sobota, 21 kwietnia 2018

105. Co ja robię tu, co ty tutaj robisz, czyli krótka opowieść o krótkiej grze "Millia - The Ending"

Wielokrotnie prosiliście mnie, żebym wrzucała na bloga również recenzje darmowych gier. A ponieważ wiem, że wśród tytułów oznaczonych dumnym tagiem "Free to Play" kryje się wiele perełek zasługujących na pokochanie i uznanie, ochoczo zabrałam się do pracy i wyruszyłam na łowy na Steama. Mój wybór padł na mało popularną grę "Millia - The Ending".

Co ciekawe, postanowiłam zrecenzować tę grę w tym samym czasie, w którym zrobiła to inna blogerka pisząca o grach otome. Jej recenzję możecie przeczytać tutaj:
https://otome-polska.blogspot.com/2018/04/recenzja-gry-millia-ending.html


Co ciekawe, w grze nie wcielamy się w kobiecą protagonistkę, a w mężczyznę. Nasz bohater żyje w fantastycznym świecie Eventii, jest magiem i przybranym synem najsilniejszego człowieka na świecie. Żyje w spokojnym i pełnym szczęśliwych ludzi miasteczku, gdzie opiekuje się swoją młodszą siostrą Meru. Nad miasteczkiem ciąży jednak pewna klątwa. Dawno, dawno temu światem zgodnie rządziły dwie boginie, Millia i Hedria. Pewnego dnia Hedria zakochała się jednak w człowieku i z rozpaczy rzuciła na świat klątwę, która od tamtej pory wymaga od jej siostry odradzania się na Ziemi i składania siebie w ofierze co około 20 lat. Bogini za każdym razem odradza się jako ta sama dziewczyna, ale traci pamięć, kompletnie nie wiedząc, z kim się za swojego wcześniejszego życia przyjaźniła. Jest to dla naszej historii ważne, ponieważ nasz bohater - Rize - jest strażnikiem bogini i jednocześnie jej przyjacielem z dzieciństwa. Zdaje sobie sprawę z tego, że dziewczyna niedługo umrze i chciałby jakoś temu zapobiec, przerwać błędne koło jej narodzin i śmierci. W tym samym czasie jego siostra zapada na tajemniczą chorobę, a inna bliska przyjaciółka zostaje wydana za mąż za władcę ze Wschodu. Rize musi więc stawić czoła losowi trzech ukochanych przez siebie osób, które mają niebawem zniknąć z jego życia.

Muszę przyznać, że zarys fabularny prezentuje się nader interesująco i podczas gry niejednokrotnie zastanawiałam się, co tak właściwie poszło nie tak. Wizualnie "Millia - The Ending" wygląda ładnie (chociaż ilustrację są paskudne), ma też przyjemny soundtrack (chociaż powtarzanie w kółko tych samych melodii z czasem bardziej irytuje niż buduje klimat) i naprawdę dopracowane tła. Niestety, bardzo kuleje tutaj sposób przedstawienia i poprowadzenia fabuły. Jest takie powiedzenie, że dobry pisarz z byle jakiego pomysłu zrobi arcydzieło, a słaby zniszczy nawet ten najlepszy i najbardziej oryginalny. W przypadku tej gry widać, że za pisanie scenariusza wzięła się osoba niedoświadczona, ale bardzo chcąca oddać w ręce gracza smutną i wyciskającą łzy historię, tylko połączenie jednego z drugim wywołało efekt odwrotny od zamierzonego. Nasz bohater jest mężczyzną całkowicie pozbawionym charakteru. Oczywiście posiada swoje przemyślenia, którymi chętnie się z graczem dzieli, ale wszystko to jest sztuczne i wyprane z prawdziwych emocji. W dodatku, nie wiedzieć czemu, staje się obiektem westchnień zarówno swojej przyjaciółki, jak i bogini, i aż do końca gry nie wiedziałam, co te dziewczyny w nim widziały.

Czy tylko dla mnie kuriozalne jest to, że w świecie, w którym nie ma Boga, widujemy na nagrobkach krzyże?

Kreacja bohaterek nie jest zresztą wcale lepsza. Wszystkie są upchnięte w bardzo sztywne ramy, a ich zachowanie jest nienaturalne, podobnie jak wypowiedzi. Jeśli zestawimy to z faktem, że gra teoretycznie ma opowiadać o raczej trudnych i niełatwych doświadczeniach, to otrzymujemy niestrawny pseudopsychologiczny bełkot.

Jednak rzeczą, która najbardziej mnie uderzyła i najbardziej mnie od tej gry odrzuciła, było widoczne wymuszanie na graczu wzruszeń. Widać wyraźnie, w którym momencie twórcy wysyłają graczowi komunikat: "W tym momencie masz obowiązek zapłakać. Płacz!", a na mnie to działa jak płachta na byka. Jak mogę wzruszać się losami bohaterów, których nie mam nawet szansy polubić, bo są miałcy jak srajtaśma z recyklingu? Jako gracz łaknę emocji, ale żeby były emocje, musi być odpowiednio budowany klimat. Tutaj tego nie ma: niby znajdziemy wzruszające sytuacje i trudne tematy, ale jest to puste jak wydmuszka. W efekcie mamy przed sobą grę, która nie posiada tego, co teoretycznie ma sprzedawać. I to jest smutne.

Gra jest też niemiłosiernie nudna. Narracja zmienia się co jakiś czas i ta zmiana nie jest w żaden sposób zaznaczana, więc nie wiemy do końca, kto tak właściwie właśnie snuje opowieść. Ciągle łazimy po tych samych lokacjach, robimy te same rzeczy i rozmawiamy z tymi samymi osobami, właściwie o niczym, chociaż obowiązkowo muszą paść po drodze jakieś górnolotne słowa. Wszystko jest chaotyczne i poprzeplatane ze wspomnieniami, a poszczególne wydarzenia nagle przerywane, zupełnie jakby twórcy nie wiedzieli, jak w umiejętny sposób je zakończyć. Nie widziałam chyba gry visual novel z tak skopanym pacingiem, a dowodem na to jest zakończenie, które udało mi się uzyskać. W mojej historii Rize zakochuje się w Milii (która jest tak bezpłciową postacią, jak to tylko możliwe, więc idealnie do niego pasuje), ale razem z nią stwierdza, że będzie lepiej dla nich, jeśli nie będą ciągnąć tego dalej. W następnej scenie przygotowuje się wraz z Meru do wyruszenia na wyprawę w celu znalezienia sposobu na uratowanie bogini, po czym gra kończy się jego stwierdzeniem, że wszystko jest bez sensu i nara. Serio?

"Millia - The Ending" to bardzo, bardzo słaba gra z całkowicie niewykorzystanym potencjałem. Szkoda, bo osobiście klimaty baśniowe połykam jak ryba haczyk, ale w tym przypadku zanęta wydała się niewystarczająca.

Jeżeli chcecie spróbować swoich sił i za darmo zmierzyć się z tym (po)tworem, zapraszam pod poniższy link:
http://store.steampowered.com/app/428060/Millia_The_ending/


1 komentarz: