdaje się być tutaj Sachsen. Niesamowicie spodobało mi się to, że w opowieści Inesa została ukazana jego ludzka strona. Niestety, jego historia również została potraktowana bardzo powierzchownie, a dokonywane przez niego wybory często są pozbawione logiki. Osobiście uważam go za najlepszą potencjalną opcję romansową i gdyby jedynie odpowiednio wszystko poprowadzić, można byłoby w pełni zaprezentować potencjał wrażliwego człowieka, który stał się bestią. Na jego tle Ines zdaje się być po prostu szary, nijaki i pozbawiony charakteru.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVWskkVuaqZjCFg-54t6RLAuS_PFDBdV24wrzuxxm0YpEc1ZTll5b0U3Ra_84JP41P6Zj3zX_NiQ3XPPtVwZzjmFKTBaObHNh7JHbtAozcdfOkTaF7TGRaSHiWjo7hda_FZBG0Od_DFR7B/s1600/20190816170024_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVWskkVuaqZjCFg-54t6RLAuS_PFDBdV24wrzuxxm0YpEc1ZTll5b0U3Ra_84JP41P6Zj3zX_NiQ3XPPtVwZzjmFKTBaObHNh7JHbtAozcdfOkTaF7TGRaSHiWjo7hda_FZBG0Od_DFR7B/s640/20190816170024_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Ines jest też wyjątkowym nieudacznikiem, jeśli chodzi o uczucia. Aż trudno mi uwierzyć w to, że jest starszy od protagonistki o jedenaście lat. Na tym etapie i po takich przeżyciach powinien być już raczej samoświadomym mężczyzną, który niejedną beczkę soli w życiu zjadł mi ma nieco doświadczeń, również jeśli chodzi o relacje z kobietami, nawet te bardzo powierzchowne. Tymczasem nasz zastępca dowódcy w czerwonym kubraczku zachowuje się jak nastolatek, który nie wie, czym jest miłość, nie umie wyznać uczuć i czerwieni się przy byle okazji. Jasne, teoretycznie można zwalić to na jego wychowanie, ale gość jest już w Sanktuarium od wielu lat i powinien nauczyć się co nieco o relacjach międzyludzkich, choćby z obserwacji samych skazańców i innych członków HOUNDS, którzy nie mają problemów z korzystaniem z usług prostytutek. Mógł zostać nauczycielem i przewodnikiem zagubionej Tistelli, ktora wyraźnie nie potrafi odnaleźć się ani w nowym miejscu, ani w nowej sytuacji, ani w świecie własnych uczuć. Mógł, ale nie został. Kolejny zmarnowany potencjał.<br />
<br />
Jest jednak jeden wątek, który niesamowicie mi się w tej historii spodobał. Chodzi o opowieść Thei, ktora była dowódcą HOUNDS przez Sachsenem. Kobiety starszej od naszych chłopców, posiadającej silny charakter, trzeźwą ocenę sytuacji, dobre serce i niesamowite poczucie humoru. Nic dziwnego, że Sachsem spoglądał na nią z podziwem i dosyć nieudolnie smalił do niej cholewki - to w końcu ona zapewne sprawiła, że gustował w kobietach starszych niż osiemnastoletnia zaledwie protagonistka (i w przeciwieństwie do Inesa nie stronił od cielesnych uciech). Theia jest postacią prostą i nieskomplikowaną, ale bardzo dobrze poprowadzoną i gdybym wygrała w Totka, to wydałabym wszystko na zrobienie przez twórców DLC z nią i mniej pierdołowatym Sachsenem w roli głównej.<br />
<br />
Pierdołowatość męskich postaci to zresztą główny minus tej gry. Ines zachowuje się tak, jakby obiema rękami nie potrafił własnego tyłka znaleźć, Fin zawsze ma ze strachu pełne gacie, Ulrik czerwieni się na dźwięk słowa "miłość" (przy "seksie" pewnie zszedłby na zawał), a Eltcreed nadrabia za wszystkich i jest zbokiem bez ogłady. Im dłużej gram w <i>Steam Prison</i>, tym wyraźniej widzę, jak wiele rzeczy tutaj nie działa i jak wiele potencjału romantycznego poszło na zmarnowanie. Szkoda, bo sama fabuła jest ciekawa, a uniwersum oryginalne i zdecydowanie warte poznania. Mam szczerą nadzieję, że będzie mi jeszcze dane pozytywnie się zaskoczyć przy okazji kolejnych dwóch wątków i znajdę w tej grze jeszcze coś dla siebie.<br />
<br />
<b>***</b><br />
<b>Grę Steam Prison możecie zakupić tutaj:</b><br />
<i><a href="https://store.steampowered.com/app/977460/Steam_Prison/">https://store.steampowered.com/app/977460/Steam_Prison/</a></i>Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-42263441278420925582019-07-29T08:02:00.001-07:002019-07-29T08:02:08.602-07:00166. Gdybym spotkała Toę Kushinadę, czyli o idealnym prezencie dla otaku i miłośnika kotówToa tak bardzo przypadł mi do gustu, że zaczęłam zastanawiać się, co bym zrobiła, gdybym rzeczywiście go spotkała. Jak pamiętacie, ten bohater jest chodzącą słodyczą i chociaż najchętniej miałoby się ochotę go schrupać, to jest również dorosłym mężczyzną. I - nade wszystko - miłośnikiem kotów. Ci, którzy mnie znają, doskonale wiedzą, że uwielbiam koty. Psy też lubię, ale jednak nie tak bardzo, jak te enigmatyczne i pełne wdzięku zwierzęta, których nie da się nauczyć przywiązania na komendę. Są to cechy, które bardzo cenię sobie również u ludzi, więc nic dziwnego, że zwykle najlepiej dogaduję się z innymi kociarzami. Jednym z nich jest mój przyjaciel, który w obyciu jest równie uroczy, co bohater <i>7'scarlet</i>. I chociaż jesteśmy ze sobą blisko, to zawsze, ale to zawsze mam problem ze sprawieniem mu odpowiedniego prezentu. Większość mangowych gadżetów dla miłośników kotów jest słodziutka jak góra cukru polana lukrem, co niekoniecznie trafia w męskie gusta - w końcu nie każdy ubóstwia jedynie to, co jest "kawaii". Na szczęście z pomocą przyszedł mi sklep <b>Present Simple</b>. Wiecie, że zawsze chętnie opowiadam Wam o dobrych doświadczeniach związanych nie tylko z grami otome, więc jeśli szukacie miejsca, w którym sprawicie prezent dla otaku w każdym wieku, to tutaj traficie idealnie.<br />
<br />
Otrzymane przeze mnie gadżety tak bardzo spodobały się Zippowi, że postanowił pomóc mi w robieniu zdjęć - mimo że sam jest myszą!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyCEmHh4uNg-mE8FBrlIf3FulWGmzB2nfPXH7qv5i9exdMPFVo3EkOSG6zflEkvHSRxvrL22pEKbbtQoL2FfZuCWWjbTHbpo8wq_QPGzTrY_7KLSF7ax7R1XbIlfJwn_CgtLTBoI1RNwPh/s1600/22.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyCEmHh4uNg-mE8FBrlIf3FulWGmzB2nfPXH7qv5i9exdMPFVo3EkOSG6zflEkvHSRxvrL22pEKbbtQoL2FfZuCWWjbTHbpo8wq_QPGzTrY_7KLSF7ax7R1XbIlfJwn_CgtLTBoI1RNwPh/s640/22.png" width="480" /></a></div>
<br />
Pierwszą rzeczą, która zgarnęła u mnie ogromny plus, było bardzo szybkie nadanie paczki - szczególnie że należę do osób zapominalskich i często przypominających sobie o urodzinach znajomych na ostatnią chwilę. Sama przesyłka zapakowana jest również na tyle dyskretnie, żeby nie można było od razu stwierdzić zawartości, więc można bez problemu zrobić niespodziankę nawet komuś z rodziny czy drugiej połówce (tej lepszej). Zaletą jest też opakowanie samo w sobie. Zdarzało mi się zamawiać ze sklepów z gadżetami kubki, które były zapakowane jedynie na słowo honoru i cudem jedynie nie potłukły się w transporcie. Natomiast <b>Present Simple</b> pakuje je w osobne styropianowe pudełka, dzięki czemu możecie mieć pewność, że zamówiony na ostatnią chwilę kubek dla przyjaciela nie dotrze do niego w formie puzzli. Tak, dobrze przeczytaliście - dzięki możliwości zapakowania gadżetu jako prezent możemy wysłać go do obdarowywanego bezpośrednio ze sklepu.<br />
<br />
Mnie osobiście urzekł kubek z kotem-samurajem. Jak wiecie, bardzo lubię grę <i>Hakuoki: Kyoto Winds</i>, więc nic, co samurajskie, nie jest mi obce, a w dodatku ze wzoru wprost wylewa się nienachalna słodycz, którą nie pogardzi chyba żaden obdarowany mężczyzna. Spodobała mi się również kontrastowa i wyrazista kolorystyka nawiązująca do japońskiej flagi. Kubek wykonany jest bardzo ładnie, ale jeśli miałabym mieć wobec niego jakieś zastrzeżenia, to byłoby to nieznaczne ucięcie grafiki przy mniejszym kocie (czego nie widać na grafice poglądowej w sklepie), a także delikatne rozmazanie nadruku przy górze kubka, co c kolei można zobaczyć na zaprezentowanych przeze mnie zdięciach (moim zdaniem lepiej byłoby zadbać o to, żeby na tym miejscu nadruk się zwyczajnie nie znajdował). Mimo tych drobnych wad kubek nadal prezentuje się ślicznie i stanowi bardzo ładny podarunek, nie tylko dla fana filmów Akiry Kurosawy.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiN5FD8eUjLoSpEC_bLqHk_Nw_azfwyZTMWnAG2ug_lZ_F9LaiD4FB4s6mCOwo0dIoSPY75zb9hyphenhyphenWT8vSCuCPzNgaygDZaWizfYWcn6BcW5nrtqHryAQl9M0avseFFBdcjs1XPK-X8kKty9/s1600/44.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1125" data-original-width="1500" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiN5FD8eUjLoSpEC_bLqHk_Nw_azfwyZTMWnAG2ug_lZ_F9LaiD4FB4s6mCOwo0dIoSPY75zb9hyphenhyphenWT8vSCuCPzNgaygDZaWizfYWcn6BcW5nrtqHryAQl9M0avseFFBdcjs1XPK-X8kKty9/s640/44.png" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhi34GIzQH_06wa9MdGJx7TMiDl3Q8G4_fpnfTcTod2kdFNrZLcvo1mTa2lYe3pVB2IM-a6n5kGIFnRB-sGCspX_CQHcTqhV9_Zey7ElW7RpvAVcIfgtWtysPtERQE-BJkM8Yok9VQhA7-y/s1600/55.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1125" data-original-width="1500" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhi34GIzQH_06wa9MdGJx7TMiDl3Q8G4_fpnfTcTod2kdFNrZLcvo1mTa2lYe3pVB2IM-a6n5kGIFnRB-sGCspX_CQHcTqhV9_Zey7ElW7RpvAVcIfgtWtysPtERQE-BJkM8Yok9VQhA7-y/s640/55.png" width="640" /></a></div>
<br />
Kolejnym znalezionym przez nas w paczce cudem są dwa urocze portfeliki. Pierwszy z nich wygląda jak połączenie kociej wersji popularnych gadżetów z puchatym zadkiem corgiego i bohaterów "Szopów w natarciu" Hayao Miyazakiego (z wiadomych względów ;)). W środku nie znajdziemy zbyt dużo miejsca, ale puchatość portfelika na pewno z przyjemnością zaopiekuje się naszymi drobniakami.<br />
Drugi portfelik nie posiada uroczych kocich stópek, ale nadrabia to uszkami i fajnym nadrukiem, a przy tym wygląda na wykonany z nieprzemakającego materiału, więc może być świetnym miejscem do trzymania kart i banknotów, a także służyć jako mała kosmetyczka.<br />
<br />
I w końcu <i>at last, but not least</i> - przypinki. Ci, którzy mnie znajdą, doskonale wiedzą, że nie jestem za bardzo przypinkową osobą, ale jestem w stanie docenić te fajnie wykonane (jak w przypadku recenzji edycji kolekcjonerskiej <i>Hakuoki: Edo Blossoms</i>) i zawsze znajdę dla nich jakieś zastosowanie. Te ze sklepu <b>Present Simple</b> są idealne dla każdego, kto kocha współczesne popkulturowe trendy - od perfekcyjnego materiału na waifu po wiele wyrażające pytanie "Nani?!". Tutaj muszę dodać również coś od siebie na temat wykonania przypinek - wierzcie mi lub nie, ale osobiście nie widziałam estetyczniej wykonanych nadruków i do tej pory jestem na tyle oczarowana ich jakością, że chyba przeproszę się z noszeniem tego typu gadżetów. Nawet Zipp znalazł wśród nich coś dla siebie. ;)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNRb7VAdmyZ1chCj3EZIFsUCIJXiYIYJKf0pu8GSeT0KpT8GTz8kXviQAEPFGa_vGwj1ZXynyxyn4FhAWjZjeseEI50p0N1iLnJOdZ0GvVtRCLJfOmS4SwMwsrj3-4Tj_fAax3b59ZjCyF/s1600/11.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1125" data-original-width="1500" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNRb7VAdmyZ1chCj3EZIFsUCIJXiYIYJKf0pu8GSeT0KpT8GTz8kXviQAEPFGa_vGwj1ZXynyxyn4FhAWjZjeseEI50p0N1iLnJOdZ0GvVtRCLJfOmS4SwMwsrj3-4Tj_fAax3b59ZjCyF/s640/11.png" width="640" /></a></div>
<br />
Podsumowując: jeżeli poszukujecie fajnego sklepu z gadżetami, którymi sprawicie radość zarówno miłośnikom słodkości, jak i nieco poważniejszym otaku, to nie musicie szukać dalej. <b>Present Simple</b> posiada w swojej ofercie koszulki, kubki i poduszki, a nawet klapki (oczywiście japonki) i czapki z daszkiem. Ja już dzisiaj wiem, że na pewno ponownie coś od nich zamówię. W końcu każdy otaku zasługuje na wyjątkowy prezent.<br />
<br />
<b>Z pełnym asortymentem sklepu Present Simple zapoznacie się</b> <a href="https://prezentsimple.pl/prezent-dla-otaku,k-9766.html"><b>TUTAJ</b></a>!<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b><i>Za możliwość zrecenzowania produktów dziękuję sklepowi Present Simple.</i></b></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizYfcXibMWQTGM9IBQ_FRHwe4k3Vb_LlL3qXft-I-r23ZDBHPBoaPKWCeZWJEfyF6A6RKXEZbMjJKRd_nDk8xk8Fjp1bFiCZ0hiQXYn9fG8UEI4dTbUZfShd3zSCehOkbBHdmpGnvJtE_L/s1600/prezent-simple.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="65" data-original-width="183" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizYfcXibMWQTGM9IBQ_FRHwe4k3Vb_LlL3qXft-I-r23ZDBHPBoaPKWCeZWJEfyF6A6RKXEZbMjJKRd_nDk8xk8Fjp1bFiCZ0hiQXYn9fG8UEI4dTbUZfShd3zSCehOkbBHdmpGnvJtE_L/s1600/prezent-simple.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-36899663284773012112019-07-29T07:40:00.001-07:002019-07-29T07:40:29.617-07:00165. Odkryłam największego słodziaka gier otome! (7'scarlet)<b>Wiem, że teraz powinnam wziąć się w sumie za recenzję kolejnego wątku ze <i>Steam Prison</i>, ale nie mogłam się powstrzymać. Ten liliowowłosy okularnik wpadł mi w oko już przy pierwszym kontakcie z <i>7'scarlet</i> i nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu rozegram jego wątek. Bardzo cieszę się, że ten dzień w końcu nadszedł. Czytajcie dalej, a dowiecie się, jak uszczęśliwić każdego miłośnika kotów.</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjW0hnTQUhgWx4fyBv24ZOYxxqLUKpE0rY-d8xbfpVZVEKizJOVk4o3kWPK1hkk3fChfAn1citQSwVljuRMIQAoD3sBecw5iQycRrPbs9Yrq6qgbol_tv7hjpKJ3AtSmf7i9-NYaJdqG960/s1600/toa1.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="717" data-original-width="1280" height="358" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjW0hnTQUhgWx4fyBv24ZOYxxqLUKpE0rY-d8xbfpVZVEKizJOVk4o3kWPK1hkk3fChfAn1citQSwVljuRMIQAoD3sBecw5iQycRrPbs9Yrq6qgbol_tv7hjpKJ3AtSmf7i9-NYaJdqG960/s640/toa1.png" width="640" /></a></div>
<br />
Toę spotykamy podczas wyprawy z Hino do świątyni w Okunezato. Naszym uczom ukazuje się uroczy młodzieniec w yukacie, który jest bardzo zajęty zbieraniem się z ziemi po upadku. Szybko wychodzi na jaw, że nieszczęśnik zamierzał nakarmić miejscowe koty, które zdają się mieć do niego wyjątkową słabość, a on sam nazywa je bóstwami opiekuńczymi miasteczka. Chłopak prędko się ulatnia, po czym widzimy się z nim ponownie na wieczornym spotkaniu miłośników łowców tajemnic. Toa daje się nam poznać jako typowy, chorobliwie nieśmiały nerd, który prędzej obejrzałby wszystkie fillery "Naruto" niż zaprosił dziewczynę na kawę. To zakochany w grach i anime outsider, który bardzo usilnie próbuje dopasować się do innych i nadążyć za mainstreamem, ale średnio mu to wychodzi, szczególnie że nawet pośród ludzi przywdziewa oddzielającą go od świata zbroję pod postacią ocieplanej yukaty, zdecydowanie nieadekwatnej do panującego w grze lata. Można odnieść wrażenie, że chłopak najbezpieczniej czuje się właśnie w niej i swoich grubych okularach, które zdradzają raczej dużą wadę wzroku niż chęć nadążania za modą. Jednym słowem: przegryw. Przegryw i... chodząca słodycz.<br />
<br />
Toa zaprasza nas na wspólne oglądanie sztucznych ogni podczas miejscowego festiwalu, które ostatecznie kończy się karmieniem kotów w parku i podziwianiem widowiska z dala od ludzi. Nasz towarzysz zdecydowanie źle czuje się w tłumie i bardzo denerwuje się naszym pierwszym wspólnym wyjściem, ale stara się dać z siebie wszystko. To zresztą cecha, która przejawia się we wszystkim, co robi. Nieustannie stara się pomóc, co w połączeniu z jego gapostwem kończy się potłuczonymi talerzami i częstymi upadkami. Chłopak bardzo bierze sobie do serca pomoc w odnalezieniu naszego brata i jednocześnie mocno przeżywa własną bezradność. Ma niską samoocenę i przez wieloletnie poniżanie ze strony rówieśników myśli o sobie dokładnie w ten sam sposób, w jaki myśleli o nim inni. Mimo to nie jest postacią bierną i jest to coś, co najbardziej mi się w jego kreacji podoba. Twórcy gier otome bardzo często ulegają pokusie i wsadzają takie postacie w relacje, w których to kobieta nosi spodnie i zdaje się wręcz ciągnąć za sobą partnera, który przejawia inicjatywę worka kartofli. W przypadku wątku Toi mamy do czynienia z gościem, który próbuje walczyć ze swoimi słabościami i potrafi zdobyć się na odważne czyny i wyznania, ale nie stoi to w sprzeczności z jego osobowością. Jest absolutnie przesłodki, kochany i uroczo ciapowaty - na sam jego widok ma się ochotę go przytulić. No i kocha koty, co dla mnie zawsze jest ogromnym plusem, jako że sama jestem kociarą. Jednak gra <i>7'scarlet</i> nie byłaby produkcją z dreszczykiem, gdyby nasz bohater nie skrywał własnej tajemnicy. I to takiej, która po odkryciu uderza gracza z mocą rozpędzonego kowadła (jeśl ktoś chce uniknąć spoilerów, niech ominie tekst napisany kursywą).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWbdUQglbctIbCV-9djCi00q9Uxb707r9OGkzP1X3zlBbKU30z23J3OP-rWgMSa3wd-fkG50eKrICNU04viU0jXCyG84O7ng1xegtg32LunNbSLI15Wnda1ylOvl3Zr77eTqt4ym51DUbt/s1600/toa2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="716" data-original-width="1279" height="358" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWbdUQglbctIbCV-9djCi00q9Uxb707r9OGkzP1X3zlBbKU30z23J3OP-rWgMSa3wd-fkG50eKrICNU04viU0jXCyG84O7ng1xegtg32LunNbSLI15Wnda1ylOvl3Zr77eTqt4ym51DUbt/s640/toa2.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<i>Okazuje się bowiem, że chłopak to nikt inny, tylko sławny A-TO, frontman grupy AUK ZERO, mający niebawem zagrać koncert w Okunezato. Co robi tym pełnym niebezpieczeństw mieście zupełnie sam, bez opieki menadżera i ochrony - pozostaje tajemnicą. Faktem jest, że nawet po wyjściu tego sekretu na jaw nadal pozostaje sobą. Trochę bałam się, że nagle okaże się, że to wszystko było tylko na pokaz i ujrzymy przed sobą pewnego siebie gwiazdora, który zrzuca maskę (razem z okularami) i od tej pory zachowuje się jak samiec alfa, któremu niepotrzebne są podboje, aby wszystkie były jego. Na szczęście tak się nie stało, chociaż opowieść Toi jest jednocześnie dosyć smutnym zobrazowaniem tego, jak wygląda życie członka azjatyckiego boysbandu. Wiem, że takie zespoły są u nas bardzo popularne, ale sama odczuwam pewne wyrzuty sumienia, kiedy ich słucham, i trochę boli mnie skala reżyserowania całego zjawiska (nie żeby u nas tego nie było, bo za działaniami twórcy zawsze stoi wytwórnia, ale jednak bardziej zachęca się artystów do bycia sobą i buduje ich markę w oparciu o ich indywidualność). Jeżeli komuś zachowanie menadżerki Toi wydaje się przesadzone, to powinien uświadomić sobie, że w rzeczywistości tak właśnie to wygląda. Jeżeli utalentowany wokalnie chłopak trafia do boysbandu, to wytwórnia ustala mu wszystko: jaką ma mieć osobowość (wszak wiadomo, że w każdej grupie musi znaleźć się słodki romantyk czy niegrzeczny chłopiec, najlepiej z zamiłowaniem do rapowania), jak się zachowywać, jak ubierać, gdzie chodzić, co mówić, jak się wysławiać. Taki nieszczęśnik staje się "idoru", czyli idolem nastolatek - ma rozkochiwać w sobie fanki (ale na odległość, ze sceny) i nie wolno mu robić niczego, co mogłoby tę ślepą miłość podburzyć. Nie ma więc prawa do posiadania dziewczyny czy spotykania się z przyjaciółkami płci pięknej, ponieważ jest winien swoim fankom przeświadczenie, że mogłyby go w sobie rozkochać i go mieć, bo to napędza ich przywiązanie do grupy i jednocześnie sprzedaż płyt. Nikogo tak naprawdę nie obchodzi, jaki dany muzyk jest w rzeczywistości - wszyscy kochają jedynie wytworzoną wokół niego medialną iluzję. Było mi tak naprawdę bardzo żal Toi, bo choć z jednej strony otrzymał uznanie i podziw (a więc coś, na co ze strony rówieśników nie mógł liczyć), to z drugiej stał się niewolnikiem przemysłu, dla którego był jedynie dobrze sprzedającym się produktem. Komuś o takiej wrażliwości mogłoby to mocno siąść na psychice.</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgz0aRLPudFkDHb021A1V9N0ZKUrRPq3ZaOGyHTDum4qDU79zdLomO4HWwtKOcaL6bg-hv1iaF6zI4hmUQ8LvbPjSX9a53Q5LXTsNq24n_-NjWyICPV1tw4he8KY9svZ8fBDoDNhgQwbmDh/s1600/toa3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="717" data-original-width="1279" height="358" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgz0aRLPudFkDHb021A1V9N0ZKUrRPq3ZaOGyHTDum4qDU79zdLomO4HWwtKOcaL6bg-hv1iaF6zI4hmUQ8LvbPjSX9a53Q5LXTsNq24n_-NjWyICPV1tw4he8KY9svZ8fBDoDNhgQwbmDh/s640/toa3.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Sam wątek raczej nie popycha nas zbytnio w stronę odkrycia prawdy o naszym zaginionym bracie, ale podobnie było w przypadku Isory. Skupia się natomiast na budowaniu więzi między postaciami i odkrywaniu kolejnych tajemnic Okunezato. Samo natężenie elementów otome nie jest jednak większe niż w przypadku poprzednich wątków. To nadal bardzo grzeczna gra, w której granicę bliskości między bohaterami wyznacza pocałunek i chociaż cała opowieść pełna jest ciepła, to nadal jest utrzymana w mocnych ryzach i bardziej skupia się na tym, do czego mogłoby między postaciami dojść, a nie na tym, do czego dochodzi. Taki jednak urok koreańskich produkcji, w których mocno daje o sobie znać ichniejsza cenzura obyczajowa i na próżno szukać w nich odważniejszych scen. Mimo to <i>7'scarlet</i> nadal jest ponadprzeciętnie napisaną grą i wątek Toi stanowi dowód na to, że ktoś poszukujący dobrej fabuły z dreszczykiem zdecydowanie się na niej nie zawiedzie.<br />
<br />
<b>***</b><br />
<b>Grę 7'scarlet możecie zakupić tutaj:</b><br />
<i><a href="https://store.steampowered.com/app/839450/7scarlet/">https://store.steampowered.com/app/839450/7scarlet/</a></i>Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-90177815422158217192019-07-13T05:19:00.000-07:002019-07-13T05:19:07.261-07:00164. Przez żołądek do śmierci, czyli opowieść Isory (7'scarlet)<b>Po krótkiej przerwie powracamy do tajemnic Okunezato. Tym razem postanowiłam wybrać wątek Isory - młodziutkiego kucharza z Fuurikan Hotel, w którym zatrzymujemy się, żeby rozwiązać tajemnicę zaginięcia naszego brata (kto nie wie, o jaką grę chodzi, powinien zerknąć tutaj: <i><a href="https://tiny.pl/trtjk">https://tiny.pl/trtjk</a></i>). Miłej lektury!</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9HtL1gOP7R4EUJGEgcXMC113cV_6ZIFBlPShkxIsqtDNd8f4xtrGBzWwSEAoi14bYO9TeohmvNy07zr-96h9IGFfProkvvX4xq_VKfp6vjFQfV93fmAFFX1ScbvVuUFiMx-chWLMzbzri/s1600/isora0.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="714" data-original-width="1279" height="356" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9HtL1gOP7R4EUJGEgcXMC113cV_6ZIFBlPShkxIsqtDNd8f4xtrGBzWwSEAoi14bYO9TeohmvNy07zr-96h9IGFfProkvvX4xq_VKfp6vjFQfV93fmAFFX1ScbvVuUFiMx-chWLMzbzri/s640/isora0.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Isorę poznajemy niemalże tuż po przybyciu z Hino do Okunezato. Chłopak okazuje się być nie tylko członkiem lokalnego klubu łowców tajemnic, ale również bardzo utalentowanym i obiecującym szefem kuchni. Nic dziwnego, że właściwie od początku wzbudza w nas podziw, szczególnie że okazuje się być od nas młodszy. W dodatku nie obnosi się ze swoimi umiejętnościami - zdecydowanie robi to natomiast w przypadku uśmiechu i żartów, bowiem jego sympatyczna i przepełniona poczuciem humoru osobowość wręcz emanuje z niego na każdym kroku. Jego jedzenie jest przepyszne i trudno dziwić się temu, że czuje się na zlocie klubu jak ryba w wodzie, bo ma niebanalną okazję do wykazania się swoim talentem. Poza tym niemalże od początku zdaje się być nami zainteresoway i wyraźnie widać, że wpadłyśmy mu w oko. Szybko też postanawia przystąpić do działania i zaprasza nas na miejscowy festiwal, gdzie dosyć nieporadnie, ale intensywnie z nami flirtuje. Z początku nie traktujemy go poważne, w dodatku chłopak szybko zaczyna zdradzać dosyć niepokojące zachowania: zazdrość w stosunku do Hino i ogromną nawet jak na swój wiek zaborczość, co sprawia, że miejscami zdaje się być wręcz przerażający. Wygląda też na to, że wie o wiele więcej, niż nam się wydaje, i skrywa wiele tajemnic, dla których nieschodzący z jego twarzy uśmiech jest tylko przykrywką. To właśnie od niego w tej wersji historii wychodzi iskra powodująca fabularny pożar: kiedy wracamy z wyprawy do miasta z Hino, chłopak serwuje nam w ramach kolacji tartę truskawkową, mimo że wie, że nienawidzimy truskawek. W efekcie Hino decyduje się zjeść jedną z nich, a drugą dać kotu często odwiedzającemu hotelowy ogród. Następnego dnia kot zostaje znaleziony martwy, a Hino ląduje w szpitalu, a to jedynie początek mrocznej i niekoniecznie łatwej historii. Historii, która zakończy się rozkwitem uczucia do młodziutkiego kucharza o granatowych oczach.<br />
<br />
Ci, którzy mnie czytają, wiedzą zapewne, że nie przepadam za młodszymi postaciami w grach otome, stąd też Isora nie wzbudzał we mnie jakichś głębszych uczuć. Muszę jednak przyznać, że jego wątek spodobał mi się bardziej niż opowieść Hino. Przede wszystkim bardziej skupia się na uczuciach bohaterów i naprawdę możemy w nim poczuć, że gramy w wirtualny romans, czego brakowało mi wcześniej. Bardzo lubię również wyraziste i niejednoznaczne postacie i Isora bardzo dobrze balansuje na granicy bycia słodziutkim chłopcem i zaborczym mężczyzną z obsesją na punkcie sprawowania kontroli. To yandere, ale bardzo dobrze wyważony, który potrafi wzbudzić zarówno szczerą sympatię, jak i rówie szczery niepokój.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8XuYE9U6XF0_rW1vN9idyO4Eylbtv-D93JoxjLpO5CPmHv9CD_RZht44vt9AzQcAXzbrnZAJOhE3WmkLI96yh4WfA2FfZpN3NxA4CG7bwf_BikMfoJ5gdIKN-5vZ-inLIrSZSagNj0XOv/s1600/isora3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="715" data-original-width="1279" height="356" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8XuYE9U6XF0_rW1vN9idyO4Eylbtv-D93JoxjLpO5CPmHv9CD_RZht44vt9AzQcAXzbrnZAJOhE3WmkLI96yh4WfA2FfZpN3NxA4CG7bwf_BikMfoJ5gdIKN-5vZ-inLIrSZSagNj0XOv/s640/isora3.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
