Gra "The Amazing Shinsengumi: Heroes in Love" jest kolejnym dzieckiem studia Dogenzaka Lab i ujrzała światło dzienne 27 lipca 2016 roku. Podobnie jak reszta produkcji tego dewelopera stanowi port z urządzeń mobilnych. Oznacza to, że raczej nie powinniśmy spodziewać się po niej ani graficznych wodotrysków i voice actingu, ani długiego czasu rozgrywki. Kiedy po nią sięgałam, przypomniałam sobie o swoich wrażeniach z "My Secret Pets!" i przyznam szczerze, że podchodziłam do niej jak pies do jeża, długo nie mogąc się zebrać, żeby ją uruchomić. Czy słusznie?
Bohaterami gry jest piątka pracujących dla szogunatu samurajów, noszących - co ciekawe - imiona prawdziwych historycznych bohaterów. Są nimi: Okita Soji, Saito Hajime, Nagakura Shinpachi, Harada Sanosuke i Todo Heisuke. Razem stanowią coś na wzór współczesnej jednostki specjalnej i są posyłani wszędzie tam, gdzie diabeł nie może. Wielu mieszkańców Kioto, w którym rozgrywa się akcja gry, uważa ich za pozbawionych skrupułów morderców, ale nie zmienia to faktu, że okoliczna ludność ma u tych przystojnych panów zaciągnięty spory dług. Poznajemy ich w czasie, w którym ten dług ulega zresztą znacznemu powiększeniu, a my stoimy bezradnie na ulicy i patrzymy, jak płonie nasz dom i okoliczne zabudowania. Ponieważ strażacy postanowili sobie najwidoczniej wziąć tego dnia wolne, do akcji wkraczają samurajowie, którzy rzucają się gasić ogień, wbiegając z do płonących domów z mieczami i krzycząc: "A masz!" (okej, może nie do końca to tak wyglądało, ale z grubsza wiadomo, o co chodzi). Szybko uświadamiamy sobie, że są zbyt przystojni, żeby im nie pomóc, i sięgamy za wiadro z wodą, żeby nie pozwolić na rozprzestrzenianie się ognia. Cała akcja oczywiście kończy się sukcesem, ale to nie koniec naszych problemów. A właściwie pewnego dosyć dużego i konkretnego problemu - nie mamy gdzie mieszkać. O wszystkim szybko dowiaduje się dowódca jednostki, który nie zamierza pozostawić nas na pastwę losu i pozwala nam wybrać, z którym bożyszczem zamieszkamy w siedzibie Shinsengumi. Wybieramy pana, który najbardziej przypadł nam do gustu (nie żebyśmy w ogóle miały czas któregokolwiek poznać podczas biegania z wiadrem) i kończymy w ten sposób krótki, ale dosyć intensywny prolog.
Nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że fabuła jest naciągana jak gumka w majtkach. Nawet współcześnie w Kraju Kwitnącej Wiśni mieszkanie kobiety i mężczyzny bez ślubu jest uznawane za coś gorszącego, a co dopiero mówić o przeszłości. Shinsengumi mogli ulokować bohaterkę gdzieś w sąsiedztwie i zapłacić rodzinie na jej utrzymanie, a potem ją odwiedzać i w ten sposób powoli budować relację. Poza tym prolog wyraźnie daje nam do zrozumienia, że nie tylko jej dom spłonął - co zatem stało się z innymi, którzy również stracili dach nad głową? Nie wiadomo. I chociaż rozumiem, że chodziło jedynie o to, żeby w miarę szybko wrzucić naszą postać do domu wybranego bisha, to sądzę, że całość można było rozwiązać o wiele lepiej.
Pan po prawej jest jedyną postacią, która wpadła mi w oko. I niestety jedną z tych, z którymi nie można rozmansować. |
Przyznam szczerze, że sądziłam, że ten tytuł spodoba mi się o wiele bardziej produkcja o zwierzakach, ale w mojej opinii wypada o wiele gorzej od niej. Powód jest prosty: w MSP! od początku mieliśmy nakreślony konkretny cel gry (rozwiązanie zagadki stojącej za przemianą naszych pupilów w ludzi) i sama produkcja zmierzała powoli w stronę dosyć satysfakcjonującego punktu kulminacyjnego. Jako gracze mimo wszystko czuliśmy się w jakiś sposób częścią opowieści. Tu jest inaczej. The Amazing Shinsengumi właściwie w całości opiera się na rozwijaniu relacji uczuciowej, ale robi w szalenie nieudolny sposób i zdaje się wręcz promować niezdrowe zachowania i przedstawiać je jako coś całkowicie normalnego. W efekcie kończymy rozgrywkę i zadajemy sobie pytanie, o co właściwie w tym wszystkim chodziło i dlaczego nikt nie zwróci nam godziny życia, w czasie której wzdychaliśmy do samuraja, który próbował publicznie nas przelecieć? W mojej opinii pod względem fabularnym jest to jedna z najsłabszych gier otome, w jakie grałam.
