piątek, 14 października 2016

39. Piractwo a gry otome.

Na początek muszę Wam napisać ważną rzecz - jesteście niesamowici. Kiedy zakładałam tego bloga, wychodziłam z założenia, że sukcesem będzie pozyskanie kilkunastu stałych czytelników. Tymczasem okazało się, że gry otome nie są w Polsce aż tak dużą niszą, jak sądziłam, i że posiadają tak naprawdę sporą bazę fanów. W tym tygodniu stuknęło mi 20,000 wyświetleń - to dużo jak na bloga założonego zaledwie parę miesięcy temu. Chciałabym podziękować wszystkim, którzy regularnie do mnie wracają, komentują moje wpisy i wysyłają maile. Nawet nie wiecie, jak przyjemnie robi mi się na sercu, kiedy otrzymuję wiadomości typu: "Chciałabym wiedzieć, co sądzisz na temat gry X" - cieszę się, że moja opinia jest Was ważna. Dajecie mi mnóstwo energii do dalszego dzielenia się z Wami moimi przemyśleniami. Dziękuję Wam z całego serca. 

Dzisiaj chciałabym poruszyć dosyć niewygodną, ale wartą omówienia kwestię. Miałam to zrobić o wiele później, ale parę odbytych prywatnie rozmów skłoniło mnie do tego, by dłużej już z tym nie zwlekać. Wpis ten nie będzie jednak zbiorem przepisów prawnych, które same w sobie są średnio rozumiałe dla przeciętnego odbiorcy, a próbą odpowiedzi na często padające argumenty, które mają na celu usprawiedliwienie piracenia gier. Wiele z nich to te, z którymi osobiście spotkałam się podczas wymieniania wiadomości z osobami czytającymi mojego bloga.
Pomocą w stworzeniu wpisu służył mi Hideki Ojiichan, który w przeszłości prowadził stronę będącą jedną z największych baz anime i dram w Europie.

Tak wygląda Jisoo, kiedy widzi, jak piracicie gry od Cheritz.
Argument numer jeden: pobieranie filmów i muzyki na własny użytek jest legalne, więc z grami jest podobnie.

Nie jest. Prawo autorskie dotyczące gier i programów komputerowych jest zupełnie inne, niż to odnoszące sie do muzyki i filmów, i nie obejmuje osobistego użytku rozpowszechnionego utworu (już pomiając fakt, że aby taki utwór mógł być pobierany legalnie, musi być publicznie udostępniony przez samego artystę. Dozwolony użytek osobisty nie oznacza, że możecie bezkarnie pobierać materiały, jak leci). Tym sposobem prawo do korzystania z danego programu czy gry posiadają jedynie osoby, które zakupiły odpowiednią licencję (otrzymywaną automatycznie wraz z samym zakupem). W przeciwnym wypadku mamy do czynienia z przywłaszczeniem, które może nie jest kradzieżą sensu stricto, ale również podlega karze. Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego firmy, uczelnie i szkoły kupują oryginalne oprogramowanie? Ponieważ zakup licencji jest tańszy niż płacenie kary związanej z używaniem nielegalnego pakietu biurowego. Z grami nie jest inaczej - jeśli wydawca danego tytułu ma podejrzenia, że posiadana przez Was wersja jest nielegalna, może nakazać policji sprawdzenie, czy tak jest w rzeczywistości. Powinna to być informacja szczególnie cenna dla wszystkich recenzentów gier otome, którzy grają na wersjach pirackich (a wiem, że tacy recenzenci istnieją, chociaż palcem ich wskazywać nie będę).


Argument numer dwa: to nie jest kradzież. Nie wynoszę ze sklepu pudełka z grą, a jedynie pobieram z torrentów cyfrową wersję. Wydawca niczego nie traci, więc nie jest to niczym złym.

Tak, jak wspomniałam wyżej, nie mówimy w przypadku piractwa o kradzieży realnie istniejącego przedmiotu, a o nielegalnym przywłaszczeniu. Jeśli kiedykolwiek Wasz komputer trafiłby do rewizji, takie wyjaśnienia na nic by się zdały. Żeby lepiej zrozumieć problem, trzeba zwrócić tutaj uwagę na dwie ważne kwestie: potencjalny zysk twórcy i udzielanie społecznego przyzwolenia na postępowanie niezgodne z prawem. Jeśli jedna osoba nie kupi gry i pobierze ją z sieci, to wydawca zbyt wiele na tym nie straci, bo 50 czy 100 zł to dla takiego Idea Factory nie są duże pieniądze. Ale jeśli już tysiąc osób wyjdzie z podobnego założenia, to wydawca traci spory potencjalny zysk, nawet jeśli przyjmiemy, że rzeczywistą kopię gry kupiłby zaledwie ułamek zainteresowanych. Druga kwestia nierozerwalnie wiąże się z pierwszą - jeśli nielegalnie ściągamy gry, to wyrażamy w ten sposób swoje przyzwolenie na piractwo. Ktoś, kto spogląda na nas z boku, może pomyśleć sobie, że skoro my to robimy, to oznacza, że piractwo jest ok (coś na zasadzie "Skoro inni postępują źle, to ja też mogę"). W ten sposób problem nie pozostaje jedynie sprawą naszego sumienia. Sądzę, że na tę kwestię powinni zwrócić uwagę przede wszystkim recenzenci gier - to ważne, żeby dawali swoim czytelnikom dobry przykład.

Caesar właśnie dowiedział się, że spiraciliście "OZMAFIĘ!!". Jak bardzo macie przerąbane?
Argument numer trzy: wszyscy piracą. Wskaż mi chociaż jedną osobę, która nigdy niczego nie spiraciła. Sama też pewnie masz na swoim komputerze nielegalny system operacyjny.

Już pomijając fakt, że na moim toughbooku nie znajdziecie nielegalnego oprogramowania (tak, jestem typem frajerki, która posiada oryginalny Windows 7, a zamiast MicrosoftWorda używa pakietu OpenOffice), to dla mnie jest to takie trochę usprawiedliwianie się na poziomie przedszkolaka. Z argumentacji typu "bo Zdziś, Krysia i Marysia też to robią" człowiek powinien wyrastać najpóźniej w gimnazjum. Najzabawniej jest, kiedy sięgają po nią osoby, które jako tło na Facebooku ustawiają sobie obrazek z napisem "Nie mam na imię Wszyscy, nie mam na nazwisko Każdy". Zawsze w takiej sytuacji mówię ludziom, żeby patrzyli przede wszystkim na siebie i nie usprawiedliwiali swojego postępowania tym w tak żałosny sposób, bo to jest tak naprawdę przerzucaniem odpowiedzialności i wycieraniem sobie gęby innymi ludźmi. Jeśli kiedykolwiek byście rzeczywiście kogoś okradli, to policji w ogóle nie interesowałby fakt, że Wasz kolega też kiedyś kogoś okradł i wcale nie uznałaby tego faktu za usprawiedliwienie. Dlaczego więc uważacie, że w przypadku przywłaszczenia miałoby być inaczej?

Argument numer cztery: bo ty jesteś bogata i ciebie stać na gry. Wyobraź sobie, że nie wszyscy śpią na pieniądzach. Ja pobieram gry z Internetu tylko dlatego, że mnie nie stać.

Jest to chyba jeden z najczęstszych argumentów próbujących usprawiedliwiać piractwo komputerowe. Co najzabawniejsze, najczęściej nie podają go osoby, które mają 12-13 lat i rzeczywiście są finansowo całkowicie zależne od rodziców, ale ludzie dorośli, którzy pracują lub mogliby pójść do pracy. W dodatku mnie nie znają i nie wiedzą, że kupienie np. "Dandelion: Wishes brought to you" czy "Nameless: The one thing you must recall" wiązało się dla mnie z mnóstwem wyrzeczeń (już pomijając fakt, że pieniądze na te gry musiałam zarobić sobie sama). Musicie uświadomić sobie pewną okrutną prawdę - producenci gier otome nie pracują charytatywnie. To ludzie, którzy też muszą z czegoś opłacić rachunki czy utrzymać swoje rodziny, a za pracę powinno należeć się wynagrodzenie. Zakup oryginalnych wersji gier ma również tę dodatkową zaletę, że motywuje, pozwala kupić lepszy sprzęt i zatrudnić lepszych specjalistów, a więc tworzyć więcej lepszych jakościowo gier. Kupując oryginalną grę, inwestujecie w twórcę i wyrażacie wdzięczność za to, co do tej pory udało mu się zrobić (szczególnie, jeśli jest to Wasze ulubione studio). Zmniejszacie w ten sposób szansę na to, że po wydaniu dwóch gier jego firma zwinie manatki przez niewypłacalność. Musicie również pamiętać o tym, że istnieją gry otome w różnych przedziałach cenowych. Są wśród nich tytuły w pełni darmowe i takie, które kosztują naprawdę niewiele (np. recenzowaną przeze mnie "Amnesię..." możecie kupić w promocji już za niecałe 20 zł) - jeśli naprawdę nie możecie sobie pozwolić na kupno droższej gry, możecie ograć te bezpłatne i napisać mi o swoich wrażeniach (zawsze jestem wdzięczna za polecenie jakiegoś mało znanego tytułu!). Jeśli interesuje Was droższy tytuł, możecie powoli na niego odkładać. Sami przekonacie się, jak wielką radość sprawi Wam zakup legalnej kopii gry - kopii, której nikt Wam już nie odbierze.
Możecie też zerknąć na moje recenzje i posty dotyczące darmowych gier - na pewno znajdziecie coś dla siebie!
http://kocham-gry-otome.blogspot.com/search/label/darmowe


Panowie z "Amnesii..." zagrzewają się do walki z piratami!
Argument numer pięć: tylko frajerzy kupują coś, co mogliby mieć za darmo.

Argument, z którym nawet nie chce mi się dyskutować. Jeśli tak uważacie, to pozostaje mi jedynie współczuć Wam stresu, jaki musicie codziennie przeżywać, wynosząc pod kurtką bułki z piekarni.


Argument numer sześć: piracę, ponieważ nie chcę płacić dużych pieniędzy za pełną wersję, nie wiedząc nawet, czy gra mi się spodoba.

Jest to argument, który moim zdaniem akurat ma sens, ponieważ zwraca uwagę na ważny problem - niestety nie wszyscy producenci wydają do swoich gier wersje demo. Oczywiście nie zmienia to faktu, że ściąganie takiej gry z sieci nadal jest nielegalne w świetle prawa - może być co najwyżej moralnie usprawiedliwione. Pod warunkiem oczywiście, że traktujemy tę grę jako demówkę, którą ogrywamy przez godzinę czy dwie tylko po to, żeby podjąć decyzję o zakupie.


Argument numer siedem: ta gra nie podoba mi się na tyle, żebym kupował pełną wersję. A skoro i tak bym jej nie kupił, to wydawca nic nie stracił.

Kwestię potencjalnego zysku omówiliśmy powyżej. Ja chciałabym poruszyć problem zawarty w pierwszym zdaniu. Zawsze, kiedy spotykam się z osobą, która w ten sposób próbuje usprawiedliwić piractwo, pytam: "Serio jesteś aż takim masochistą, że grasz w tytuły, które ci się nie podobają?". Często jest to jedynie wymówka i próba racjonalizacji problemu - no bo przecież na pewno kupiłbyś grę, gdyby twórcy zaimplementowali lepszą muzykę, a panowie byliby ładniej narysowani, co oczywiście jest grubymi nićmi szytym mijaniem się z prawdą. Mówimy tutaj o subiektywnych odczuciach, ale dla mnie to kwestia zwyczajnej uczciwości. Jeśli po godzinie rozgrywki gra Wam się nie podoba, to w zgodzie z własnym sumieniem powinniście ją usunąć - bez tłumaczenia sobie, że dana produkcja w sumie nie jest taka zła, więc możecie grać dalej.


Argument numer osiem: ściągam gry, których nie można kupić w Europie i które posiadają tylko japońską wersję językową. Wydawca nie chce zarabiać na Europejczykach, więc pewnie nie obchodzi go to, co robimy z jego grą.

To kolejny problem, na który prędzej czy później natykają się miłośnicy gier otome i przyznam szczerze, że długo go z Hidekim omawialiśmy. Niezależnie od wszystkiego musimy bowiem pogodzić się z faktem, że gry wydawane na Zachodzie to jedynie niewielki procent tytułów pojawiających się w Azji. Samo stworzenie angielskiej lokalizacji danego tytułu i wypuszczenie go na Steama to wydatek rzędu dziesiątek tysięcy dolarów - nic więc dziwnego, że twórcy patrzą na nas niechętnym okiem, nie wiedząc, czy w ogóle im się to opłaci. Często też nie są po prostu zainteresowani tworzeniem angielskich wersji swoich gier, nawet tych bardzo popularnych. Czy w takiej sytuacji piractwo jest moralnie usprawiedliwione (bo i tak nadal jest piractwem i to bez dwóch zdań)? Moim zdaniem tylko wtedy, kiedy nie ma możliwości zdobycia oryginalnej kopii gry (nikt nie sprzedaje jej na portalach aukcyjnych i nie można dostać jej w żadnym zagranicznym sklepie/zakupić bezpośrednio u producenta) - wtedy można uznać, że na pobraniu nielegalnej wersji faktycznie nikt nie straci i nie będzie próbował dochodzić swoich praw. W innym przypadku należy starać się zdobyć oryginalną wersję. Twórcy gier otome często produkują gry jedynie na rodzimy rynek i nie sprzedają ich poza granicami swojego kraju, ale zawsze można poprosić o pomoc mieszkającego tam kolegę lub odkupić grę od Europejczyka, który już ją posiada - o ile zawartość gry nie łamie w żaden sposób polskiego prawa (a więc nie zawiera np. pornografii dziecięcej - swoją drogą nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek mógł gustować w takich rzeczach, ale Hideki podał mi właśnie taki przykład), to nikt nie będzie nam stał na przeszkodzie ani wyciągął wobec nas konsekwencji prawnych - nielegalna jest bowiem dystrybucja gry, a nie samo jej posiadanie. Można również pisać w tej sprawie bezpośrednio do twórców i wydawców - duże zainteresowanie ich tytułami może sprawić, że otworzą się na Zachód.

Wiem, co spiraciłeś minionego lata!
Argument numer dziewięć: piracę gry tylko swojego ulubionego studia. Jestem ogromną fanką wydawanych przez nie tytułów i kiedyś na pewno wszystkie zakupię!

A gdyby babcia miała wąsy, to byłaby dziadkiem. Skoro to jest Twoje ulubione studio, to tym bardziej powinnaś je wspierać - wierz mi, że dla jego pracowników większą wartość ma zakupienie przez Ciebie jednej gry niż spiracenie pięciu. W ogóle nie wyobrażam sobie, jak można mówić, że jest się miłośnikiem gier otome i jednocześnie pobierać je nielegalnie z sieci. To trochę tak, jakby powiedzieć komuś, że bardzo się go lubi (wręcz uwielbia), a potem wbić mu nóż w plecy. Jeśli piracisz, to nie masz prawa nazywać siebie miłośniczką gatunku. Wręcz przeciwnie - działasz na jego niekorzyść, bo przez Ciebie (i przez wielu podobnych do Ciebie) twórcy nie zarabiają tyle, ile powinni, i nie mogą wydawać kolejnych tytułów.


Argument numer dziesięć: oczywiście grałam w oryginalną wersję, ale kupił mi ją brat, a ja zapomniałam hasła do konta/grę pożyczyła mi koleżanka, ale już ją oddałam (co z tego, że gra dostępna jest tylko w wersji cyfrowej)/pobrałam piracką wersję gry, bo miałam oryginał, ale pudełko z grą zjadł mi pies/jakakolwiek inna wyssana z palca historyjka.

Ci, którzy mnie znają, doskonale wiedzą, że mało czym brzydzę się tak bardzo, jak kłamstwem. Wiedzą również, że jako osoba legalnie kupująca gry z różnych źródeł, doskonale wiem, na jakiej zasadzie to kupno się odbywa, więc szybko potrafię wyczuć fałsz w opowieściach typu "koleżanka pożyczyła mi grę na Steama". Sto razy bardziej wolę, kiedy ktoś otwarcie przyznaje się do spiracenia gry, niż kiedy próbuje wcisnąć mi kit, zapewniając solennie, że jest miłośnikiem gatunku i nigdy by tego nie zrobił. Kuźwa, skoro macie odwagę piracić, to miejcie też odwagę się do tego przyznać! Nie zachowujcie się jak przedszkolaki, które chowają słodycze za plecami i z buzią umorusaną czekoladą próbują wmówić mamie, że nie podjadały. A jeśli ktoś Wam wytknie kłamstwo, to zamiast się obrażać lub iść w zaparte, zastanówcie się nad sobą i nad tym, czy przypadkiem nie zachowujecie się jak zwyczajni hipokryci.


Argument numer jedenaście: a ja i tak będę piraciła gry! I co mi zrobisz?

Nic Ci nie zrobię, ale wiedz, że na moim blogu nie jesteś mile widziana.


Kochasz gry otome? Pokaż to twórcom!
Podsumowując - piractwo to problem. Naprawdę duży problem, z którego istnienia wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy. Wydaje im się, że nic złego nie robią, że nie kradną, że po prostu robią to, do czego inni wręcz otwarcie się przyznają. Nie czują wyrzutów sumienia i potrafią wręcz zachęcać do tego innych. Czy to jest w porządku? Moim zdaniem nie  i to nie tylko wobec twórców, ale przede wszystkim względem nas. Bo czy jeśli w tak błahej (na pozór!) sprawie postępujemy nieuczciwie, to czy w życiu też nie będziemy ciągle iść na skróty i patrzeć jedynie na czubek własnego nosa ("Ja muszę mieć tę grę! Teraz!")? Czy rzeczywiście jesteśmy miłośnikami gier otome, którzy pragną wspierać twórców? Czy chcemy podziękować im za ich pracę i niezliczoną ilość wzruszeń, jakich nam dotarczyli? A może wolimy przez całe życie być w cieniu, wstydzić się tego, co robimy i tłumaczyć swoje postępowanie, wymyślając coraz to nowe historyjki? Na to pytanie każdy nas musi musi odpowiedzieć sobie sam, byle szczerze.

Na koniec chciałabym serdecznie zaprosić Was do dyskusji - jeśli czujecie, że chciałybyście coś dodać (niezależnie od tego, czy się ze mną zgadzacie, czy też nie), możecie zrobić to w komentarzach (nie są moderowane). Możecie też napisać na mojego maila: kocham.gry.otome@gmail.com. Każdą wiadomość przeczytam i na każdą odpowiem.

Pozdrawiam ciepło!

22 komentarze:

  1. Bardzo dobry wpis, czytając go widziałam siebie (no cóż nie jestem święta i piraciłam gry). W sumie to dzięki Tobie Blath z tym skończyłam. Bardzo Ci dziękuję. Ostatnio chciałam spiracić pewną grę i już ściągałam torrenta, gdy powiedziałam sobie, cholera co ty robisz!? I tego samego dnia kupiłam tą grę na Steam. Oprócz tego kupiłam już pięć innych tytułów. Tak, więc inaczej gra się w spiraconą grę a inaczej w zakupioną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Do mnie przemawia argument z brakiem wersji demo danego produktu a na pewno nie mam ochoty kupowac kota w worku. Więc czesto ściągem gre by sprawdzić czy jest taka cudowna jak to ja recenzjach jak zawsze zachwalają czy jednak nie do końca. Wiem że znajdzie się masa osób która stwierdzi że jak już ściągneła to po co ma kupowac, warto choćby z tego powodu by jej twórca widział że to co robi komuś się podoba i warto to robić. A może akurat dzięki wam powstanie kolejna część ?

    Podobnie ma się sprawa z dostępnością na naszym ryneczku Polskim.. choć i tak rok w rok widać ogromną poprawe jeśli o to chodzi. Reszta agrumentów jest totalnie na poziomie gimnazjalisty ;) I zgadzam się w pełni z autorką.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy i jak nie charakterystyczny dla Polski artykuł. Problem z piraceniem ogólnie polega głównie na dużej dostępności nielegalnych plików w sieci i słabym zarobkiem przeciętnego polaka oraz trudnym dostępem do rzeczy które na zachodzie można z łatwością "zakupić". Porównując to jednak z tym jak to wyglądało kiedyś, jest duża różnica. Jestem osobą która wydaje dość sporo pieniędzy na spotify, netflixa, HBO GO itp. i naprawdę się cieszę, że jestem w stanie. Dzięki temu mam dostęp do sporej rzeczy która mnie interesuje (głównie seriale). Problem jest z mangami które nie są dostępne, albo anime które nie zostały jeszcze wydane w języku który znam i przyznam szczerze, korzystam z "średnio" legalnych źródeł. Problem piracenia jest dość złożony i dotyczy to także gier. Z tym nie da się wygrać, póki prawo autorskie w Polsce nie stanie się bardziej restrykcyjne i pilnowane. Kto będzie chciał ściągnąć grę to ją ściągnie. Dla mnie jest to głupota, ponieważ gry otome są bardzo tanie. Nigdy nie zapomnę jak kupiłam Amnesie za chyba 30 zł na steamie, a potem za 40 na PSvite. To naprawdę jest nie wiele. Więcej wydałam na mobilne... ekhem... Co do fanów gier otome: większość jest dość młoda i nie zarabia. Przez co często wybiera kupienie mangi nad coś co może sobie ściągnąć. Bo tak robi koleżanka, bo może, bo tak napisali na stronie. Taka już jest mentalność bardzo dużej ilości osób. Nie usprawiedliwiam tutaj nikogo, ale każdy musi patrzeć na własne ręce. Widzę to po sobie ;). Dlatego Twój artykuł może oprzytomnieje kogoś. Fajnie by było gdybyś dodała jeszcze legalne źródła i ceny do niego - ja trafiłam tutaj przypadkiem. Jeżeli ktoś także tutaj dotrze tak samo, może skorzysta z okazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mao, pod każdą moją recenzją znajdziesz linki do miejsca, w którym można zakupić daną grę lub w nią zagrać, jeśli jest darmowa. Jeśli gra często jest przeceniana (jak np. "Amnesia...") to też zawsze o tym wspominam i doradzam swoim czytelnikom czekać na promocję.

      Na pewno nieduże zarobki również mają jakiś wpływ na piracenie, ale sądzę, że często jest to wymówka, bo są ludzie, którzy piracą nawet tytuły, które normalnie na Steamie kosztują 10 zł. Moim zdaniem jeśli stać kogoś na opłacanie Internetu, to stać go również na odłożenie choćby 10-20 zł miesięcznie (a jeśli nie, to na rynku istnieje naprawdę multum fajnych, darmownych gier). Moi znajomi, którzy zawsze najbardziej narzekali na brak pieniędzy, byli zazwyczaj palaczami, którzy potrafili dziennie wydać 20 zł na papierosy. ;)

      Usuń
    2. Może posty i komentarze dość stare, ale tak odświeżę.
      Ja rozumiem, jak ktoś trafi na dobrą okazję i kupi po taniości jakiś tytuł. Samej mi się tak z ,,Life is strange" udało. Ale! Na takie okazje trafić nie jest łatwo. Chociażby teraz od jakiegoś czasu obserwuję Steama i cena Amnesi jak stoi tak stoi - 27,99 EURO. Co daje blisko 130 zł. Może gra jest warta tych pieniędzy, może na zachodzie ludzi bardziej na takie rzeczy stać, ale do jasnego korniszona, to już o wiele bardziej rozbudowane technicznie ,,The sims 4" jest tańsze, a i przy nim potrafię kręcić nosem i wmawiać sobie ,,Kupię kiedy indziej."
      Plus teraz taki przykład - czasami ludzie pobierają gry pirackie, ponieważ te nie mają tylu irytujących zabezpieczeń, czy hgq czego. Przykładowo mój ukochany Skyrim, którego kopiłam niedawno po premierze - wszystko świetnie. Cud, miód i orzeszki ale...
      1. Steam, który wymusza na mnie aktualizacje, bo inaczej nei da mi pograć.
      2. Steam, który nie włączy mi gry, bo nie ma internetu. Nie ustawiłeś wcześniej trybu offline? Twój problem.
      3. Po wyłączeniu gry chcę od razu włączyć ją ponownie - Co ty panie! Poczekasz minimum pół godzinki, bo muszę pomyśleć.
      Tutaj podpieram się Steamem z własnego doświadczenia, ale taki na przykład Origin także nie jest święty i potrafi pokazać użytkownikom, jak bardzo się sfrajerzyli, kupując legalną wersję.
      poza tym, jak ktoś napisał niżej także myślę, że z piracenia się wyrasta. Sama kiedyś często grałam w gry w niezbyt legalny sposób, ale... Wtedy byłam małym smarkiem z podstawówki, który dostawał pieniądze co najwyżej od babci i wydatek dla niego prawie trzech stów wydawał się kredytem na mieszkanie, a kupienie gry za 100 zł to były święta.
      Sama teraz mam trochę pieniędzy, ale jednak wciąż, jeśli mam wydać te 20 euro na grę, która średnio mi podpasuje. Wolę w ogóle w nią nie grać.
      I jeszcze jedna sprawa - co jeśli ktoś naprawdę mocno interesuje się grami?
      Ktoś powie, że taka osoba tym bardziej powinna je kupować. Ale zapomina się, że takie osoby grają w gry przez parę godzin dziennie, a najbardziej rozbudowane gry potrafią przejść nawet w parę dni. Teraz wyobraźmy sobie, że taka osoba kupi pięć gier w miesiącu po średnio 100 zł. Koniec końców skończą się jej i nie będzie mogła pogłębiać swojej pasji. Ktoś powie, że to niezdrowe i wręcz fanatyczne (przynajmniej w tych liczbach, co podałam, bo sama uważam, ze 5 gier to mi na parę lat potrafi wystarczyć o ile są dobre). Ale z drugiej strony jako osoba, która kocha czytać książki, wiem z autopsji, że kiedy czymś się tak naprawdę interesujesz... To w pewnym momencie pieniądze zawsze będą przeszkodą. Przykładowo w gimnazjum miałam okres, gdzie potrafiłam miesięcznie pochłonąć nawet do dziesięciu książek miesięcznie. Zwracam uwagę, że miałam wtedy około trzynastu lat, wiec było to naprawdę dużo, a przynajmniej przy moim dzisiejszym czytaniu 2-3 książek miesięcznie. W każdym razie wszystko, co mnie w bibliotece interesowało przeczytałam, rodzice kupili mi tyle ile mogli, ale i tak doszłam do momentu impasu, bo... Brak funduszy=brak pasji. Ot co, zalążek piracenia.