A jeśli już o niepokoju mota, to i tym razem <i>7'scarlet</i> nie zawodzi. To naprawdę porządnie napisana i skonstruowana opowieść z elementami grozy i twórcy bardzo zadbali o to, żeby uczucie napięcia towarzyszyło nam do samego końca. Spodobało mi się również to, że odpowiedziała na parę ważnych pytań i dołożyła kilka brakujących elementów układanki do zarysu historii, którą poznaliśmy w wątku Hino. Wprawdzie niektóre z nich pozostawiają u gracza pewien niedosyt (jak choćby sytuacja rodzinna Isory) czy wręcz widać wynurzające się z nich niedociągnięcia (człowiek nie truje się jedzeniem w przedstawiony w grze sposób), ale całość jako taka jest bardzo logiczna i spójna. Dodatkowym plusem jest zachowanie naszej bohaterki, która często podejmuje samodzielne decyzje i nie boi się wypowiedzieć własnego zdania.<br />
<br />
Generalnie uważam opowieść Isory za naprawdę dobry kawałek historii i świetnie się przy nim bawiłam, mimo że on sam jako postać nie wzbudzał we mnie głębszych uczuć. To zdecydowanie nie jest typ, dla którego mogłabym stracić głowę, ale mimo to szczerze doceniam jego kreację. Nie spodziewałam się po jego wątku wiele, a tymczasem otrzymałam o wiele więcej, niż sądziłam. Trochę bałam się, że po obiecującej opowieści Hino kolejna nie będzie już trzymać podobnego poziomu, a w rzeczywistości mój apetyt na poznanie tajemnicy Okunezato jeszcze się zwiększył. I nie ukrywam, że nie mogę doczekać się, kiedy ponownie tam zawitam, a to chyba najlepsza rekomendacja do sięgnięcia po ten tytuł.<br />
<br />
<b>***</b><br />
<b>Grę <i>7'scarlet</i> możecie zakupić tutaj:</b><br />
<i><a href="https://store.steampowered.com/app/839450/7scarlet/"><b>https://store.steampowered.com/app/839450/7scarlet/</b></a></i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6QrcG7xTdHlEqLHMm7MpUrqQJLaSkAuooZkMt1n3wZVE7wuayvzfKuJh5vS3w475EQ6pRgaOCKoPyej7lj3j2XuX73EchCd56lFFmd9deSBu12F12oHkPb-veDI02Zbp-GJGiw1ue3cPv/s1600/isora2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="714" data-original-width="1280" height="356" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6QrcG7xTdHlEqLHMm7MpUrqQJLaSkAuooZkMt1n3wZVE7wuayvzfKuJh5vS3w475EQ6pRgaOCKoPyej7lj3j2XuX73EchCd56lFFmd9deSBu12F12oHkPb-veDI02Zbp-GJGiw1ue3cPv/s640/isora2.jpg" width="640" /></a></div>
<br />Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-2614467483257891052019-07-06T07:47:00.000-07:002019-07-07T02:26:15.499-07:00163. Co z tą Szkocją, czyli recenzja light novelki "Kawaii Scotland"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUr5fNIpOkAGYaSf-trp3g0mrHsAtX9DGAnE7EL9juDn1U5e_h4_UVrqTIU2GdBGGakhjZavSgRLgTKjerkBjK9tnSeAChyphenhyphenTltH066P1hCjzScDUoqjvaj_2F7BDnCDgUfqMiyDp6sdvbK/s1600/56407427_2156477871084619_1697549282162245632_n.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="312" data-original-width="820" height="242" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUr5fNIpOkAGYaSf-trp3g0mrHsAtX9DGAnE7EL9juDn1U5e_h4_UVrqTIU2GdBGGakhjZavSgRLgTKjerkBjK9tnSeAChyphenhyphenTltH066P1hCjzScDUoqjvaj_2F7BDnCDgUfqMiyDp6sdvbK/s640/56407427_2156477871084619_1697549282162245632_n.png" width="640" /></a></div>
<br />
Ci, którzy od dawna czytają mojego bloga, doskonale wiedzą, jak wielką sympatią darzę Szkoto-uniwersum stworzone przez autorki chyba najbardziej zabawnego polskiego mangopolo (więcej na ten temat możecie przeczytać tutaj: <i><a href="https://tiny.pl/g6381">https://tiny.pl/g6381</a></i>). Z miejsca pokochałam przeuroczego Ukechana i perypetie uczniów szkoły średniej w krainie mielonką i smalcem płynącej. I chociaż z biegiem lat przestałam powoli żywić nadzieję na kolejny tom (w końcu czekamy nań już trzeci rok...), z pewną dozą sympatii przyjęłam informację o wydaniu light novelki o tym samym tytule. Z pewną, bo nie wiedziałam, jak autorki (czy raczej autorzy, bo i dla męskiego rodzynka znalazło się tym razem miejsce) poradzą sobie z bawieniem odbiorców w zupełnie innej formie literackiej.<br />
<br />
Zacznijmy jednak od tego, co widać od razu, a więc o jakości wydania od strony technicznej. Tomik do najtańszych nie należy (w końcu za 34,99 zł możemy już zakupić pełnoprawną książkę) i posiada nieduży format identyczny z wymiarami uprzednio wydanej mangi, co nie sprawia zbyt imponującego wrażenia. Mimo to warto przyjrzeć się mu bliżej, ponieważ te niedogodności wynagradza nam porządny papier i naprawdę bardzo solidne klejenie, które jest w stanie wytrzymać długie godziny lektury czynionej w dosyć ekstremalnych warunkach, a tak właśnie było w moim przypadku. Od razu widać również dopieszczenie sanego wydania i w oczy rzuca się całkiem spora ilość ilustracji czy matematyczne wzory zdobiące ostatnie strony rozdziałów. Niestety, w oczy rzuca się również stosunkowo mała czcionka - osobiście wiele dałabym za większą ilość stron i bardziej komfortowe rozłożenie tekstu. Tomik przychodzi z obwolutą i chociaż ja za nimi nie przepadam, byłam na nią po kontakcie z komiksem przygotowana. Jeżeli naprawdę miałabym do czegoś się przyczepić, to jest to tekst z tyłu okładki, którego jest... dużo. O wiele za dużo. Zawsze uczono mnie, że to miejsce zarezerwowane jest dla tych ludzi, którzy wezmą tomik do ręki w sklepie i będą chcieli dowiedzieć się, czy zaprezentowana treść trafi w ich gust (co przełoży się na potencjalny zakup lub nie). Taki opis powinien być więc w miarę treściwy i krótki, i skupiać się na zachęceniu odbiorcy do lektury poprzez wzbudzenie zainteresowania. Tymczasem tutaj mamy opis uniwersum i wytłumaczenie, dlaczego właśnie tak, a nie inaczej, aspirowanie do wyrośnięcia na drugiego Terry'ego Pratchetta i bardzo ubogi w treść, ale za to obfity w formę opis fabuły. Szczerze? Gdybym nie znała mangi i natknęła się na light novelkę, to by mnie to zwyczajnie odstraszyło. Nie jest to może grzech wołający o pomstę do nieba, ale zdecydowanie można było zrobić to lepiej... lub chociaż czytelniejszą czcionką.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxMdFvSkcHJn8bdzwqqHTnfCROT10U7CXP5sJWO_Ya_VHF28eyTpa3p31gj6NUNg-zpAVrB_WHx2AxK1yZuC1JLXtUUuDAUe0EaVgLGxNSyFnyUxTzG6c0PnRUbtuXLFc3XiL3T27YUmBw/s1600/60480020_2397804577120854_5515202302618632192_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="750" data-original-width="1000" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxMdFvSkcHJn8bdzwqqHTnfCROT10U7CXP5sJWO_Ya_VHF28eyTpa3p31gj6NUNg-zpAVrB_WHx2AxK1yZuC1JLXtUUuDAUe0EaVgLGxNSyFnyUxTzG6c0PnRUbtuXLFc3XiL3T27YUmBw/s640/60480020_2397804577120854_5515202302618632192_o.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Razem z tomikiem przybyła do mnie kartka pocztowa i dwustronny brelok z Tonido i Panem Dodawaczkiem. I o ile brelok bardzo mi się spodobał (i przydał), o tyle do kartki mam mieszane uczucia. Bardzo lubię, jeżeli tego typu gadżety mogę w jakiś sposób wykorzystać. Obawiam się jednak, że w tym przypadku mina pani na poczcie byłaby zbyt bezcenna, więc szybko zaniechałam podobnego pomysłu, traktując kartkę jako zakładkę. Ale w sumie zakładkę bardziej bym wobec tego wolała.<br />
<br />
Ogólnie jednak jest dobrze i techniczna strona wydania nie podpadła mi niczym na tyle, żeby zniechęcić mnie do sięgnięcia po treść - w końcu to ona gra tutaj pierwsze skrzypce. Fajnie, że autorzy umieścili na początku parę stron wyjaśnień dla osób, które nie miały wcześniej styczności z komiksem - niefajnie, że w dziale poświęconym językowi znalazło się poniższe zdanie: <i>Poza tym lubimy celowe powtórzenia, słowotwórstwo i podejrzany szyk zdań. Bo ta książka to taki wielki dowcipasek stylistyczny jest. Językowi puryści mogą śmiało traktować ją jako horror</i>. Brzmi to dla mnie trochę jak takie asekuracyjne: "Jeżeli ktoś się będzie czepiał o język, to powiemy mu, że tak miało być". Wspomniany powyżej Terry Pratchett (będący, swoją drogą, jednym z moich ulubioncyh autorów) również posiadał bardzo specyficzny styl, a mimo to nigdy nie musiał się w ten sposób tłumaczyć, ponieważ w jego książkach widać było wyraźnie cel użycia danego zabiegu stylistycznego. Taka asekuracja oznacza natomiast, że nie jest się do końca pewnym własnych umiejętności. Być może autorzy nie mieli tego na myśli, ale ja tak właśnie to odebrałam. Nie brońmy dzieła, które powinno umieć obronić się samo.<br />
<br />
Light novelka opowiada o przygodach studenta matematyki o imieniu Tonido, który jest uosobieniem lokalnego przegrywa - głównie dlatego, że pomimo ukończenia liceum nie znalazł sobie jeszcze męża. Nic nie może jednak poradzić na fakt, ż jego serce podbiła właśnie matematyka i każdą wolną chwilę poświęca zgłębianiu jej tajemnic i zastanawianiu się, czy istnieje liczba większa niż sto. Pewnego dnia postanawia posprzeczać się o to z wykładowcą, wystawiając się nie tylko na jeszcze większe pośmiewisko, ale i na widok Abraxasa McFloya, księcia Szkocji, który usilnie poszukuje kogoś, kto przekroczy myślą granicę stu i pomoże mu rozwiązać dosyć palący problem natury skarbowej. W ten właśnie sposób nasz bohater ląduje w posiadłości księcia, jego sług, synów i wrednego lokaja o imieniu Sebastian. Jeszcze nie przeczuwa, że ta na pozór czysto naukowa misja stanie się dla niego początkiem wielu przygód i wyjścia z kokonu bycia przegrywem.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjybcUh7KI50EPrC_R89rMpjEAWIfWPv66UsdoifC-0GGcWb2m0dOZBEk8NVJWeNdfemw0pTcx3n-jnOIp0QyfwUzj2PwES3G1mtX1lBDL4UmfqN8RJuoWD6T9vWyjd9W1QiaPl6G_Nnka5/s1600/65626545_470983010137732_8170646454201745408_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="707" data-original-width="500" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjybcUh7KI50EPrC_R89rMpjEAWIfWPv66UsdoifC-0GGcWb2m0dOZBEk8NVJWeNdfemw0pTcx3n-jnOIp0QyfwUzj2PwES3G1mtX1lBDL4UmfqN8RJuoWD6T9vWyjd9W1QiaPl6G_Nnka5/s640/65626545_470983010137732_8170646454201745408_n.jpg" width="452" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Synowie księcia Abraxasa: Lucjusz i Armand. Od razu widać, który jest który.</td></tr>
</tbody></table>
I o ile sam zarys fabularny wydaje się być w porządku, o tyle w tekście widać spore braki warsztatowe autorów. Od razu rzuca się w oczy ich doświadczenie w bawieniu odbiorców przy pomocy komiksu i nie do końca udana próba zrobienia tego samego przy pomocy novelki. W komiksie liczy się nie tylko tekst, ale rownież opowiadający lwią część historii obraz. Widzimy Ukechana szorującego pokład i śmiejemy się, bo podwinięty kilt odsłania mu o wiele za dużo, mimo że nie ma tego wspomnianego w tekście. Dostrzegamy Nekochana budzącego brata do szkoły i nie musimy nawet zapoznawać się z treścią jego wypowiedzi, żeby od razu pokochać jego kocią naturę. Jednak żadna z tych scen nie bawiłaby już tak bardzo w przypadku suchego tekstu, a nadanie im charakteru humorystycznego wymagałoby naprawdę sporej wiedzy i umiejętności operowania słowem. Łatwo wysnuć zatem wniosek, że to, co sprawdza się w komiksie, niekoniecznie wywoła taki sam efekt w przypadku powieści. Tymczasem historia przedstawiona przez autorów przypomina trochę próbę stworzenia komiksu przy pomocy prozy. Wiele teoretycznie zabawnych scen jest pozbawionych aspektu humorystycznego, ponieważ zamiana obrazu na słowa nie przyniosła oczekiwanego efektu, szczególnie w zestawieniu z dosyć specyficznym sposobem narracji. W efekcie zdecydowana większość zabawnych scen i gagów wydaje się być stworzona na siłę. Widać to chociażby w opisie życia naszego bohatera na książęcym dworze - o ile w komiksie pojawiający się co parę klatek lokaj nawołujący na obiad i spoczynek byłby niewątpliwie zabawny (szczególnie że towarzyszyłby mu specyficzny sposób przedstawienia), o tyle w novelce ta częstotliwość irytowała i moim zdaniem o wiele lepiej byłoby ją zmniejszyć, ale za to dobrze te sceny rozpisać. Szczególnie że stworzone przez autorów uniwersum posiada ogrom możliwości tworzenia elementów humorystycznych - choć tutaj, niestety, niekoniecznie wykorzystanych. Bardzo brakowało mi na przykład bardziej rozbudowanych opisów, co sprawia, że do tej pory nie potrafię wyobrazić sobie posiadłości księcia Abraxasa czy uniwersytetu, na którym pobierał nauki Tonido. Wiem tylko, że posiadłość miała lochy, a uniwersytet... Archibalda? A nie, o kłodach też coś tam było...<br />
<br />
A skoro już jesteśmy w temacie kłód, to po zakończeniu lektury będziecie mieć ich serdecznie dość. Podobnie jak mielonki i smalcu. O ile w komiksie ciasteczka z podwójnym smalcem mnie rozbawiły (już pomijając fakt, że ciastka ze smalcem generalnie są bardzo smaczne, serio!), o tyle po przeczytaniu novelki wszystko zaczęło mi nim wręcz ociekać. Podobnie z mielonką. Osobiście ledwo przebrnęłam przez fragment pobierania przez naszego bohatera nauk u mielonkmistrza Spammingtona. Nie wiem, kto wśród autorów doszedł do wniosku, że maksymalne nagromadzenie słowa "mielonka" na metr kwadratowy jest w jakikolwiek sposób zabawne, ale bardzo proszę, nie idźcie tą drogą przy tworzeniu drugiego tomu. Zapewne wiecie, że czasami <i>less is more</i> - i w przypadku komedii naprawdę dobrze się to sprawdza.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvOX0aDzKNqprbLXw80E004esvDLfv635J0ifemtn9-aXTCj2bAUwR8bpuEmj48ZHabf9qDqX70mvx2BCtsn7Ioxa-17Ck9IJXhPOZ7GVai3RK-w_JqZHKwYrZFrUx6Hmpw2G5AD2p7YX7/s1600/28619060_1630450530354025_6253091485897763468_o.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1377" data-original-width="1600" height="550" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvOX0aDzKNqprbLXw80E004esvDLfv635J0ifemtn9-aXTCj2bAUwR8bpuEmj48ZHabf9qDqX70mvx2BCtsn7Ioxa-17Ck9IJXhPOZ7GVai3RK-w_JqZHKwYrZFrUx6Hmpw2G5AD2p7YX7/s640/28619060_1630450530354025_6253091485897763468_o.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Mielonkmistrz Spammington. Ilustracja podchodzi z oficjalnego fanpage'a "Kawaii Scotland".</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Generalnie problem polega na tym, że w napakowanym tłuszczem i owcami uniwersum jest niewiele prawdziwej Szkocji. Mamy tutaj powtarzane do znudzenia żarty o mielonce, ale ani słowa o tym, że w Szkocji (a przynajmniej na terenie Hebryd, na którym miałam przyjemność mieszkać) mieszkańcy nadal posługują się językiem celtyckim czy że z okazji ślubu przystraja się lokalne drogi białymi flagami. Trochę szkoda, bo naprawdę wiele szkockich zwyczajów można przekuć na komediową nutę.<br />
<br />
Kolejną rzeczą, która ociera się o niewykorzystany potencjał, są imiona bohaterów. W komiksie sprawa była prosta - stanowił on swoistą parodię gatunku yaoi, więc takie imiona jak Ukechan czy Semesenpai były na miejscu i cóż, zwyczajnie bawiły. Trochę żałuję, że autorzy postanowili odpuścić sobie podobny zabieg w przypadku novelki i nadać swoim bohaterom normalne imiona. Lokaj Sebastian mógłby się całkiem fajnie sprawdzić jako lokaj Sebisztian (w skrócie Bisz), a jego kot Muffin jako Pudding, oczywiście po przefarbowaniu mu sierści na czarno (dla niewtajemniczonych: black pudding to uwielbiana przez Szkotów potrawa przypominająca nieco naszą kaszankę. I wierzcie mi lub nie, ale jest naprawdę pyszna!). Wprawdzie nie jest to błąd sam w sobie, ale trochę mi przykro, że nie znalazłam w novelce tego, za co pokochałam komiks.<br />
<br />
Niestety, w parze z powyższymi zastrzeżeniami (które od biedy można byłoby podsunąć pod "Ale o co ci chodzi, przecież każdy ma inny gust!") idą jeszcze bardziej widoczne niedostatki warsztatowe w postaci nieumiejętnie skonstruowanego przebiegu fabuły. Zawsze się śmieję ze swojej mamy, która potrafi streścić fabułę filmu "Apocalypto" słowami: "Przez pół filmu idą, a przed drugie pół biegną", ale tutaj mierzymy się z czymś podobnym: Tonido przez połowę akcji znajduje się w zamku i zgłębia tajemnice liczby sto, a przez drugą połowę wyrusza w podróż dookoła świata i dopiero wtedy poznajemy jego nemezis. I oba te wątki są jak bajbardziej okej - problem tkwi w ich proporcjach, które bardzo rozmywają główny wątek historii i zaburzają jej pacing. Podczas pisania powinniśmy starać się, zeby akcja właściwa zawiązała się stosunkowo szybko. W tym przypadku miałam wrażenie, że połowa opowieści to tak naprawdę prolog, który dopiero wprowadza nas we właściwą część utworu. Oczywiście zasady są po to, żeby się nimi bawić i umiejętnie naginać je do własnych potrzeb, ale tutaj tej zabawy nie widać (mimo że autorzy na okładce twierdzą inaczej), jest to raczej brak odpowiedniej wiedzy. Trochę boli też fakt, że novelka nie stanowi zamkniętej historii, a wydaje mi się, że przy odpowiednim jej rozplanowaniu byłoby to możliwe, nawet przy pozostawieniu otwartym wątku konfliktu Tonido-Abraxas.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHkihB45RzP8Gx_6BUqyq1IfTlFt0fAhNUV9dnWu77eQ2bxWVMbkgEwMl0Utsz0AF52jEbcuH4_gzCReJNTP3ZfjnJtCfGaWMWNrXJINIaCj61fHW9sPn4c0lqe8JQEbnFuCh8wbC2fTu4/s1600/36551436_1757388777660199_7705148196330143744_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="960" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHkihB45RzP8Gx_6BUqyq1IfTlFt0fAhNUV9dnWu77eQ2bxWVMbkgEwMl0Utsz0AF52jEbcuH4_gzCReJNTP3ZfjnJtCfGaWMWNrXJINIaCj61fHW9sPn4c0lqe8JQEbnFuCh8wbC2fTu4/s640/36551436_1757388777660199_7705148196330143744_n.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Tonido. Tak naprawdę jest słodziutki, jedynie wygląda na przegrywa. Ilustracja podchodzi z oficjalnego fanpage'a "Kawaii Scotland".</td></tr>
</tbody></table>
Ostatnią rzeczą, którą mam zamiar poddać krytyce, jest język. Język, który kapitalnie sprawdzał się w przypadku takiej formy jak komiks, ale za to zupełnie nie pasuje do dłuższej formy literackiej. Żeby zobrazować, co mam na myśli, pozwolę zacytować sobie pewien fragment:<br />
<br />
<i>Tonidosensei nauczył się, że podatki, śmierć i Sebastian, który odciąga go od matematyki, są w życiu absolutnie pewne i nieuniknione, więc w ostatniej chwili zdążył uporządkować dokumenty, jakie chciał pokazać przywódcy rodu, a zaraz po tym drzwi otworzyły się i stanął w nich znienawidzony lokaj.</i><br />
<i>Spojrzał nieprzychylnym wzrokiem na pogięte, krzywo zebrane kartki, które Tonido ściskał w dłoniach. Biedny, zaszczuty matematyk tak bardzo spieszył się, żeby je zebrać! A spieszył się wylącznie przez widmo Sebastiana. Ten zaś, jak już przyszedł, to krzywo patrzył, że tak krzywo i w pośpiechu zebrane, choć sam to krzywe zebranie wymusił! Tak podłbym człowiekiem był właśnie ten przebrzydły lokaj. Tonido aż zatrząsł się wewnątrz z oburzenia, że poprzedniego dnia prawie uściskał Sebastiana i aż trochę zamknął się w sobie.</i><br />
<br />
A teraz wyobraźcie sobie, że takim samym stylem jest napisana cała powieść. Bite 255 stron. Nie ukrywam, że był to jeden z powodów, dla których ciężko było mi przebrnąć przez ten tytuł. Styl sam w sobie nie jest zły, ale zdecydowanie wymaga doszlifowania, ponieważ jest bardzo nierówny i miejscami naprawdę ociera się o stylistyczny koszmar.Widać to szczególnie w dyspropocji między początkiem i zakończeniem novelki - widać, że na ostatnich kilkudziesięciu stronach autorzy radzili sobie z nim zdecydowanie lepiej i bardziej odważnie bawili się słowem, tworząc zabawne i brawurowe miejscami konstrukcje.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Gdybym miała podsumować wszystkie te niedostatki, określiłabym light novelkę takim trochę nie do końca oszlifowanym szlachetnym kamieniem. Widać tutaj fajny pomysł, zapał autorów i to, że na pewno dobrze bawili się podczas tworzenia swojego dzieła, ale to niekoniecznie przełożyło się na takie same odczucia odbiorców. Wiem, że zamierzają napisać całą trylogię, dlatego osobiście radziłabym im przystopować troszkę z "Ale tak brzmi głupio i śmiesznie, więc jest fajnie" i zasięgnąć jednak nieco wiedzy na temat poprawnego konstruowania historii. Bo jej brak zawsze skutkuje niewykorzystanym potencjałem i niedosytem czytelników.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi92LfPgltYvjcTAGca56V7cKUuF_IZl0uRNAKVKrkv-cLz5_pj9xgFAn3fPpPc11jQh89a94BNfZUQVZ3IUoBwc5wJx9HvMIA_dmnEh8Komnz3io94eOe794vunpzxb-KbTKuVYRFtqTfP/s1600/38531444_1820393778026365_1125582139392262144_n.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="679" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi92LfPgltYvjcTAGca56V7cKUuF_IZl0uRNAKVKrkv-cLz5_pj9xgFAn3fPpPc11jQh89a94BNfZUQVZ3IUoBwc5wJx9HvMIA_dmnEh8Komnz3io94eOe794vunpzxb-KbTKuVYRFtqTfP/s640/38531444_1820393778026365_1125582139392262144_n.png" width="452" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Grafika pochodzi z oficjalnego fanpage'a "Kawaii Scotland".</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
Ktoś mógłby powiedzieć tutaj: "No dobrze. Popsioczyłaś. A czy były coś, co ci się podobało?". Odpowiem zatem nieco przewrotnie, że wbrew powyższym zastrzeżeniom podobało mi się naprawdę wiele rzeczy. Przede wszystkim wątek podróży statkiem, który w mojej opinii jest tym, czym novelka powinna być od początku - niesamowicie zabawną opowieścią, przy której zdrowo się uśmiałam i która przypomniała mi, co tak bardzo lubiłam w komiksie. Zapadły mi w pamięć również niektóre żarty sytuacyjne i bardzo zgrabne konstrukcje stylistyczne, jak w przypadku księcia Lucjusza i jego marmurowego posągu, który miał spełnić ważną rolę na nowym lądzie, ale nie spełnił, bo kraken.<br />
<br />
Bardzo polubiłam też pojedynczych bohaterów. Bardzo fajnie skontruowany jest chociażby lokaj Sebastian (który jedynie przypadkiem przypomina znanego nam demonicznego lokaja z "Kuroshitsuji" *wink wink*), a członkowie załogi Błękitnej Ostrygi to już w ogóle poezja i osobiście jestem wielką fanką i miłośniczką Murdocka (poproszę o jakąś ilustrację w kolejnym tomie! Błagam!). Sporo historii uratował również przeuroczy Naoki, którego głębokie przemyślenia towarzyszące prawa pracy i nierówności społecznych pokrywają się zapewne z poglądami większości naszych rodaków (a przynajmniej moimi, szczególnie w poniedziałek rano).<br />
<br />
Nie można zapomnieć tutaj również o kapitalnych ilustracjach Dranki, która jest żywym dowodem na to, że Polacy nie gęsi i swoją mangę mają, i to na naprawdę nie byle jakim, a światowym poziomie. Osobiście proszę o więcej Szkotów-kotów i włochatych facetów w kiltach w kolejnym tomie, ponieważ zauważyłam, że ich obecność znacznie wpływa na efektywność mojej lektury.<br />
<br />
Bardzo fajne jest również to, że na koniec autorzy zdecydowali się dodać coś od siebie, dając nam możliwość lepszego ich poznania i zajrzenia jednocześnie za kulisy powstawania novelki. Uroczym bonusem są też metryczki bohaterów przypominających nieco te, które dawno temu ukazywały się na łamach mangowych magazynów i pozwalały nam z wypiekami na twarzy dowiadywać się, ile wzrostu mają nasze ukochane postacie.<br />
<br />
Czy uważam zatem "Kawaii Scotland" za tytuł godny polecenia? Generalnie tak, chociaż miłośnicy ambitnych historii i puryści językowi raczej się tutaj nie odnajdą. To pierwsze kroki w kierunku stworzenia u nas polskiej light novelki z prawdziwego zdarzenia i mam szczerą nadzieję, że przy kolejnym tomie ta nieporadność przemieni się w prawdziwy sprint. I tego właśnie zarówno autorom, jak i sobie życzę.<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: x-large;"><b><i>Slàinte mhath!</i></b></span><br />
<br />
<br />
<b>***</b><br />
<b>Na koniec tradycyjnie garść informacji:</b><br />
Tytuł: <b>Kawaii Scotland Light Novel Tom 1: Kawaii Scotland</b><br />
Autorzy: <b>Ilona Myszkowska, Adrian Pskiet, JaninaBlaszkiewicz, Katarzyna "Dranka" Stasiowska (ilustracje)</b><br />
Wydawnictwo: <b>Waneko</b><br />
Rok wydania: <b>2019</b><br />
Redakcja: <b>Dawid Wiktorski, Martyna Taniguchi</b><br />
Korekta: <b>Anna Jakubowska</b><br />
Ilość stron: <b>257</b><br />
Cena: <b>34,99 zł</b><br />
Gdzie kupić: <b>w oficjalnym sklepie Waneko:</b><br />
<i><a href="https://sklepwaneko.pl/kawaii-scotland-light-novel/7098-kawaii-scotland-light-novel-01-9788380966239.html"><b>https://sklepwaneko.pl/kawaii-scotland-light-novel/7098-kawaii-scotland-light-novel-01-9788380966239.html</b></a></i><br />
<br />
<b>Koniecznie zajrzyjcie również na fanpage "Kawaii Scotland"!</b><br />
<b><i><a href="https://www.facebook.com/KawaiiScotland/">https://www.facebook.com/KawaiiScotland/</a></i></b><br />
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<br />
<div style="text-align: center;">
<b><i>Za możliwość zrecenzowania light novelki dziękuję Wydawnictwu Waneko.</i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><br /></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><br /></i></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgx_MTEdici8twqqukBHfznO0JpxXjp1DjP7bixu3u_HoA2FjBA8SDD9FEq3mZ1ToRAHKsBwNDYIxwPZhM6pVFxXHTaBImNyyZ-fotUFnONw8edZ78bFpw45Nql9zLEaXxNYmMRGkD7zGaW/s1600/Logo_Waneko.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="330" data-original-width="940" height="140" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgx_MTEdici8twqqukBHfznO0JpxXjp1DjP7bixu3u_HoA2FjBA8SDD9FEq3mZ1ToRAHKsBwNDYIxwPZhM6pVFxXHTaBImNyyZ-fotUFnONw8edZ78bFpw45Nql9zLEaXxNYmMRGkD7zGaW/s400/Logo_Waneko.jpg" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><br /></i></b></div>
Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-89282466161023372992019-06-09T03:52:00.000-07:002019-06-09T03:57:36.801-07:00162. Tsundere ona, tsundere on, a taka ładna miłość (Steam Prison)<b>Na wstępie chciałabym przeprosić Was za to, że wpis pojawia się z delikatnym opóźnieniem, niestety zostałam w ostatnich tygodniach przytłoczona pracą. Znalazłam jednak chwilę na to, żeby znowu odwiedzić Liberalitas i spędzić trochę czasu z kolejnym z naszych uroczych bohaterów. Ponieważ Ulrik i Eltcreed są razem jak papużki-nierozłączki, postanowiłam ponownie skupić się na właśnie ich wątku, ale tym razem z perspektywy młodszego z nich. Miłej lektury!</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGK6Cl_OqM2X1IltoY1a-rBSfGWeTsP7PzF8Ar9ktX9_ryEnJgMnq8pgEmreTinPZFkVH8Ly190NNgt3sbqDiHChQsC2X-hAmsbHPMRsSu5dTh-y4_mmwYR7NAYhi3gHprBNk7m1sEpaaH/s1600/20190609113551_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGK6Cl_OqM2X1IltoY1a-rBSfGWeTsP7PzF8Ar9ktX9_ryEnJgMnq8pgEmreTinPZFkVH8Ly190NNgt3sbqDiHChQsC2X-hAmsbHPMRsSu5dTh-y4_mmwYR7NAYhi3gHprBNk7m1sEpaaH/s640/20190609113551_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Przyznam szczerze, że kreacja Ulrika w wątku Eltcreeda średnio przypadła mi do gustu. Po pierwsze - jak zapewne wiecie, nie gustuję w młodzieniaszkach. Po drugie - nie przepadam za tsundere. Nie ukrywam więc, że siłą rzeczy musiałam potraktować to jako dosyć przykry obowiązek, mając gdzieś w głębi serca nadzieję na przynajmniej porządnie opowiedzianą historię.<br />
<br />
Ulrika poznajemy w dosyć niecodziennych okolicznościach. Chłopak wychodzi nam naprzeciw, kiedy włóczymy się po dzielnicy Sanktuarium w poszukiwaniu pracy i po wielu godzinach bezowocnego włóczenia się po mieście umieramy z pragnienia. Ulrik dzieli się z nami swoim bukłakiem, po czym proponuje pracę u Eltcreeda. Z początku odmawiamy, ale z czasem seria dosyć nieprzyjemnych zdarzeń i poczucie winy związane z niemożnościa znalezienia zatrudnienia przekonują nas, że udanie się do Głębi to jedyna opcja. Ulrik zostaje naszym przewodnikiem, ale trudno nazwać jego towarzystwo przyjemnym. Młodzieniec nieustannie daje nam do zrozumienia, jak bardzo nami gardzi i nic go nie obchodzi (co, jak wiadomo, w rzeczywistości oznacza coś zupełnie innego), ale dobrze wykonuje swoją pracę i już niebawem znajdujemy się w posiadłości największej szychy w Liberalitas. Eltcreed ponownie proponuje nam służbę w roli jego osobistego rycerza, co Ulrik uważa za bezsens w świecie, w którym króluje broń palna. Szybko przekonujemy się, że obu panów łączy wyjątkowa więź, chociaż sprawiają wrażenie niemających ze sobą kompletnie nic wspólnego. Dowiadujemy się również, że Ulrik jest osobistym szpiegiem Eltcreeda i wie o Głębiach praktycznie wszystko, a jego praca polega przede wszystkim na gromadzeniu informacji.<br />
<br />
Nietrudno zatem domyślić się, że fucha naszego humorzastego bohatera jest niebezpieczna i wymaga pozyskiwania informacji od niekoniecznie dobrych ludzi. Jedną z takich osób jest Vice - przywódca tajemnej organizacji Rafale, która planuje zamach na Wysokości. Ulrik teoretycznie jest jej honorowym członkiem ze względu na swoje powiązania rodzinne, ale w praktyce uważa poglądy przywódcy za niesamowity bullshit, mimo że sam nienawidzi ludzi, którzy dawno temu pozostawili swoich braci z Głębi na pastwę losu i wybudowali gigantyczną wieżę, w której żyją uprzywilejowani. Z tego też powodu nie pała sympatią również do nas samych. Oczywiście nietrudno domyślić się, że z biegiem czasu się to zmienia, ale żeby było to możliwe, musimy poznać nieszczęśliwą historię Ulrika i przekonać się, że jego wieczne muchy w nosie to nie efekt chęci dokopania nam za wszelką cenę, a traumatycznej przeszłości. Tylko wtedy będziemy w stanie stawić czoło Vice'owi i jego bandzie. Szczególnie że oni nie cofną się przed niczym.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPoH0WAoLS6eZE2hkR_1wx0YY7KoYkCJDuofYvuvmtvKz3_khPymU9vp1ZSya2COULl_KS-ezzkO6ktpT4qNeoaQs6taCV9NZSU2aMclwF5AuRAHvGI0XnkfCvWA22MloDe-QoqgvnvhQZ/s1600/20190609113608_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPoH0WAoLS6eZE2hkR_1wx0YY7KoYkCJDuofYvuvmtvKz3_khPymU9vp1ZSya2COULl_KS-ezzkO6ktpT4qNeoaQs6taCV9NZSU2aMclwF5AuRAHvGI0XnkfCvWA22MloDe-QoqgvnvhQZ/s640/20190609113608_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Dramat Ulrika polega na tym, że koleje jego losu nigdy nie były efektem jego własnych decyzji. Od dziecka robił to, co musiał, żeby jedynie zapewnić sobie możliwość przeżycia. Wprawdzie historia jego rodziny okryła Głębie chlubą, ale samo miasto nie ma żadnego względu na sentymenty. Nic zatem dziwnego, że chłopak nie widzi sensu w przywiązywaniu się do nikogo i niczego, i niemalże całą swoją egzystencję zamyka w skutecznie wykonywanej pracy. Jest cwany, przebiegły i pozbawiony skrupułów. Wierzy, że każdy dostaje w życiu to, na co zasługuje, więc nie po drodze mu ze współczuciem. W świetle jego filozofii ktoś zamordowany w ciemnej uliczce musiał najwidoczniej podpaść silniejszemu od siebie i zadziałała selekcja naturalna. Oczywiście nietrudno domyślić się, że gdzieś pod tą skorupą małego twardziela kryje się wrażliwy człowiek, ale nie mamy też tutaj przeobrażenia się poczwarki w motyla i Ulrik nie staje się w pewnym momencie ciepłokluchym misiem. Aż do samego końca posiada w sobie coś z marudy, co jest na swój sposób urocze, podobnie jak jego nienawiść do jedzenia marchewek i słabość do słodyczy. Bardzo spodobało mi się również to, że pomimo złych doświadczeń stara się organizować sobie życie i mimo pozornej bezdomności posiada jednak miejsce, które może nazwać domem i w którym zrzuca z siebie wszystkie maski. Ucieszyło mnie również to, że pomimo wątpliwej moralności podszytej pozornym tchórzostwem, potrafi działać zdecydowanie i odważnie, i brać za swoje czyny pełną odpowiedzialność. W moim osobistym odczuciu ma o wiele większe jaja od Eltcreeda, który pomimo potęgi i wpływom przy byle okazji zachowuje się jak drama queen.<br />
<br />
Jednak nie ma róży bez kolców i mimo że opowieść Ulrika z fabularnego punktu widzenia była dla mnie bardzo satysfakcjonująca, to rzucił mi się w oczy jej nie do końca wykorzystany potencjał. Głównie dlatego, że jeżeli prowadzimy wątek do szczęśliwego zakończenia, to nie występuje w nim Fin. A raczej występuje, bo schodzi do Głębi, ale potem jako postać jest całkowicie zapomniany. A szkoda - moim zdaniem byłoby świetnie, gdyby nasz były partner dołączył do Vice'a i w ten sposób uczynił z mężczyzny również naszego antagonistę. Trochę zgrzytało mi również przedstawienie samej organizacji Rafale, która ze względu na opinie Ulrika jawi się graczowi raczej jako banda niewyedukowanych patałachów niż godny sceny finałowej przeciwnik. W pewnym momencie jej przedstawiciele porywają nas i wrzucają do Słoja Trucizny, czyli miejsca, w którym składowane są martwe ciała. Ktoś, kto ma jakiekolwiek pojęcie o biologii, na pewno jest w stanie wyobrazić sobie, że to miejsce to wylęgarnia chorób, smrodu i robactwa, a więc coś, co mogłoby zmiękczyć parówę nawet największemu twardzielowi. W mojej opinii ratunek Ulrika przychodzi zbyt szybko - byłoby świetnie, gdyby nie oswabadzał dziewczyny, która zaraz potem się z nim zwyczajnie droczy (zupełnie jakby nic się nie stało), a kogoś, kto rzeczywiście wyczekuje jego nadejścia. Zabrakło mi również większej ilości typowo romantycznych scen - nie jest pod tym względem źle, ale wyznanie miłości następuje jak dla mnie zdecydowanie zbyt późno.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHK94YS3dAyP2f7VBGvnmfbk8DWgVcbA5E6pdfl2UVtJPuh7NkbuZHJVgarUtwRCUcRlCiVVdH-nsYb0eJvFDsCnq4W1fe4D6a2saKoFDM8d1xBShCkBmRtT9VEi40VuvyluCMGhKI-7cA/s1600/20190609113641_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHK94YS3dAyP2f7VBGvnmfbk8DWgVcbA5E6pdfl2UVtJPuh7NkbuZHJVgarUtwRCUcRlCiVVdH-nsYb0eJvFDsCnq4W1fe4D6a2saKoFDM8d1xBShCkBmRtT9VEi40VuvyluCMGhKI-7cA/s640/20190609113641_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Jednak pomimo tych paru niedociągnięć uważam opowieść Ulrika za godną polecenia i nie ukrywam, że póki co chłopak stał się moim ulubionym tsundere - jestem w stanie zrozumieć, co protagonistka w nim widzi. Jego wątek był dla mnie również jedną z niewielu okazji do przekonania się, jak wygląda relacja dwóch tsundere w praktyce. Zarówno nasza bohaterka, jak i Ulrik, są osobami, które prędzej wyleją na kogoś wiadro pomyj niż przyznają, że jest fajny, co w kwestii uczuciowej oznacza prawdziwą jazdę bez trzymanki i to widać. I chociaż nasza protagonistka szybciej spuszcza z tonu i stara się być dla chłopaka miła, o tyle do samego końca potrafi utrzeć mu nosa. Widać jest trochę racji w powiedzeniu, że kto się czubi, ten się lubi. Nietrudno mi wyobrazić ich sobie jako szczęśliwą parę, co stanowi dowód na to, że <i>Steam Pirson</i> to dobra gra otome. Może nie jest idealna, ale zdecydowanie wybija się ponad gatunkową przeciętność i opowiada naprawdę ciekawe historie. Jeżeli więc jeszcze nie odwiedziliście Liberalitas, to nie zwlekajcie i dajcie się zrzucić do pełnego tajemnic świata Głębi. Szczególnie że Waszym przewodnikiem będzie najlepszy szpieg, jakiego jedynie jesteście w stanie sobie wyobrazić.Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-42880032808493546612019-05-19T01:25:00.001-07:002019-05-19T01:28:32.795-07:00161. ZASZŁAM W CIĄŻĘ Z HARADĄ?! (Hakuoki: Edo Blossoms)<b>Dzisiaj wyjątkowo opuszczamy miasto skąpane w parze i nawiedzoną wioskę Okunezato, i powracamy do świata odważnych samurajów spod znaku Shinsengumi. Jak wiecie, poprzednie wątki z <i>Edo Blossoms</i> nie zrobiły na mnie zbytniego wrażenia, więc tym większe nadzieje pokładałam w Haradzie, którego pokochałam już w <i>Kyoto Winds</i>. Niestety, ED to dowód na prawdziwość stwierdzenia, że miłość jest ślepa.</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhy9aLwjOCYcbR2AY131n6v28USPtBRgjGzAYDJeIt0-cr1cqUQKD2qMe6NI96VHgAacoMBpiG7tJXur-Ww4j1fHoh1Q-GmbdCtd4bTJkDC4fe4cY0cqM2VfLjSMAIYsF3I4FOAZIrcO3Zd/s1600/harada1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="897" data-original-width="1195" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhy9aLwjOCYcbR2AY131n6v28USPtBRgjGzAYDJeIt0-cr1cqUQKD2qMe6NI96VHgAacoMBpiG7tJXur-Ww4j1fHoh1Q-GmbdCtd4bTJkDC4fe4cY0cqM2VfLjSMAIYsF3I4FOAZIrcO3Zd/s640/harada1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
O fabule tego wątku można powiedzieć, że z pewnością gdzieś jest, tylko kitra się tak skutecznie, że trzeba jej ze świecą szukać. Oczywiście nadal mamy do czynienia z wojną pomiędzy popłuczynami po szogunacie i resztą świata, a także konieczność powstrzymania naszego ojca, który pragnie przejąć władzę przy pomocy swoich udoskonalonych Furii, ale jest to rozmyte i rozgrywa się gdzieś w tle. Gdyby więc ktoś zapytał mnie, jaka jest fabuła ścieżki Harady, to nie potrafiłabym jej w sumie streścić. Na pierwszy ogień wysuwa się tu zdecydowanie wątek miłosny i zanim krzykniecie: "Ha! To coś dla mnie!", ostudzę Wasz zapał i wyznam, że miałam wrażenie, że gram w niezbyt lotną podróbkę Hakuoki, czyli <i>The Amazing Shinsengumi: Heroes in Love</i> (kto jeszcze o tej grze nie czytał, niech zerknie tutaj: <i><a href="https://tiny.pl/g636t">https://tiny.pl/g636t</a></i>). Mogę z ręką na sercu napisać Wam, że przy żadnej innej grze nie rzygałam tyle tęczą i nie miałam ochoty tak bardzo popełnić samobójstwa przy pomocy facepalmów.<br />
<br />
Zacznijmy jednak od początku, bo już na samym wstępie Yukimura postanawia ot, tak uciec z Shinsengumi. Wyczerpani po przegranej walce samurajowie posiadają wyjątkowo niskie morale, a Sanan usilnie próbuje wciągnąć nas w swój niecny plan wykorzystania naszej demonicznej krwi do zniwelowania skutków ubocznych u swoich Furii. Oczywiście dusimy to wszystko w sobie i pewnego dnia wpadamy na genialnie debilny pomysł, że w zasadzie to yolo i powinnyśmy usunąć się w cień, a przy okazji gołymi rękami pokonać naszego ojca, no bo przecież to wszystko przez niego, a w ogóle to Shinsengumi opiekowali się nami przez tyle lat, a my nie potrafimy im się odwdzięczyć, i nie ma żadnego znaczenia fakt, że przez ten czas żeśmy im gotowały, sprzątały i onuce prały. Oczywiście przed ucieczką powstrzymuje nas Harada, który ostatecznie przemawia nam do rozumu, ale nie na długo, bo w czasie trwania wątku będziemy próbowały czmychnąć z jego życia jeszcze aż dwa razy.<br />
<br />
I tutaj pojawia się pierwszy problem. W <i>Kyoto Winds</i> Harada dał nam wyraźnie do zrozumienia, że jest nami zainteresowany i generalnie jest takim misiem, który się o nas troszczy i nigdy nie zostawi nas w potrzebie, a mimo to my w <i>Edo Blossoms</i> zachowujemy się tak, jakby nie miało to dla nas znaczenia, a gość na pewno sobie wtedy żartował, bo sprowadzanie małolat na manowce jest takie zabawne. Dla mnie osobiście ucieczka od kogoś, kto tak wiele dla nas zrobił i darzy nas uczuciem (co ważne - wzajemnym), szczególnie w trudnym dla niego momencie, jest szczytem egoizmu i widzeniem tylko czubka własnego nosa. Niestety: o ile naprawdę lubiłam Yukimurę w <i>Kyoto Winds</i>, o tyle w tym wątku dziewczyna ma IQ meblościanki i całkowity brak instynktu samozachowawczego. Po całym kraju wędrują grupy roninów i żołnierzy, którzy chętnie zabawiliby się z samotnie podróżującą kobietą (lub w tym przypadku kobietą udającą chłopca) i nie chodziłoby im wcale o grę w bierki, a ona serwuje swojemu ukochanemu stwierdzenie, że sobie poradzi i sama uratuje świat przed zagładą. I nic, kompletnie nic nie wyciąga z jego słów, mimo że w przeciwieństwie do niej gość potrafi używać mózgu.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqdQV1fKYhKS2wflO4PExy6CT9R1lIeZviAAw8kIFVB5rhKHzii9cuLXq6dX3D6dJZmgPipQm0TsS93_P2R52FDFYceyGqmsSg2CS0XGcBuVCo7dk_eE1k9QICZccgoHiBnXaP8Da0Wn8H/s1600/Harada2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="897" data-original-width="1187" height="482" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqdQV1fKYhKS2wflO4PExy6CT9R1lIeZviAAw8kIFVB5rhKHzii9cuLXq6dX3D6dJZmgPipQm0TsS93_P2R52FDFYceyGqmsSg2CS0XGcBuVCo7dk_eE1k9QICZccgoHiBnXaP8Da0Wn8H/s640/Harada2.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Bo Harada to fajny facet. Jego kreacja w <i>Edo Blossoms</i> na szczęście nie odbiega od tej w <i>Kyoto Winds</i> - nadal jest szarmanckim i dzielnym wojownikiem, który w głębi swojego samurajskiego serduszka marzy o założeniu rodziny i posiadaniu dzieci. I nie ukrywam, że przez cały czas trwania wątku zastanawiałam się, co on w zasadzie w Yukimurze widzi. Dziewczyna nie robi absolutnie nic, żeby pokazać mu, że go lubi, zachowuje się w wyjątkowo idiotyczny sposób i usilnie próbuje od niego uciec, tłumacząc to sobie troską o jego dobro. Rozczulała mnie, kiedy po przyjęciu w progi Shinsengumi była nieśmiała i nieporadna, ale mam wrażenie, że twórcy kompletnie nie wiedzieli, co zrobić z nią dalej. Jest nijaka i widać w jej kreacji spory brak konsekwencji, bo inaczej nie da się wytłumaczyć jej ciągłego zaprzepaszczania tego, co Harada dla niej zrobił. Sceną, która najbardziej podniosła mi ciśnienie, była ta, w której Yukimura postanowiła się niemalże rozpłakać i zarzucić focha, bo zauważyła, jak Harada udziela jakiejś kobiecie wskazówek, jak dotrzeć do świątyni, a następnie proponuje ją tam odprowadzić, bo już jest ciemno. Cholera jasna. Zamiast cieszyć się, że kocha się w chłopie, który troszczy się o słabszych i jest prawdziwym dżentelmenem, lepiej urządzać mu sceny zazdrości, bo przecież na pewno przy pierwszej okazji nas zdradzi, więc trzeba go pilnować, a najlepiej uwiązać na smyczy i karmić psimi sucharkami. To jest tak bardzo złe na tak wielu poziomach, że aż ciężko mi to wyrazić słowami. Oczywiście, kiedy już następuje wyznanie miłości i oficjalne wejście w bliższą relację, następuje spijanie sobie wzajemnie cukru z dzióbków i to w takiej ilości, że naprawdę można zwrócić ostatni posiłek. Serio - w pewnym momencie gra w ogóle przestała skupiać się na fabule i zamiast tego niemalże każdą scenę wykorzystywała do pełnych słodkich słów wyznań. Doceniłabym to w wielu innych grach, w których brakuje ukazania bliskości między postaciami, ale tutaj jest to w takim stężeniu, że prawie wzrosła mi insulinooporność.<br />
<br />
Kolejnym problemem, z którym borykają się wszystkie dotychczas przeze mnie rozegrane wątki w <i>Edo Blossoms</i>, jest podchodzenie po macoszemu do przeszłości naszych bohaterów. Strasznie ciekawiło mnie, dlaczego właściwie Harada miał popełnić seppuku i chociaż gdzieś tam pojawiło się do tego nawiązanie, to było tego niewiele i nie wzbudziło we mnie żadnych emocji. Pamiętam, jak Shinpachi w <i>Kyoto Winds</i> powiedział, że nasz bohater ciągnie za sobą demony przeszłości, tylko szkoda, że przed akcją w <i>Edo Blossoms</i> zdążył najwidoczniej wypuścić je na wolność. Gość ma ewidentnie trudną przeszłość, która nijak się na nim nie odbija, co sprawia, że jego kreacja wydaje się być mało prawdopodobna, wręcz zbyt idealna. Nawet alkohol, z którym nasz czerwonowłosy samuraj miał w poprzedniej grze ewidentny problem, nie jest tutaj żadnym problemem. Ot, gość lubi <strike>schlać się w trzy dupy</strike> golnąć sobie jak prawdziwy facet i Yukimura ani razu nie zwraca mu nawet na to uwagi.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0IocGrJn4CmVYF_Qweyo0Id1qbfUX4waOe1F0uUShZnHk9wi1A0xxADLSpqMU8KsV_OikfasFOtkeTJ9IjY0IMd4cZuo7VzQ9bN7cLCDyPfTzeLKwBj8U3D9lPgs2U9JsZ6Oh5U07TKgr/s1600/20190519084254_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0IocGrJn4CmVYF_Qweyo0Id1qbfUX4waOe1F0uUShZnHk9wi1A0xxADLSpqMU8KsV_OikfasFOtkeTJ9IjY0IMd4cZuo7VzQ9bN7cLCDyPfTzeLKwBj8U3D9lPgs2U9JsZ6Oh5U07TKgr/s640/20190519084254_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Należy też dodać, że wątek Harady jest jednym z dwóch, w których idziemy z naszym wybrakiem do łóżka. Muszę tutaj jednak zawieść wszystkich miłośników pikantnych scen rodem z gier Dogenzaki - tutaj jest to bardzo zawoalowane. Cała opowieść kończy się natomiast naszą ciążą i wydaniem na świat małego Haradziaka, którym jego nieustraszony i waleczny ojciec nie potrafi się nawet zająć (ok, ja wiem, że to całe "On ciągle płacze! Co mam robić?" miało mieć charakter humorystyczny, ale po tak dojrzałym i opanowanym facecie spodziewałabym się więcej). Sam motyw ciąży byłby super, gdyby twórcy chcieli rozwinąć go w samej grze. Z prawdziwą przyjemnością wcieliłabym się w Yukimurę, która musi chronić nie tylko siebie (co akurat słabo jej wychodzi), ale również noszone pod sercem dziecko Harady. Szkoda, że pomimo reworkowych możliwości się na to nie zdecydowano, bo sam motyw ma w sobie ogromny potencjał.<br />
<br />
Gdybym miała określić tę ścieżkę jednym słowe, to byłoby to rozczarowanie. Poziom wątku bardzo odbiega od tego w <i>Kyoto Winds </i>i jestem teraz bardziej niż pewna, że za scenariusz odpowiadały inne osoby. Harada był jednym z moich ulubieńców i przykro mi, kiedy widzę, jaką fuszerkę odwalono przy kreowaniu jego dalszych losów. Nie ukrywam też, że o ile świetnie się bawiłam przy <i>Kyoto Wind</i>s, o tyle <i>Edo Blossoms</i> jest dla mnie prawdziwą drogą przez mękę i w ogóle nie sprawia mi żadnej frajdy. Mam szczerą nadzieję, że wszystko uratuje jeszcze opowieść Iby. Oby tylko nie okazało się, że nadzieja jest matką głupich.Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-86654130888999453672019-04-22T14:26:00.005-07:002019-04-22T14:31:55.976-07:00160. Hino Kagutsuchi i szept wart więcej niż tysiąc słów (7'scarlet) [12+]<b>Powracam po przerwie - wprawdzie jeszcze nie do końca zdrowa, ale za to z grą, która zdecydowanie zasługuje na posiadanie własnego cyklu wpisów. Poznajcie Hanamaki Ichiko, młodych łowców tajemnic Okunezato, fajtłapowatego policjanta i pewnego Bardzo Wrednego Szefa. Zapraszam!</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmPk437yBOcgVoiR0L2mciD-A0JedUHbnm3BFO58RNNCBW4golJCWrtc3KkNkC5_Ma21ttEortCEEo9773TXe7mKWnEaxTNBuWPA0T95j95XOGVMTqEEp-stdzqh0T8FNHD815zaEXfwvr/s1600/seven1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="715" data-original-width="1280" height="356" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmPk437yBOcgVoiR0L2mciD-A0JedUHbnm3BFO58RNNCBW4golJCWrtc3KkNkC5_Ma21ttEortCEEo9773TXe7mKWnEaxTNBuWPA0T95j95XOGVMTqEEp-stdzqh0T8FNHD815zaEXfwvr/s640/seven1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Hanamaki Ichiko to na pozór całkowicie zwyczajna licealistka. Jest trochę nieśmiała, nie cierpi truskawek i stara się poważnie myśleć o przyszłości. Są jednak dwie rzeczy, które odróżniają ją od innych dziewcząt: nieustannie nawiedzający ją tajemniczy sen i fakt, że rok temu jej starszy brat zaginął w górach niewielkiego miasteczka Okunezato. Kiedy zbliżają się wakacje, dziewczyna za namową przyjaciela z dzieciństwa postanawia udać się tam, żeby odnaleźć jakiekolwiek wskazówki mogące wyjaśnić, co tak właściwie się wtedy wydarzyło. Przyjacielem tym jest Hino Kagutsuchi - młody sportowiec, który w sekrecie podkochuje się w naszej protagonistce i jest jednocześnie członkiem klubu łowców tajemnic Oknezato.<br />
<br />
Okazuje się bowiem, że Okunezato jest miejscem, obok którego ciężko przejść obojętnie. To niewielka miejscowość położona około godziny jazdy od Tokio. Urocza starówka, sklepy z pamiątkami i bliskość przyrody sprawiają, że zdaje się być idealną opcją odpoczynku od zgiełku wielkiego miasta.Nasi bohaterowie jednak dosyć szybko przekonują się, że idylliczna wizja miasteczka to jedynie przykrywka dla rozgrywających się w nim tragicznych wydarzeń i budzących niepokój tajemnic. Miejscowa maskotka, Okunezato Panda, jest najbardziej uroczym przebierańcem pod słońcem... tylko dlaczego spaceruje po ulicach również nocą? Czym są rosnące wokół opuszczonej świątyni kwiaty, wydzielające specyficzną, słodką woń? Dlaczego wstęp do niektórych miejsc jest surowo zakazany? I jaki związek z tym wszystkim ma budzący grozę właściciel pobliskiego hotelu? Jeżeli dodamy do tej gamy niedopowiedzeń planowany koncert gwiazdy j-popu w miejscowej szkole, otrzymamy opowieść, która nie pozwala nam oderwać się od monitora.<br />
<br />
W pierwszej kolejności poznajemy jednak innych członków klubu łowców tajemnic. Jest to pracujący w hotelu kucharz Amari Isora, przyszły lekarz Sosuke Tatehira, fajtłapowaty outsider Toa Kushinada i lider klubu, który postanawia pozostać w ukryciu. Do tego uroczego grona szybko dołączają inni pracownicy hotelu: pokojówka Yua Susano i młodziutki recepcjonista, Yuki Hirasaka, którzy pozwalają nam przedłużyć swój pobyt w zamian za pomoc w wykonywaniu codziennych obowiązków. W międzyczasie poznajemy też innych mieszkańców niekoniecznie dobrze prosperującego przybytku: jego despotycznego właściciela, tajemniczego pisarza, miejscowego glinę o IQ kołpaka od zaporożca i fotografa krajobrazów, który jakimś cudem zamiast łąk pełnych kwiatów najczęściej uwiecznia na kliszy cycki. Cała ta ferajna (za wyjątkiem pozbawionego poczucia humoru bossa i pisarza) przyjemnie spędza ze sobą czas i zdaje się w pełni korzystać z przepełnionych słońcem dni.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIAFcILsZPYjBoEIDQ-EQmfYIzg5WdLw4PQ7ymuoiAL0C-vJaZxV-24AwtoFN4bYHDzDKTA932YU-LVIyhWoNYsNO1OwfUVoVysfgE3yg03tYtNszMNTpQX0yfP6StYNq-pcgIwjsBIZzj/s1600/seven2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="715" data-original-width="1280" height="356" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIAFcILsZPYjBoEIDQ-EQmfYIzg5WdLw4PQ7ymuoiAL0C-vJaZxV-24AwtoFN4bYHDzDKTA932YU-LVIyhWoNYsNO1OwfUVoVysfgE3yg03tYtNszMNTpQX0yfP6StYNq-pcgIwjsBIZzj/s640/seven2.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Jednak wszystko, co dobre, kiedyś się kończy, i Okunezato wstrząsa seria napadów i morderstw. Podejrzewając, że może mieć to związek z naszym zaginionym bratem, decydujemy się wraz z Hino rozwiązać tę zagadkę i odnaleźć podejrzanego. Czy jednak uda nam się pokonać strach i będziemy mieć odwagę zmierzyć się z prawdą o nas samych?<br />
<br />
