Dzisiaj chciałabym poruszyć dosyć niewygodną, ale wartą omówienia kwestię. Miałam to zrobić o wiele później, ale parę odbytych prywatnie rozmów skłoniło mnie do tego, by dłużej już z tym nie zwlekać. Wpis ten nie będzie jednak zbiorem przepisów prawnych, które same w sobie są średnio rozumiałe dla przeciętnego odbiorcy, a próbą odpowiedzi na często padające argumenty, które mają na celu usprawiedliwienie piracenia gier. Wiele z nich to te, z którymi osobiście spotkałam się podczas wymieniania wiadomości z osobami czytającymi mojego bloga.
Pomocą w stworzeniu wpisu służył mi Hideki Ojiichan, który w przeszłości prowadził stronę będącą jedną z największych baz anime i dram w Europie.
Tak wygląda Jisoo, kiedy widzi, jak piracicie gry od Cheritz. |
Nie jest. Prawo autorskie dotyczące gier i programów komputerowych jest zupełnie inne, niż to odnoszące sie do muzyki i filmów, i nie obejmuje osobistego użytku rozpowszechnionego utworu (już pomiając fakt, że aby taki utwór mógł być pobierany legalnie, musi być publicznie udostępniony przez samego artystę. Dozwolony użytek osobisty nie oznacza, że możecie bezkarnie pobierać materiały, jak leci). Tym sposobem prawo do korzystania z danego programu czy gry posiadają jedynie osoby, które zakupiły odpowiednią licencję (otrzymywaną automatycznie wraz z samym zakupem). W przeciwnym wypadku mamy do czynienia z przywłaszczeniem, które może nie jest kradzieżą sensu stricto, ale również podlega karze. Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego firmy, uczelnie i szkoły kupują oryginalne oprogramowanie? Ponieważ zakup licencji jest tańszy niż płacenie kary związanej z używaniem nielegalnego pakietu biurowego. Z grami nie jest inaczej - jeśli wydawca danego tytułu ma podejrzenia, że posiadana przez Was wersja jest nielegalna, może nakazać policji sprawdzenie, czy tak jest w rzeczywistości. Powinna to być informacja szczególnie cenna dla wszystkich recenzentów gier otome, którzy grają na wersjach pirackich (a wiem, że tacy recenzenci istnieją, chociaż palcem ich wskazywać nie będę).
Argument numer dwa: to nie jest kradzież. Nie wynoszę ze sklepu pudełka z grą, a jedynie pobieram z torrentów cyfrową wersję. Wydawca niczego nie traci, więc nie jest to niczym złym.
Tak, jak wspomniałam wyżej, nie mówimy w przypadku piractwa o kradzieży realnie istniejącego przedmiotu, a o nielegalnym przywłaszczeniu. Jeśli kiedykolwiek Wasz komputer trafiłby do rewizji, takie wyjaśnienia na nic by się zdały. Żeby lepiej zrozumieć problem, trzeba zwrócić tutaj uwagę na dwie ważne kwestie: potencjalny zysk twórcy i udzielanie społecznego przyzwolenia na postępowanie niezgodne z prawem. Jeśli jedna osoba nie kupi gry i pobierze ją z sieci, to wydawca zbyt wiele na tym nie straci, bo 50 czy 100 zł to dla takiego Idea Factory nie są duże pieniądze. Ale jeśli już tysiąc osób wyjdzie z podobnego założenia, to wydawca traci spory potencjalny zysk, nawet jeśli przyjmiemy, że rzeczywistą kopię gry kupiłby zaledwie ułamek zainteresowanych. Druga kwestia nierozerwalnie wiąże się z pierwszą - jeśli nielegalnie ściągamy gry, to wyrażamy w ten sposób swoje przyzwolenie na piractwo. Ktoś, kto spogląda na nas z boku, może pomyśleć sobie, że skoro my to robimy, to oznacza, że piractwo jest ok (coś na zasadzie "Skoro inni postępują źle, to ja też mogę"). W ten sposób problem nie pozostaje jedynie sprawą naszego sumienia. Sądzę, że na tę kwestię powinni zwrócić uwagę przede wszystkim recenzenci gier - to ważne, żeby dawali swoim czytelnikom dobry przykład.
