niedziela, 30 lipca 2017

77. Jaki ten facet jest fajny, czyli krótka opowieść o Goemonie. ("Nightshade")

Ostatnie tygodnie były dla mnie wypełnione pracą, ale mimo to udało mi się znaleźć parę chwil na grę. Kolejną postacią, którą obrałam sobie na celownik, okazał się być Goemon (Goro) z "Nightshade". Wiedziałam już z poprzednich wątków, że ten mężczyzna nie kryje się ze swoimi uczuciami i jest niezwykle otwarty, a to było miłą odskocznią od tajemniczego i cichego Hanzo. Nie ukrywam też, że zwyczajnie zainteresowała mnie jego historia, wokół której tak naprawdę toczy się akcja całego prologu. 



Nie zmienia to jednak faktu, że na początku mężczyźnie ciężko było zaskarbić sobie moją sympatię. Jeśli czytaliście moją recenzję wątku Ikkiego z "Amnesii" (a jeśli nie czytaliście, to zapraszam tutaj - http://tnij.at/ikki), to doskonale wiecie, że nie przepadam za facetami, wokół których kręcą się tabuny lasek i którzy zdają się posiadać swój własny harem. Kojarzy mi się to zwyczajnie z pewnym zakompleksieniem i potrzebą kompensowania sobie czegoś własną atrakcyjnością. Taką też postacią jest Goemon, który wyznaje mocno liberalne podejście do życia i nie kryje się z tym, że lubi "przygody". Jego początkowe kontakty z heroiną wyglądają jak próba uwiedzenia kolejnej dziewczyny, chociaż można odnieść wyraźne wrażenie, że jest dla niej miły, ponieważ uznaje ją za znajomą. Po raz pierwszy zaczepia ją, kiedy dziewczyna pomaga jednej z mieszkanek otrzymać ukradzioną sakiewkę z pieniędzmi. Gdyby nie fakt, że wydała mu się ona w jakiś sposób interesująca (również jako shinobi, ale o tym napiszę później), zapewne nigdy nie mieliby okazji poznać się bliżej. Wyraźnie widać bowiem, że należą do dwóch zupełnie różnych światów, bo co mogłoby łączyć cichą i skromną nastolatkę z o wiele starszym od niej bogatym mężczyzną, który na dodatek jest znany jaki bawidamek? Szybko przekonujemy się, że wiele, szczególnie jeśli dziewczyna jest shinobi, a mężczyzna poszukiwanym przez całe miasto złodziejem. Heroinie ponownie udaje się pokonać go w walce, ale mimo to nie jest w stanie uniknąć przeznaczenia i po upozorowanym zabójstwie władcy ląduje w lochach. Nie jest tam jednak sama: w sąsiedniej celi znajduje się bowiem Goemon, który zdaje się czekać na stracenie z typową dla siebie pogodą ducha. Proponuje dziewczynie układ: uwolni ją, ale pod warunkiem, że będzie mógł zabrać ją ze sobą. Cóż, możliwość podróżowania z przystojnym libertynem jest zawsze lepsza niż perspektywa spotkania z katowskim pieńkiem, więc heroina chętnie przystaje na tę propozycję.

Potem jest już tylko lepiej. Okazuje się, że Goemon jako doświadczony shinobi doskonale wie, że za dziewczyną wyruszy pogoń, i jest w stanie tak planować drogę ucieczki, żeby podróżować w miarę bezpiecznie. Szybko też poznajemy go od nieco innej strony: mężczyzna nadal przejawia dosyć nieprzyzwoite poczucie humoru i nęka nas nim niemalże przy każdej możliwej okazji, ale gdzieś pod płaszczykiem jego postępowania kryje się spora doza czułości i delikatności. Nigdy nie przekracza pewnej ustalonej granicy i można odnieść wrażenie, że nie byłby w stanie skrzywdzić heroiny, a przy tym pokazuje się od dobrej strony jako jej obrońca. Ciężko jest nawet stwierdzić jego nachalność, bo jest tak uprzejmy i posiada tak duże wyczucie, że buduje wokół siebie atmosferę poczucia błogiego wręcz bezpieczeństwa. A jeśli dodamy do tego jego pogodę ducha i otwartość mówienia o uczuciach, to otrzymujemy przepis na mężczyznę niemalże doskonałego. Jest to chyba jedna z najlepiej napisanych postaci, jakie do tej pory w grach otome spotkałam - pod tym względem "Nightshade" zaskakuje zresztą na każdym kroku.



