sobota, 26 sierpnia 2017

79. I nawet śmierć nas nie rozłączy - opowieść o Chojiro. ("Nightshade")

To już nasze ostatnie spotkanie z panami z gry "Nightshade". Aż nie mogę uwierzyć w to, że  już więcej nie usłyszę perlistego śmiechu Goemona czy wzdychania Hanzo, które zauroczyło mnie tak bardzo, że mogłabym jeść je kilogramami. To był wspaniały czasTeraz nie mam już wątpliwości, że "Nightshade" to najlepiej napisana produkcja otome, w jaką kiedykolwiek przyszło mi zagrać. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak zaprosić Was w ostatnią już podróż do Kyo.


Przyznam szczerze, że gdybym miała oceniać panów przedstawionych w grze pod okiem ich wyglądu, Chojiro (którego lubię przezywać Chorizo) wylądowałby na zaszczytnym podium. Mam słabość do starszych mężczyzn z zielonymi oczami i długimi włosami, a jeśli przy wątek miłosny opiera się na relacji nauczyciela z uczennicą, to jestem kupiona w całości (co nie oznacza oczywiście, że popieram tworzenie się tego typu par w realnym życiu). Aż do końca sądziłam, że Chojiro ma wszystko, żeby zdeklasować uwielbianych przeze mnie Hanzo i Goemona, ale tak się nie stało. I mam szczerą nadzieję, że napisanie tej recenzji pozwoli mi uświadomić sobie, dlaczego.

Chojiro jest naszym kuzynem (kolejna "zdrowa" relacja miłosna, zaraz po Kuroyukim) i nauczycielem wszystkich młodych shinobi w wiosce. Traktuje swoją funkcję bardzo poważnie i wypełnia ją z należytym oddaniem. Doskonale zna filozofię wojowników ninja i zdaje się być jej chodzącym uosobieniem. Jest cichy i skuteczny, a przy tym całkowicie oddany sprawie. Nie zadaje pytań. Nie zastanawia się, czy walczy w słusznej sprawie. Nie kieruje się ani uczuciami, ani sentymentem. Każdą sprawę doprowadza od początku do końca, jest bezwarunkowo posłuszny i oddany swojemu panu, a naszemu ojcu. Jako nauczyciel jest surowy, wymagający i szczery w ocenie - nie chwali i nie gani bez powodu. Stanowi typ zamkniętego w sobie milczka. Nigdy nie wiadomo, o czym myśli i czy w jego głowie w ogóle jest miejsce na coś poza misjami i rozkazami, ale nie można też odmówić mu odrobiny ciepła, bo troszczy się o swoich podopiecznych i nieustannie nad nimi czuwa. Nic zatem dziwnego, że każdy z członków klanu podziwia go, darzy go szacunkiem i bezgranicznie mu fa. To przywilej, na który mężczyzna pracował latami.

Nie można zatem dziwić się radości bohaterki opowieści, kiedy po schwytaniu Goemona otrzymuje od swojego mistrza słowa uznania. Jednak w życiu piękne są tylko chwile i szybko zostajemy wezwane przed oblicze Hideyoshiego. Hideyoshiego, który chwilę później zostaje znaleziony martwy. Doskonale znacie tę historię z innych wątków, dlatego nie będę jej powtarzać. Warty zanotowania jest jednak fakt, że osobą, która uwalnia nas z więzienia, nie jest wcale Chojiro, a Gekkamaru.