Caesar właśnie dowiedział się, że spiraciliście "OZMAFIĘ!!". Jak bardzo macie przerąbane? |
Już pomijając fakt, że na moim toughbooku nie znajdziecie nielegalnego oprogramowania (tak, jestem typem frajerki, która posiada oryginalny Windows 7, a zamiast MicrosoftWorda używa pakietu OpenOffice), to dla mnie jest to takie trochę usprawiedliwianie się na poziomie przedszkolaka. Z argumentacji typu "bo Zdziś, Krysia i Marysia też to robią" człowiek powinien wyrastać najpóźniej w gimnazjum. Najzabawniej jest, kiedy sięgają po nią osoby, które jako tło na Facebooku ustawiają sobie obrazek z napisem "Nie mam na imię Wszyscy, nie mam na nazwisko Każdy". Zawsze w takiej sytuacji mówię ludziom, żeby patrzyli przede wszystkim na siebie i nie usprawiedliwiali swojego postępowania tym w tak żałosny sposób, bo to jest tak naprawdę przerzucaniem odpowiedzialności i wycieraniem sobie gęby innymi ludźmi. Jeśli kiedykolwiek byście rzeczywiście kogoś okradli, to policji w ogóle nie interesowałby fakt, że Wasz kolega też kiedyś kogoś okradł i wcale nie uznałaby tego faktu za usprawiedliwienie. Dlaczego więc uważacie, że w przypadku przywłaszczenia miałoby być inaczej?
Argument numer cztery: bo ty jesteś bogata i ciebie stać na gry. Wyobraź sobie, że nie wszyscy śpią na pieniądzach. Ja pobieram gry z Internetu tylko dlatego, że mnie nie stać.
Jest to chyba jeden z najczęstszych argumentów próbujących usprawiedliwiać piractwo komputerowe. Co najzabawniejsze, najczęściej nie podają go osoby, które mają 12-13 lat i rzeczywiście są finansowo całkowicie zależne od rodziców, ale ludzie dorośli, którzy pracują lub mogliby pójść do pracy. W dodatku mnie nie znają i nie wiedzą, że kupienie np. "Dandelion: Wishes brought to you" czy "Nameless: The one thing you must recall" wiązało się dla mnie z mnóstwem wyrzeczeń (już pomijając fakt, że pieniądze na te gry musiałam zarobić sobie sama). Musicie uświadomić sobie pewną okrutną prawdę - producenci gier otome nie pracują charytatywnie. To ludzie, którzy też muszą z czegoś opłacić rachunki czy utrzymać swoje rodziny, a za pracę powinno należeć się wynagrodzenie. Zakup oryginalnych wersji gier ma również tę dodatkową zaletę, że motywuje, pozwala kupić lepszy sprzęt i zatrudnić lepszych specjalistów, a więc tworzyć więcej lepszych jakościowo gier. Kupując oryginalną grę, inwestujecie w twórcę i wyrażacie wdzięczność za to, co do tej pory udało mu się zrobić (szczególnie, jeśli jest to Wasze ulubione studio). Zmniejszacie w ten sposób szansę na to, że po wydaniu dwóch gier jego firma zwinie manatki przez niewypłacalność. Musicie również pamiętać o tym, że istnieją gry otome w różnych przedziałach cenowych. Są wśród nich tytuły w pełni darmowe i takie, które kosztują naprawdę niewiele (np. recenzowaną przeze mnie "Amnesię..." możecie kupić w promocji już za niecałe 20 zł) - jeśli naprawdę nie możecie sobie pozwolić na kupno droższej gry, możecie ograć te bezpłatne i napisać mi o swoich wrażeniach (zawsze jestem wdzięczna za polecenie jakiegoś mało znanego tytułu!). Jeśli interesuje Was droższy tytuł, możecie powoli na niego odkładać. Sami przekonacie się, jak wielką radość sprawi Wam zakup legalnej kopii gry - kopii, której nikt Wam już nie odbierze.
