piątek, 13 kwietnia 2018

104. Zła literatura boli, czyli moje pierwsze (i ostatnie) spotkanie z prozą KattLett - "Hunting For Online Demons"

Na wstępie chciałabym podziękować Wam za tak dużą ilość zadanych pod poprzednim postem pytań. Każde z nich mocno dało mi do myślenia, dlatego poświęcę im osobne wpisy, a grą nagrodzę wszystkich, którzy odważyli się pytać. Proszę Was jedynie o odrobinę cierpliwości.

Dzisiaj miała być recenzja darmowej gry visual novel, ale dałam rady wyrobić się z jej przejściem, dlatego dodam ją w przyszłym tygodniu, ale za to z przytupem, więc nie zapomnijcie zerknąć na mojego bloga w przyszły weekend.

Opowiem Wam za to o jednej z książek (a właściwie light novelek), którą ostatnio przeczytałam. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością popularnej KattLett i po lekturze "HFOD" wiem już, że nigdy już nie sięgnę po nią ponownie. Co tak bardzo mi się nie podobało?


Zanim odpowiem na to pytanie, chciałabym zaznaczyć, że nie byłam uprzedzona do twórczości KattLett. Słyszałam o niej wprawdzie wiele złego, ale generalnie wyznaję zasadę, że jeśli nie miałam czegoś w rękach i nie próbowałam tego przeczytać, to nie mam moralnego prawa tego oceniać (chyba że ewidentnie widać, że jest to twór niższych lotów). Dlatego też ucieszyłam się jak dziecko, kiedy udało mi się nabyć "HFOD" i kiedy jedynie książka znalazła się w moich łapkach, ochoczo zabrałam się za lekturę.

Główną bohaterką opowieści jest osiemnastoletnia Sammie, która cierpi na niecodzienną przypadłość - kiedy stary rok się kończy i zegar wybija północ, dziewczyna jest nawiedzana przez pewnego dosyć makabrycznego ducha, którego widzi w swoim otoczeniu przez cały miesiąc. Duch nie wyrządza jej krzywdy, ale przeraża ją samą swoją obecnością i sprawia, że jest uznawana przez swojego wuja (jej jedynego prawnego opiekuna) za chorą psychicznie. Na szczęście nie jest osamotniona i każdego Sylwestra spędza na specjalnym czacie służącym za komunikator dla osób również nawiedzanych przez nieproszonych gości. Pewnego wieczoru po kłótni z wujem ucieka z domu i spotyka się z innym bywalcem czatu, Oscarem. Zakochuje się w nim, zamieszkuje u niego i postanawia rozwiązać zagadkę czającą się za pojawianiem się duchów w naszym świecie. Pomaga jej w tym oczywiście sam duch, który porozumiewa się z nią przy pomocy migania.

Fabuła sama w sobie nie jest zła i widać tutaj wyraźną inspirację "Salą Samobójców" czy "Egzorcystą". Jej problem polega jednak na tym, że jest dziurawa jak szwajcarski ser i można odnieść wrażenie, że autorka przed publikacją dzieła ani razu go nie przeczytała. Postacie zachowują się w sposób całkowicie nielogiczny i nie można tego zrzucać na barki odczuwanych przez nich emocji - dobrym przykładem jest ucieczka Sammie z domu. Dziewczyna zostawia włączony komputer z odpalonym czatem, na którym umawia się z Oscarem, gdzie ma ją odebrać, a w dodatku ma przy sobie telefon. Jej ucieczka rzecz jasna kończy się sukcesem, bo przecież to wcale nie jest tak, że przy pomocy odpowiednich służb telefon można namierzyć, podobnie jak dokładne IP komputera, z którego pisał Oscar. Dalej jest już tylko gorzej - kiedy dotarłam do fragmentu, w którym Sammie i Oscar udają się do zakładu dla głuchych, żeby pracująca tam pielęgniarka mogła przetłumaczyć znaki migane przez ducha, a powtarzane przez Sammie, zwątpiłam. Ja rozumiem, że człowiek nie na wszystkim musi się znać, ale jeśli już zamierza pisać o czymś, o czym nie ma pojęcia, to powinien zrobić chociaż minimalny research. Bardzo, naprawdę bardzo chciałabym zobaczyć osobę, która nigdy nie migała i świetnie powtarza poszczególne ułożenia dłoni w obliczu lustrzanym - to jest coś, czego my na studiach jako specjaliści uczyliśmy się przez pół roku!