Muszę przyznać, że bardzo pozytywnie zaskoczył mnie przepełniony tajemnicą wątek fabularny <i>7'scarlet</i> i z przyjemnością odkrywałam kolejne sekrety, nawet jeśli niosło to ze sobą więcej pytań niż odpowiedzi. Od razu przypomniał mi się świetny wątek Shina z gry <i>Amnesia: Memories</i> (ciekawskich zapraszam tutaj: <i><a href="https://tiny.pl/g6smg">https://tiny.pl/g6smg</a></i>) i nieustannie zastanawiałam się, co będzie dalej. Twórcy bardzo zadbali o to, żeby emocje bohaterów udzieliły się również graczowi i cały czas towarzyszyło mi przyjemne uczucie niepewności i lekkiego niepokoju, zupełnie jak podczas oglądania thrilleru - wbrew temu, co można byłoby na pierwszy rzut oka sądzić, ta przepełniona kolorami gra potrafi być naprawdę mroczna. Niejdnokrotnie zastanawiałam się, jak zareagowałabym na miejscu bohaterów i w wielu przypadkach ciężko byłoby mi zachować zimną krew. Uwielbiam gry, które wykorzystują motyw suspensu i muszę przyznać, że <i>7'scarlet</i> radzi sobie z tematem niemalże brawurowo. Miejscami miałam wrażenie, że oglądam film i chociaż znajdowałam się za bezpiecznym ekranem monitora, czułam się nieswojo, odpalając grę w nocy. Oczywiście ciężko byłoby nazwać ją horrorem, ale na pewno jest to opowieść z dreszczykiem.<br />
Nie ma jednak róży bez kolców i jeżeli miałabym się do czegoś przyczepić, to jest to fakt, że poszczególny wątek nie odkrywa wszystkich tajemnic i nie udziela odpowiedzi na wszystkie stawiane po drodze pytania. Bardzo lubię, kiedy ścieżka danego bohatera jest zamkniętą historią i nie pozostawia nas z uczuciem niedosytu, a gra nie wymusza na nas rozgrywania wszystkich wątków. Tutaj jest inaczej, ale jestem w stanie to wybaczyć, bo rozumiem, że czymś twórcy muszą zachęcić graczy do jak najdłuższego obcowania ze swoim tytułem, a metoda kija i marchewki bywa skuteczna, szczególnie kiedy ta marchewka jest tak słodka.<br />
<br />
Dodam też, że grafika reklamująca grę może nieznacznie wprowadzać w błąd, ponieważ zdaje się sugerować, że istnieją w niej jedynie dwie opcje romansowe. W rzeczywistości otrzymujemy jednak pełnoprawne otome z pięcioma podstawowymi ścieżkami i dwiema możliwymi do odblokowania po ich ukończeniu, co daje nam naprawdę ładny wynik. Ja na pierwszy ogień wybrałam postać, z którą wchodzimy w interakcję już na początku rozgrywki, a więc Hino. Hino uwielbia koszykówkę i ma wyjątkową słabość do wszystkiego, co jest "kawaii" (chociaż sam nigdy tego przed sobą nie przyzna). Znamy się z nim jak łyse konie, ufamy sobie nawzajem i bardzo lubimy wspólnie spędzać czas. Oczywiście chłopak co jakiś czas daje nam sygnały, że jestesmy dla niego kimś więcej - my same też zaczynamy uświadamiać sobie, że lubimy go bardziej niż kolegę. Mimo to wątek romansowy rozgrywa się bez większych namiętności i pełnych bliskości scen jest stosunkowo niewiele. Samego bohatera jak najbardziej da się lubić, ale we mnie nie wzbudził on większych emocji - podejrzewam, że to dlatego, że ze względu na wiek zwyczajnie już w takich facetach nie gustuję (podczas rozgrywki nieustannie łypałam okiem na właściciela hotelu). To typ kumpla i opiekuńczego starszego brata - jeżeli ktoś lubi podobne klimaty, to będzie zachwycony.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3Dq903QkDHaEhfltxDxMV1h1jldmIA9DNpfqY7rQXGXA2a9RjuocbHLF98O9OIxRI_a0PbdwDsPK25EJ7FXYgX1sceSQHFEVXGuVv3pmWmtd_ceXYyimcZg9rP8EgesrAvXdKaR-Sbjvl/s1600/seven3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="718" data-original-width="1279" height="358" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3Dq903QkDHaEhfltxDxMV1h1jldmIA9DNpfqY7rQXGXA2a9RjuocbHLF98O9OIxRI_a0PbdwDsPK25EJ7FXYgX1sceSQHFEVXGuVv3pmWmtd_ceXYyimcZg9rP8EgesrAvXdKaR-Sbjvl/s640/seven3.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Na całkiem spory plus zasługuje też kreacja głównej bohaterki. Wpisuje się wprawdzie w stereotypową protagonistkę gier otome (nieśmiała cicha myszka), ale w razie potrzeby potrafi wziąć sprawy w swoje ręce i nie boi się wypowiadania własnego zdania. Nie jest to może charakterna bohaterka recenzowanego przeze mnie ostatnio <i>Steam Prison</i>, ale sprawia wrażenie sympatycznej i wybrankowie jej serca nie muszą ciągnąć jej wszędzie za sobą jak worek ziemniaków.<br />
<br />
Kolejną rzeczą, która pozytywnie wyróżnia <i>7'scarlet</i>, jest oprawa audiowizualna. Gra posiada nie tylko przepiękny soudntrack, ale również najlepiej animowane tła ze wszystkich visual novelek, w jakie kiedykolwiek grałam. Opening, w którym wykorzystano zdjęcia, zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie i cieszę się, że twórcy nie bali się poeksperymentować z konwencją. Zdecydowanie wyszło im to na dobre.<br />
<br />
Nie byłabym też sobą, gdybym nie wyjaśniła, czym jest wspomniany w tytule szept. Kiedy uruchamiamy grę, jeden z bohaterów wypowiada cicho w menu tytuł gry. To bardzo niewielki detal, który robi kolosalną robotę. Sposób wypowiadania się to potężny nośnik emocji i osobiście uważam, że twórcy gier visual novel nie przywiązują do tego wystarczająco dużej wagi. A szkoda, bo szepty bohaterów <i>7'scarlet</i> mogłyby stać na tej samej półce, co pomrukiwania Hanzo z <i>Nightshade</i>.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/Wr1EM6BXh1k/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/Wr1EM6BXh1k?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<br />
Na koniec wypadałoby zadać retoryczne chyba pytanie, czy po <i>7'scarlet</i> warto sięgnąć. Mam za sobą tylko jeden wątek, więc ciężko mi na tym etapie ocenić całą grę, ale w mojej opinii jest to bardzo klimatyczna produkcja, która na pewno przypadnie do gustu miłośnikom tajemnic, suspensu i niepokojącego, chociaż jeszcze nie horrorowego klimatu. Osobiście nie mogę doczekać się, aż rozegram kolejną ścieżkę, która - mam nadzieję - przybliży mnie do rozwiązania zagadek spowijających malownicze Okunezato.<br />
<br />
<br />
<b>***</b><br />
<b>Na koniec tradycyjnie garść przydatnych informacji:</b><br />
Tytuł: <b>7'scarlet</b><br />
Producent: <b>Idea Factory, Toybox</b><br />
Wydawca: <b>Intragames</b><br />
Data wydania: <b>12.03.2019</b><br />
Przybliżony czas rozgrywki: <b>ok. 15 godzin (na wątek)</b><br />
Ograniczenia wiekowe: <b>12+</b><br />
Wersja językowa:<b> angielska</b><br />
<br />
Cena: <b>107,99 zł</b><br />
<br />
<b>Grę można zakupić na Steamie:</b><br />
<b><i><a href="https://store.steampowered.com/app/839450/7scarlet/">https://store.steampowered.com/app/839450/7scarlet/</a></i></b><br />
<br />
<br />
<b>Za ofiarowanie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy, firmie Intragames.</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDZ-t7NxsYND6cKNZq4TJ-kd8J81Dc3if0eHkAL7gOW9o_UQSHT9M0TbZk9cwiWeFwuETVVVe88U180joosIvwaNnXiWOxrx4VXhx_b-jhe34BtTe3VMKTI0W7uxrAR4JEOFlaiyyN-SS-/s1600/pobrany+plik.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="103" data-original-width="495" height="81" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDZ-t7NxsYND6cKNZq4TJ-kd8J81Dc3if0eHkAL7gOW9o_UQSHT9M0TbZk9cwiWeFwuETVVVe88U180joosIvwaNnXiWOxrx4VXhx_b-jhe34BtTe3VMKTI0W7uxrAR4JEOFlaiyyN-SS-/s400/pobrany+plik.png" width="400" /></a></div>
<br />Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-39475274898830191292019-04-03T08:20:00.001-07:002019-04-03T08:20:05.482-07:00159. Mała przerwa w prowadzeniu bloga<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Jak pewnie zauważyliście, moja aktywność spadła ostatnio niemalże do zera. Chciałabym uspokoić Was, że nie ma to żadnego związku z prowadzoną przeze mnie działalnością i nowy tytuł do recenzji się ogrywa, a prace nad tłumaczeniem The House in Fata Morgana trwają. Mój stan zdrowia pogorszył się jednak na tyle, że jeszcze przez jakiś czas będę właściwie nieobecna.</div>
<div style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Bardzo Was przepraszam i jednocześnie zachęcam do oczekiwania na nowy content.</div>
<div class="text_exposed_show" style="background-color: white; color: #1d2129; display: inline; font-family: Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 14px;">
<div style="font-family: inherit; margin-bottom: 6px;">
Niech Zipp będzie z Wami!</div>
<div style="font-family: inherit; margin-bottom: 6px;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5LgihUclz9CeJ5IDP2gZSixdvAPZD-mL1V0dvTBvJkjRGUCVqRChUvEpjlSOE7rZv_YpqcMzV5GEBHhp7YqEyIQkUbLaVUOM-YLETASP2mcPTZ-Smlk06cUQFIsl3ZYFnsIyQII-H5ON8/s1600/48035073_2298708860363760_4063362601902407680_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="720" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5LgihUclz9CeJ5IDP2gZSixdvAPZD-mL1V0dvTBvJkjRGUCVqRChUvEpjlSOE7rZv_YpqcMzV5GEBHhp7YqEyIQkUbLaVUOM-YLETASP2mcPTZ-Smlk06cUQFIsl3ZYFnsIyQII-H5ON8/s640/48035073_2298708860363760_4063362601902407680_n.jpg" width="480" /></a></div>
<div style="font-family: inherit; margin-bottom: 6px;">
<br /></div>
</div>
Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-21623287611030225692019-03-10T06:03:00.000-07:002019-03-10T06:03:18.760-07:00158. Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz, czyli o Eltcreedzie Valentine i jego bardzo dzielnym rycerzu (Steam Prison) [17+]<b>Bycie niesłusznie oskarżonym to paskudne uczucie, które potrafi doszczętnie zniszczyć nawet najlepszą i najdłużej budowaną relację. Naprawdę niewiele jest w stanie równać się z odczuwaną wtedy niesprawiedliwością i świadomością, że nikt nam nie wierzy, szczególnie jeśli jest to ktoś, komu wcześniej bezgranicznie ufaliśmy. W takim właśnie położeniu znalazła się główna bohaterka gry <i>Steam Prison</i>, Tistella. Pewnego dnia bowiem zabiła swoich rodziców.</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7LV7fFBf5XnfDf1GxPxC1TpRDaHDthln4PwHq_kPwBBGW5WLD83ugzxZdrz4SS0VuLXcuMCmQJs_dQJ0suDl77kPud9Q_gS3Z6mJw2c8Qn60FRfQYn96w7vBdhyphenhyphenHwLNNEx0t_uFZ_V73p/s1600/20190310131609_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7LV7fFBf5XnfDf1GxPxC1TpRDaHDthln4PwHq_kPwBBGW5WLD83ugzxZdrz4SS0VuLXcuMCmQJs_dQJ0suDl77kPud9Q_gS3Z6mJw2c8Qn60FRfQYn96w7vBdhyphenhyphenHwLNNEx0t_uFZ_V73p/s640/20190310131609_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Zacznijmy jednak od początku. Tistella znajduje się w gronie uprzywilejowanych członków społeczeństwa, którym pozwala się mieszkać Na Wysokościach, czyli w bogatej dzielnicy znajdującej się na specjalnej platformie oddzielającej ją od Głębi - obszaru zajmowanego przez plebejuszy. Życie elity jest poukładane i dostatnie - są ukochanymi dziećmi państwa, które zapewnia im dobrobyt w zamian za wolność. Mieszkańcy Wysokości mogą bowiem decydować o sobie w bardzo małym stopniu. Tistella mogła więc wybrać sobie ścieżkę kariery zawodowej i została oficerem policji, ale nie miała żadnego wpływu na to, kogo poślubi, i za narzeczonego obrano jej potomka pewnego bardzo wpływowego rodu. I chociaż chłopak jest sympatyczny, dziewczynie nie uśmiecha się wcale rychłe zamążpójście. Jest całkowicie oddana swojej pracy i robi wszystko, żeby być wzorowym funkcjonariuszem. Wspiera swojego nieco mniej odważnego partnera Fina i w wolnej chwili zanosi modły do zamieszkującego wysokości świętego - Yune. Pewnego dnia otrzymuje awans i zostaje wysłana razem z Finem do Głębi, a dokładniej do dzielnicy sanktuarium, w której przetrzymywani są więźniowie z Wysokości. To, co z pozoru zdaje się być prostym zadaniem polegającym na rozejrzeniu się po obcej ziemi, staje się wyzwaniem na pojedynek przywódcy miejscowego oddziału żandarmerii, OGARÓW. Mężczyzna za nic bowiem ma życie i zdrowie zamieszkujących sanktuarium cywilów i nie ma oporów przed znęcaniem się nawet nad dzieckiem. Ostatecznie pojedynek kończy się bez ofiar, a Tistella i Fin powracają Na Wysokości. Na miejscu dziewczyna dowiaduje się, że z jakichś przyczyn jej narzeczeństwo zostało unieważnione, a w nocy ktoś włamuje się do domu i morduje jej rodziców. Podejrzenia od razu padają na ich jedyną córkę, która nie otrzymuje nawet możliwości obrony - od razu staje przed wyrokiem, który skazuje ją na resztę życia w podlegającym OGAROM sanktuarium. Miejsce to okazuje się być całkowitym zaprzeczeniem Wysokości - jest zimne, nieprzyjazne i biedne. Tistelli udaje się dożyć kolejnego dnia tylko dlatego, że otrzymuje pomoc od matki chłopca, którego uratowała wcześniej przed przywódcą żandarmów. Kiedy w czasie kolejnych próbuje znaleźć sobie jakąś pracę, spotyka tajemniczego młodzieńca o imieniu Ulrik, który proponuje jej fuchę u bardzo wpływowego mieszkańca Głębi. Dziewczyna z początku odmawia, ale szybko przekonuje się, że w tym pozbawionym zasad i nieprzyjaznym świecie nie poradzi sobie sama. W taki właśnie sposób poznaje Eltcreeda Valentine.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDRntrgRG07JC9NqMFDkqwR34VZfFSWM9YpCdrAYG7wyNHbXDu11GWrGy_nyX9ByLgbJyIG9V6udaH7ZfNoAC4REiHruB2F_z5BtZqIatRNO-3rptDnqFHoMUV4V8t-3vgWWSsTGiJhAVL/s1600/20190221174813_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDRntrgRG07JC9NqMFDkqwR34VZfFSWM9YpCdrAYG7wyNHbXDu11GWrGy_nyX9ByLgbJyIG9V6udaH7ZfNoAC4REiHruB2F_z5BtZqIatRNO-3rptDnqFHoMUV4V8t-3vgWWSsTGiJhAVL/s640/20190221174813_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Mężczyzna jest wpływowym bankierem z Głębi i jednocześnie burmistrzem jednej z ich dzielnic - Liberalitas. Głębie znacznie różnią się od pogrążonej w biedzie dzielnicy sanktuarium - to tonące w przepychu i bogactwie przemysłowe królestwo pary, w którym ludzie są wolni i mogą kochać, kogo jedynie chcą. Ponieważ Elctreed doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wielu chętnie zajęłoby jego ciepłą posadkę, postanawia wynająć sobie ochroniarza. Nie może to być jednak jakiś tam ochroniarz, ale najlepiej rycerz, a najbliższa temu ideałowi jest właśnie Tistella i jej zawód oficera policji. Oczywiście ciężko tłumaczyć ten wybór czymś poza względami romantycznymi (wszak w Głębiach króluje broń palna, a nie biała z Wysokości), ale nie zmienia to faktu, że godzimy się na propozycję, szczególnie że oznacza ona zamieszkanie w bogatej posiadłości naszego pracodawcy.<br />
<br />
Sam Elctreed jest postacią równie ekscentryczną, co jego zachcianki. To uprzejmy i zawsze chętny do flirtu mężczyzna, który doskonale wie, czego chce, i wie, jak to osiągnąć - a robi to zawsze w aksamitnych rękawiczkach. Nie sposób odmówić mu sprytu i wyrachowanego poruszania się w strefie towarzyskich wpływów, ale prywatnie jest osobą bardzo opiekuńczą i ciepłą. Rozczula go niedoświadczenie Tistelli w sprawach damsko-męskich i jako naczelny smalec alfa Liberalitas postanawia wszystkiego jej nauczyć. Zdaje sobie sprawę z tego, że dziewczyna marzy o oczyszczeniu imienia swojej rodziny i powrocie Na Wysokości, ale z czasem zaczyna kiełkować w nim nadzieja, że gdzieś w jej sercu znajdzie się miejsce również dla niego. Razem z nim zostajemy wciągnięte w świat politycznych intryg, nie zawsze łatwych wyborów i ogromu pocałunków, którymi mężczyzna nas raczy. Cała opowieść posiada kilka różnych zakończeń, które są uzależnione od naszych wyborów i przedstawiają zupełnie inne wizje scen finałowych - i chociaż główna ścieżka jest jedna, to naprawdę warto pokusić się o rozegranie reszty.<br />
<br />
Nie ma jednak róży bez kolców i mam wrażenie, że <i>Steam Prison</i> cierpi na tę samą chorobę, która pogrzebała rozegrane przeze mnie dotychczasowe wątki z <i>Hakuoki</i>. Odnoszę bowiem wrażenie, że pierwsza połowa gry została napisana przez zupełnie innego scenarzystę niż druga. Opowieść rozpoczyna się świetnie, niesamowicie wciąga i przedstawia nam cały wachlarz interesujących postaci - niestety, nie widzimy ich w ogóle w części drugiej, która jest złożona albo ze słodkopierdzenia Eltcreeda w stronę Tistelli (serio, po jego którymś z kolei "Mam ochotę ją posiąść, ale jest taka czysta i niewinna, że nie chcę jej zbrukać" miałam ochotę wyrzucić monitor przez okno), albo z szerego niekoniecznie dobrze uzasadnionych fabularnie wydarzeń i nieudanych prób grania na emocjach odbiorców.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqfDGROGgfKLlQYlmO9Rl3bWYpLnkOCxaz6RJoCiKY0UyqHnJL685CRrM7IZN3G3cbqCXHrMq95_5kHB9oD0Amf8v7RyXMW4koTPuV6K9JA0HimaCXLdSuBzSTl52z679VUr86OzeCZr6O/s1600/20190222180920_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqfDGROGgfKLlQYlmO9Rl3bWYpLnkOCxaz6RJoCiKY0UyqHnJL685CRrM7IZN3G3cbqCXHrMq95_5kHB9oD0Amf8v7RyXMW4koTPuV6K9JA0HimaCXLdSuBzSTl52z679VUr86OzeCZr6O/s640/20190222180920_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Dla przykładu w pewnym momencie zaczyna robić się gorąco i przywódcy innych dzielnic Głębi wywierają na nim presję, by wykorzystał fakt, iż zaproszono go Na Wysokości na negocjacje, i wysadził się tam w powietrze, ginąc w samobójczym zamachu. Z początku mężczyzna ma zamiar to zrobić, ale już w kolejnej scenie po rozmowie z Tistellą zmienia zdanie i postanawia walczyć o życie. Jest to klasyczny przykład niewykorzystanego potencjału sceny - gdyby Elctreed twardo obstawał przy swoim, kierując się dobrem pogrążonych w wojnie domowej Głębi, scena finałowa trzymałaby gracz w napięciu aż do ostatniej chwili i kazała mu zastanawiać się, czy mężczyzna ostatecznie zginie, czy też nie. Strasznie boli mnie też fakt, że druga część gry całkowicie zapomina o postaciach z pierwszej połowy. Sympatyczny przełożony Tistelli i Fina, tajemniczy medyk OGARÓW czy chociażby ich despotyczny przywódca... Miałam wrażenie, że każdy z nich odegra w historii jakąś ważną rolę, a tu klops, szczególnie że w pewnym momencie opowieść przestaje trzymać się kupy. Oczywiście nie chcę oceniać gry na podstawie jednego wątku - zwykle w każdej grze otome są historie lepiej i gorzej napisane, więc nie zamierzam się zrażać, bo może to jedynie mały błąd w sztuce, który inne wątki wynagrodzą mi z nawiązką (chociaż żałuję, że bohaterem żadnego z nich nie jest Sachsen Brandenburg, bo gość aż się o to prosi).<br />
<br />
Na plus przemawia też osobowość głównej bohaterki, która w końcu nie jest workiem ziemniaków z IQ kołpaka od zaporożca, którą bohaterowie jedynie taszczą z miejsca na miejsce. Jest uparta, wytrwale dąży do celu, umie postawić na swoim i wręcz domaga się szacunku. Zdarza się jej przesadzić i popełniać głupie błędy, ale to zdecydowany typ wojowniczki, która nie czeka na księcia na białym koniu, ale bierze sprawy w swoje ręce.<br />
<br />
Znacznie gorzej wypada sam Eltcreed. Nigdy nie byłam miłośniczką postaci kobieciarzy i póki co jedynym tego typu bohaterem, który się zrehabilitował, był dla mnie Goemon z <i>Nightshade</i> (możecie przeczytać o nim tutaj - <i><u><a href="http://tiny.pl/g8kxq">http://tiny.pl/g8kxq</a></u></i>). Są oczywiście rzeczy, za którego można naszego bankiera lubić, ale w kwestiach damsko-męskich jest dla mnie człowiekiem przede wszystkim słowa, a nie czynu, a ja takich facetów zwyczajnie nie lubię. Nie sposób odmówić mu sporej dawki osobistego uroku, pięknego głosu i szczodrości, ale nie udało mu się zdobyć mojego serca. Podejrzewam, że wspomniane powyżej niedociągnięcia i związany z nimi skopany pacing mają z tym, niestety, sporo wspólnego.<br />
<br />
Gra posiada ograniczenia wiekowe (17+), ale nie znajdziecie tam erotyki jako takiej, jedynie parę mniej lub bardziej dosadnych podtekstów i żartów, jak również niedoszłą scenę gwałtu i kilka opisów przemocy, ale nadal jest to w miarę bezpieczny content.<br />
<br />
Na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak mieć nadzieję, że kolejne moje spotkania z uroczymi młodzieńcami z krainy pary będą zdecydowanie bardziej owocne. Na razie jest tylko dobrze i aż dobrze.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYnBG8gh-C6uzrZMzlpIOMHjcfipJYxzcqd7l0F-kwwTYNxSgZHVImELU1BHXi73AO5IogTu1be7EMEkFSlU5ZK949elkGaERo8TXkBAs_PFLNB11l3VkfkoctnTCMTcbU-m60qCl8dAO0/s1600/20190310131618_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYnBG8gh-C6uzrZMzlpIOMHjcfipJYxzcqd7l0F-kwwTYNxSgZHVImELU1BHXi73AO5IogTu1be7EMEkFSlU5ZK949elkGaERo8TXkBAs_PFLNB11l3VkfkoctnTCMTcbU-m60qCl8dAO0/s640/20190310131618_1.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<b>***</b><br />
<b>Na koniec tradycyjnie garść przydatnych informacji:</b><br />
Tytuł: <b>Steam Prison</b><br />
Producent: <b>Hunex</b><br />
Wydawca: <b>MangaGamer</b><br />
Data wydania: <b>15.02.2019</b><br />
Przybliżony czas rozgrywki: <b>ok. 15 godzin (na wątek)</b><br />
Ograniczenia wiekowe: <b>17+</b><br />
Wersja językowa: <b>angielska</b><br />
<br />
Cena: <b>124,99 zł</b><br />
<br />
<b>Grę można zakupić na Steamie:</b><br />
<b><i><a href="https://store.steampowered.com/app/977460/Steam_Prison/">https://store.steampowered.com/app/977460/Steam_Prison/</a></i></b><br />
<b><br /></b>
<b>Lub w oficjalnycm sklepie MangaGamer:</b><br />
<b><i><a href="https://www.mangagamer.com/detail.php?product_code=1100&goods_type=1">https://www.mangagamer.com/detail.php?product_code=1100&goods_type=1</a></i></b><br />
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b>Za ofiarowanie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy, firmie MangaGamer.</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHGWYui15oXJwJluwDovgq7eHdP0hxfqJynzZaA3IXTx-LuQCqs43IA4rGlM4x0Vm8S5d-k6ULyGg_Mtb6tFoTds1L1vc480LtszqY0AeHCb3_3NwpMYY7l_7wdIE6DE8__bGLbV_tKGRb/s1600/mg-logo.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="317" data-original-width="1452" height="69" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHGWYui15oXJwJluwDovgq7eHdP0hxfqJynzZaA3IXTx-LuQCqs43IA4rGlM4x0Vm8S5d-k6ULyGg_Mtb6tFoTds1L1vc480LtszqY0AeHCb3_3NwpMYY7l_7wdIE6DE8__bGLbV_tKGRb/s320/mg-logo.png" width="320" /></a></div>
<br />Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-52177409542845752012019-02-23T08:25:00.005-08:002019-02-23T08:36:49.232-08:00157. Powitajcie Shan Gui 山桂 - pierwszą grę oficjalnie przetłumaczoną przeze mnie na język polski! (KONKURS)Ci, którzy czytają mnie od początku, wiedzą, jak wielkim sentymentem darzę Shan Gui 山桂. Była to pierwsza gra visual novel, jaką kupiłam, i jednocześnie jeden z tych tytułów, dzięki którym pokochałam cały gatunek miłością tak wielką, że trwa ona po dziś dzień. Shan Gui 山桂 to niezwykle ciepła i wzruszająca opowieść o sile wspomnień, przebaczeniu, Purpurowej Górze i pewnej bardzo uroczej lisicy (moją recenzję znajdziecie tutaj: <i><a href="https://tiny.pl/g6sxk">https://tiny.pl/g6sxk</a></i>). Dzięki mojej współpracy z twórcami, od kilku dni możecie rozkoszować się polską wersją tej historii, zarówno w wersji na PC, jak i na urządzenia mobilne.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbpBSRnHZZ7r7MEX5Id3yKQH9qpT56JOcjnJ9iOYlqRTnD3JU6ko6XER-zGbQBkYYPPT2gNvoaT___E26RnvJOo76AFDrBLiFf9cksc50qbW6719Im5SnGhukzwI_sTyai11DtYyjH-OWn/s1600/52384583_2343367895897856_994259202169896960_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbpBSRnHZZ7r7MEX5Id3yKQH9qpT56JOcjnJ9iOYlqRTnD3JU6ko6XER-zGbQBkYYPPT2gNvoaT___E26RnvJOo76AFDrBLiFf9cksc50qbW6719Im5SnGhukzwI_sTyai11DtYyjH-OWn/s640/52384583_2343367895897856_994259202169896960_o.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Moja wersja tłumaczenia znajduje się w pakiecie z grą Bai Qu 百曲. Jeżeli zdecydujecie się na zakup samego Shan Gui 山桂, to otrzymacie tekst przełożony przez kogoś innego. Wiąże się z tym pewna smutna historia i samodzielna wersja gry wisi na Steamie jedynie dlatego, że została podebrana przez nielojalnego członka studia, który bezprawnie czerpie z niej korzyśćv(więcej na ten temat przeczytacie tutaj: <i><a href="https://steamcommunity.com/app/307050/discussions/0/357287304431021101/">https://steamcommunity.com/app/307050/discussions/0/357287304431021101/</a></i>). Dlatego jeśli chcecie poznać przygody Han Hui i He Jii, koniecznie kupcie grę w pakiecie i poznajcie przy okazji inną piękną historię.<br />
<br />
Jeden z pakietów możecie zdobyć w konkursie organizowanym na naszej Facebookowej grupie "Kochamy Gry Otome". Poniżej znajdziecie link do postu konkursowego:<br />
<i><a href="https://www.facebook.com/groups/1523694581206297/permalink/2274097856165962/">https://www.facebook.com/groups/1523694581206297/permalink/2274097856165962/</a></i>.<br />
<br />
Zakupić możecie ją natomiast pod poniższym adresem:<br />
<i><a href="https://store.steampowered.com/app/516600/Bai_Qu/">https://store.steampowered.com/app/516600/Bai_Qu/</a></i><br />
<br />