Możecie też zerknąć na moje recenzje i posty dotyczące darmowych gier - na pewno znajdziecie coś dla siebie!
http://kocham-gry-otome.blogspot.com/search/label/darmowe
Panowie z "Amnesii..." zagrzewają się do walki z piratami! |
Argument, z którym nawet nie chce mi się dyskutować. Jeśli tak uważacie, to pozostaje mi jedynie współczuć Wam stresu, jaki musicie codziennie przeżywać, wynosząc pod kurtką bułki z piekarni.
Argument numer sześć: piracę, ponieważ nie chcę płacić dużych pieniędzy za pełną wersję, nie wiedząc nawet, czy gra mi się spodoba.
Jest to argument, który moim zdaniem akurat ma sens, ponieważ zwraca uwagę na ważny problem - niestety nie wszyscy producenci wydają do swoich gier wersje demo. Oczywiście nie zmienia to faktu, że ściąganie takiej gry z sieci nadal jest nielegalne w świetle prawa - może być co najwyżej moralnie usprawiedliwione. Pod warunkiem oczywiście, że traktujemy tę grę jako demówkę, którą ogrywamy przez godzinę czy dwie tylko po to, żeby podjąć decyzję o zakupie.
Argument numer siedem: ta gra nie podoba mi się na tyle, żebym kupował pełną wersję. A skoro i tak bym jej nie kupił, to wydawca nic nie stracił.
Kwestię potencjalnego zysku omówiliśmy powyżej. Ja chciałabym poruszyć problem zawarty w pierwszym zdaniu. Zawsze, kiedy spotykam się z osobą, która w ten sposób próbuje usprawiedliwić piractwo, pytam: "Serio jesteś aż takim masochistą, że grasz w tytuły, które ci się nie podobają?". Często jest to jedynie wymówka i próba racjonalizacji problemu - no bo przecież na pewno kupiłbyś grę, gdyby twórcy zaimplementowali lepszą muzykę, a panowie byliby ładniej narysowani, co oczywiście jest grubymi nićmi szytym mijaniem się z prawdą. Mówimy tutaj o subiektywnych odczuciach, ale dla mnie to kwestia zwyczajnej uczciwości. Jeśli po godzinie rozgrywki gra Wam się nie podoba, to w zgodzie z własnym sumieniem powinniście ją usunąć - bez tłumaczenia sobie, że dana produkcja w sumie nie jest taka zła, więc możecie grać dalej.
Argument numer osiem: ściągam gry, których nie można kupić w Europie i które posiadają tylko japońską wersję językową. Wydawca nie chce zarabiać na Europejczykach, więc pewnie nie obchodzi go to, co robimy z jego grą.
To kolejny problem, na który prędzej czy później natykają się miłośnicy gier otome i przyznam szczerze, że długo go z Hidekim omawialiśmy. Niezależnie od wszystkiego musimy bowiem pogodzić się z faktem, że gry wydawane na Zachodzie to jedynie niewielki procent tytułów pojawiających się w Azji. Samo stworzenie angielskiej lokalizacji danego tytułu i wypuszczenie go na Steama to wydatek rzędu dziesiątek tysięcy dolarów - nic więc dziwnego, że twórcy patrzą na nas niechętnym okiem, nie wiedząc, czy w ogóle im się to opłaci. Często też nie są po prostu zainteresowani tworzeniem angielskich wersji swoich gier, nawet tych bardzo popularnych. Czy w takiej sytuacji piractwo jest moralnie usprawiedliwione (bo i tak nadal jest piractwem i to bez dwóch zdań)? Moim zdaniem tylko wtedy, kiedy nie ma możliwości zdobycia oryginalnej kopii gry (nikt nie sprzedaje jej na portalach aukcyjnych i nie można dostać jej w żadnym zagranicznym sklepie/zakupić bezpośrednio u producenta) - wtedy można uznać, że na pobraniu nielegalnej wersji faktycznie nikt nie straci i nie będzie próbował dochodzić swoich praw. W innym przypadku należy starać się zdobyć oryginalną wersję. Twórcy gier otome często produkują gry jedynie na rodzimy rynek i nie sprzedają ich poza granicami swojego kraju, ale zawsze można poprosić o pomoc mieszkającego tam kolegę lub odkupić grę od Europejczyka, który już ją posiada - o ile zawartość gry nie łamie w żaden sposób polskiego prawa (a więc nie zawiera np. pornografii dziecięcej - swoją drogą nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek mógł gustować w takich rzeczach, ale Hideki podał mi właśnie taki przykład), to nikt nie będzie nam stał na przeszkodzie ani wyciągął wobec nas konsekwencji prawnych - nielegalna jest bowiem dystrybucja gry, a nie samo jej posiadanie. Można również pisać w tej sprawie bezpośrednio do twórców i wydawców - duże zainteresowanie ich tytułami może sprawić, że otworzą się na Zachód.