I nawet, jeśli można wybaczyć "HFOD" dosyć dziurawą fabułę, o tyle nie można wybaczyć mu kreacji bohaterów. Jako miłośniczka otome jestem wyjątkowo odporna na płaskie i bezpłciowe postacie, ale z tymi nakreślonymi przez KattLett nic nie może się równać. Głównej bohaterki po prostu nie da się lubić, bo zachowuje się jak dwulatka z wiecznym biasem, której wydaje się, że jak będzie przeklinać co drugie słowo, to będzie bardziej dorosła. Nie jest ani inteligentna, ani mądra, ani sympatyczna, ani nawet ładna, a mimo to wszyscy chcą ją przelecieć i w zasadzie cała fabuła się wokół tego kręci. Panowie zresztą wcale nie są lepsi. Oscar oczywiście jest niesamowicie przystojnym typem, na którego widok ślinią się wszystkie koleżanki ze szkoły, nauczycielki, sąsiadki i bywalczynie kółka różańcowego z pobliskiej parafii, ale on od pierwszego wejrzenia zakochuje się w Sammie i do samego końca pozostaje jej tró loffem. Ciekawa jest też kreacja antagonisty, który zły i niedobry jest dlatego, że chce dobrać się do majtek protagonistki, które zaklepał już sobie Oscar.

Tutaj należy też dodać, że "HFOD" posiada chyba najgorzej opisaną scenę łóżkową, z jaką kiedykolwiek się spotkałam (przy niej koślawe opisy George'a R.R. Martina to poezja). Zresztą wyobraźcie sobie taką sytuację: uciekacie z domu, jesteście brudne, zmęczone, złe, rozgoryczone i głodne. Znajdujecie schronienie pod dachem gościa, którego wcześniej nie widziałyście na oczy i właściwie go nie znacie. O czym myślicie? Że fajnie byłoby w końcu wziąć prysznic? Że zjadłybyście konia z kopytami? Że trzeba się zastanowić nad tym, co dalej? Nie. Kontemplujecie pięknie wyrzeźbioną klatę swojego wybawcy i co pięć minut wzdychacie z zachwytu nad tym, jak bardzo jest przystojny. A ponieważ jest to wzajemne, postanawiacie oddać mu tej samej nocy dziewictwo, no bo przecież to takie ciacho, żal przepuścić okazję. Serio?


Wierzcie mi, naprawdę bardzo starałam się znaleźć w "HFOD" coś dobrego, coś dobrze albo chociaż przeciętnie napisanego. Nie znalazłam. Fabuła nie trzyma się kupy, postacie są płaskie i wszystko kręci się wokół czterech liter głównej bohaterki i tego, jak bardzo wszyscy chcą je mieć. Jednak rzeczą, która najbardziej mnie wkurzała, było ciągłe silenie się autorki na kontrowersję. Wszechobecna krew, opisy gore, opisy seksu, przekleństwa - jest tego tak dużo, jakby KattLett miała nadzieję, że dzięki temu "HFOD" wyda się bardziej dorosłe i dojrzałe. Tylko że dla dorosłych i dojrzałych ludzi te tematy w ogóle nie są kontrowersyjne. Jak ja widzę gdzieś taką przeklinającą i kreującą się na starą maleńką siusiumajtkę, to mam ochotę pokazać jej, z czym naprawdę czasami się je świat dorosłych - tylko to byłoby bez sensu, bo małolata zaraz z rykiem poleciałaby do mamy. Przez to wszystko naprawdę nie wiadomo, komu w ogóle tę książkę polecić: dla starszych czytelników jest zbyt dziecinna i infantylna, dla młodszych może być przyczyną szlabanu na telefon.