      Usuń
    3. Osobiście wychodzę z założenia, że każdy z nas powinien mieć takie pasje, na jakie go stać. Wiem, że to może zabrzmieć okrutnie, ale w innym przypadku może dojść do niezdrowej sytuacji, w której ludzie sprzedają majątek i zadłużają się, byleby coś jeszcze do swojej kolekcji kupić (a wierz mi, znam takich ludzi). Sama bardzo chętnie zajęłabym się kolekcjonowaniem lalek typu BJD, ale muszę ze smutkiem przyznać, że nie jest to na moją kieszeń, a nie będę przez dwa miesiące jeść chleba posmarowanego nożem tylko po to, żeby sobie taką lalkę kupić. Nie sądzę też, żeby brak funduszy był wytłumaczeniem do kupowania podróbek czy kradzieży takiej lalki. Gry i książki mają ten plus, że są hobby relatywnie tanim. Nie musisz ogrywać danego tytułu zaraz po premierze (gry od Idea Factory bardzo często mają przeceny, na pewno kupisz Amnesię o wiele taniej podczas zimowej wyprzedaży), a klucz do gry możesz również dostać taniej z innych legalnych źródeł (na przykład bundle - z tego, co pamiętam, raz można było dostać Backstage Pass za 25 zł, podczas gdy na Steamie kosztuje prawie 100). W przypadku visual novelek jest o tyle łatwiej, że jest wiele fajnych tytułów, które są darmowe (i nie mówię tutaj o grach od Beemov, ale o darmowych pełnych wersjach) bądź też kosztują grosze (Shan Gui, Narcissu czy produkcja, którą teraz ogrywam). W mojej opinii nie można nazwać pasjonatem gier kogoś, kto piraci, chyba że robi to po to, żeby sprawdzić tytuł, który zamierza np. sprowadzić z Japonii i nie jest pewien, czy mu podejdzie. Nie widzę niestety żadnej innej możliwości.

      Usuń
  4. Zacznę trochę obok tematu.
    "koleżanka pożyczyła mi grę na Steama" - nie wiem czy wiesz, ale da się pożyczać gry na steamie. Steam Familly Sharing pozwala udostępnić rodzinie i znajomym swoje gry z profilu, o ile sami w danym momencie nie korzystamy z własnej biblioteki.
    Jeżeli chodziło Ci tutaj o zaznaczenie kłamstwa jako takiego, a nie braku teoretycznej możliwości by to zrobić, to uznajmy, że tej części komentarza nie było.

    Zgodę się z pozostałymi, brak wersji demo jest chyba plagą obecnego rynku gier. Nie ma możliwości wypróbowania, chociażby właśnie przez godzinę, czy gra jest warta pieniędzy. Z perspektywy dewelopera wiadomo, że lepiej mieć pieniądze, ale wydaje mi się że lepiej byłoby mieć 4 zadowolonych klientów zamiast 5, w tym jednego niezadowolonego, który będzie wypisał niepochlebne opinie, bo gra nie spełniła jego oczekiwań.
    Nie jestem pewna, ale na Steamie działa chyba opcja refundacji, do 2-3h chyba można oddać grę odzyskując pieniądze. To na swój sposób daje wersję demo. Problem zaczyna się, jak kupimy wersję pudełkową.

    Z piractwem, nie tylko gier, jest ten problem, że jest to za łatwe. Komentarz "nie stać mnie" nie powinien tu być w ogóle argumentem z prostego powodu. Nie stać mnie na nowy samochód to nie pójdę go sobie wziąć z salonu za darmo, bo go koniecznie chcę. Może przykład trochę zbyt odległy, bo w końcu zasoby elektroniczne dużo łatwiej powielić - nie zabiera się komuś oryginału. Może przez to, że nie jest to fizyczne znika bariera "przywłaszczenia", jak to ujęłaś. Nie robimy tego fizycznie, więc świadomość, że to coś złego jest rozmazana.

    Akurat nie wiem, jak do tego tematu odnoszą się prawa innych krajów, więc wypowiadam się o Polsce.
    Istnieje coś takiego jak dozwolony użytek - jeżeli kupimy oryginalną płytę z muzyką, zrobimy z niej kopię i damy komuś znajomemu, to jest to jak najbardziej legalne. Podobnie jest z filmami.
    Z tego wynika, że jeżeli kupimy film, to możemy się podzielić nim z kimś znajomym, nawet elektronicznie.
    Nie dotyczy to programów komputerowych, więc i gier, ale chciałam zrobić małą dygresję.

    Jest też jeden mały problem w Internecie związany z serwisami typu Chomik. Są osoby, którym wydaje się, że skoro płacą (za transfer w tym przypadku), to ściągane pliki są legalne. Podejrzewam, że problem nie dotyczy młodszego pokolenia, ale występuje. Wytłumacz komuś potem, że te pliki ma nielegalnie, on przecież zapłacił!