Wiem, co spiraciłeś minionego lata! |
A gdyby babcia miała wąsy, to byłaby dziadkiem. Skoro to jest Twoje ulubione studio, to tym bardziej powinnaś je wspierać - wierz mi, że dla jego pracowników większą wartość ma zakupienie przez Ciebie jednej gry niż spiracenie pięciu. W ogóle nie wyobrażam sobie, jak można mówić, że jest się miłośnikiem gier otome i jednocześnie pobierać je nielegalnie z sieci. To trochę tak, jakby powiedzieć komuś, że bardzo się go lubi (wręcz uwielbia), a potem wbić mu nóż w plecy. Jeśli piracisz, to nie masz prawa nazywać siebie miłośniczką gatunku. Wręcz przeciwnie - działasz na jego niekorzyść, bo przez Ciebie (i przez wielu podobnych do Ciebie) twórcy nie zarabiają tyle, ile powinni, i nie mogą wydawać kolejnych tytułów.
Argument numer dziesięć: oczywiście grałam w oryginalną wersję, ale kupił mi ją brat, a ja zapomniałam hasła do konta/grę pożyczyła mi koleżanka, ale już ją oddałam (co z tego, że gra dostępna jest tylko w wersji cyfrowej)/pobrałam piracką wersję gry, bo miałam oryginał, ale pudełko z grą zjadł mi pies/jakakolwiek inna wyssana z palca historyjka.
Ci, którzy mnie znają, doskonale wiedzą, że mało czym brzydzę się tak bardzo, jak kłamstwem. Wiedzą również, że jako osoba legalnie kupująca gry z różnych źródeł, doskonale wiem, na jakiej zasadzie to kupno się odbywa, więc szybko potrafię wyczuć fałsz w opowieściach typu "koleżanka pożyczyła mi grę na Steama". Sto razy bardziej wolę, kiedy ktoś otwarcie przyznaje się do spiracenia gry, niż kiedy próbuje wcisnąć mi kit, zapewniając solennie, że jest miłośnikiem gatunku i nigdy by tego nie zrobił. Kuźwa, skoro macie odwagę piracić, to miejcie też odwagę się do tego przyznać! Nie zachowujcie się jak przedszkolaki, które chowają słodycze za plecami i z buzią umorusaną czekoladą próbują wmówić mamie, że nie podjadały. A jeśli ktoś Wam wytknie kłamstwo, to zamiast się obrażać lub iść w zaparte, zastanówcie się nad sobą i nad tym, czy przypadkiem nie zachowujecie się jak zwyczajni hipokryci.
Argument numer jedenaście: a ja i tak będę piraciła gry! I co mi zrobisz?
Nic Ci nie zrobię, ale wiedz, że na moim blogu nie jesteś mile widziana.
Kochasz gry otome? Pokaż to twórcom! |
Na koniec chciałabym serdecznie zaprosić Was do dyskusji - jeśli czujecie, że chciałybyście coś dodać (niezależnie od tego, czy się ze mną zgadzacie, czy też nie), możecie zrobić to w komentarzach (nie są moderowane). Możecie też napisać na mojego maila: kocham.gry.otome@gmail.com. Każdą wiadomość przeczytam i na każdą odpowiem.
Pozdrawiam ciepło!