wtorek, 17 stycznia 2017

59. Chodźmy na rower, czyli recenzja komiksu "Wind Breaker".

Zima w tym roku nas nie opuszcza - zadomowiła się na dobre, sprawiając, że nie mamy ochoty wyściubiać nosa na dwór. Jest mroźnie, śnieżnie i tak biało, jak na bożonarodzeniowych pocztówkach. W takie dni coraz częściej tęsknię za krótkim rękawkiem, rowerem i wyprawami nad pobliską rzekę. Na szczęście z pomocą przyszło mi wydawnictwo Red Sun, dostarczając do domu chociaż namiastkę upalnych dni - poznajcie Jo Ję i jego rower!


Jo Ja uchodzi za typowego kujona. W jego życiu liczy się głównie nauka i nie zaprząta sobie głowy takimi rzeczami jak dziewczyny czy kumple. To nieco aspołeczny nastolatek, który nie jest zbyt dobry w kontaktach z ludźmi - zdaje się kompletnie nie potrzebować ich towarzystwa, a jeśli już ktoś próbuje się do niego zbliżyć, to spotyka się ze ścianą. Posiada jednak swoją pasję, a jest nią jazda na rowerze. Jest w tym naprawdę świetny i potrafi wykonywać triki, o których przeciętny Kowalski mógłby jedynie pomarzyć. Któregoś wieczoru jego zjazd na poślizgu zostaje dostrzeżony przez członków ekipy miłośników rowerów. Jest wśród nich również TJ - pozer, któremu wydaje się, że jego drogi rower powinien uchodzić za przedmiot kultu. Postanawia więc rzucić Jo Ji wyzwanie, przekazując swoją propozycję przez przywódcę ekipy, uważanego za bożyszcze nastolatek Minu. Chłopak początkowo nie jest zainteresowany, ale Minu wchodzi mu na ambicję i ostatecznie udaje mu się go przekonać. Jednak ten wyścig to dopiero początek przygody kujonowatego okularnika. Jest to bowiem komiks, który zawiera w sobie nie tylko wartką akcję - to również opowieść o fascynującym życiu koreańskich licealistów.

I ta właśnie opowieść w pełni mnie kupiła. Nie jest głupiutka ani przesłodzona - znajdziemy w niej wprawdzie sporo elementów humorystycznych, ale nie odbierają one powagi całości. Brak tutaj wyidealizowania realiów - bohaterowie muszą dużo się uczyć, pracować, borykać się z nadmiernymi wymaganiami stawianymi przez rodziców i problemami rodzinnymi, a jednocześnie autor nie popada w melodramatyzm. To mocny, dobry tytuł, w mojej opinii jeden z ciekawszych, jakie mogły zawitać na polski rynek. Na pewno znajdzie uznanie wśród osób, które mają już dosyć wszędobylskich przesłodzonych opowieści z wymuszonym humorem, a jednocześnie nie chcą borykać się ze złożonością "Akiry" czy ciężkim klimatem "BLAME!". Należy tutaj dodać, że na uwagę zasługuje też rysunek autora i to nie tylko dlatego, że tworzy w kolorze - jego kreska posiada bowiem bardzo "zachodni" styl - to jest coś, co przy pierwszym kontakcie może się nie podobać, ale wierzcie mi, że kiedy jedynie zobaczycie, jak Jo Yongseok ukazuje postacie w ruchu, to w pełni ten styl docenicie. Bohaterom brak typowej dla mangowych postaci sztywności, wyidealizowanych buziek i nóg pod samą szyję - wszystko tu jest naturalne, miękkie i dynamiczne, a ujęcia ścigających się chłopaków to prawdziwa uczta dla oczu.



"Wind Breaker" został wydany przez nowo powstałe wydawnictwo Red Sun, dlatego czas przyjrzeć się jakości tegoż wydania. Przede wszystkim ten komiks to nie tomik, a tomiszcze - jest nie tylko większy i grubszy od standardowych mang, ale też sporo cięższy. Okładka nie posiada obwoluty, ale za to jest bardzo gruba i sztywna, dzięki czemu bez problemu utrzymuje ciężar komiksu podczas czytania. W środku znajdziemy natomiast połyskujący papier kredowy wysokiej jakości. Sądzę, że wydanie "Wind Breakera" na czymś innym byłoby profanacją, dlatego cieszę się, że Red Sun nie podeszło do tematu po łebkach, ale zaserwowało nam naprawdę porządnie przygotowany produkt. Jeśli do tego dodam, że całość jest bardzo dobrze sklejona i podczas czytania nie ma się wrażenia, że komiks zaraz się rozleci (jak np. w "Usłyszeć ciepło słońca" od Dango), to pozostaje jedynie postawić Red Sun jako wzór dla innych wydawnictw.

Jednak rzeczą, która ewidentnie w tym tytule kuleje (chociaż na szczęście nie na tyle, żeby odebrać przyjemność z czytania), jest poziom redakcji i korekty. Miałam wrażenie, że po raz drugi czytam "Akirę", w którym nastoletni członkowie gangu motocyklowego nie znają innych przekleństw niż "motyla noga". Dialogi często są nienaturalne i sztuczne, brak im lekkości i polotu. W wielu miejscach można też spotkać paskudny szyk wyrazów w zdaniu. To jest jednak jeszcze do przełknięcia. Zdecydowanie gorzej jest z korektą. Z tyłu tomiku można przeczytać, że nad korektą językową pracowały aż cztery osoby, a w rzeczywistości w komiksie roi się od błędów. I nie mówię tutaj nawet o literówkach, bo jedna literówka na tom to dla mnie najzwyczajniej w świecie czynnik ludzki i z własnego doświadczenia wiem, że coś można zwyczajnie przeoczyć. Bardziej boli mnie niezwykłe namnożenie błędów interpunkcyjnych (te przecinki w nieodpowiednich miejscach lub ich całkowity brak!), błędy w odmianie imion i nazw własnych, błędy w zapisie cudzysłowu... W dodatku są one popełniane mocno niekonsekwentnie, zupełnie jakby korektor nie wiedział, jaka forma jest poprawna i na wszelki wypadek postanowił zostawić dwie. Moja rada dla Red Sun: zamiast brać do korekty cztery osoby, które odwalają Wam fuszerkę level over 9000, zainwestujcie w kogoś, kto zrobi Wam to porządnie i przy okazji pomoże odpowiednio przeredagować tekst.

Czy mimo to mogę "Wind Breakera" polecić? Tak, bo jest to prawdziwa perełka i szkoda byłoby, gdyby pozostała niezauważona. Jest to również bardzo odważny krok wschodzącego wydawnictwa, który może ostatecznie pokazać, jaką popularnością będą cieszyć się w naszym kraju tytuły w kolorze. To kawał dobrej historii, szybka jazda na rowerach i niebanalna kreska - czegóż chcieć więcej?

Za możliwość zrecenzowania tomiku dziękuję wydawnictwu Red Sun.



2 komentarze:

  1. Na wielu blogach spotkałam się z podobnymi zarzutami co do korekty/ opracowania. To nowy sposób przez Was na szukanie pracy? Niektóre przecinki są przecież fakultatywne... Kończę już drugi tom Wind Breakera i bardzo szybko się to czyta, fabuła wciąga. Polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi anonimowy Anonimie, ;)

      Jeśli wydawnictwo będzie zainteresowane wskazaniem przeze mnie konkretnych błędów i ewentualnym nawiązaniem współpracy, to się ze mną skontaktuje. Maila ma. Nie rzucam słów na wiatr i każdy błąd jestem w stanie omówić.

      Usuń