I problem tego wątku polega głównie na tym, że spotykamy Chojiro dopiero pod koniec jego trwania. Przez zdecydowaną większość czasu śledzimy dwie historie: naszą ucieczkę z Gekkamaru, Goemonem i Kuroyukim, i pościg Chojiro, Kyary, Ennosuke i Kasumi, którzy otrzymali rozkaz skrócenia nas o głowę. Oczywiście nasz były nauczyciel jest bezwzględnie posłuszny rozkazom, ale szybko też zaczynają dopadać go rozterki moralne. Rozterki, które wcale nie są proste i oczywiste, i nie zamykają się jedynie w "Powinienem ją zabić, ale przecież ją kocham", ale obejmują również "Muszę ją zabić, bo inaczej nasza wioska zostanie zniszczona i zginie wielu niewinnych ludzi". Te problemy nie opuszczają go ani na chwilę nawet wtedy, kiedy udaje mu się natrafić na nasz trop i stoczyć z nami walkę na śmierć i życie. Walkę oczywiście przegrywamy (wszak to nasz nauczyciel, który doskonale zna nasze ruchy i styl walki), ale wyrok nie zostaje wykonany, chociaż ślady po zaciśniętych na naszej szyi palcach pozwalają nam podejrzewać, że Chojiro aż do samego końca próbował wykonać rozkaz. Jest to jednak moment, w którym uświadamia sobie, że jeśli nie wykona zadania, to straci szacunek, a jeśli je wykona, to straci wszystko. I byłoby to naprawdę pięknym wstępem do historii miłosnej, gdyby nie fakt, że twórcy kompletnie nie wykorzystali potencjału tej postaci.

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, jest ogromna różnica między charakterem Chojiro z początku i końca historii. Oczywiście ludzie się zmieniają, szczególnie pod wpływem trudnych wydarzeń, tylko tutaj strasznie cierpi na tym romans, bo pominięty jest etap budowania relacji. Nawet jeśli od początku historii bohaterowie coś do siebie czują, to nie oznacza, że po wyznaniu sobie uczuć będziemy świadkami "I żyli długo i szczęśliwie". Tutaj jest tak, że przez połowę historii nie mamy z wybranym mężczyzną żadnego kontaktu, a potem nagle wszystko wybucha, są zwierzenia, płacze i smarkanie w rękaw. A jeśli już o smarkaniu mowa, to pod względem bycia ciepłą kluchą Chojiro bije tylko Kuroyuki. Facet, który przez całe swoje dotychczasowe życie nie pozwalał sobie na posiadanie uczuć, nagle zaczyna całkowicie swobodnie o nich mówić i wypłakiwać łzawe historie o trudnej drodze shinobi. W dodatku jest emocjonalną pierdołą - nie wyznałby heroinie miłości, gdyby nie Goemon (panowie znają się z przeszłości), który - jak to Goemon - najpierw usilnie próbuje do nas podbić, a po sromotnym niepowodzeniu postanawia i tak sprawić, że będziemy szczęśliwe. Uświadamia więc Chojiro, że jest łajzą i gałganem, i że ma wziąć sprawy we własne ręce. Hanzo również odgrywa w tej historii niebagatelną rolę naszego niedoszłego męża, za którego bierze go właściciel tawerny. W ogóle podczas rozgrywki nieraz miałam ochotę uciec od Chojiro do jednego z tych dwóch panów, bo nie byłam w stanie znieść tego jego rozmamłania. Nie podoba mi się też jego niewyżycie. Przez całą historię w ogóle do tych spraw nie nawiązuje, po czym pod koniec z rzyci nagle nie może zdjąć z nas swoich łap. By się chociaż zachował jak dżentelmen i nam wcześniej jakiegoś kwiatka dał, no co za parówa.


Historię Kuroyukiego uważałam za słabą pod względem samej konstrukcji postaci - można uznać, że jego wada byłaby dla Chojiro zaletą - był całkowicie niezmienny i to w negatywnym tego słowa znaczeniu. Chojiro natomiast zmienił się za bardzo i to całkowicie odebrało mu tę otoczkę tajemniczości z początku historii. Wydaje mi się, że złą decyzją była chęć złamania pewnego schematu i poprowadzenie opowieści w sposób dwutorowy, bo to, co działało dobrze w "Nie Kończącej Się Historii", nie działa już dobrze w grze otome. Myślę, że gdyby Chojiro sprzeciwił się rozkazowi już na początku, odnalazł nas i pomógł uniknąć pogoni, całość wypadłaby naprawdę dużo lepiej. Zaznaczam jednak, że jest to moje całkowicie subiektywne odczucie, bo lubię historie, w których zarówno akcja, jak i uczucie, rozwijają się powoli.