    Zwróciłaś uwagę na ważny problem - jeżeli zakupię grę i zrobią to inni, to moje ulubione studio będzie mogło pracować nad kolejnymi, możliwe, że lepszymi grami. To powinna być główna motywacja do kupowania gier.
    Jeżeli ktoś uważa, że dana gra jest niezła, ale za droga na to co oferuje, nic nie szkodzi. Może poczekać rok bądź dwa na promocje, nie musi jej kupować od razu. Tylko niektórym ciężko poczekać, skoro mogą coś mieć już, teraz, za darmo!

    Argument numer 8 idealnie rozwiązałaby opcja elektronicznego zakupu gier bezpośrednio od wydawcy zagranicznego. Niestety mamy różne dziwne ograniczenia, podejrzewam, że głównie prawne, bo każdy chce po drodze zarobić, przez co jest to niestety niemożliwe.

    Kończąc mój chaotyczny wywód, nie jestem święta w tym temacie, ale mam świadomość, że piractwo jest złe, tym gorzej chyba to o mnie świadczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaprzeczyłam sobie w drugim akapicie, ale to się wytnie... a właściwie nie wytnie, bo nie mam już opcji edycji.

      Pozdrawiam i dziękuję za ciekawą lekturę artykułu :)

      Usuń
    2. Z tym pożyczaniem miałam na myśli konkretną sytuację, w której moja rozmówczyni zarzekała się, że "pożyczyła" grę od znajomej, z którą nie współdzieliła konta (Steam Family Sharing obejmuje tylko konta, które były uruchamiane na tym samym sprzęcie). Kiedy poprosiłam, żeby podała link do konta tej znajomej, stwierdziła, że zapomniała. Niestety pomimo wytknięcia ewidentnego kłamstwa nie chciała przyznać się do winy.

      Masz również rację z możliwością zwrotu gry na Steam. Sama z niej nie korzystam, ponieważ zwykle kupuję gry "na zapas", zaraz po premierze, a ogrywam je później. Minus tego rozwiązania jest taki, że trzeba pamiętać o tym, żeby w odpowiednim czasie poprosić o ewentualny zwrot pieniędzy. No i trzeba wcześniej tę grę zakupić, a wiele osób ma tak, że najpierw ogrywa dany tytuł przez godzinę czy dwie, a dopiero potem czuje się zmotywowanymi do odkładania na pełną wersję.

      Dziękuję za długi i wyczerpujący komentarz :).

      Usuń
  5. Argument nr.8 jest najbardziej bolesny i wydaje mi się że nie do przeskoczenia bo sami Japończycy nie chcą wydawać swoich tytółów na europejski/amerykański rynek z prostego powodu, diametralne różnice kulturowe co można a czego nie pokazać. Do tego dochadzą napewno koszta tłumaczenia itp.. i same EU napewno dorzuca swoje 3gr debilnymi ustawami.

    Także cieszmy się że i tak mamy poprawę w stosunku do lat ubiegłych i dzięki Steam można już coś kupić.

    EDTI.

    Co do zwrotu pięniędzy to jest taka możliwość w ciągu 1-2h od momentu ściągniecia gry, choć to akurat radził bym dokąłdnie sprawdzić zawczasu jak by ktoś chciał sprawdzić u siebie. Z tego co wiem pożyczanie gier dziła nie tylko na jednym komputerze.. i jest to zacna usługa. Można pograć w gry znajomego , gdy jedzie na wczasy itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, teraz już wiem. Nigdy wcześniej nie korzystałam z tej opcji. Niestety dalej nijak ma się do stwierdzenia "Nie pamiętam, od jakiej koleżanki pożyczałam grę, a swoje dane logowania zapomniałam, więc nie mam jak sprawdzić" i to w sytuacji, kiedy mówimy o grze, która wyszła rok temu.

      Usuń
    2. No to oczywisty pirace, ale wstyd mi się przyzanć ;)

      Usuń
  6. Co do Steam... Czy dzielenie się grą z innym użytkownikiem jest piractwem? Sama tak mam i na swoim koncie mam taką linijkę (zakładkę?): gry dzielone z X, oczywiście dodać muszę, że nie korzystam ze Steam Family a gra jako taka jest na jego i moim koncie jednocześnie, na różnych komputerach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie nie, bo posiadasz prawa do gry ty(steam) więc jest to zdecydowanie zgodne z prawem inaczej Steam wtopił by kilka mln $ ;)

      Usuń
    2. Takie współdzielenie jest ok. Sama jak idę do znajomego, żeby razem w coś zagrać, to moje gry automatycznie dodają się do jego konta i może w nie grać, dopóki jestem zalogowana.

      Usuń
  7. Świetny wpis. Sama wydaję dużo pieniędzy na gry otome, ale moich koleżanek już na to nie stać. Dlatego przymykam oko na piracenie, chociaż gdyby znalazła się okazja do kupienia czegoś tanio, na pewno bym do tego zachęcała. Temat piracenia nie skończy się jeszcze przez długi czas, ale dzięki różnego rodzaju akcjom, czy to o charakterze karnym czy edukacyjnym, ludzie coraz bardziej są uwrażliwiani na to, że kradzież pozostaje kradzieżą.
    Jeden argument tylko do mnie do tej pory przemawiał i usprawiedliwiał pirata - brak dostępu do gry w inny sposób, niż nielegalne pobranie. Przyznam jednak, że nie przyszło mi do głowy szukać oryginalnych wersji na serwisach aukcyjnych. Sprowadzam z Japonii i figurki, i artbooki i co tam jeszcze mama Japonia stworzyła, ale o grach jakoś nie pomyślałam. Strach przed japońską wersją językową? Może... Znalazłam jednak na sieci przewodnik, jak nauczyć się podstawowego japońskiego w kilka miesięcy i od których visual novel zacząć, by usprawnić tę podstawową znajomośc ;) (od takiego Hakuouki bym nie zaczynała, tam mam niekiedy problem, żeby zrozumieć zdanie po angielsku, mimo, że nie jestem początkującym króliczkiem). Żeby jeszcze był czas na to XD Ale dla chcącego nic trudnego ;)
    Pozdrawiam i zachęcam wszystkich do kupowania przynajmniej swoich ulubionych gier - idoli trzeba wspierać.
    Hawk