Jedyną rzeczą, która zasługuje na uznanie, jest naprawdę prześliczna grafika. Postacie są narysowane przecudnie, podobnie zresztą jak tła (mało zróżnicowane, ale ładne) i od samego patrzenia można prawdziwie się zakochać. Nie przeszkadza również oprawa audio, która nadaje klimat i wpada w ucho. Jednak co z tego, skoro cała reszta kuleje? Przypomina to nieco szpinak podany w papierku od Ferrero Rocher - no niby można zjeść, ale w środku mogłoby znajdować się coś lepszego. A szkoda, bo to mogła być dobra gra otome. Póki co zdecydowanie nie jest warta swojej ceny (ok. 75 zł).
Jeśli jednak mimo wszystko chcecie poznać przystojnych samurajów dorabiających sobie jako strażacy, to zerknijcie tutaj:
http://store.steampowered.com/app/494440/
Uśmiałam się, czytając twoja recenzję. XDD
OdpowiedzUsuńMoim pierwszym wrażeniem, gdy zobaczyłam tytuł i plakat to było: ,,Łoo, chyba chcę w to zagrać!"
Teraz... Może lepiej tego nie tykać nawet kijem. XD
Śmieszne jest również to, że po przejściu prologu bohaterka zapomina, iż jest bezdomna :D W końcu Shinsengumi zaproponowali jej tylko gościnę a nie stałe zakwaterowanie xD W ogóle cała gra jest tak żenująco głupia...
OdpowiedzUsuńOj tam, czepiasz się szczegółów. :D
UsuńO, właśnie dostałam maila ze Sztima, że jest 75% off przez cały tydzień, wypłato, przybywaj :3
OdpowiedzUsuńGaszenie ognia w gęstej, drewniano-papierowej zabudowie stolicy też nie jest zbyt prawdziwe historycznie, bo taka chałupa spala się w sekundy - strażacy bardziej zajmowali się ograniczaniem pożarów, as in niszczeniem okolicznych domów, żeby się nie rozprzestrzeniło. Więc może dlatego nie biegają w tym prologu z wiadrami, bo szarpią się z sąsiadami :)
WTF gra o szinsengumach gdzie NIE romansuje się z Hijikatą? Ja i tak preferuję Saito zawsze i wszędzie, ale przecież Hijikata jest najpopularniejszy ( pewnie dlatego bo ten rzeczywisty też był całkiem całkiem z twarzy)!
Twój tekst mnie nie zniechęcił, a wręcz przeciwnie - wygląda na to, że faktycznie nie jest to zbyt mądra, ale bardzo pasująca do mojego gustu produkcja. No i ja bardzo lubię szpinak ;)
Dzięki!
Im wiecej dowiaduje sie o grach otome, tym bardziej utwierdzam sie w przekonaniu, ze to kraina absurdu. Akcja z wiadrem i wciskanie niewiasty do meskiego domu w czasach feudalnej Japonii mnie rozwalily na amen. 75zl za takie glupotki, cenia sie, skubance, ale na japonskie warunki to pewnie znacznie przystepniejsza cena.
OdpowiedzUsuńCzy warto zaczynac przygode z otome od romansowania z golebiami, tak swoja droga? ;D
Tego jeszcze nie wiem, bo romansowanie z gołębiami mam dopiero w planach. Mogę Ci jednak polecić parę naprawdę fajnych tytułów, które już recenzowałam: "Amnesia: Memories" (jest teraz promocja i można dorwać za ok. 35 zł), "Underlove" (gra online, darmowa, polecam angielską wersję, jeśli jest) i "X-note" (można kupić za grosze z bundli). Z normalnych visual novelek (a więc takich bez jakiegoś szczególnego wątku z romansem w tle) polecam "Go! Go! Nippon!", "Voices from the Sea" (darmowe) i "Without Within" (też darmowe).
UsuńAaa! I jeszcze obie części "Narcissu" (też darmowe)!
UsuńI "Shan Gui" (tanie).
Usuń