Znalazłam też pewne niedopatrzenie ze strony twórców: małe, acz urocze zagięcie czasoprzestrzeni. Chojiro w historii jest o 6 lat starszy od nas, a więc ma 22 lata (osobiście dałabym mu więcej). Na początku wątku zdradza nam, że zna Hanzo, ponieważ trenował z nim pod okiem tego samego mistrza. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że:
a) Hanzo miał około 17 lat, kiedy my byłyśmy jeszcze w brzuchu mamy. To oznacza, że Chojiro miał wtedy zaledwie 7 lat i na upartego mógłby zacząć trening, ale:
b) Hanzo w wieku 12 lat był już tak zaprawiony w boju, że odszedł na służbę do swojego pana. A ponieważ z wyliczeń wynika, że jest od Chojiro o 10 lat starszy, to... No cóż, mam przed oczami dwulatka z shurikenem.
Oczywiście nie jest to błąd, który mógłby w jakikolwiek sposób zaważyć na ocenie gry, po prostu miałam podczas czytania mały mindfuck.


Myślę, że nadszedł czas na podsumowanie całego "Nightshade". Jeśli macie ochotę zapytać teraz, czy warto ten tytuł w ogóle zakupić, to bez wahania odpowiem, że TAK. Tutaj każdy wątek mógłby być scenariuszem do naprawdę dobrej książki. Osobiście jako osoba, która zawodowo pisze gry, widzę niewielkie niedociągnięcia, ale po pierwsze nie da się ich uniknąć, a po drugie przy nich brak logiki i dziury fabularne w innych grach otome są wielkości Wielkiego Kanionu. Przejście całego "Nightshade" zajęło mi ponad 60 godzin (chociaż tutaj trzeba odliczyć parę, bo zdarzało mi się zostawiać okazjonalnie komputer z uruchomioną grą) i zdecydowanie nie był to czas zmarnowany. Główna bohaterka jest fajną, silną i autentyczną postacią (co, jak wiecie, nieczęsto się zdarza), a spotykani w grze panowie są napisani genialnie. Jeśli to Was nie przekonuje, to chcę, żebyście wiedzieli, że gdybym miała stworzyć listę najlepszych wątków i postaci z gier otome, to w pierwszej trójce znalazłoby się dwóch panów z "Nightshade", a wątek Hanzo zająłby zaszczytne pierwsze miejsce. 

Grę możecie kupić poniżej i wierzcie mi, że jest warta każdej wydanej złotówki:

http://store.steampowered.com/app/512180/Nightshade/

czwartek, 17 sierpnia 2017

78. Nie cierpię cię, Kuroyuki! ("Nightshade")

Na początek krótka, aczkolwiek mało przyjemna informacja - idę jutro do szpitala i nie będzie mnie przez kilka dni. W związku z tym na wszelkie maile i komentarze odpowiem po powrocie.

Nadal pozostajemy w klimatach "Nightshade". Po rozegraniu wątku z Goemonem postanowiłam odejść na chwilę od starszych panów i wziąć się za naszego rówieśnika, Kuroyukiego, który jest jednocześnie najmłodszą opcją romansową w grze.