Jeśli jednak komuś wydaje się, że podróż z Goemonem jest usłana różami, to jest w błędzie. Jego wątek jest wprawdzie znacznie lżejszy niż wątek Gekkamaru, ale nie brakuje w nim emocji i wzruszeń. Po opuszczeniu miasta szybko napotykamy na swojej drodze Gekkę właśnie, który sprzeciwił się wobec swoich i postanawia odbić nas z ręki "porywacza". Na szczęście udaje nam się go przekonać i zaprosić do wspólnej podróży (Goemon nie ma nic przeciwko, chociaż widzi, że nasz ochroniarz zamierza trzymać go z daleka od nas). Po drodze oczywiście staczamy pojedynki z polującymi na nas zastępami shinobi, ale punktem zwrotnym w naszej relacji z Goemonem jest poznanie Michiru - zagubionego chłopca, którego ratujemy przed atakiem złoczyńców, a ponieważ odzywa się w nas instynkt na wskroś macierzyński, postanawiamy również zabrać go ze sobą. Z czasem jednak okazuje się, że młody to jedynie kolejny aspirujący shinobi, który otrzymał zadanie zabicia nas. Goemon i Gekkamaru nie zamierzają okazywać mu litości, ale dzięki naszemu stanowczemu sprzeciwowi puszczają go wolno. Niestety ta historia nie ma szczęśliwego zakończenia, bo Michiru powraca do swoich i ponownie wyrusza na polowanie, ale udaje się nam w ten sposób ostatecznie przekonać do siebie Goemona, który zaczyna dostrzegać w nas coś więcej niż tylko śliczną zagubioną dziewczynę. I chociaż zaczyna być dobrze, nic też nie może trwać wiecznie - okazuje się bowiem, że mężczyzna posiada swoją własną, bardzo mroczną tajemnicę.

Szalenie polubiłam Goemona. Jestem osobą obdarzoną podobnym poczuciem humoru do niego (ponoć po prababci), więc gdyby istniał, pewnie bardzo szybko odnaleźlibyśmy wspólny język. Podoba mi się w jego kreacji również to, że twórcy nie oczekują od nas akceptacji jego natury. W innych grach otome często heroina w końcu godzi się z tym, że jej wymarzony to pies na baby i chociaż jest wyjątkowa, to nie jest dla niego jedyna (tak, Ikki, do Ciebie mówię!). Myślę, że bierze się to poniekąd z mentalności Japończyków, według której posłuszna żona czeka w domu na powrót męża, który po pracy skoczył z kolegami załatwiać sprawy biznesowe do salonu masażu erotycznego, ale nie zmienia to faktu, że zdecydowanie bardziej wolę rozwiązanie zaproponowane przez twórców gry: to Goemon jest osobą, która zmienia swoje podejście i uświadamia sobie, że to heroina jest kobietą, z którą chciałby założyć rodzinę. I szczerze żałuję, że aż do ostatniej chwili nasza bohaterka pozostaje słodką mimozą, dla której szczytem erotycznych doznań jest przytulenie. Nieraz miałam ochotę powiedzieć jej: "Dziewucho, masz TAKIEGO faceta na wyciągnięcie ręki i nic z tym nie robisz?!". Ja wiem, że to gra rodem z Azji i ma być grzecznie, ale przy Hanzo jakoś się udało, a tutaj zabrakło mi tego ważnego elementu cementującego relację. Sądzę, że nawet najbardziej konserwatywna i nieśmiała kobieta potrzebuje uczucia, że mężczyzna jej pragnie (niekoniecznie że chce ją przelecieć teraz zaraz i to na najbliższym stole), a tutaj... Ech, heroino, ty głupia dziewczyno.



Podsumowując: jest to kolejny dobrze napisany wątek z równie dobrze napisanej gry i zaczynam powoli oswajać się z myślą, że "Nightshade" posiada najlepszych scenarzystów ze wszystkich gier otome, w jakie dotychczas zagrałam. Nie jest to produkcja idealna, ale znajduje się bardzo blisko ideału, dlatego już teraz z niecierpliwością myślę o kolejnym wątku, który będzie mi dane przejść... i żałuję, że pewnego dnia moja przygoda dobiegnie końca.

4 komentarze:

  1. Dzięki za kolejny wpis o grach otome :) Strasznie fajnie się czyta Twoje wpisy, relacje odczucia ^_^

    I najgorsze uczucie, kiedy wiesz, że gra dobiega końca i potem zostaje taka..pustka, którą najlepiej zapełnić chyba nową grą xD

    Pozdrawiam cieplutko i jak zawsze czekam na więcej wpisów ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam Twoje recenzje Nightshade i czytam i aż chciałoby się samej zagrać! Tylko skąd wziąć czas i mamonę XD <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstrzymaj się, bo teraz ogrywam wątek Kuroyukiego i póki co jest taki sobie.

      Usuń