Przekładanie tekstu Shan Gui 山桂 było dla mnie prawdziwą przyjemnością i mam nadzieję, że polska wersja przypadnie Wam do gustu. Życzę Wam miłego weekendu i powracam do tłumaczenia kolejnego tytułu!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHlzY1bfRm8OmbgPPiHixWEoNgzBKcidpezgFSBEyNZGWqc1CAdDImBgTkdnq9UcdVCZvqfM-6aiPQDJUJAeQQRLfmYDv1TgHpMWkDIk9nG09zy7oi5xnrYQ7caK40NLo6Muw9Cq7uADE_/s1600/20190223171334_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHlzY1bfRm8OmbgPPiHixWEoNgzBKcidpezgFSBEyNZGWqc1CAdDImBgTkdnq9UcdVCZvqfM-6aiPQDJUJAeQQRLfmYDv1TgHpMWkDIk9nG09zy7oi5xnrYQ7caK40NLo6Muw9Cq7uADE_/s640/20190223171334_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjA793E9nvadHWLljJHqPnwA2UQhVKQYH0jbVupeAAw-s29wt1vGEEM-rC1jqsHeW9Oh_6B5I7LvhaEgkl55CPQYT_izc6cCcx78rWp9XfJiP2Gf3Q_5s8Tzh7kqFR9nmIvzhTAHcHGaj0I/s1600/20190223171423_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjA793E9nvadHWLljJHqPnwA2UQhVKQYH0jbVupeAAw-s29wt1vGEEM-rC1jqsHeW9Oh_6B5I7LvhaEgkl55CPQYT_izc6cCcx78rWp9XfJiP2Gf3Q_5s8Tzh7kqFR9nmIvzhTAHcHGaj0I/s640/20190223171423_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTQxUL_NREOYjOJJax96nQelR1k5s_CvkhcvBdT4ntk9viBOuV86E38Q7nzEzcBCtxEXQM8fBXK7lXvCi3sW6Usrw29vi-ylcTJ-QD-t6Zq4x9-JTqhXCDoBzBu8-e4NEg_W5fl60KpYEK/s1600/20190223171501_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTQxUL_NREOYjOJJax96nQelR1k5s_CvkhcvBdT4ntk9viBOuV86E38Q7nzEzcBCtxEXQM8fBXK7lXvCi3sW6Usrw29vi-ylcTJ-QD-t6Zq4x9-JTqhXCDoBzBu8-e4NEg_W5fl60KpYEK/s640/20190223171501_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-67749279487951991842019-02-16T07:07:00.000-08:002019-02-16T07:30:05.192-08:00156. Rozmroź mnie, czyli gdyby twoja lodówka przemówiła ludzkim głosem - pierwsze wrażenia z Cold Hearts<b>Ech, czasy studiów... Okres, który człowiek zazwyczaj ma albo za sobą, albo przed sobą. Bywa też, że znajduje się akurat w jego trakcie i dobrze rozumie związane z nim bolączki, takie jak dyskretny urok wizyt w dziekanacie czy czytanie książek podczas przymusowych szkoleń z BHP (khe khem...). Jednak prawdziwym symbolem wesołego studenckiego życia jest tak naprawdę lodówka. Pełna jest cechą szczególną bananowej młodzieży z bogatych domów, ta w wersji basic posiada zazwyczaj zgrzewkę piwa i pudełko margaryny, a od święta kiszkę pasztetowej z Biedronki. Nic zatem dziwnego, że niejeden student gotów byłby wyznać swojej lodówce miłość. I właśnie o takiej miłości traktuje gra <i>Cold Hearts</i>.</b><br />
<b><br /></b>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgd9EEQeWhzyXrQ7GWooFnKOmm0TiIHsYOPZ-9TR0gOkklFE68banraOVWpgq53ElPfm1_1gChRxAGQq7ivNwDAS0k4L_JPzXCEqWVZmuwbVbbK7AOIfZH1OQMb2RH7dBU1j_L39V_P75tE/s1600/coldhearts1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="903" data-original-width="1600" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgd9EEQeWhzyXrQ7GWooFnKOmm0TiIHsYOPZ-9TR0gOkklFE68banraOVWpgq53ElPfm1_1gChRxAGQq7ivNwDAS0k4L_JPzXCEqWVZmuwbVbbK7AOIfZH1OQMb2RH7dBU1j_L39V_P75tE/s640/coldhearts1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Wcielamy się w niej rolę młodego przedsiębiorcy, który odziedziczył po ojcu mały sklepik ze sprzętem AGD i warsztat służący do jego naprawy. Gość generalnie jest raczej stereotypowym bohaterem gier visual novel adresowanych do mężczyzn: jest nudny jak flaki z olejem, nie ma żadnych zainteresowań, jest biedny jak mysz kościelna (a raczej byłby, gdyby nie otrzymana w spadku firma tatula) i nie ma żadnego powodzenia wśród kobiet. Jego życie zmienia się jednak, kiedy pewnej nocy do jego sypialni przybywa... lodówka, która w dodatku przemawia ludzkim głosem. Z początku chłopak sądzi, że oszalał (i chyba każdy na jego miejscu powinien tak myśleć), ale z czasem okazuje się, że ludzkim głosem mówią również inne sprzęty gospodarstwa domowego, z dosyć kapryśną i stanowczą pralką na czele. Nasz bohater postanawia w międzyczasie opowiedzieć o problemie swojemu najbliższemu - i po prawdzie jedynemu - przyjacielowi, co kończy się rzecz jasna tęgą popijawą. Jednak tylko naiwni sądziliby, że nie kryje się za tym wszystkim nic więcej. Czy ma to związek z zaginioną sąsiadką protagonisty? A może jego wyjątkowo wrednym partnerem biznesowym? O wszystkim dowiemy się w pełnej wersji gry.<br />
<br />
<i>Cold Hearts</i> to nie tylko dobra komedia (polecam na chandrę - to jedna z niewielu produkcji, przy których autentycznie się uśmiałam), ale również bardzo udana zabawa konwencją. Widać, że autorzy scenariusza doskonale znają utarte schematy rządzące światem gier visual novel i pełnymi garściami czerpią z dorobku wirtualnych romansów, przepuszczając to jednocześnie przez maszynę wypełnioną sporą dawką humoru. W efekcie otrzymujemy jedyną w swoim rodzaju produkcję, która niczym krzywe zwierciadło odbija w sobie wszystko to, co znamy i kochamy w innych tytułach. No i dlaczego tak właściwie nie zrobić gry o podrywaniu lodówek, skoro... można zrobić grę o podrywaniu lodówek?<br />
<br />
Na szczególną uwagę zasługuje również oprawa audiowizualna. Gra posiada bardzo przyjemny soundtrack i równie przyjemną grafikę. Można byłoby wprawdzie przyczepić się do postaci, których przedstawienie miejscami trąci myszką (kiedy Kazuya drapie się po karku, jego ręka wygląda bardzo sztywno, co dodatkowo wzmaga brak cieni i pofałdowania na ubraniu), ale generalnie podoba mi się komiksowy styl, w jakim zostały przedstawione, a w dodatku mają bardzo ładnie animowane usta i oczy. Jeszcze lepiej prezentują się naprawdę ślicznie wykonane tła, których mogłaby pozazdrościć niejedna wysokobudżetowa gra VN. Wszystko zdaje się tutaj ze sobą współgrać, oferując nam zaskakująco dopracowane i spójne dzieło, w którym historię opowiada każdy składający się na nie element.<br />
<br />
Prawdziwą wisienką na torcie jest jednak fakt, iż gra jest współtworzona przez Martynę Zych (Outstar), którą możecie kojarzyć z prac nad <i>Wiedźminem 3</i> i z magazynu gamingowego "PIXEL". Drugim twórcą jest Christian Beckhauser z bloga memoriesin8bit.<br />
<br />
Poznacie ich bliżej pod poniższymi linkami:<br />
Twitter Martyny: <i><a href="https://twitter.com/outstarwalker">https://twitter.com/outstarwalker</a></i><br />
Twitter Christiana: <i><a href="http://twitter.com/memoriesin8bit">http://twitter.com/memoriesin8bit</a></i><br />
Oficjalna strona gry: <i><a href="http://www.coldheartsgame.com/">www.coldheartsgame.com/</a></i><br />
<br />
Dodam też, że Martyna jest członkiem naszej Facebookowej grupy dla miłośników gier otome. Czujcie się zaproszeni, jeżeli chcecie dołączyć do jedynej w swoim rodzaju społeczności, która kocha dobrze opowiedziane historie: <i><a href="https://www.facebook.com/groups/1523694581206297/">https://www.facebook.com/groups/1523694581206297/</a></i><br />
<br />
<br />
<b>***</b><br />
<b>Na koniec tradycyjnie garść informacji:</b><br />
tytuł: <b>Cold Hearts</b><br />
Producenci: <b>Martyna Zych (Outstar), Christian Beckhauser</b><br />
Data wydania: <b>nieznana</b><br />
Czas rozgrywki: <b>ok. 2 godziny (wersja demo)</b><br />
Ograniczenia wiekowe: <b>brak</b><br />
Wersja językowa: <b>angielska</b><br />
<br />
Cena: <b>nieznana</b><br />
<b>Na oficjalnej stronie gry można pobrać bezpłatne demo:</b><br />
<b><i><a href="http://www.coldheartsgame.com/">www.coldheartsgame.com/</a></i></b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAd39ak3PoHYI6-GADaCYi28hFAkdduI3ghKs3g0DUXy9vMwNqhKbrFbPFgXRd1HJAnBW7n33pyoAyNB6NAXidx_8jKkzjuEYF4EmL7QkpXivXLJr8erGhWlbt3sRvbJ7F9M8ptLHRqGb7/s1600/coldhearts5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="895" data-original-width="1600" height="356" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAd39ak3PoHYI6-GADaCYi28hFAkdduI3ghKs3g0DUXy9vMwNqhKbrFbPFgXRd1HJAnBW7n33pyoAyNB6NAXidx_8jKkzjuEYF4EmL7QkpXivXLJr8erGhWlbt3sRvbJ7F9M8ptLHRqGb7/s640/coldhearts5.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdu7Rpz8oL0GVZS-v7IU1D7kXZGyA-BqCzvfRIWz-0frNJ6xNekFbdZ5n-4Ri6hq-yY3ha7nwVU2jT3LjEtGAX6j4ToyKVCj6j8UsIU1_7YErcQj4cZhjOIP8pdGCDB4cVeN6NCDJDdRtf/s1600/coldhearts6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="901" data-original-width="1600" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdu7Rpz8oL0GVZS-v7IU1D7kXZGyA-BqCzvfRIWz-0frNJ6xNekFbdZ5n-4Ri6hq-yY3ha7nwVU2jT3LjEtGAX6j4ToyKVCj6j8UsIU1_7YErcQj4cZhjOIP8pdGCDB4cVeN6NCDJDdRtf/s640/coldhearts6.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEju_IMS19xDvDUQ9DRZbm5ulL07wIZ-kjSSICFJ47vfuViPy8f-frbDmMTBmXNrrP8nRW1eIpIl7WucKojd-whkzEG9ZQZD91kBMPlRxeUAPLe2uEMCmjBCxtCfOC3ha9QAp-dm5ueTCpfU/s1600/coldhearts16.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="896" data-original-width="1600" height="358" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEju_IMS19xDvDUQ9DRZbm5ulL07wIZ-kjSSICFJ47vfuViPy8f-frbDmMTBmXNrrP8nRW1eIpIl7WucKojd-whkzEG9ZQZD91kBMPlRxeUAPLe2uEMCmjBCxtCfOC3ha9QAp-dm5ueTCpfU/s640/coldhearts16.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYc4xDXOcca8D-K2rMzkehFeHSY0k7TX3JdLd2PxmK32SMFkFIBN0bqi2dwaGG8PTkLWWK7gbiPQLWiViEUtInk6d7nQ0uNSdCpRoCqnZDvIXnEm5dwnJ-71pCZ2h5G7a8AX0m4fcqsttX/s1600/coldhearts15.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="901" data-original-width="1600" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYc4xDXOcca8D-K2rMzkehFeHSY0k7TX3JdLd2PxmK32SMFkFIBN0bqi2dwaGG8PTkLWWK7gbiPQLWiViEUtInk6d7nQ0uNSdCpRoCqnZDvIXnEm5dwnJ-71pCZ2h5G7a8AX0m4fcqsttX/s640/coldhearts15.jpg" width="640" /></a></div>
<br />Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-26391612295841275762019-02-09T09:53:00.001-08:002019-02-09T10:12:21.156-08:00155. Oczko się odkleiło temu samurajowi, czyli o trudach wojny i pewnym bardzo złym demonie<b>Na wstępie chciałabym serdecznie przeprosić Was za to, że dodaję dzisiaj recenzję, która powinna pojawić się tydzień temu. Rozpoczęłam nową pracę, w której na starcie dorobiłam się urazu kręgosłupa, i musiałam dać sobie trochę czasu na dojście do siebie. Nie siedziałam też jednak całkowicie bezczynnie i będę mieć dla Was w przyszłym tygodniu nie lada niespodziankę, dlatego <i>stay tuned!</i></b><br />
<b><br /></b>
<b>Poniższa recenzja dotyczy wątku w grze <i>Hakuoki: Edo Blossoms</i>. Jest to kontynuacja opowieści Hijikaty z <i>Kyoto Winds</i>: <i><a href="http://tiny.pl/gs156">http://tiny.pl/gs156</a></i>.</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0O0dyhnv2Kpj4cIkSOLEdoFDZsTMPY71gTAq7HpTLgRarXA_YRvLdvU5n7MU5ElYZpKgK9f9DenCEc-BY_ee336I6HSuMqOmfzTzLN1zc3S3L_-75yvxaE3gg-nTL6LABE20VSG0gcT3z/s1600/hijikata1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="899" data-original-width="1197" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0O0dyhnv2Kpj4cIkSOLEdoFDZsTMPY71gTAq7HpTLgRarXA_YRvLdvU5n7MU5ElYZpKgK9f9DenCEc-BY_ee336I6HSuMqOmfzTzLN1zc3S3L_-75yvxaE3gg-nTL6LABE20VSG0gcT3z/s640/hijikata1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Nie ukrywam, że ten pan przez długi czas był jednym z moich ulubionych bohaterów w grze. Budzący powszechny postrach przełożony Shinsengumi, zawsze zachowujący zimną krew, nie otwierający ust bez potrzeby i wykazujący się w stosunku do podwładnych zarówno surowością, jak i troską. Kroczenie u jego boku w wojennej zawierusze wiele zatem obiecywało i mogło przerodzić się we wspaniałą opowieść o miłości między dojrzałym mistrzem i dopiero wchodzącą w dorosłe życie uczennicą, a więc motyw, do którego osobiście mam ogromną słabość. Niestety, twórcy postanowili pójść inną drogą.<br />
<br />
Przede wszystkim, gdyby ktoś zapytał mnie, jaka jest fabuła wątku Hijikaty w <i>Edo Blossoms</i>, to bardzo trudno byłoby mi ją streścić. Coś Wam to przypomina? Dokładnie tę samą sytuację mieliśmy w niezbyt udanej podróbce <i>Hakuoki</i>, czyli <i>The Amazing Shinsengumi: Heroes in love</i> (link do recenzji dla ciekawych: <i><a href="https://tiny.pl/g636t">https://tiny.pl/g636t</a></i>) - szkoda jedynie, że na zdecydowaną niekorzyść tego pierwszego tytułu. Wątek Hijikaty jest przede wszystkim bardzo przegadany i to nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu - niby sporo się w nim dzieje (tu podstęp Sanana, tam śmierć Saito, jeszcze gdzie indziej pojmanie Kondou), ale wszystko rozgrywa się za naszymi plecami. O ile w <i>Kyoto Winds</i> miało to sens, ponieważ sytuacja w siedzibie Shinsengumi była bezpośrednim odbiciem wydarzeń z zewnątrz, o tyle tutaj jesteśmy stawiani przed faktem dokonanym, rozgrywa się dialog i karawana jedzie dalej. Ciągle podążamy za Hijikatą, który aż do ostatniej chwili wiernie przewodzi grupie ocalałych samurajów, ale wiążące się z tym niuanse polityczne są przedstawiane w tak ogólnikowy sposób, że nie mamy możliwości się w tę sytuację wczuć, a wyświetlające się na ekranie coraz to nowsze nazwiska, daty, wydarzenia i miejsca kompletnie niczego nam nie mówią. W dodatku opowieść Hijikaty aż obfituje w tragiczne i smutne wydarzenia: egzekucję Kondou, śmierć przyjaciół z Shinsengumi, postępujące wyniszczenie organizmu przez bycie Furią, konflikt z Kazamą, starcie z naszym ojcem czy wspomnienia z przeszłości. Problem w tym, że ze względu na mocno fragmentaryczny sposób przedstawienia tych wydarzeń, nie niosą one ze sobą właściwie żadnego ładunku emocjonalnego. Wątki i dialogi stają się być wycięte z kontekstu i nieudolnie sklejone w całość, przez co w efekcie połowa wątku to monolog wewnętrzny Hijikaty i jego krzywe akcje, a drugą połowę stanowią romantyczne scenki między nim i Yukimurą. Muszę też z bólem serca wyznać, że w jego opowieści znajduje się zdecydowanie najgorzej napisana scena finałowa, jaką kiedykolwiek w tego typu grach widziałam. Cały wątek ma bardzo skopany pacing, przez co nudzi, denerwuje i zupełnie nie satysfakcjonuje gracza. I nie mam zielonego pojęcia, co się stało, że tak zgrabnie nakreślona historia w <i>Kyoto Winds</i> ma tak paskudną kontynuację w <i>Edo Blossoms</i>. Mam wrażenie, że scenariusz pisała zupełnie inna osoba.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKbdy1Fe5C_9zQ5MQ86LYNjzBkD90-OIs_qeboVKnO2IbxuqikUpP5zAq6iCImJz-4pS3HVQW64jdBoP2zqsbc8cgJU6vC6RHFBpSCuP0nB0ZXQ3jCZQt6HmaRsvbK4jxS-GDKGi8q-f1I/s1600/hijikata2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="897" data-original-width="1193" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKbdy1Fe5C_9zQ5MQ86LYNjzBkD90-OIs_qeboVKnO2IbxuqikUpP5zAq6iCImJz-4pS3HVQW64jdBoP2zqsbc8cgJU6vC6RHFBpSCuP0nB0ZXQ3jCZQt6HmaRsvbK4jxS-GDKGi8q-f1I/s640/hijikata2.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Co do samego Hijikaty, to szybko zaczęłam tęsknić za jego kreacją z KW. Zapamiętałam go jako silnego, całkowicie oddanego sprawie mężczyznę, który nigdy nie pozwoliłby sobie na przedkładanie swoich osobistych problemów nad innych. W EB natomiast wychodzi szydło z worka i otrzymujemy gościa, który zachowuje się jak emo z kryzysem wieku średniego. Jasne, ja w pełni rozumiem, że nikt nie jest ze stali i że kreowanie bohatera, który nie ma słabych punktów i nie okazuje emocji byłoby mało profesjonalne, ale w przypadku naszego Demona z Shinsengumi to zaszło aż za daleko. Można odnieść wrażenie, że Hijikata w ogóle nie ogarnia własnej kuwety i podejmuje w związku z tym głupie i zupełnie irracjonalne decyzje, w dodatku ciągle dzieląc włos na czworo. Poważnie, nawet Michel z gry <i>The House in Fata Morgana</i> ustępuje Hijikacie w użalaniu się nad swoim losem i pieprzeniu od rzeczy - z tą różnicą, że Michel jest młodym arystokratą, który potrafi co najwyżej haftować i chodzić w kieckach, a nie przywódcą organizacji samurajów. W pewnym momencie podczas drogi przez las mężczyzna każe nam po prostu odłączyć się od Shinsengumi, rzekomo dla naszego bezpieczeństwa i szczęścia. Czy odpowiedzialny i zrównoważony Hijikata z KW porzuciłby w lesie młodą dziewczynę, kiedy trwa wojna, a wokół wałęsa się pełno bezpańskich roninów? Na pomoc przychodzi nam wtedy Otori, który obiecuje, że za kilka miesięcy wystosuje specjalne pismo i będzie nam dane do Shinsengumi wrócić. I jeżeli sądzicie, że zabieg ten miał na celu ukazanie życia Yukimury bez Hijikaty i wywołanie u gracza tęsknoty za bohaterem, to jesteście w błędzie - akcja od razu przeskakuje kilka miesięcy wprzód, więc jest to całkowicie pozbawione sensu. Z praktycznie każdej sceny w grze dało się wycisnąć więcej, ale nic nie pobije wspomnianej już przeze mnie sceny finałowej, w której Hijikata mierzy się ze swoim odwiecznym wrogiem, czyli Kazamą. Cała walka trwa dosłownie pięć sekund i przeciwnik właściwie od razu ląduje w piachu, nadając wcześniej oponentowi imię Hakuoki, rzekomo wskutek nabycia do niego nagle jakiejś mistycznej formy szacunku (wszak wystarczy jedynie powiedzieć demonowi, że troszczy się o swoich ludzi, i nagle zostaje on naszym najlepszym kumplem do kielicha, prawda). Czy miało to jakikolwiek sens, logikę lub chociaż późniejsze fabularne konsekwencje? Nie. Więc aż ma się ochotę zapytać: "A na co to komu potrzebne? A dlaczego?".<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_WdzMny2Yg-I5kkQWBwqpSm40tBn4qJdkADHaPogWndtgGfqyV8KT0PngO2dS9_NnWchpMR4Y1eIgmg_w64zJm9N0GpLW7hyphenhyphenS91z5BvrG1fa1U198YgIud-GMOobZtDmY9f5ZXgPiQqVa/s1600/20190209131600_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_WdzMny2Yg-I5kkQWBwqpSm40tBn4qJdkADHaPogWndtgGfqyV8KT0PngO2dS9_NnWchpMR4Y1eIgmg_w64zJm9N0GpLW7hyphenhyphenS91z5BvrG1fa1U198YgIud-GMOobZtDmY9f5ZXgPiQqVa/s640/20190209131600_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Jednak tym, co najbardziej mnie uderzyło, była nagła przemiana Yukimury, która całkowicie z rzyci przestała być nagle uczennicą dowódcy, a zaczęła zachowywać się jak jego matka. Z cichej myszki przeobraziła się w wyzwoloną i pewną siebie kobietę, która nie cofnie się przed rozkazywaniem mężczyźnie, w dodatku będącym jej przełożonym. Oczywiście pomimo tej rzekomej pewności siebie nadal leci na jego najmniejszy komplement jak pies na ochłapy z pańskiego stołu. Czyta się to bardzo, bardzo źle.<br />
<br />
Przyznam szczerze, że nie sądziłam, że <i>Hakuoki</i> kiedykolwiek mnie zawiedzie. Jasne, nawet w KW zdarzały się historie lepiej i gorzej opowiedziane, ale to przebija je z nawiązką. Nic nie jest na swoim miejscu, a nieudolność twórców i brak wiedzy na temat tworzenia fabuły aż wylewały mi się z monitora. Generalnie o ile przy KW świetnie się bawiłam i tytuł ten pozostawił mnie ze sporymi oczekiwaniami względem ED, o tyle po zderzeniu się z rzeczywistością muszę ze smutkiem przyznać, że jestem rozczarowana kontynuacją przygód dzielnych samurajów. Póki co w miarę podobał mi się jedynie wątek Sanana, a opowieść Soujiego była zaledwie znośna. Jeszcze dziewięć przede mną - mam nadzieję, że panowie z Shinsengumi jeszcze mnie do siebie przekonają. Póki co cieszę się, że mam opowieść Hijikaty już za sobą - a przecież nie powinnam.Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-39179581424688268462019-01-20T11:13:00.001-08:002019-01-20T11:17:30.948-08:00154. Wszystkie jesteśmy grubymi kaszalotami, czyli o kobietach-graczach<b>Wiem, że dzisiaj miał pojawić się tutaj wpis dotyczący kolejnego wątku z gry <i>Psychedelica of the Black Butterfly</i>, ale produkcja ta wybitnie ze mną nie współpracuje i od dwóch tygodni nie mogę ruszyć z akcją do przodu - podejrzewam, że to bug, więc nie pozostaje mi nic innego, jak skontaktować się z wydawcą i spróbować rozwiązać problem. Bardzo przepraszam wszystkich, którzy mieli nadzieję na kolejną część przygód Beniyuri i spółki.</b><br />
<b><br /></b>
<b>Zamiast tego chciałabym poruszyć dziś temat, który od jakiegoś czasu chodził mi po głowie, a który jest bliski chyba wszystkim miłośniczkom gier otome. Co sprawia, że tak często wstydzą się przyznać do tego, że po nie sięgają, i czy pod grubym płaszczem stereotypów i uprzedzeń jest miejsce na nagą prawdę o nas samych: kobietach?</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjX4XLmTdEgMkJlQ0BqSYLUGIM91v918pDRd3CurF8srsOZQu4PkfRjgzPXifbAG3H4WrQr7e4Pq7Ln2lJv4h3tyX1oJg68_jCzxXmRJWDZ-5DG2xm7gWSG2hUrPeNd0YnUurdUR2gudMty/s1600/71Cf1IgkOkL._SL1500_.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1125" data-original-width="1500" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjX4XLmTdEgMkJlQ0BqSYLUGIM91v918pDRd3CurF8srsOZQu4PkfRjgzPXifbAG3H4WrQr7e4Pq7Ln2lJv4h3tyX1oJg68_jCzxXmRJWDZ-5DG2xm7gWSG2hUrPeNd0YnUurdUR2gudMty/s640/71Cf1IgkOkL._SL1500_.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Jaka miłośniczka gier otome jest, każdy widzi. Przede wszystkim jest gruba. Gruba, a więc brzydka. Brzydka, a więc samotna. Samotna, a więc bez faceta. Bez faceta i bez przyjaciół. Tyra za najniższą krajową. Wszystkie pieniądze wydaje na gry, tulipoduchy z ulubionymi postaciami, śmieciowe żarcie i źle dopasowane ciuchy. Jest platonicznie zakochana w nieistniejących facetach. Marzy o tym, żeby być protagonistką w grze otome i mieć wokół siebie harem przystojniaków. Wszyscy się z niej śmieją, a ona twierdzi, że jest szczęśliwa, zajadając smutek chipsami i popijając łzy colą.<br />
<br />
Stereotyp kobiety, która gra w gry, ponieważ musi coś sobie w ten sposób rekompensować, towarzyszy nam niemalże od pradziejów elektrocznicznej rozrywki. Pamiętam czasy, w których tego typu hobby było uważane za domenę mężczyzn i chłopców lubujących się w bijatykach i strzelankach. Dziewczyna, która grała w Mortal Kombat czy Wolfensteina, była traktowana jak przedstawiciel obcego gatunku, który próbował wkroczyć na zajęty już przez kogoś teren. Efekt prób poznania wroga zależał w znacznej mierze od jego urody: jeżeli graczka była brzydka, to nadal pozostawała wrogiem, jeżeli ładna, to z miejsca awansowała na stanowisko "Wow, Dziewczyna Grająca w Gry! Wooow!". Podejście to nadal ma miejsce w grach online, gdzie mniej urodziwe graczki uważane są za kaszaloty próbujące desperacko wyrwać faceta w battle royale, a te obdarzone bardziej atrakcyjnymi przymiotami nie mogą opędzić się od ustawiających się w kolejki chłopaków pragnących przywłaszczyć je tylko dla siebie. Należy tutaj jednak dodać, że wrażenie na płci przeciwnej robi jedynie granie w tytuły przez nią zdominowane. Panie preferujące <i>The Sims</i> prędzej spotkają się z pełnym politowania uśmieszkiem niż zachwytem, a te, które lubią wirtualne romanse (a więc nasze gry otome), znajdują się na jeszcze niższym szczeblu drabiny prowadzącej do domku nas drzewie, nad którym dumnie świeci neonowy napis "Uznanie i fejm".<br />
<br />
Oczywiście, czasy się zmieniają i dzisiaj widok kobiety-graczki nikogo już nie dziwi. Można powiedzieć, że dzięki dynamicznemu rozwojowi branży właściwie każdy może znaleźć i znajduje w niej coś dla siebie. Istnieją żeńskie drużyny e-sportowe, kobiety-programistki i aktorki, którym za użyczenie twarzy największe studia płacą ogromne pieniądze. Świat biegnie do przodu, na ludziach niemalże wymusza się wzajemną tolerancję i przeznacza się grube miliony na kampanie społeczne walczące z dyskryminacją, a mimo to przyznanie się w męskim towarzystwie do lubienia gier otome jest jak wywieszenie sobie nad głową transparentu z napisem "Życiowy przegryw". Dlaczego tak jest?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKi9xnwcLq2DeD6SAA3-61VZGfv56pwHLsTzZClElfYElSDBgz60iMc3OTJ7pwrMtADvoI8KKuCysiZ0pg7q_v4K-bQYENap3SFfjY2DQ9E66OsnlKWgdT_GijUnGVKn7QH_rjjAUbJHPw/s1600/tumblr_oujeeukgCx1re2bj2o7_1280.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="715" data-original-width="1273" height="358" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKi9xnwcLq2DeD6SAA3-61VZGfv56pwHLsTzZClElfYElSDBgz60iMc3OTJ7pwrMtADvoI8KKuCysiZ0pg7q_v4K-bQYENap3SFfjY2DQ9E66OsnlKWgdT_GijUnGVKn7QH_rjjAUbJHPw/s640/tumblr_oujeeukgCx1re2bj2o7_1280.png" width="640" /></a></div>
<br />
Ponieważ boimy się tego, co nieznane, a jeśli coś jest nieznane, to uważamy to za głupie. W powszechnym przekonaniu romanse to tanie historyjki na poziomie popularnych harlekinów, które są przeznaczone dla znudzonych gospodyń gomowych i mają na celu umożliwienie im przeżycia przygody miłosnej, na którą w realnym świecie nie mogłyby liczyć. Jednak romans to gatunek bardzo rozległy, a wątki miłosne pojawiają się nie tylko w harlekinach, ale również w największych dziełach literatury światowej. W przypadku gier jest podobnie: mamy tutaj zarówno schematyczne przeciętniaki jadące po najcieńszej linii oporu, jak również dobre komedie czy małe arcydzieła napisane przez utalentowanych scenarzystów. Są tytuły, w których fabuła ma mocno drugorzędne znaczenie, jak i takie, w których gra pierwsze skrzypce, a wątek miłosny jest jedynie (lub aż) dodatkiem, który ją ubarwia. Podobnie jest w przypadku każdego innego wytworu współczesnej popkultury: są dobre i słabe albumy rockowych wykonawców, dobre i słabe powieści fantastyczne, dobre i słabe filmy akcji. Wydaje się to oczywiste, a mimo to można odnieść wrażenie, że romanse na dzień dobry traktuje się w o wiele bardziej pejoratywny sposób - trochę jak książki, które układa się na półce grzbietem do ściany, żeby przypadkiem nikt nie widział, że je czytaliśmy. I że, o zgrozo, spodobały nam się.<br />
<br />