Co jest o tyle ciekawe, że uroczy bursztynowoooki chłopak jest naszym... bratem. Wprawdzie nie rodzonym, ale zawsze. W dodatku od małego był typem błazna, który najpierw robił wszystkim psikusy, a po reprymendzie płakał w kącie jak ostatnia łajza. Mimo to nasze wspólnie spędzane dzieciństwo było okresem pełnym beztroski i zabaw... aż do momentu, w którym zaledwie ośmioletni Kuroyuki został wysłany na swoją pierwszą misję. Ponownie spotykamy go dopiero osiem lat później, kiedy dołącza do nas w drodze do Kyo. Na pozór chłopak w ogóle się nie zmienił i nadal jest radosnym promyczkiem, który byłby w stanie napełnić optymizmem nawet najbardziej ponury dzień. Przypomina otwartą księgę, z której można wyczytać wszystkie jego emocje. Przy nim bardzo szybko uświadamiamy sobie, że mu na nas w jakiś sposób zależy. Znajduje to zresztą swoje potwierdzenie w oswobodzeniu nas z lochu, w którym zostajemy zamknięte zaraz po morderstwie władcy Hideyoshiego. Kuroyuki nie bawi się w delikatność i wylewa na naszą głowę kubeł wyjątkowo zimnej wody, wyjaśniając nam dokładnie sytuację, w jakiej się znalazłyśmy, i zdradzając nam rozkazy ojca, który nie tylko się nas wyrzeka, ale również nakazuje nas zabić. Jedyną osobą, na którą możemy liczyć, jest Kuroyuki, który sprzeciwił się poleceniom przywódcy klanu i postanowił chronić nas za cenę własnego życia. Dlaczego? Bo nas kocha. To przecież takie oczywiste.

Tylko że... nie, a przynajmniej nie do końca. Kuroyuki jest bowiem yandere. Jeśli czytaliście recenzje innych ogranych przeze mnie tytułów, to wiecie zapewne, że mam do tego typu postaci słabość, ale niestety rzadko która z nich jest dobrze napisana. Moim ideałem jest Jisoo z "Dandelion: Wishes brought to you", u którego bycie psychopatą rozwija się dopiero w złym zakończeniu. Bardzo lubię również wątek Tomy z gry "Amnesia: Memories", bo chociaż jest wyjątkowo creepy (do tej pory mam ciarki na samo wspomnienie), to świetnie kontrastuje z osobą młodego mężczyzny, który jest uosobieniem czułości i opiekuńczości. I widać wyraźnie, że twórcy "Nightshade" postanowili pójść z Kuroyukim w tę właśnie stronę, tylko Kuro nie posiada w ogóle żadnych zalet Tomy. Poważnie - Toma był ciekawą osobowością, której gracz pomimo strachu chciał zaufać i chciał być blisko niej. W przypadku Kuro mamy do czynienia z niedojrzałym nastolatkiem, który ma obsesję na punkcie posiadania i jest gotów zabić każdego, kto chciałby chociaż dotknąć jego ukochaną - wliczając w to własnego brata. Poza tym jest beksą i niestałym w uczuciach egoistą, kłamie, wykorzystuje, ciągle tylko wrzeszczy, płacze albo chce się chędożyć - oczywiście gdzieś przy końcu historii zmienia się, ale przypomina to kolejny płaczliwy epizod w stylu "Sorry, nie chciałem. Zostań moją żoną" - NOPE, NOPE I JESZCZE RAZ NOPE. Nie chcę, żebyście zrozumieli mnie źle - jego historia jest ciekawa, mocna i dobrze napisana, a w sam wątek warto zagrać chociażby ze względu na to, że wyjaśnia, kto jest rzeczywistym zabójcą Hideyoshiego. Nie zmienia to jednak faktu, że nie widzę w Kuroyukim żadnych zalet - mogę mu współczuć traumy z dzieciństwa, ale jako facet jest dla mnie spalony i to nie tylko ze względu na młody wiek.

Wiem, że są wśród Was miłośniczki tej postaci, dlatego napiszcie mi, co w niej widzicie, bo ja mam przed oczami tylko wielki czarny bałagan, który naprawdę chciałabym polubić, ale nie jestem w stanie. do tej pory szalenie chwaliłam "Nightshade", ale w tym wątku po prostu przesadzili i obawiam się, że nie będę tęsknić za młodym posiadaczem najpotężniejszego ninjutsu w grze.


***
Żeby jednak jakoś osłodzić Wam ten dzień, chciałabym zaprosić Was na stronę jednego ze swoich partnerów - expij.pl. Znajdziecie tam mnóstwo ciekawych recenzji gier na konsole (w tym również otome!).