Dobra rada może być więc zatem chyba tylko jedna: po prostu nie czytać.


10 komentarzy:

  1. Już raz miałam do czynienia z twórczością tej autorki i niestety to nie było zbyt miłe doświadczenie. Pozostałam z uczuciem tak wielkiego zmieszania (?), że aż trudno to ująć. Jakby chciało się dobrze, jednak nagle coś poszło w zupełnie innym kierunku. Ostatnio "HFOD" wpadło mi w oko i niewiele brakowało, a zagościłoby na mojej półce z chęci dania drugiej szansy (moja słabość do wybierania książek/novelek/anime/czegokolwiek innego po okładkach i tytułach też ma tu niestety jakiś swój udział). Nawet nie wiesz, jak jestem szczęśliwa, że trafiłam dziś na Twój wpis, który uratował mnie od żałowania zakupu. Budżet, sumienie i dobry smak w ustach zachowany ;)
    Odchodząc od tematu muszę przyznać, że bardzo przyjemnie mi się Ciebie czyta i zdecydowanie będę tu częściej zaglądać. Mam tak wiele wpisów do nadrobienia, gdzie ja wcześniej byłam?!
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa. Mam nadzieję, że znajdziesz u mnie coś dla siebie. :)

      Usuń
  2. Podobała mi się tak książka, a myślę, że jestem dosyć wybredna.
    Cóż, w takim razie wejdę w bloga głębiej i poszukam czegoś, co polecasz, może to, że rok nie czytałam w ogóle się przyczynił do tego, że w trakcie nie zauważam żadnych wad.
    Dosłownie, szłam razem z fabułą i jedyne co pomyślałam to od siebie w trakcie książki to:
    A) słaby sposób na samohojstwo
    B) brzydka ona jest
    C) wtf

    Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy z nas ma inny gust i każdy poszukuje w książkach czegoś innego. Moje recenzje są czysto subiektywne i nie pretenduję do miana wyroczni. Zresztą kto wie, może x lat temu też by mi się ta książka spodobała?

      Na blogu recenzuję głównie gry, ale mam też za sobą parę mang i książek. Mam nadzieję, że znajdziesz coś dla siebie.

      Usuń
  3. Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twój blog :) Od dłuższego czasu zastanawiałam się dlaczego wszyscy tak "hejtują" HFOD. Sama z ciekawości zamierzałam sięgnąć po tą pozycje, jednak wybiłaś mi ją skutecznie z głowy (na szczśćie!). Będę śledzić dalej, a może znów uda się uniknąć jakiegoś godnego pożałowania zakupu :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwykle recenzuję gry, ale wśród nich też zdarzają się zarówno perełki, jak i ich totalne przeciwieństwa, więc zapraszam!

      Usuń
  4. Zastanawiam się czy powinnam żałować czy cieszyć się, że nigdy w życiu nie słyszałam ani o tej autorce, ani o tej nowelce.
    W każdym bądź razie bardzo dziękuję za recenzję - teraz definitywnie wiem do czego się nie zbliżać ;)
    Jest to jednak trochę smutne - w końcu ktoś się szarpnął na napisanie młodzieżowej książki o "głębszych" kwestiach i wyszedł taki klops. Aż dziw, że coś, co po Twojej recenzji w mojej głowie zaklasyfikowało się pod szufladką "edgy fanfik napisany przez średnio ogarniętą w temacie 13-latkę" rzeczywiście ktoś wydał O__o Promujmy młodych autorów, ok, ale zachowujmy przynajmniej przy tym jakiś poziom... Jako filologa, aż mnie głowa boli ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współcześnie książkę może wydać każdy, do tego mam wrażenie, że od light novelek wymaga się dużo mniej niż od powieści. Niestety.

      Usuń
  5. O matko, to ona wciąż coś wydaje?! I to jeszcze light novelki?! O_O
    Podoba mi się recenzja, a teraz lecę czytać resztę postów. :D

    OdpowiedzUsuń