Jednym z zarzutów, który wysnuwają osoby nie grające w tego typu produkcje, jest miałkość samej fabuły. Przyznam szczerze, że jako dorastająca dziewczyna nie cierpiałam wątków romantycznych w książkach dla młodzieży. Zawsze wydawały mi się nierealistyczne, głupie i przerysowane. Pragnęłam tajemnicy i przygody, a wzajemne wzdychanie do siebie bohaterów obchodziło mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Wtedy sądziłam, że po prostu nie lubię opowieści o miłości - dzisiaj wiem już, że to były po prostu słabo napisane historie i że umieszczenie w grze wątku romantycznego nie stoi wcale w opozycji do stworzenia dobrego scenariusza. Według ludzi, którzy nie mieli styczności z interaktywnymi romansami, produkcje z tego gatunku mają na celu ubarwienie nudnego życia kobiet, do których są adresowane. Według ludzi, którzy je tworzą, w gry gra się po to, żeby wygrać, a w przypadku otome zwycięstwem jest satysfakcjonujące zakończenie dobrze nakreślonej historii. Czasami tak satysfakcjonujące, że po seansie długo jeszcze gapimy się w ekran monitora, a zamiast myszy trzymamy w dłoni garść egzystencjalnych pytań. Jako osoba, która przez większość życia uważała, że nie istnieje na tym świecie medium lepsze niż książka, dzisiaj z czystym sumieniem piszę, że są gry napisane lepiej niż książki.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8V7ovVcQBZIldiHwJ1UhN5Gd0tZ5jGzbHvA87QisEye7D-CpdzVPPG_yzNUYEq5T5cnFOd-TrwEuKFfL_PYDAoWhKWdoLa922ISGsq98pKgmEAMscKizN_IHnNBcvxCH2s5DXFs4QRedV/s1600/maxresdefault.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8V7ovVcQBZIldiHwJ1UhN5Gd0tZ5jGzbHvA87QisEye7D-CpdzVPPG_yzNUYEq5T5cnFOd-TrwEuKFfL_PYDAoWhKWdoLa922ISGsq98pKgmEAMscKizN_IHnNBcvxCH2s5DXFs4QRedV/s640/maxresdefault.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Kolejnym zarzutem wysnuwanym pod adresem otome jest rzekome wyrabianie w kobietach nierealnych oczekiwań względem mężczyzn. Bierze się to ze wspomnianego wyżej przeświadczenia, że w romansach bohaterowie są mocno wyidealizowani. Osobiście jestem w stanie zgodzić się tylko z jedną rzeczą - raczej (ku mojemu osobistemu niezadowoleniu) nie mamy w otome postaci brzydkich, a te, które mamy, skrzą się brokatem bardziej niż Edward Cullen w południe. To jednak koniec racji po stronie ignorantów. Ze względu na to, że gry otome składają się w większości z dialogów, muszą posiadać odpowiednio nakreślonych bohaterów. Bohaterów, których wypowiedzi muszą nieść odpowiedni ładunek emocjonalny. Zważywszy na to, że nie jesteśmy w nich biernymi świadkami wydarzeń, a ich uczestnikami, interakcja z występującymi w grze postaciami musi być angażująca na wielu poziomach. Bywa, że stają się one medium, przez które twórcy się z graczem bawią, i nie ukrywam, że jest to szalenie przyjemne i satysfakcjonujące doświadczenie. Wbrew temu, co można byłoby na pierwszy rzut oka sądzić, nie mamy tutaj zbioru rycerzy w lśniących zbrojach. Zarówno charaktery, jak i osobiste historie bohaterów takich gier potrafią być totalnie pokręcone i nieprzewidywalne, a poznawanie ich tajemnic przypomina rozpakowywanie gwiazdkowego prezentu. Praktycznie każda graczka posiada swoich ulubioncyh bohaterów, ale nie jest to jednoznaczne z szukaniem posiadanych przez nich cech u realnych mężczyzn. Dla przykładu ja zazwyczaj lubię postacie, z którymi w rzeczywistym świecie po pięciu minutach trafiłby mnie szlag. Z moich obserwacji wynika, że inna graczki również wolą raczej kibicować protagonistce, a siebie traktują jako po prostu obserwatorki rozgrywających się na ekranie wydarzeń.<br />
<br />
Należy tutaj również dodać, że dobrze napisana gra otome posiada również walory edukacyjne. Bohaterowie miotają się pośród życiowych burz i potykają się o kłody, które rzuca im pod nogi niekoniecznie przychylny im los. Brzmi znajomo? Oczywiście - pokonywanie przeciwności to motyw stary jak świat, z powodzeniem wykorzystywany w świecie gier, filmów i książek, a nawet w tak pięknej dziedzinie literatury, jaką są baśnie terapeutyczne. Są wśród interaktywnych opowieści o miłości takie, które pomagają poradzić sobie z trudnym dzieciństwem, nieuleczalną chorobą czy poczuciem odrzucenia. Są takie, które zachęcają do podążania za swoimi marzeniami, dodają odwagi i uczą podejmowania trudnych, ale odpowiedzialnych decyzji. Pokazują, jak dbać o relację, kiedy znajdujemy się na życiowym zakręcie. Jak ze sobą rozmawiać, jak sobie wybaczać, jak wyzbywać się egoizmu, jak starać się zrozumieć kogoś, kogo na pozór nie da się polubić. Dzięki nim mamy możliwość uświadomienia sobie, co tak naprawdę cenimy sobie u przedstawicieli płci przeciwnej, jakie zachowania powodują u nas szybsze bicie serca, a jakie nas odrzucają (i wbrew temu, co można byłoby przypuszczać, odpowiedzi na te pytania wcale nie są oczywiste). Bywa też, że po prostu miło spędzamy przy nich czas i mamy ubaw po pachy, w końcu dobrych komedii jest w tym gatunku pod dostatkiem.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzwM-w2jTvijYt0TSgTvvgPjPUmmMNpj6dB6OmOTY8pMw-yvCIwx3CJkw2sgqPbtr20ls2G3xyBlHZ7yteYwe1cQztUxjOb9EBo6-YcLJWVbyZIBNJ4HCkbYQ2eWwwJlKvbqAlOlIjAAQJ/s1600/OZMAFIA.full_.1533675.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="562" data-original-width="999" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzwM-w2jTvijYt0TSgTvvgPjPUmmMNpj6dB6OmOTY8pMw-yvCIwx3CJkw2sgqPbtr20ls2G3xyBlHZ7yteYwe1cQztUxjOb9EBo6-YcLJWVbyZIBNJ4HCkbYQ2eWwwJlKvbqAlOlIjAAQJ/s640/OZMAFIA.full_.1533675.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Z pewnością zauważyliście, że w powyższych akapitach parę razy pada magiczne słowo "kompensacja". Jego magia bierze się z błędnego założenia, że każde działanie człowieka ma swoje drugie dno. Idąc tym tokiem rozumowania, kobiety nie grają w otome dlatego, że po prostu lubią opowieści z wątkiem romantycznym w tle, ale dlatego, że muszą sobie w ten sposób coś rekompensować. Że są brzydkie, grube, nieatrakcyjne i samotne, więc muszą lokować uczucie w nieistniejących postaciach, bo żaden realny mężczyzna na nie nie spojrzy. Zauważyłam, że awersją do gier otome wykazują się często mężczyźni, zupełnie jakby wymyślona w Kraju Kwitnącej Wiśni postać miała być dla nich realnym zagrożeniem w walce o niewieście serca. Tutaj powracamy do kwestii lęku przed czymś, co nie jest nam znane - jeżeli ktoś nie gra w otome i sądzi, wirtualne romanse robią kobietom papki z mózgów, to jakieś podstawy do niepokoju, oczywiście, ma. Inną rzeczą jest fakt, że są to obawy nieuzasadnione i dobrze byłoby wobec tego poznać swojego "wroga" i przekonać się, że nie jest to krwiożerczy wilkołak, a uroczy terier w kraciastej chustce. Znam też takich, którzy po odkryciu, że ich lube uwielbiają otome, postanowili sami sprawdzić, z czym to się je, i potem musieli ciągnąć w domu losy, kto pierwszy zagra w kolejną odsłonę przygód samurajów z Shinsengumi.<br />
<br />
Powróćmy do bohaterki z początku wpisu. Ilekroć rozmawiam z innymi graczkami na temat tego typu stereotypów, słyszę odpowiedź: "Ale ja nie jestem gruba, mam dobrą pracę i mam faceta, więc to wszystko nieprawda! Z takimi uprzedzeniami trzeba walczyć!". Problem tkwi jednak w tym, że tego typu walka przypominałaby raczej wylewanie wody z tonącego statku przy pomocy naparstka. Dlaczego? Ponieważ siła stereotypu nie polega wcale na kreowanej przez niego wizji, a na próbie odżegnania się od niej, co w efekcie tak naprawdę ją potęguje. Z jednej strony uważamy więc coś za okrutne pomówienie, a z drugiej czujemy się dobrze, że ono nas nie dotyczy. Walcząc ze stereotypem graczki samotnej i nieatrakcyjnej, tak naprawdę wypraszamy z naszego grona wszystkie graczki samotne i nieatrakcyjne. Robimy dokładnie to samo, co pogardzane przez nas grupy ludzi, i jednocześnie umacniamy stereotyp dotyczący zjawiska kompensacji. W rzeczywistości ani wygląd bohaterki, ani jej stan cywilny, ani wysokość jej zarobków nie mają żadnego związku z tym, że spędza czas wolny, grając w otome. Zasada domniemania niewinności jest więc tutaj nie tylko sposobem na pozbycie się uprzedzeń, ale również dobrym pretekstem do dialogu i poznania kogoś bliżej.<br />
<br />
Oczywiście, przytoczone przeze mnie powyżej negatywne zachowania dotyczy stosunkowo wąskiej grupy ludzi i bardzo nie chciałabym, żeby ktoś uznał moje doświadczenia za podstawę do generalizacji całej grupy. Sądzę jednak, że ten przykład dobrze obrazuje, co stoi ze mechanizmem tworzenia się uprzedzeń. Niewiedza, brak poczucia własnej wartości, kompleksy, pragnienie dowartościowania się kosztem innych i udowodnienia sobie czegoś to główne składniki tego odbijającego się czkwaką dania. Jeżeli coś nas uwiera, powinniśmy starać się dowiedzieć, dlaczego to robi i czy przypadkiem problem nie tkwi tak naprawdę w nas samych, mimo że wolelibyśmy z miejsca osądzić cały świat.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0s61LpfZh1PyGFP2NFXtf35FQ0qGfqkHsJBslboKr7x72zvxKQfjXYZsGqz3vKCGM0tsWQNF06UrQoBaqEzOALxXYrIveByCFHrask6fs6l172lO2IPMgJA3nCOkW7ieIYlRG3F0Br0x4/s1600/lamento-cg-57.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="800" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0s61LpfZh1PyGFP2NFXtf35FQ0qGfqkHsJBslboKr7x72zvxKQfjXYZsGqz3vKCGM0tsWQNF06UrQoBaqEzOALxXYrIveByCFHrask6fs6l172lO2IPMgJA3nCOkW7ieIYlRG3F0Br0x4/s640/lamento-cg-57.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Co zatem z popularnym przekonaniem, że każdy stereotyp zawiera w sobie ziarno prawdy? Cóż, na pewno znajdziemy wśród miłośniczek otome jakiś procent kobiet nieszczęśliwych, dla których gra jest pocieszeniem w obliczu życiowych niepowodzeń. Jednak po pierwsze: nie ma w tym nic złego i nie powinno być to powodem do drwin ani żartów, a po drugie: nigdy nie powinniśmy oceniać ogółu na podstawie zachowań jednostek. To jeden z tych błędów, które posiadają pewną magiczną właściwość: pierwotnie miały uderzyć z siłą rażenia w osoby przez nas oceniane, a tak naprawdę rozkładają na łopatki nas samych. Kiedy sama wyszłam z cienia po paru latach wstydzenia się, że lubię interaktywne romanse, przekonałam się, jak wielu ciekawych ludzi podziela moje zainteresowania. Piszę "ludzi", ponieważ okazało się, że otome przyciąga nie tylko dziewczęta w wieku szkolnym, ale również dorosłych mężczyzn. Że niezależnie od tego, co jest obecnie na topie, dobrze napisane historie o miłości potrafią być balsamem dla duszy. I że najczęściej wcale nie chodzi o wyidealizowanych przystojnych facetów, a o trwanie przy umierającym na gruźlicę Soujim, okaleczonym Ibą, grzanie się przy ognisku w pochmurną noc z Hanzo czy wybudzanie ze śpiączki Kazuyi.<br />
<br />
Jeżeli więc kiedykolwiek będziecie chcieli dowiedzieć się, jaka jest miłośniczka otome, to po prostu ją o to zapytajcie. Ręczę, że odpowiedź nierzadko Was zaskoczy.<br />
<br />
<br />
***<br />
Na koniec chciałabym serdecznie zaprosić Was do zaobserwowania mojego oficjalnego konta na Twitterze. Znajdziecie tam garść moich przemyśleń, aktualności i informacje na temat czynionych przeze mnie postępów w tłumaczeniu gier na język polski:<br />
<i><a href="https://twitter.com/skolopendrokot">https://twitter.com/skolopendrokot</a></i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjqKe1zxk0hjklNJvlrUVJfWdf6_07y480d0QwbNewIDkZtW881_NkWiBeETcWsmXtSlqQfM-40cD5G0Bns6fYSCvb5S1Uei1mXqXkrvN5pSxog5-LXszoJPwshGPhL5y9EE3rPCFyvgPDn/s1600/2018-03-25-125018.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="544" data-original-width="960" height="362" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjqKe1zxk0hjklNJvlrUVJfWdf6_07y480d0QwbNewIDkZtW881_NkWiBeETcWsmXtSlqQfM-40cD5G0Bns6fYSCvb5S1Uei1mXqXkrvN5pSxog5-LXszoJPwshGPhL5y9EE3rPCFyvgPDn/s640/2018-03-25-125018.jpg" width="640" /></a></div>
<br />Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-79991319506311820422019-01-05T05:11:00.003-08:002019-01-05T05:11:32.086-08:00153. Cudze chwalicie, swego nie znacie - recenzja polskiej gry visual novel (Tales From Windy Meadow)<b>O ile w przypadku innych gatunków gier Polska zaczyna coraz bardziej liczyć się na arenie międzynarodowej (wszak ponoć naszym głównym towarem eksportowym jest <i>Wiedźmin</i>), o tyle w temacie VN panuje u nas dość duża posucha. Oczywiście, możemy znaleźć świetne <i>Cinders</i> czy parę raczej nieudanych prób stworzenia czegoś w Ren'Py, ale to nadal kropla w morzu. Dlatego kiedy jakiś czas temu dowiedziałam się, że wyszła u nas gra VN z prawdziwego zdarzenia, po prostu nie mogłam po nią nie sięgnąć. Bo skoro inne kraje mogą mieć własnych Małyszów czy Mickiewiczów, to dlaczego my nie możemy mieć swojego Keiki Hanady?</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicpcRPCyGYOKrVuQ4apRVd6CBX70sBYGf_r_3YIUSvdHp7DPf_jIUMYNR8UHkYweGi_jbUA2zmZoVayJR6yxWeiRnndeOxQVQg-78F_CesdbdE1HMhUaaGtfP1_pPrrcoSeqKhoeaOPbHR/s1600/header.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="416" data-original-width="888" height="298" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicpcRPCyGYOKrVuQ4apRVd6CBX70sBYGf_r_3YIUSvdHp7DPf_jIUMYNR8UHkYweGi_jbUA2zmZoVayJR6yxWeiRnndeOxQVQg-78F_CesdbdE1HMhUaaGtfP1_pPrrcoSeqKhoeaOPbHR/s640/header.png" width="640" /></a></div>
<br />
Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, jest dosyć rzadko spotykana jak na grę VN pikselowa grafika. Osobiście nie jestem wielką miłośniczką pixel artu, ale mimo to sądzę, że <i>Tales From Windy Meadow</i> może się podobać. Postacie poruszają się, wykonują różne czynności i wyrażają sobą całą gamę emocji, przez co są o wiele mniej statyczne niż bohaterowie tradycyjnych VN. Żywotność świata przedstawionego w grze podkreślają dodatkowo przepięknie animowane tła, na których niemalże zawsze coś się dzieje: za oknem pada deszcz, paląca się w izbie świeca rozprasza czającą się w domu ciemność, a znajdujący się w zagrodzie wierzchowiec spokojnie skubie trawę. To wspaniale, że współcześni twórcy VN coraz częściej dostrzegają potęgę tła, które również potrafi skutecznie opowiadać i podkreślać historię. Bijąca od lasu łuna ognia w <i>Tales From Windy Meadow</i> naprawdę robi wrażenie.<br />
<br />
Jak jednak wiadomo, opowieść interaktywna to nie tylko oprawa. Gra opowiada o losach mieszkańców wioski Windy Meadow, których spokój zostaje zaburzony przez pojawienie się w pobliskim lesie goblinów. Zasiewa to w sercach bohaterów niepokój i niepewność jutra, ale tak naprawdę jest jedynie tłem do ukazania ich codziennych trosk i obaw. Wszak czyhające na zewnątrz wielkie zagrożenie nie sprawia, że przestają marzyć, kochać i żywić do siebie - nierzadko wzajemne - uprzedzenia. W niewielkich miejscowościach ludzie są od siebie uzależnieni, więc muszą umieć ze sobą współżyć: nawet jeśli za sobą nie przepadają, to mają świadomość tego, że każdy z nich jest ważnym ogniwem scalającym społeczność. Spotkałam się z czymś podobnym na Hebrydach, na których było mi dane przez jakiś czas mieszkać. Po tygodniu wiedziałam już, który sąsiad ma na zapleczu mały warsztat i zawsze pożyczy mi młotek, kto chętnie podzieli się złowionym homarem i kto przyjdzie do mnie, żebym pomogła mu z komputerem. W Tales From Windy Meadow ta moc zależności została doskonale przedstawiona, więc było to dla mnie nostalgicznym powrotem do przeszłości.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipZp86NtBN3Hx3BanIGJ_2va0hyphenhyphenNpCorxNgSTNrl5t1DBVyzaJFe_RBCFZQyoow7koqD8iy7Stn04rJM-mCPqJLQJi6ezlADDM50Wh0BMNnC2qF72Rgg3vNZuyBDPyPo5FYLrLi18D8wXQ/s1600/20190101145054_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipZp86NtBN3Hx3BanIGJ_2va0hyphenhyphenNpCorxNgSTNrl5t1DBVyzaJFe_RBCFZQyoow7koqD8iy7Stn04rJM-mCPqJLQJi6ezlADDM50Wh0BMNnC2qF72Rgg3vNZuyBDPyPo5FYLrLi18D8wXQ/s640/20190101145054_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Główna część gry obejmuje trzy rozdziały, w których wcielamy się w wybranych mieszkańców wioski: młodą wojowniczkę Venę, pragnącego zostać bardem Fabela i młodą zielarkę Iudicię. Nietrudno domyślić się, że sprawa goblinów najbardziej zaprząta głowę Venie. Dziewczyna jest obiecującą łowczynią i wkracza w dorosłość, stojąc przed ważnym życiowym wyborem: czy pozostać w Windy Meadow i walczyć u boku ojca i młodszej siostry, czy też spróbować swojego szczęścia w dużym mieście, gdzie czeka o wiele więcej możliwości. Wbrew pozorom ojciec bardzo zachęca ją do opuszczenia rodzinnego Windy Meadow, ale dziewczyna nie jest pewna, czy w ogóle chce sięgać po więcej i czy nie lepiej poświęcić wizję błyskotliwej kariery na rzecz pozostania na łonie rodziny. Fabel natomiast jest sierotą: jego rodzice zginęli z rąk potwora, a on sam został poważnie okaleczony i stracił nogi. Nie przeszkadza mu to jednak w codziennym funkcjonowaniu i jest akceptowany przez resztę mieszkańców. Uczy się czytać, pisać i opowiadać historie u starej Nalii, która w przeszłości była odważną wojowniczką, a obecnie znacznie odgrodziła się od ludzi, zdecydowanie zbyt często i zbyt intensywnie zaglądając do butelki. Trzecią naszą bohaterką jest Iudicia, która ze względu na swoje problemy z przystosowaniem się do życia w społeczeństwie została jako dziecko oddana na wychowanie zielarce Salvii. Jako osoba, która jest specjalistą w dziedzinie niepełnosprawności, od razu rozpoznałam u dziewczyny Zespół Aspergera. Iudicia nie potrafi odczytywać cudzych intencji, często źle je rozumie i zbytnio bierze wszystko do siebie, przez co uchodzi wprawdzie za dobrą zielarkę, ale zdecydowanie niełatwą w obejściu. Ma ogromny żal do rodziców i mimo że kocha starą Salvię jak matkę, to czuje się przez nich porzucona.<br />
Po rozegraniu wszystkich wątków odblokowuje się nam rozdział finałowy, który jest podsumowaniem podjętych przez nas wcześniej decyzji.<br />
<br />
Decyzji natomiast podejmujemy sporo. Czasami spotykam miłośników VN, którzy bardzo narzekają, kiedy twórcy dają nam znikomą ilość wyborów, które w dodatku jedynie pozornie mają jakiekolwiek znaczenie. Pod tym względem <i>Tales From Windy Meadow</i> jest prawdziwą immersyjną ucztą i pozwala nam rzeczywiście mieć wpływ na przebieg rozgrywki. W dodatku nie ma tutaj wyborów dobrych i złych, a kształt rozdziału finałowego jest efektem tego, jak poprowadziliśmy naszego bohatera wcześniej, i może zakończyć się w różny sposób. To sprawia, że mimo że gra jest krótka (można z powodzeniem ukończyć całość w mniej niż cztery godziny), to można powracać do niej wielokrotnie i za każdym razem odkryć w niej coś nowego - pod tym względem jest to naprawdę satysfakcjonujące doświadczenie. A jeżeli dodamy do tego kosza wspaniałości przygrywającą nam w tle przyjemna i naprawdę klimatyczną muzykę, to możemy uznać <i>Tales From Windy Meadow</i> za naprawdę dobre plany na wieczór.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6ePEOHmhp9K3DJbpCa2HsWIE3e76r4m2_DVkfLRhdxwEZjmQfbfR96VB_GG-KDOb7EgbdvRCUdaoEdvdIO0Gmfr-YY7HPJlZ3fNU9cYrWBsjB01Emr7zGDgL98tFeegxcVQe2DpKE4KEN/s1600/20181231200741_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6ePEOHmhp9K3DJbpCa2HsWIE3e76r4m2_DVkfLRhdxwEZjmQfbfR96VB_GG-KDOb7EgbdvRCUdaoEdvdIO0Gmfr-YY7HPJlZ3fNU9cYrWBsjB01Emr7zGDgL98tFeegxcVQe2DpKE4KEN/s640/20181231200741_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Jednak większość beczek miody ma też w sobie odrobinę dziegciu. Głównym problemem <i>Tales From Windy Meadow</i> jest umieszczenie skondensowanejhistori w dość wąskich ramach czasowych. W efekcie mamy do czynienia ze sporą ilością postaci i chociaż bardzo starałam się wszystkich zapamiętać, to ciągle myliły mi się ich imiona i dopiero w trzecim rozdziale zaczęłam ich jako tako rozróżniać. Wydaje mi się, że grze bardzo brakuje prologu, który chociaż w części wziąłby na siebie ten ciężar przeładowania gracza nowymi informacjami. Drugą rzecza, która wprawiła mnie w dużą konsternację, jest to, że po zakończeniu rozdziału opowieść urywa się i zostajemy od razu odesłani do ekranu tytułowego - z początku sądziłam, że to bug, ponieważ nigdzie nie było informacji na temat tego, że historia będzie kontynuowana w rozdziale finałowym. Jednak tym, co sprawiło, że naprawdę miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy, jest fakt, że gra nie zapisuje się wtedy automatycznie. W efekcie dwa razy musiałam cofać się do poprzedniego zapisu i ponownie rozgrywać część historii, zanim mogłam przejść dalej.<br />
<br />
Jednak pomimo powyższych niedogodności nadal dobrze się bawiłam (myślę, że bardziej przeszkadzałyby mi w przypadku dłuższej produkcji), więc mogę z czystym sumieniem polecić <i>Tales From Windy Meadow</i>. Jest to gra oryginalna i pod wieloma względami pionierska, jeśli chodzi o nasz gatunek - przypomina mi stare, dobre czasy, w których niemalże każdy ukazujący się na PC tytuł był powiewem świeżości i raczył nas nowymi rozwiązaniami mechanicznymi. Widać tutaj bardzo udaną zabawę konwencją, dialogi brzmią naturalnie, a autor zdecydowanie poradził sobie z tematem niepełnosprawności. Żałuję, że nie mogłam poznać historii większej ilości mieszkańców Windy Meadow, ale też jestem dumna z tego, że w naszym kraju tworzy się tak dobre gry. I chociaż tytuł ten pewnie nie będzie tak popularny jak <i>Wiedźmin</i>, a twórca nie jest drugim Keiką Hanadą, to naprawdę warto wesprzeć jego twórczość i spędzić czas z Veną, Fabelem i Iudicią.<br />
<br />
Autor gry jest członkiem naszej grupy zrzeszającej miłośników i twórców VN. Jeżeli również do nich należycie, nie zwlekajcie i jeszcze dziś zasilcie nasze szeregi:<br />
<i><a href="https://www.facebook.com/groups/1523694581206297/">https://www.facebook.com/groups/1523694581206297/</a>.</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhM-Rwlmxfc5oBCDocbBoxGdOrATXZJ7xs6f2D1AivOE-0ZruQtUGcFXsSZHRTzTbfE-MEgS-sOGxA8cIQmP65tbZAso6OM7ROfsYjdhyUDTNYkQZiMzqi4Zox0GGT9ybfLoITO7kU5qvRk/s1600/logoanimated.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="280" data-original-width="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhM-Rwlmxfc5oBCDocbBoxGdOrATXZJ7xs6f2D1AivOE-0ZruQtUGcFXsSZHRTzTbfE-MEgS-sOGxA8cIQmP65tbZAso6OM7ROfsYjdhyUDTNYkQZiMzqi4Zox0GGT9ybfLoITO7kU5qvRk/s1600/logoanimated.gif" /></a></div>
<i><br /></i>
<i>***</i><br />
<b>Na koniec tradycyjnie garść przydatnych informacji:</b><br />
Tytuł: <b>Tales From Windy Meadow</b><br />
Producent: <b>Moral Anxiety Studio</b><br />
Wydawca: <b>Moral Anxiety Studio</b><br />
Data wydania: <b>20 grudnia 2018</b><br />
Przybliżony czas rozgrywki: <b>ok. 3-4 godziny</b><br />
Ograniczenia wiekowe: <b>brak</b><br />
Wersja językowa: <b>angielska (polska wersja w przygotowaniu)</b><br />
<br />
Cena:<b> ok. 29 zł</b><br />
<br />
<b>Grę można zakupić na Steamie:</b><br />
<i><a href="https://store.steampowered.com/app/875660/Tales_From_Windy_Meadow/">https://store.steampowered.com/app/875660/Tales_From_Windy_Meadow/</a></i><br />
<br />
<br />
<br />
<b><i>Za ofiarowanie egzemplarza do recenzji dziękuję Moral Anxiety Studio.</i></b><br />
<b><i><br /></i></b>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjHjRPIlB0llIa4HVoVMkGBkYwGqwylZ9V5Hmn9UJp6Bn8pUpKB3hpV92x5aOaW8qc4urYg_BS6gbt-vHwParxTLxxkfklbN_VNsYpfFCnzlIYkwnIH1py05nLX9uoSz3z86RxJssaItMV6/s1600/moralanxiety.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="300" data-original-width="500" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjHjRPIlB0llIa4HVoVMkGBkYwGqwylZ9V5Hmn9UJp6Bn8pUpKB3hpV92x5aOaW8qc4urYg_BS6gbt-vHwParxTLxxkfklbN_VNsYpfFCnzlIYkwnIH1py05nLX9uoSz3z86RxJssaItMV6/s320/moralanxiety.png" width="320" /></a></div>
<b><i><br /></i></b>Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-1679884320041412162019-01-02T08:22:00.001-08:002019-01-02T08:22:07.898-08:00152. Nowy rok - nowa ja, czyli Recenzencki Rachunek Sumienia<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4OEWgpjZ37tnnK3x0tJzTEo7_FXM8GYIE26vsbnjGF2mvoQDt6YxJL6jNxLRyI62YGuPG_hZlc20aPLp3W9bJEMZzj0WZvsXkyAM7VpGNrrByHmd942jooTrkrPwzoW86stTow8WcTkFy/s1600/escape_rope1522836659.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="515" data-original-width="722" height="456" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4OEWgpjZ37tnnK3x0tJzTEo7_FXM8GYIE26vsbnjGF2mvoQDt6YxJL6jNxLRyI62YGuPG_hZlc20aPLp3W9bJEMZzj0WZvsXkyAM7VpGNrrByHmd942jooTrkrPwzoW86stTow8WcTkFy/s640/escape_rope1522836659.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Czuję się jak Chise, którą przygniata potęga magicznej mocy. Ilustracja z "Oblubienicy czarnoksiężnika".</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Tutaj miała być recenzja gry, którą udało mi się dzisiaj ukończyć, ale zamiast tego postanowiłam zdobyć się na kolejny osobisty wpis. Do jego stworzenia zainspirowała mnie sytuacja, w której się jakimś czas temu znalazłam, a która w perspektywie czasu miała kluczowe znaczenie odnośnie przyszłości mojego bloga. Otrzymałam bowiem propozycję na pozór nie do odrzucenia - w zamian za porzucenie KGO miałam recenzować te same gry na czyimś dużym i rozwijającym się portalu. Obiecywano mi możliwość budowania wizerunku w oparciu o znaną markę i konkretne zarobki. Mimo to odmówiłam. Stwierdziłam wtedy, że blog jest dla mnie odskocznią od pracy w gamedevie i piszę na własny rachunek między innymi dlatego, że nikt mnie nie ogranicza i sama jestem sobie panią. <i>Case closed</i>.<br />
<br />
To jednak było parę miesięcy temu. Od tamtego czasu wiele się zmieniło i nawiązywane przeze mnie współprace zaczęły mieć coraz poważniejszy charakter i nie ograniczać się jedynie do przekazania kodu z grą. Przez długi czas nie dopuszczałam do siebie myśli o zmianach, ale ona podgryzała moje kostki jak rozjuszony terier, z początku jedynie próbując złapać je zębami, aż w końcu niemalże uniemożliwiając mi chodzenie. Jak wiadomo, bez nóg łatwiej siedzieć w miejscu niż przeć naprzód, ale w końcu musiałam wstać i uświadomić sobie, że mój blog nie jest już jedynie miejscem, do którego wrzucam swoje czasami naprędce spłodzone przemyślenia. Kiedy patrzę na swoje stare wpisy, widzę z nich wiele braków, potknięć i niedociągnięć. W większości przypadków nawet ich przed dodaniem nie sprawdzałam, przez co były najeżone powtórzeniami i literówkami. Z czasem pod pewnymi względami było już lepiej, ale nadal radośnie uprawiałam recenzencką samowolkę: w tekstach brakowało czasami ważnych informacji i były najeżone spojlerami. Zdarzało mi się do niektórych wpisów kompletnie nie przykładać, a w inne wkładać ogromną ilość serca. To wszystko sprawiało, że moje teksty były bardzo nierówne: raz dobre, raz słabe, raz podchodzące do danego tytułu w sposób produktowy, innym razem w sposób krytyczny. Jednocześnie te, które publikowałam w czasopiśmie gamingowym, w którym ówcześnie pracowałam, były moim <i>opus magnum</i>: dopieszczone pod każdym względem, poprzedzone porządnym researchem i wychodzące na światło dzienne po wielu godzinach intensywnej pracy. Tymczasem ktoś, kto zajrzał na mojego bloga, mógł zacząć się szczerze zastanawiać, dlaczego komuś takiemu jak ja powierzono tłumaczenie i redagowanie tekstów w grach. I słusznie, bo już dawno temu powinnam uświadomić sobie, że skoro planuję mierzyć wyżej, to nie mogę dalej traktować KGO jako odskoczni.<br />
<br />
Dlatego czas na zmiany. Nie są one drastyczne, ale pozwolą mi zadbać o wszystkie wspomniane powyżej aspekty.<br />
<br />
<b>Po pierwsze</b>, wpisy będą pojawiać się rzadziej - prawdopodobnie raz na dwa tygodnie, ale zawsze w weekend. Dzięki temu ja będę mieć więcej czasu na przygotowanie wpisu, a Wy będziecie wiedzieć, kiedy spodziewać się kolejnej recenzji. Wpisy dotyczące Szkoły Tworzenia Gier Otome będą ukazywać się co dwa miesiące.<br />
<br />
<b>Po drugie</b>, postanowiłam znacznie przekładać jakość nad ilość. Od tej pory na moim blogu znajdziecie:<br />
1) <u>recenzje produktowe</u> - czyli recenzje dotyczące całej gry, zawierające jedynie ogólny zarys fabuły (po lekturze będziecie wiedzieć, czy warto po dany tytuł sięgnąć, czy też nie);<br />
2) <u>recenzje krytyczne</u> - recenzje poszczególnych wątków, w których fabuła będzie rozłożona na części pierwsze, a kreacja i osobowość bohatera dokładnie przeanalizowane. Dzięki temu wpisy te będą wartościowe nie tylko dla tych, którzy ukończyli dany tytuł, ale również tych, którzy chcieliby stworzyć własną grę i dowiedzieć się, czego uczyć się od najlepszych i czego unikać;<br />
3) <u>recenzje związanych z grami visual novel gadżetów</u>, które uda mi się zdobyć (np. edycji kolekcjonerskich);<br />
4) <u>teksty poruszające tematykę gier visual novel od strony społecznej i psychologicznej</u>;<br />
5) wspomniane już wcześniej <u>wpisy ze Szkoły Tworzenia Gier Otome</u>;<br />
6) okazjonalnie <u>wpisy związane z ABJD</u> i moim projektem lalkowym.<br />
<br />
Od czasu do czasu mogą pojawić się u mnie również wpisy związane z innymi wytworami azjatyckiej popkultury, ale będzie miało to miejsce rzadziej niż dotychczas.<br />
<br />
<b>Po trzecie</b>, dzięki powyższym rozwiązaniom będę mieć więcej czasu na tłumaczenie gier. Tłumaczenie <i>The House in Fata Morgana</i> zapewne się w tym roku nie pojawi, ale postaram się zrobić wszystko, żeby było gotowe na początek przyszłego.<br />
<br />
<br />
<u>Jak prezentuje się rozkład jazdy na najbliższe tygodnie?</u><br />
<br />
W pierwszej kolejności zaprezentuję Wam produkcję z naszego rodzimego podwórka, która jest dowodem na to, że Polacy nie gęsi i swoje gry visual novel mają.<br />
Następnie powrócimy do pewnej skąpanej w mroku posiadłości, ale tym razem nie w towarzystwie Michela, a Beniyuri. W międzyczasie zerkniemy też, co słychać u naszych dawnych znajomych z Shinsengumi i zapolujemy na wielkiego zwierza w towarzystwie uroczych kociaków.<br />
Będziemy również świadkami paru bardzo obiecujących premier. Ze swojej strony mogę zapewnić, że jest na co czekać!<br />
<br />
<br />
Na koniec chciałabym podziękować wszystkim, którzy przez te wszystkie lata zawsze służyli mi dobrą radą i krytykowali mnie, kiedy zaszła taka potrzeba. Bez Was nie byłoby mnie tutaj i nie wiedziałabym, gdzie dalej iść. Mam nadzieję, że nadal będziecie mnie odwiedzać i że będę mogła zawsze serwować Wam najwyższej jakości content.<br />
<br />Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-23634277217683260352019-01-01T03:01:00.004-08:002019-01-01T03:01:54.753-08:00151. Lisi chłopiec i demony, czyli recenzja "Tsumitsuki" Hiro Kiyohary<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtYeCmfeqNtJ8JmyjcqhF4XuL08Xawjoz58SKE0zIlbEQ7pIEVVPADRjSXk7QAwM24U7ZGJEdDYfjQrFCgyfrhzlTGLIpPhmPOecwS1df7FLQ4BGr853BGwp1uDfF8tJW7Loe4BVDET9t0/s1600/nowyrok.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="489" data-original-width="900" height="346" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtYeCmfeqNtJ8JmyjcqhF4XuL08Xawjoz58SKE0zIlbEQ7pIEVVPADRjSXk7QAwM24U7ZGJEdDYfjQrFCgyfrhzlTGLIpPhmPOecwS1df7FLQ4BGr853BGwp1uDfF8tJW7Loe4BVDET9t0/s640/nowyrok.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<b>Jak zapewne wiecie, uwielbiam opowieści grozy i klimaty gore, i niewiele rzeczy sprawia mi tak dużą przyjemność, jak obcowanie z japońskim folklorem. Niestety, w Polsce nie wychodzi zbyt wiele horrorów rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni, ale na szczęście te, które mamy, są godne uwagi. Nic zatem dziwnego, że prędzej czy później moje drogi musiały skrzyżować się ze śladami łap białego lisa.</b><br />
<br />
Akcja "Tsumitsuki" (w polskiej wersji "Demona grzechu") rozgrywa się w niewielkiej wiosce, w której niegdyś doszło do do fali opętań. Mieszkańcy poprosili o pomoc kapłankę, która oswoiła jedną ze zjaw i za jej pomocą pokonała nękające to miejsce demony. Mimo to ludzie w obawie przed powrotem złych duchów postanowili oddawać im cześć, nie podejrzewając, że przez wieki będzie to prowadzić do ogromu ludzkich tragedii. Tsumitsuki to przebiegłe demony. Wnikają w duszę i ciało ofiary, a następnie pożerają je od środka - dosłownie i w przenośni. I tak jak drapieżniki polują na osobniki najsłabsze w stadzie, tak i one wnikają w tych, którzy dopuścili się haniebnego czynu i są trapieni wyrzutami sumienia. Jeżeli dojdzie do przebudzenia tsumitsuki, to dla jego żywiciela nie ma już ratunku: zarówno jego ciało, jak i dusza idą na wieczne zatracenie, a on sam przemienia się w żądnego krwi potwora. Żeby nie dopuścić jednak do jej rozlewu, potrzebny jest ktoś równie potężny, kto będzie w stanie pożreć demona. Tym kimś jest tajemniczy chłopak o imieniu Kuroe.<br />
<br />
Manga jest jednotomówką składającą się z kilku nawiązujących do siebie krótkich historii, w których poznajemy ofiary tsumitsuki. Co ciekawe, to właśnie one zdają się prowadzić nas przez kolejne karty opowieści, a nie Kuroe, który pełni raczej rolę milczącego obserwatora. Bardzo łatwo również dostrzec podobieństwa i różnice między religią chrześcijańską a koncepcją grzechu ukazaną przez Hiro Kiyoharę. Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku, celem opętania jest pożarcie duszy opętanego, ale o ile w chrześcijaństwie można delikwenta uratować poprzez egzorcyzm, o tyle ofierze demonów w omawianym tytule nic nie jest już w stanie pomóc. W ten sposób w mandze ukarana jest na przykład dziewczyna, która po zakończeniu romansu z nauczycielem dopuszcza się aborcji na ich wspólnym dziecku. Co ciekawe, karze nie zostaje poddany sam nauczyciel, który ją do tego czynu namawiał, a ona - jako matka i ta, która powiedziała ostateczne 'tak'. Czy nasze ziemskie grzechy będą poddawane po śmierci podobnej ocenie? Czy ktoś będzie słuchał naszych prób zrzucenia winy na okoliczności czy wpływ innych ludzi? Nie wiem, ale nie ukrywam, że lektura "Demona grzechu" zmusiła mnie do refleksji, a to nieczęsto zdarza się, żeby źródłem mojej zadumy była akurat manga.<br />
<br />
Jeśli chodzi o kwestie techniczne wydania, to nie mam większych zastrzeżeń. Manga ma bardzo wygodny format i nie rozkleja się podczas czytania. Podobała mi się również jakość korekty i tłumaczenia - gdzieś mignęło mi wprawdzie wyjątkowo niefortunne zdanie, w którym dobrze byłoby zmienić szyk wyrazów, ale to drobny błąd i rozdmuchiwanie go do niebotycznych rozmiarów byłoby czepianiem się na siłę. Muszę jednak przyznać, że nie przepadam za manierą pisania "haha" jako "cha cha", bo automatycznie czytam to jako "cha-cha" i zwyczajnie nie widzę w tym żadnego celu. Na szczęście osobiste preferencje nie przeszkodziły mi w czerpaniu przyjemności z lektury. Polecam "Demona grzechu" wszystkim miłośnikom historii z dreszczykiem i przesłaniem w tle.<br />
<br />
<br />
<b>***</b><br />
<b>Na koniec tradycyjnie garść informacji:</b><br />
<b>Tytuł:</b> "Demon grzechu"<br />
<b>Autor:</b> Hiro Kiyohara<br />
<b>Wydawnictwo: </b>Waneko<br />
<b>Rok wydania:</b> 2015<br />
<b>Tłumaczenie:</b> Magdalena Rokita<br />
<b>Redakcja:</b> Magdalena Malinowska, Martyna Taniguchi<br />
<b>Korekta:</b> Sylwia Przygoda, Anna Wojtyńska, Jolana Dereń<br />
<br />
<b>Cena:</b> 19,99 zł<br />
<b>Gdzie kupić: </b>nakład jest wyprzedany, ale można spróbować upolować mangę z drugiej ręki.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggmA-q1W6jLc8Zz6PMZO2BKMY8CCu6X6Mzo-Od9llTioXxms8xsYaJcFHzOtYVMevRwLZxT9QHZB-wQ9Ojo8K6vzSem2AOJ-8HJ3Y_wCq3jnYWwdnIPeSbpwF7WWOIadIjQmx1RwN0E8Cr/s1600/Tsumitsuki_Mangareview_02.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="398" data-original-width="550" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggmA-q1W6jLc8Zz6PMZO2BKMY8CCu6X6Mzo-Od9llTioXxms8xsYaJcFHzOtYVMevRwLZxT9QHZB-wQ9Ojo8K6vzSem2AOJ-8HJ3Y_wCq3jnYWwdnIPeSbpwF7WWOIadIjQmx1RwN0E8Cr/s1600/Tsumitsuki_Mangareview_02.jpg" /></a></div>
Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-27201748423085321642018-12-31T08:06:00.002-08:002018-12-31T08:06:32.382-08:00150. Opowiem wam moją smutną historię (Psychedelica of the Black Butterfly)<b>To był dobry rok. Spełniło się w nim wiele moich marzeń, nabyłam sporo nowych umiejętności i poczyniłam mnóstwo kroków do przodu, tym razem niosąc swojego bloga pod pachą, zamiast się tego wstydzić (o tym, jak wcześniej wyglądało moje podejście, można przeczytać tutaj - <i><a href="http://tiny.pl/g4bb5">http://tiny.pl/g4bb5</a></i>). I nie ukrywam, że była to jedna z najlepszych decyzji, jakie kiedykolwiek w swoim życiu podjęłam. Sprawiło to wprawdzie, że tworzenie gier przestało być moim głównym źródłem utrzymania, ale dzięki temu mam teraz odpowiednią ilość czasu na poświęcanie obecnym projektom całego swojego serca i rozwijanie umiejętności potrzebnych do otrzymania pracy marzeń.</b><br />
<b><br /></b>
<b>Dzisiaj jednak powróćmy do historii nastolatków uwięzionych w tajemniczej posiadłości znajdującej się między światem żywych, a królestwem zmarłych.</b><br />
<b><br /></b>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLmN6OXKEdSLUZUGl1viK2cO_-xn71qqL7BfgpHyeooDsV-f1Ck_MVYfZPh5TkGA6EJEnnKclB0kBJXRvzAggcDh_gQKbaFnKqMIW2AOwd6_Q3a6tD-zM26Fv3AHpvWcY8xQwvOO4Xw1kx/s1600/20181231140530_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLmN6OXKEdSLUZUGl1viK2cO_-xn71qqL7BfgpHyeooDsV-f1Ck_MVYfZPh5TkGA6EJEnnKclB0kBJXRvzAggcDh_gQKbaFnKqMIW2AOwd6_Q3a6tD-zM26Fv3AHpvWcY8xQwvOO4Xw1kx/s640/20181231140530_1.jpg" width="640" /></a></div>
<b><br /></b>
"The Real World Ending" jest drugim zakończeniem, które musimy osiągnąć, żeby móc pójść z historią dalej i opowiada o tym, co wydarzyło się przed naszą śmiercią. Wcielamy się w Ai (prawdziwe imię Beniyuri), która wiedzie na pozór całkowicie normalne życie. Przyjaźni się z Akim (Karasubą), który codziennie odprowadza ją do szkoły i zdaje się czuć do nas coś więcej. My jednak traktujemy go tylko jako przyjaciela i nie jesteśmy nim zainteresowane. Kiedy więc jego natarczywość rośnie, zaczynamy zastanawiać się, jak delikatnie spławić go bez ranienia jego uczuć. Z pomocą przychodzi nam przypadkowe spotkanie Takuyi (Yamato), z którym nie kontaktowałyśmy się od czasów tragicznych wydarzeń z przeszłości. Z początku bardzo angażujemy się więc w ponowne scelenie ze sobą naszej trójki, ale szybko dociera do nas, że to jedynie iluzja tego, co było niegdyś. Takuya i Aki zdecydowanie za sobą nie przepadają i obu z nich zjadają wyrzuty sumienia, chociaż każdy radzi sobie z nimi na swój własny sposób. Aki z typową dla siebie szczerością pragnąłby o wszystkim zapomnieć i rozpocząć na nowo, natomiast Takuya za wszelką cenę chce naprawić swój błąd. Z tego też powodu opiekuje się przebywającym od tamtego czasu w śpiączce Kazuyą i chociaż przynosi mu to chwilową ulgę, nie jest w stanie wymazać bolesnych wspomnień. Z tego też powodu wszyscy postanawiamy udać się do miejsca tragedii i złożyć kwiaty w jeziorze, które odebrało nam Natsukiego i częściowo także Kazuyę. Po drodze jednak autobus ma wypadek i spada z urwiska, uśmiercając nas na miejscu. Żeby mieć szansę na powrót do świata żywych musimy zmierzyć się z przeszłością i tajemniczą grą, w której za sznurki pociąga pan posiadłości.<br />
<br />
Zielony, rozległy las. Krystalicznie czyste jezioro. Wznosząca się na małej wyspie opuszczona posiadłość. Przepełniony beztroską śmiech dzieci. I ciekawość, która nakazała nam zachęcić przyjaciół do złamania na letnim obozie zakazów dorosłych i udania się w okolice jeziora, a potem do górującego nad nim opuszczonego budynku. Można jedynie sobie wyobrażać, jak wielkie wrażenie na kilkulatkach może wywołać zniszczony, ale nadak piękny dom z witrażami w oknach i promieniami światła wpadającymi przez dziurawy dach. To, co miało być "Tylko tam zajrzymy i zaraz spadamy", zamieniło się w "Rozejrzyjmy się!" i maluchy szybko straciły poczucie czasu. Podczas eksploracji Kazuya rani się w kolano, więc pożyczamy mu swoją wstążkę, którą obwiązujemy ranę. Towarzysząca naszemu odkryciu ładna pogoda szybko zamienia się w ulewę i decydujemy się w panice powrócić do obozu. Udaje nam przedostać się na drugą stronę, ale wtedy Kazuya dostrzega, że zagubił wstążkę. Decyduje się powrócić do posiadłości. Ostatecznie wracamy wszyscy za wyjątkiem Takuyi, który pobiegł po pomoc. Po odnalezieniu naszej zguby znowu próbujemy przedostać się na brzeg, ale dochodzi wtedy do tragedii. Kazuya potyka się i wpada do wody. Na ratunek od razu wyrusza mu Natsuki i chociaż udaje mu się wyłowić nieprzytomnego chłopca, sam ginie w odmętach jeziora. Od tego czasu Kazuya przebywa w śpiączce, a ci, którym udało się przetrwać, nie są w stanie poradzić sobie ze śmiercią przyjaciela. O tym, w jaki sposób próbują się z nią oswoić, opowiadają poszczególne wątki.<br />
<br />
Przyznam szczerze, że <i>Psychedelica of the Black Butterfly</i> jest chyba pierwszą ogrywaną przeze mnie grą otome, w której odpowiedzialność za tragedię w przeszłości ponosi sama protagonistka. Oczywiście, była wtedy dzieckiem, więc ciężko obarczać ją winą, ale jestem w stanie wyobrazić sobie, jak wielkim bólem napawa ją fakt, że gdyby nie jej decyzja o zwiedzeniu opuszczonej posiadłości, jej przyjaciel nadal by żył, a drugi nie był przebywającą w stanie wegetatywnym rośliną. Mam szczerą nadzieję, że to nie koniec historii i uda jej się odnaleźć odkupienie i zwyciężyć w grze o życie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6bIKaKKIKuHL-PrH0AEaOmSFcvb4cz5SO87a0tg-bfVjCHLvcfkkguO1jaDWfb9wEe86mEBhEitDqFiYi2iCyDfZkacyf8ncuWyijAZxJ7cTcaVP78YkEGlafF24rAd5NjOSIhk7KqqEe/s1600/20181231163826_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6bIKaKKIKuHL-PrH0AEaOmSFcvb4cz5SO87a0tg-bfVjCHLvcfkkguO1jaDWfb9wEe86mEBhEitDqFiYi2iCyDfZkacyf8ncuWyijAZxJ7cTcaVP78YkEGlafF24rAd5NjOSIhk7KqqEe/s640/20181231163826_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-37720824668837026832018-12-26T05:36:00.003-08:002018-12-26T05:36:41.056-08:00149. Jak sprawić radość ulubionym twórcom gier (nawet gdy portfel świeci pustkami)<b>Na pewno każdy z nas posiada ulubione gry. Jak nietrudno się domyślić, za ich powstaniem stoi człowiek lub najczęściej grupa ludzi, którzy pasjonują się grami, posiadają odpowiednie umiejętności i pragną opowiedzieć nam stworzone przez siebie historie. Czasami lubimy określone studia tak bardzo, że najchętniej wysłalibyśmy im kontener wedlowskiej czekolady, ale ponieważ jest to raczej niemożliwe (a już na pewno za bardzo dające po kieszeni), nasze wsparcie kończy się najczęściej jedynie na zakupie gry lub pragnieniu jej zakupienia. Ten wpis jest dowodem na to, że możemy zrobić więcej, niezależnie od tego, czy nasz portfel wypełniają pliki banknotów, czy też świeci on pustkami.</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhw4OZujN8Mqq0JdDtPY8ICbgmdR1aMJkXv7FiOd9xlhlF3QgyzEvv_Bg8m8p4m4w1iVjAl39Z1QlgATzr-4WAUy9XrwzlqBjazJQ7lbr0ugoaItLr03aqgbSQ4_5h8-XJpgyhgzlqwJMrK/s1600/Lamento.full.1700535.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="791" data-original-width="1000" height="506" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhw4OZujN8Mqq0JdDtPY8ICbgmdR1aMJkXv7FiOd9xlhlF3QgyzEvv_Bg8m8p4m4w1iVjAl39Z1QlgATzr-4WAUy9XrwzlqBjazJQ7lbr0ugoaItLr03aqgbSQ4_5h8-XJpgyhgzlqwJMrK/s640/Lamento.full.1700535.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<b>JAK SPRAWIĆ PREZENT ULUBIONYM TWÓRCOM I WYDAWCOM GIER:</b><br />
<b><br /></b>
<b>1. Zwiększyć zasięgi ich produkcji na Steamie!</b><br />
<br />
Steam jest najpopularniejszą i czasami jedyną drogą pozwalającą na wydanie gry na Zachodzie. Jednak popularność tej platformy sprawia, że ma to zarówno plusy, jak i minusy. Niewątpliwym minusem jest fakt, że jakiś czas temu Steam zaczął drastycznie obcinać zasięgi twórcom gier indie (a więc małym, niezależnym studiom, złożonym często z jednej lub zaledwie paru osób). Wszystko dlatego, że z platformy zaczęły uciekać tytuły AAA, a ich miejsce zalała fala tak zwanego indie crapu, czyli gier naprawdę słabych i skleconych na kolanie, które w innym przypadku w ogóle nie ujrzałyby światła dziennego. To sprawia, że znacznie zmniejsza się widoczność również dobrych i godnych polecenia tytułów. Żeby jakoś temu zaradzić, opracowano algorytm, który niestety średnio sprawdza się w określaniu tego, która gra zasługuje na zielone światło, i w efekcie wielu twórców dobrych tytułów indie wylądowało na Zanzibarze (na szczęście nie dosłownie). Efekt to prawie 80% poucinanych zasięgów! Co to oznacza w praktyce? Że o ile kiedyś takiemu małemu twórcy udawało się skromnie z wydawania gier wyżyć, o tyle teraz jest to już niemożliwe. Jego produkcje w czeluściach Steama praktycznie nie istnieją.<br />
<br />
<u>Co zrobić, żeby temu zaradzić? </u><br />
1) wchodzimy na Steamową stronę wybranej przez nas gry. Jeżeli nie posiadamy konta Steam, warto je założyć (jest bezpłatne), nawet w tym jedynie celu;<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicWdr9uNXo9xIedrqKCbt624oN53yRDs1UKa929-rgPQBjaVu5kED1o-g2GaNQmFTV75xFz8XgR6ZSaqsp6m5JfhFpWznytYxcfXqORXc9Bec9jHdcyFtj8474-A09BqVHBunxcq1StDIE/s1600/sweet.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="602" data-original-width="965" height="398" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicWdr9uNXo9xIedrqKCbt624oN53yRDs1UKa929-rgPQBjaVu5kED1o-g2GaNQmFTV75xFz8XgR6ZSaqsp6m5JfhFpWznytYxcfXqORXc9Bec9jHdcyFtj8474-A09BqVHBunxcq1StDIE/s640/sweet.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
2) pod oknem gry wyszukujemy opcje "Dodaj do listy życzeń" i "Obserwuj". Jeżeli nie posiadamy jeszcze gry w swojej Bibliotece, klikamy obie opcje;<br />
<br />
3) przechodzimy na prawą stronę ekranu, gdzie pod opisem i informacjami na temat gry posiadamy opcję "Popularne tagi dla tego produktu". Klikamy na znajdujący się obok tagów krzyżyk;<br />
<br />
4) dodajemy nowe tagi i/lub plusujemy te, które wyświetlają się po lewej stronie;<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6eoaOGlQ-wDDvfbuhIzbqY-3XadAzuXzG5ewJ6QWS77MxG4f_eaTjkiPfKLgwc0OSBIN3DiXwE8T08EwURmKJaRLwIGNCr1ww_kxDTYuQyrQRTB3YhieS0LdMjaUlgG9gjdsENdB23bgG/s1600/sweet2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="408" data-original-width="589" height="276" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6eoaOGlQ-wDDvfbuhIzbqY-3XadAzuXzG5ewJ6QWS77MxG4f_eaTjkiPfKLgwc0OSBIN3DiXwE8T08EwURmKJaRLwIGNCr1ww_kxDTYuQyrQRTB3YhieS0LdMjaUlgG9gjdsENdB23bgG/s400/sweet2.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
5) zamykamy okienko tagów i powracamy do strony gry;<br />
<br />
6) wyszukujemy pod opisem gry nazwę wydawcy. Klikamy na nią i przenosimy się automatycznie na Steamową stronę wydawcy;<br />
<br />
7) klikamy na podświetlony na zielono przycisk "Obserwuj";<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgajFaU4dfR0g5uZ4n2u_lZ9XzkMFDI9BGvwEqp4dsmJkLbkS-4eVBAsN557SsYPAJH1DobAfmotavu2F1-6HUFmLy4OP6Pug154fU4IaPHA1XXgtpPzjjtgIWU3h27A4n5HVrHt2Drb6qd/s1600/sweet3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="898" data-original-width="1035" height="554" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgajFaU4dfR0g5uZ4n2u_lZ9XzkMFDI9BGvwEqp4dsmJkLbkS-4eVBAsN557SsYPAJH1DobAfmotavu2F1-6HUFmLy4OP6Pug154fU4IaPHA1XXgtpPzjjtgIWU3h27A4n5HVrHt2Drb6qd/s640/sweet3.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
8) powtarzamy proces w przypadku wszystkich tytułów, które uważamy za warte polecenia (nawet jeśli już je posiadamy - w takim przypadku nie dodajemy ich już tylko do listy życzeń).<br />
<br />
<br />
<b>2. Dzielić się ulubionymi grami z innymi!</b><br />
<br />
I nie, nie chodzi wcale o zgrywanie im pirackich wersji na płyty czy pdenrive'y. Chodzi o to, żeby nie zatrzymywać miłości do danej gry tylko dla siebie. Jakiś czas temu rozmawiałam z dziewczyną, która zdradziła mi, że pewne studio nie jest zainteresowane promowaniem swojej gry w Polsce. Wspominałam jakiś czas temu o tym, że z podobnego założenia odnośnie Zachodu wychodzili do niedawna Japończycy i rynek zmusił ich do bardzo ostrej weryfikacji swoich poglądów. Ucinanie sobie samemu zasięgów jest z marketingowego punktu widzenia błędem niewybaczalnym, ale nadal zdarza się, że niektórzy twórcy i wydawcy nie doceniają potęgi mediów. To jest ten moment, w którym powinniśmy przywdziać kostrium Supergracza (z obowiązkowymi majtkami na rajtuzach) i wziąć sprawy w swoje ręce.<br />
<br />
<u>Oto, co możemy zrobić:</u><br />
1) powiedzieć o grze znajomym, którzy mogą być nią potencjalnie zainteresowani;<br />
2) opublikować post na swoim Facebooku, Instagramie, Tumblrze lub Twitterze;<br />
3) zrecenzować grę na swoim blogu;<br />
4) ZRECENZOWAĆ GRĘ NA STEAMIE (co podkreślam, bo to jest rzecz, której wielu ludzi nie robi, nawet po ukończeniu gry);<br />
5) udzielać się w Steamowych dyskusjach dotyczących gry.<br />
<br />
Dlaczego jest to takie ważne? Bo zupełnie inny ruch twórcy na Steamie generują gracze tytułu <i>Psychedelica of the Black Butterfly</i>:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVuTkezNs3Ulip4kyI8YEc2T641h94iCs0qANLf9NLOthvGD_AZM3cmDRLFlUZi36q-B5654qMCOsY8K5aPZEJZtFPTyeDMrem1jAsgKuGu93iORDpOPTf6XrdryMwE6tOyFX9SOdmzVck/s1600/psyche.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="410" data-original-width="652" height="251" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVuTkezNs3Ulip4kyI8YEc2T641h94iCs0qANLf9NLOthvGD_AZM3cmDRLFlUZi36q-B5654qMCOsY8K5aPZEJZtFPTyeDMrem1jAsgKuGu93iORDpOPTf6XrdryMwE6tOyFX9SOdmzVck/s400/psyche.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
A zupełnie inny miłośnicy <i>The House in Fata Morgana</i>:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1Cdt9sgGOgaG59E60JZMcfDomyXN1n_HDPgafyD95Q4Dzo3n7ewkaMJ0X65vTPiGvfXEqXVi-GHSRIUGpgZYHfIDCZN0f9x47iK-vXnPDecSTulhO0gFv3fpscOxNs2bOw39CWHGrnLBa/s1600/fata.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="833" data-original-width="655" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1Cdt9sgGOgaG59E60JZMcfDomyXN1n_HDPgafyD95Q4Dzo3n7ewkaMJ0X65vTPiGvfXEqXVi-GHSRIUGpgZYHfIDCZN0f9x47iK-vXnPDecSTulhO0gFv3fpscOxNs2bOw39CWHGrnLBa/s400/fata.jpg" width="312" /></a></div>
<br />
I wspominam o tym nie tylko dlatego, że powyższą produkcję bardzo lubię (bo lubię i <i>Psychedelikę</i>), ale również dlatego, że od razu rzuca się w oczy różnica między nimi - w drugim przypadku w dialog z graczami wchodzą sami twórcy i wydawca, podczas gdy w pierwszym gracze są pozostawieni samym sobie. Wniosek? Mimo że oba tytuły są dobre, pierwszy ma oceny "Mieszane", a drugi "Przytłaczająco pozytywne".<br />
<br />
<br />
<b>3. Mówić twórcom, jak bardzo ich kochamy! (A kochamy, prawda?)</b><br />
<br />
Nie oszukujmy się - zdecydowana większość twórców gier VN siedzi w indie. W znakomitej większości oznacza to, że produkcją gier zajmuja się po godzinach, po powrocie ze swojej normalnej roboty w biurze, fabryce czy innym studiu produkującym gry. Nie zarabiają na grach milionów monet (ani nawet tysięcy, żeby móc całkowicie poświęcić się ich produkowaniu), ale mimo to poświęcenia i zapału mógłby im pozazdrościć niejeden bardziej uznany developer. Są takimi samymi ludźmi jak my i wierzcie mi, że naprawdę bardzo cieszą się, kiedy dowiadują się, że ktoś się przy ich tytule dobrze bawił, lub kiedy widzą, że ludzie o nim dyskutują. Dlatego jeśli jakaś produkcja skradnie Wasze serce, koniecznie dajcie im o tym znać. Nie ma znaczenia, czy będzie to mail (jeśli będziecie mieć taką możliwość), czy wspomniana już przeze mnie wcześniej recenzja na Steamie. Najgorszą rzeczą, jaką możecie w takiej sytuacji zrobić, jest milczenie. Dla twórcy nie ma niczego gorszego niż cisza na temat tytułu, w którego stworzenie włożył mnóstwo serca!<br />
<br />
<br />
Jak więc sami widzicie, jest coś, co każdy może dla ukochanego twórcy zrobić, niezależnie od tego, czy w danej chwili może pozwolić sobie na kupno jego gier, czy też nie. Teraz są święta, więc tym bardziej warto zainteresować się tematem, szczególnie że gry VN tworzą nie tylko Japończycy, ale również Europejczycy, nawet Polacy. Jakiś czas temu jeden z członków naszej Facebookowej grupy "<b>Kochamy Gry Otome</b>" opublikował na Steamie swoją własną grę - <i>Tales from Windy Meadow</i>. Pomóżmy mu zwiększyć zasięgi i sprawmy, żeby świat się o niej dowiedział! Znajdziecie ją pod poniższym linkiem: <i><a href="https://store.steampowered.com/app/875660/Tales_From_Windy_Meadow/">https://store.steampowered.com/app/875660/Tales_From_Windy_Meadow/</a></i><br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDig8C8Dsf3DxwLiaABgFtPj29Z_ZUE5GPL-ueywe3OixOib5LrKPXX34gzXsp3Z9v1pyweyxy-IUIMmVxTg9-eQKtwl_TDDHSF8amrkEIV6KfMeJmNqRNKkMm-oEs81ebbhuIs4uOzQAs/s1600/Nitro%252BCHiRAL.full.1460458.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="654" data-original-width="1250" height="334" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDig8C8Dsf3DxwLiaABgFtPj29Z_ZUE5GPL-ueywe3OixOib5LrKPXX34gzXsp3Z9v1pyweyxy-IUIMmVxTg9-eQKtwl_TDDHSF8amrkEIV6KfMeJmNqRNKkMm-oEs81ebbhuIs4uOzQAs/s640/Nitro%252BCHiRAL.full.1460458.jpg" width="640" /></a></div>
<br />Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-9896533493583702182018-12-25T04:14:00.001-08:002018-12-25T04:51:53.786-08:00148. Byliście grzeczni w tym roku? Trzy visual novelowe prezenty dla każdego!<b>Pasterka odespana? Karp przetrawiony? Gardło zdarte śpiewaniem kolęd? Zatem nadszedł czas na prezenty! Po prawie nieprzespanej nocy (wigilijne obżarstwo po całym dniu postu zdecydowanie mi nie służy) udało mi się złapać na gorącym uczynku powracającego do sań Mikołaja, któremu Straż Miejska wlepiła mandat za złe parkowanie. Postanowiłam przygarnąć go na resztę nocy do naszej nawiedzonej posiadłości (Michel, nie denerwuj się) i wspólnie przygotowaliśmy dla Was świąteczne prezenty.</b><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhczIUTJozwwabyRBe2qG3yW4glv8BYNMvpNme1b0ShYN44Uu63AqJnL9OOWZKDPtOGByU45y4v6tAihlzRZDCSVVdd96zIJDnuiSQG-IqB0SafCqM05yudj7WkToMRBoUbRcUv7gB0Kpu/s1600/miko.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="955" data-original-width="997" height="612" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhczIUTJozwwabyRBe2qG3yW4glv8BYNMvpNme1b0ShYN44Uu63AqJnL9OOWZKDPtOGByU45y4v6tAihlzRZDCSVVdd96zIJDnuiSQG-IqB0SafCqM05yudj7WkToMRBoUbRcUv7gB0Kpu/s640/miko.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Grafika pochodzi z oficjalnego kalendarza Nitroplus.</td></tr>
</tbody></table>
<b>Po pierwsze</b>, w tym roku pojawi się recenzja gry, o którą prosiło bardzo wiele osób, a której nie mogłam dostać ze względu na brak zachodniej lokalizacji. Musiałam jednak być w tym roku wyjątkowo grzeczna, ponieważ Mikołaj wygrzebał ją dla mnie ze swojej torby. Odwiedzimy zatem miejsce, w którym ludzie koegzystują z demonami, a świat duchów styka się z ludzkim (i nikt nie próbuje nikogo wrobić w małżeństwo... Tak, Kazama, o tobie mówię). Na pokład wkracza <b>Ayakashi Gohan</b>!<br />
<br />
<b>Po drugie</b>, w pierwszym kwartale pojawi się na blogu cykl wpisów, o który najbardziej prosiliście w stworzonej kiedyś przeze mnie ankiecie, a więc <b>Szkoła Tworzenia Gier Otome</b>. Będzie to całkowicie darmowy kurs przeznaczony dla wszystkich, którzy chcieliby w przyszłości stworzyć własną grę visual novel (ze szczególnym uwzględnieniem otome).<br />
<br />
Szkoła Tworzenia Gier Otome powstaje we współpracy ze specjalistami branży gamingowej i obejmie zagadnienia związane z video game writingiem, designem, psychologią tworzenia gier, programowaniem i skryptowaniem, a także procesem wydawniczym. Słowem: wszystkim, czego potrzebujecie, żeby stworzyć dobrą historię i opowiedzieć ją światu.<br />
<br />
<b>Po trzecie</b>, w związku z powyższym (między innymi) powstała na Facebooku grupa zrzeszająca miłośników i twórców gier otome. Jest to miejsce, w którym będziecie na bieżąco z nowinkami i promocjami na poszczególne gry, podyskutujecie na temat ulubionych tytułów i znajdziecie ludzi, którzy pomogą Wam przy prototypowaniu własnej gry.<br />
<br />
Grupa nazywa się "<b>Kochamy Gry Otome</b>" i znajdziecie ją poniżej:<br />
<i><a href="https://www.facebook.com/groups/1523694581206297/">https://www.facebook.com/groups/1523694581206297/</a></i><br />
<br />
<br />
Wiem też, że paru osobom obiecałam, że na święta pojawi się wpis dotyczący koncertu muzyki z <i>The House in Fata Morgana</i> w Osace, ale okazało się, że do jego odpalenia potrzebuję gry uruchomionej na Steamie. Ponieważ pracuję na oficjalnych plikach tłumaczeniowych, musiałabym nadpisywać informacje w chmurze, czego nie mam zamiaru obecnie robić, więc koncert pojawi się po zakończonym tłumaczeniu gry.<br />
<br />
Na koniec chciałabym powiadomić, że w kolejnym wpisie pojawi się bardzo ważna informacja dotycząca tego, w jaki sposób możecie sprawić świąteczny prezent twórcom i wydawcom ulubionych gier. <i>Stay tuned!</i><br />
<br />
Radosnych Świąt i najpiękniejszych chwil spędzonych przy grach otome!<3 p=""></3><br />
<br />
<i>życzą Autorka bloga, Zippete i Mikołaj z mandatem</i>Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3278336617526625834.post-20976855957329437102018-12-23T04:00:00.003-08:002018-12-23T04:35:31.552-08:00147. Biorę cię w ramiona ze wszystkim, co w tobie jest (sweet pool) [yaoi] [18+]<b>Nie skłamię, jeśli napiszę, że wkroczenie gier Nitroplus na Zachód możemy nazwać wydarzeniem roku, jeśli chodzi o gry visual novel. Podejrzewam, że nie byłam jedyną osobą, która oczekiwała na premierę sweet pool z mieszanką lekkiego niedowierzania i ogromnej ekscytacji. Gry Nitroplus to święte graale miłośniczek gier yaoi i wszystkich, którzy cenią sobie dobrze opowiedziane historie, które z gracją wymykają się wszelkim normom i ogólnoprzyjętej poprawności. Nic zatem dziwnego, że z wytęsknieniem oczekiwałam okolic 20 grudnia, żeby otrzymać egzemplarz recenzencki <i>sweet pool</i> i zagłębić się w jedynej w swoim rodzaju opowieści o miłości.</b><br />
<div>
<b><br /></b></div>
<div>
<b>Tutaj chciałabym zaznaczyć, że we wpisie znajdują się treści, które mogą niepokoić wrażliwszych użytkowników, a sama gra jest przeznaczona dla osób powyżej 18 roku życia.</b></div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZkafQF9MeawDiiY8OSiBTBNIVFWZ0-uKBkd1nQxwnndsWFAGqxa2xMH_rTv0jbSdet4gPtOCN751YK3IkBC-QL9iy4R-vrOO92fTv7Oj_akKytyI82LX88CzwFvM3fdr9DO-fcVjBXBYY/s1600/20181222163548_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="1280" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZkafQF9MeawDiiY8OSiBTBNIVFWZ0-uKBkd1nQxwnndsWFAGqxa2xMH_rTv0jbSdet4gPtOCN751YK3IkBC-QL9iy4R-vrOO92fTv7Oj_akKytyI82LX88CzwFvM3fdr9DO-fcVjBXBYY/s640/20181222163548_1.jpg" width="640" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Na wstępie pozwolę sobie zacytować krótkie wprowadzenie do fabuły pochodzące z mojego wpisu dotyczącego bezpłatnego dema gry:</div>
<div>
<i><br /></i></div>
<div>
Bohaterem gry jest nastoletni Youji, który uczęszcza do katolickiej szkoły średniej. Chłopak odznacza się wyjątkowo słabym zdrowiem i poprzedni rok praktycznie spędził w szpitalu, przez co musi powtarzać klasę. Nic zatem dziwnego, że czuje się jak odludek i nie utrzymuje z nikim bliższych relacji. Jedyną osobą, która nie ma oporów przed zbliżeniem się do klasowego chorowitka, jest pełen optymizmu Makoto, który stara się nieco podreperować wątłe umiejętności interpersonalne Youjiego, zagadując go przed lekcjami czy wyciągając na przekąszenie czegoś po zajęciach. Ciężko jednak powiedzieć, że przynosi to jakiekolwiek efekty - nasz bohater zdaje się być pogrążony w swoim własnym świecie, do którego niechętnie kogokolwiek wpuszcza. Jakby tego było mało, jest sierotą. Znajduje się pode opieką swojej o trzy lata starszej siostry, która niedawno wyszła za mąż i spodziewa się pierwszego dziecka. Chłopak mieszka więc sam i żeby zdobyć chociaż częściową niezależność, pracuje w weekendy w osiedlowym sklepie. Mogłoby się wydawać, że prowadzi nudne i względnie poukładane życie, ale jego stan zdrowia szybko zaczyna się pogarszać. Youjiemu zaczynają dokuczać zawroty głowy, nudności i bóle brzucha. Z początku nasz bohater bagatelizuje problem, sądząc, że to efek przebytej niedawno choroby, ale objawy nasilają się, przybierając w dodatku dosyć niecodzienną postać - uczucia formowania się w podbrzuszu żywej istoty, która koniecznie pragnie się wydostać. Ilekroć to nadchodzi, Youji odczuwa obezwaładniające podniecenie seksualne i ilekroć daje mu upust, wydala z organizmu mnóstwo krwi i pulsujące własnym życiem skąpane w niej guzy. W dodatku chłopak staje się o wiele wrażliwszy na zapachy i to właśnie specyficzna słodkawa woń sprawia, że zaczyna zwracać większą uwagę na tajemniczego kolegę z klasy - nieokazującego emocji prymusa Tetsuo. Na scenę wkracza również chory psychicznie syn miejscowego mafioza, Zenya, który również wykazuje ponadprzeciętne zainteresowanie Youjim i zdaje się wiedzieć, co tak naprawdę zaczyna się z nim dziać. Z początku podchody kolegów wyglądają niewinnie i przypominają zwyczajną chęć zaprzyjaźnienia się (na swój własny sposób, szczególnie w przypadku Zenyi), ale im dalej w las, tym bardziej przypomina to działanie czysto instynktowne, nacechowane agresją i wzajemnym skakaniem sobie do gardeł. Zupełnie jakby nie walczyli o to, kto skoczy po szkole z Youjim na lody, a o to, kto go posiądzie. W końcu chłopcy poddają się niewolącemu ich instynktowi, co doprowadza do tragedii. I im więcej pytań zadają, tym częściej otrzymują odpowiedzi, których nie chcieliby znać.</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-yi05wVp3CUy-Tx78k9zK5kj-Qj0XYxTznxX-oWkbywy3R3FemXoel-ePGrjMn57Dpw2Wz9jK_cdAy6YWnj9ntykefBl6LjGg0GXSr0NS4wvNukO8p30_vbV9TrZb_J6pLzvK5WUmDy-Q/s1600/20181219163254_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="1280" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-yi05wVp3CUy-Tx78k9zK5kj-Qj0XYxTznxX-oWkbywy3R3FemXoel-ePGrjMn57Dpw2Wz9jK_cdAy6YWnj9ntykefBl6LjGg0GXSr0NS4wvNukO8p30_vbV9TrZb_J6pLzvK5WUmDy-Q/s640/20181219163254_1.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAsZnvOqIw2KVFol_oc2EHucXrontnnnul4hsXvnQG-Le7j8LESSbHEkTj56dcWc7-B0FykmJhviaCFgArQ8r6_S1-FTuxEUSSWEWs7X-Jf3F_6fBQu4eDxkH12ToePnf2thvSj2OVLwCp/s1600/20181219165706_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="1280" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAsZnvOqIw2KVFol_oc2EHucXrontnnnul4hsXvnQG-Le7j8LESSbHEkTj56dcWc7-B0FykmJhviaCFgArQ8r6_S1-FTuxEUSSWEWs7X-Jf3F_6fBQu4eDxkH12ToePnf2thvSj2OVLwCp/s640/20181219165706_1.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBpXeTIDobSIo2R4UUDkFMM6aoaVgLMBMOqgWPou1bpWm9bC5lyxLLp1vskNiDnzl1fNd684z5bHLj1KnaxGuOe-3M_1x8b7r1fLTjA_ehOoHYzagMCLes_x4cqhC5wQZ7Ij-WHQ_iAN5B/s1600/20181221185859_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="1280" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBpXeTIDobSIo2R4UUDkFMM6aoaVgLMBMOqgWPou1bpWm9bC5lyxLLp1vskNiDnzl1fNd684z5bHLj1KnaxGuOe-3M_1x8b7r1fLTjA_ehOoHYzagMCLes_x4cqhC5wQZ7Ij-WHQ_iAN5B/s640/20181221185859_1.jpg" width="640" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Okazuje się, że ojciec Youjiego był Żywicielem, który w chwili wypadku poświęcił życie, żeby uratować syna. Niestety, wraz z życiem przekazał mu również swoją nieludzką cechę, która natrafiła, niestety, na wyjątkowy i niezwykle podatny grunt. Youji nie jest człowiekiem. Jest nosicielem rozwijających się w jego ciele istot odrzuconych przez Boga, pragnących użyć go do reprodukcji swojego gatunku. Chłopak jest wyjątkowy, ponieważ wydziela feromony przypisane do samic i w ten właśnie sposób zwabia do siebie podatnych na swój zapach mężczyzn. Płeć potencjalnych rodziców nie ma dla tajemniczych istot żadnego znaczenia, ponieważ dziecko poczęte w takiej relacji nie przychodzi na świat w sposób naturalny. Ważne jest jednak, żeby partnerem samicy zawsze był tak zwany samiec idealny, który posiada odpowiednie predyspozycje fizyczne. W naszej opowieści jego rolę spełnia Tetsuo i to z nim Youji nawiązuje ostatecznie bliższą relację. Zenya jest samcem wybrakowanym (ponieważ ojciec od dziecka karmił go pochodzącym z istot mięsem, część jego ciała została przeobrażona), a Makoto zwyczajnym człowiekiem, który posiada po prostu wyjątkowo czuły węch.<br />
<br />
Nic zatem dziwnego, że na naszych oczach nie rozgrywa się wcale opowieść o wielkiej miłości, a rywalizacja międzygatunkowa oparta na najprostszych i najbardziej prymitywnych instynktach. Tetsuo opiekuje się Youjim, zapewniając mu wszystko, czego chłopak potrzebuje (nawet jedzenie, kiedy ten nie jest w stanie zwlec się z łóżka i udać się do szkoły), ale jednocześnie prawie każde ich spotkanie kończy się próbą zaciągnięcia protagonisty do łóżka, nawet jeżeli takiego w pobliżu nie ma, a że Tetsuo jest od niego o wiele silniejszy, to nietrudno wyobrazić sobie przebieg zdarzeń. Tak, mamy tutaj klasyczny już chyba dla gatunku yaoi schemat budowania bliskiej relacji na gwałcie, ale tutaj zachowanie Youjiego przynajmniej jest adekwatne do tego, co przeżywa. Najpierw jest to paniczny strach przed oprawcą, potem syndrom sztokholmski oparty na zależności i byciu akceptowanym (w końcu Tetsuo nie uważa go za wynaturzenie), a dopiero potem rodzi się z tego realne uczucie. Sam Tetsuo również nie jest postacią jednowymiarową. Ze względu na wydzielany przez Youjiego zapach intynkt nakazuje mu robić rzeczy, których normalnie nigdy by się zapewne nie dopuścił. W dodatku początkowa brutalność dosyć szybko przemienia się w troskliwość i czułość. Youji po raz pierwszy w życiu ma kogoś, kto chce być przy nim na dobre i na złe, nie zamierza go zostawić i zawsze będzie obok. Oczywiście, nie zamierzam tutaj usprawiedliwiać początkowego zachowania Tetsuo, które nie powinno mieć miejsca w żadnej zdrowej relacji, ale też ciężko nazwać relację bohaterów normalną. Można powiedzieć, że obaj są ofiarami, które utknęły w trybikach wielkiej maszyny. Nie są też, rzecz jasna, jedynymi bohaterami opowieści. Oprócz nich poznajemy również starszą siostrę Youjiego, nauczyciela chłopców, fanatycznego ojca Zenyi czy jego opiekuna, byłego gangstera Kitaniego. Każde z nich odgrywa ważną rolę i ma mniejszy lub większy związek z rozgrywającą się na naszych oczach tragedią.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9u7AuIfuxd5JdrsszAmprxYrYx6FNU-0Ijzo_4HIyN013HjGRPH8sAUYDRHEDnIkl1AsoNylcfMqvXRADMXittlFaAH7IfjQ8Dqz7RZkLUwqdukQUGNMc-7I4nPReKY1ici1uRtIZNkS6/s1600/20181221225118_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="1280" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9u7AuIfuxd5JdrsszAmprxYrYx6FNU-0Ijzo_4HIyN013HjGRPH8sAUYDRHEDnIkl1AsoNylcfMqvXRADMXittlFaAH7IfjQ8Dqz7RZkLUwqdukQUGNMc-7I4nPReKY1ici1uRtIZNkS6/s640/20181221225118_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
W <i>sweet pool</i> właściwie brak antagonisty. Możemy nienawidzić wyjątkowo brutalnego i skłonnego do znęcania się nad innymi Zenyi, ale wystarczy, że wrócimy z nim ze szkoły do domu, żeby przekonać się, że życie synalka z bogatego domu jest naznaczone wyjątkowym cierpieniem. Historia jest opowiedziana w taki sposób, że mamy okazję obserwować ją oczami każdej z postaci i to bardzo skutecznie chroni nas przed dzieleniem ich na dobre i złe. Ciężko nawet powiedzieć, czy złe są zamieszkujące ich ciała istoty. Stanowią wielką niewiadomą i nieustanne stawianie nas przed Nieznanym jest jednym z największych atutów gry. Nie wiadomo, co czai się za kolejnym rogiem. Z jednej strony pragniemy też rozwikłać trapiącą chłopców zagadkę, a z drugiej im więcej wiemy, tym większe budzi w nas ona przerażenie. Chcielibyśmy się wycofać, ale ciekawość pcha nas dalej. Chcielibyśmy uciec, ale nie możemy. Czujemy się dokładnie tak, jak bohaterowie gry: osaczeni i uwikłani w coś silniejszego od nas. Jeżeli ktoś lubi podobne klimaty, to <i>sweet pool</i> na pewno przypadnie mu do gustu. Ja wybornie się przy nim bawiłam.<br />
<br />
Z opowiadaną historią całkowicie współgra oprawa wizualna. Spłowiałe kolory, kontrasty, żółcie mieszające się z szarością, a nawet wyjątkowo ascetycznie urządzone przestrzenie. Gra już od samego początku wzbudza uczucie przygnębienia i dosyć szybko zamienia się w niepokój. Słońce w <i>sweet pool</i> nie przypomina miłego wspomnienia ciepłego lata, a raczej żółć wymieszanych z krwią wnętrzności. Samej krwi też jest pod dostatkiem, o wnętrznościach nie wspominając. Z tego też powodu ciężko polecić grę jako idealną do śniadania i mimo że sama uwielbiam klimaty gore, to jednak pamiętałam, żeby przy niej nie jeść. To całkowicie pozbawiona cenzury produkcja, której głównym bohaterem tak naprawdę są flaki. I to nie te po zamojsku.<br />
<br />
Oprawa audio nie zrobiła już na mnie tak dużego wrażenia. Muzyka dobrze podkreśla poszczególne sceny, ale też nie wpada jakoś wybitnie w ucho, może poza piosenkami związanymi z poszczególnymi zakończeniami (i świetnym openingiem). Gra nie posiada typowych wątków, a raczej różne zakończenia tej samej historii. Przyznam szczerze, że najbardziej sposobało mi się to, w którym Youji i Tetsuo całkowicie poddali się instynktowi i postanowili oddać życie w celu zrodzenia potomka. Obserwowanie ich ostatniego aktu seksualnego "obserwowanego" przez niezliczoną ilość pełzających wokół kawałków mięsa i powolne przemienianie się bohaterów w podobnie jednolitą masę nie jest czymś, o czym łatwo zapomnieć.<br />
<br />
Jak już wspomniałam w swoim wpisie omawiającym demo gry, nie podejmujemy w niej typowych dla VN wyborów. Zamiast tego w momencie, w którym musimy opowiedzieć się po którejś ze stron, możemy albo podążyć za instynktem, albo za rozumem. Wybory nie zmieniają zbyt wiele w przebiegu samej rozgrywki (nie licząc historii Makoto i Zenyi), stąd też gra sama w sobie nie jest zbyt długa i po przejściu jej jeden raz można w ciągu paru godzin odblokować resztę zakończeń.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgKO1IpxCPzFCzMVkRR8K_se2HKx6nhAhcUDopeoI48IPEhQYjXxyA41HqHQ49S-TbrLMO2dQ4SXBFw7UMHLCboJXtXefQTABHGwGk0wl7wu0ssYSyqx1OyehIxYqvQNB5RFvavvmVTvn0/s1600/20181221165559_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="1280" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgKO1IpxCPzFCzMVkRR8K_se2HKx6nhAhcUDopeoI48IPEhQYjXxyA41HqHQ49S-TbrLMO2dQ4SXBFw7UMHLCboJXtXefQTABHGwGk0wl7wu0ssYSyqx1OyehIxYqvQNB5RFvavvmVTvn0/s640/20181221165559_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmkni7PEXbPEPd-JI_w_5sgwbLhWl9bgaEk3Y8ZdipPbVEA7A4-yT01j6NrIgyBQniPOxxdROkGPzK1irVAzZsdeGgp2VGVHOe72okFLivmjEKzmNHElU3MnscuPwGdsElkGE0YQCYkft4/s1600/20181220172521_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="1280" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmkni7PEXbPEPd-JI_w_5sgwbLhWl9bgaEk3Y8ZdipPbVEA7A4-yT01j6NrIgyBQniPOxxdROkGPzK1irVAzZsdeGgp2VGVHOe72okFLivmjEKzmNHElU3MnscuPwGdsElkGE0YQCYkft4/s640/20181220172521_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
Warto wspomnieć, że autorem scenariusza <i>sweet pool</i> jest kobieta, Fuchii Kabura, w mojej opinii jedna ze zdecydowanie najbardziej utalentowanych video game writerek ever (miałam przyjemność grać w inną napisaną przez nią produkcję, która również na pewno się na tym blogu pojawi). Myślę, że chyba tylko ona jest w stanie połączyć elementy horroru gore z erotyką i stworzyć z tego ambitne dzieło, a nie horror komediowy klasy Z. <i>sweet pool</i> to produkcja dająca do myślenia i niełatwa w odbiorze, ale również pozbawiona ocierania się o tryhard. Kontrowersja zdecydowanie nie jest tutaj celem samym w sobie.<br />
<br />
Jak nietrudno się domyślić, <i>sweet pool</i> nie jest grą dla wszystkich. Ciężko mi nawet powiedzieć, czy w ogóle polecałabym ją fankom yaoi, które nade wszystko cenią sobie męsko-męskie pochędóżki, bo scen seksu w grze jest niewiele i wbrew temu, czego można byłoby się spodziewać, zbliżenia między Youjim i Tetsuo ciężko określić wyuzdanymi. Na pewno nie polecałabym też gry komuś, kto mdleje na widok krwi lub nie przepada za opowieściami grozy. Miłośnicy lekkich komedii i słodkich bishów raczej się tutaj nie odnajdą, natomiast ci, którzy lubią podobne klimaty, na pewno będą się dobrze bawić.<br />
<br />
Chciałabym zwrócić jeszcze uwagę na fakt, że warto zajrzeć do folderu instalacyjnego gry, do którego wydawca dorzucił instrukcję, znajdującą się zapewne w pudełku oryginalnego japońskiego wydania. Znajdziecie tam nie tylko opisy postaci i porady dotyczące samej rozgrywki, czy rozwiązania możliwych problemów z instalacją czy samym działaniem gry, ale również poradę, żeby po każdej godzinie spędzonej przy <i>sweet pool</i> zrobić sobie dziesięć minut przerwy. Mała rzecz, a cieszy. Po ukończeniu gry otrzymujemy również dostęp do oficjalnego dokumentu z podziękowaniami od twórców i kulisami produkcji. Okazuje się, że panowie pracujący w Nitroplus od razu zapałali miłością do bohaterów <i>sweet pool</i>!<br />
<br />
Na koniec dodam, że gra wyszła u nas w dwóch wersjach: z cenzurą i bez. Ja otrzymałam do recenzji wersję nieocenzurowaną, więc ciężko mi powiedzieć, jak wypada ta pozbawiona scen seksu i gore. Jeżeli będę miała okazję się z nią zapoznać, na pewno podzielę się wrażeniami.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7Lj3Gas6B3DjYmqclTHsKBtmWLdwaZqeu3W_q7_2IdumhOM0_1hCqZ2YluYPPvJS1Phj4rUim23p4HM0j6fOSQQ90hmAkZ1HFOj0D1IUEP508mYgs4gdbyVryymaapjC7MwyO6hplBMHc/s1600/20181219172334_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="890" data-original-width="1280" height="444" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7Lj3Gas6B3DjYmqclTHsKBtmWLdwaZqeu3W_q7_2IdumhOM0_1hCqZ2YluYPPvJS1Phj4rUim23p4HM0j6fOSQQ90hmAkZ1HFOj0D1IUEP508mYgs4gdbyVryymaapjC7MwyO6hplBMHc/s640/20181219172334_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnI08OoMlVdAbCBrdWSzl1_Wih9-ZUYJzSMcWfRLJsgBGsXZtNjx4LsiJUJOB0OyHQ89_QSJQDXaKBnBoMK8wYQZOttQvW165XE6rvi8W8sBa7aVyvmrfwbA_g2XVH4FGLLx8gU5vP7lnB/s1600/20181222175136_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="1280" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnI08OoMlVdAbCBrdWSzl1_Wih9-ZUYJzSMcWfRLJsgBGsXZtNjx4LsiJUJOB0OyHQ89_QSJQDXaKBnBoMK8wYQZOttQvW165XE6rvi8W8sBa7aVyvmrfwbA_g2XVH4FGLLx8gU5vP7lnB/s640/20181222175136_1.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<b>***</b><br />
<b>Na koniec tradycyjnie garść przydatnych informacji:</b><br />
Tytuł: <b>sweet pool</b><br />
Producent: <b>Nitroplus</b><br />
Wydawca: <b>JAST USA</b><br />
Data wydania: <b>20 grudnia 2018</b><br />
Przybliżony czas rozgrywki: <b>ok. 20 godzin</b><br />
Ograniczenia wiekowe: <b>18+</b><br />
Wersja językowa: <b>angielska</b><br />
<br />
<b>Cena:</b><br />
wersja ocenzurowana - <b>ok. 54 zł</b><br />
wersja nieocenzurowana - <b>ok. 95 zł</b><br />
<br />
Osoby, które zakupią pierwszą wersję, mogą dokupić DLC, które odblokowuje ocenzurowaną treść.<br />
<br />
<b>Grę można zakupić na Steamie:</b><br />
<i><a href="https://store.steampowered.com/app/852910/sweet_pool/">https://store.steampowered.com/app/852910/sweet_pool/</a></i><br />
<br />
<b>Lub na stronie wydawcy:</b><br />
<i><a href="https://jastusa.com/sweet-pool">https://jastusa.com/sweet-pool</a></i><br />
<br />
<b>Link do DLC:</b> <i><a href="https://jastusa.com/sweet-pool-dlc">https://jastusa.com/sweet-pool-dlc</a></i><br />
<br />
<br />
<b><i>Za ofiarowanie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy, firmie JAST USA.</i></b><br />
<b><i><br /></i></b>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHIDuLqI2y-QucSevZUyASbxn7FrdlLL2drPNiHdJp96BrukYisHmH6S7Z_fjot4D8j2xnK-4o4iv8i4iCkXV3lUEfOG-dY_STAXKAiZ0qi1QfOCG_zjgXkKLKBrATV4yuff11Z9ce20_Q/s1600/28056586_1097289677079527_5010109996210976078_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="315" data-original-width="850" height="118" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHIDuLqI2y-QucSevZUyASbxn7FrdlLL2drPNiHdJp96BrukYisHmH6S7Z_fjot4D8j2xnK-4o4iv8i4iCkXV3lUEfOG-dY_STAXKAiZ0qi1QfOCG_zjgXkKLKBrATV4yuff11Z9ce20_Q/s320/28056586_1097289677079527_5010109996210976078_n.jpg" width="320" /></a></div>
</div>
Skolopendrokothttp://www.blogger.com/profile/01239923529485167670noreply@blogger.com0