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo ciekawy wpis, sama też trochę ostatnio się nad tym zastanawiałam i doszłam do wniosku, że w gruncie rzeczy z piracenia się "wyrasta". Jak człowiek tak trochę dojrzeje i zaczyna sam zarabiać pieniądze, to prędzej je wyda na coś, co sprawia mu przyjemność, bo nawet jeśli są to tzw. "głupoty", są to głupoty na które sama sobie zaoszczędziłam. Na ten przykład - jestem ogromną fanką gier RPG od studia BioWare i choćbym za preorder nowej produkcji miała zapłacić 200zł, to i tak to zrobię, bo wiem, że spędzę przy niej miło czas, a wydane na nią pieniądze przyczynią się do stworzenia kolejnej fajnej gry.
    Jednak nie wszystko przecież trzeba mieć od razu na premierze, prawda? I tu właśnie na scenę wkracza Steam, który też moim zdaniem zrobił dużo dobrego w kwestii likwidacji piractwa - na ich wyprzedażach, które zdarzają się dosłownie co kilka miesięcy, można dorwać rzeczy w tak niskich cenach, że aż trudno uwierzyć. Tak jak sama przytoczyłaś - kiedy zobaczyłam Amnesię za 20 zł, to przez pierwszą chwilę zastanawiałam się, czy nie jest to jakiś błąd w systemie ;)

    Jeden apel trzeba jednak też wystosować do producentów - moi drodzy kochani, wypuszczajcie wersje demo!! Visual novelki, to w końcu takie interaktywne książki i to jak są napisane jest bardzo ważne, a tego po samych obrazkach promocyjnych się nie pozna. Co z tego, że grafika będzie zachwycająca, kiedy po 10 min czytania człowiek będzie chciał wyrzucić laptop za okno z frustracji, bo fabuła nam nie leży, albo bohaterowie okazali się wyjątkowo irytujący? Dlatego akurat w tym przypadku moim zdaniem kupowanie kota w worku nie wchodzi w grę - ja się tak przejechałam na Dandelionie. Wyglądało to-to interesująco i ładnie, ale po chwili grania czułam tylko znudzenie i wkurzenie na postacie.

    Jedyny argument, który dopuszczam, to ten z numerem 8. Ile razy czytałam jakieś poradniki dotyczące kupowania gier z Japonii, to kończyło się to tylko moim bólem głowy, plus mój japoński nie jest jeszcze na takim poziomie, żeby móc sobie w nie płynnie grać w oryginale, a tym samym byłoby to trochę wyrzucanie pieniędzy w błoto dla jakiejś dziwnej samo-satysfakcji, mimo że nic z tej gry bym nie miała. Opcja ściągnięcia oraz dorzucenia do niej fanowskiego tłumaczenia (bo w sumie tylko te gry większość osób ściąga) to w sumie jedyna możliwość faktycznie doświadczenia danej historii, jeśli już jest się tak super zdeterminowanym, by w nią zagrać.

    A! No i w tym wszystkim zapominamy też o innej ważnej sprawie - przecież ładnych, ciekawych i zupełnie darmowych gier otome jest całe multum, więc po co od razu kombinować i rzucać się na te komercyjne? Co roku, choćby z racji NoNoRenO, wychodzi ich co najmniej kilkanaście (o ile nie kilkadziesiąt), a mówimy tu o samym marcu. Taka ilość na pewno wystarczy na tyle, żeby ta jedna, płatna produkcja, w którą o życie musimy zagrać, potaniała i pojawiła się w bardziej przystępnej cenie ;)

    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chcesz, będę mogła napisać o swoich doświadczeniach związanych ze sprowadzaniem gier z Japonii. ;)

      Usuń
  9. Przeczytałabym taki wpis z przyjemnością! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Myśle że ten problem częściowo by zniknął gdyby wszyscy producenci dawali demo gry:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejka. Z góry mówię przepraszam... Z angielskim nie potrafię się dogadać od zawsze, ale z powodu zamiłowania do japoni podejmuję różne próby. Wydaje mi się, że jest coraz lepiej.
    Zaraz dostanę ochrzan, bo przyznam się teraz do czegoś, co potępiasz. Ale nie chcę kłamać. Szukam czegoś, co mnie porwie na tyle, że nie porzuce gry przez brak znajomości angielskiego. Próbuję rozumieć słowa, idzie opornie, ale zauważyłam, że najlepiej mi idzie przy grach otome, jednak musi mnie wciągnąć fabuła. Jestem na rencie socjalnej, z pewnych przyczyn zdrowotnych nie mam możliwości podjąć się pracy i nie mogę sobie pozwolić na zakup gry, jeśli jest ryzyko, że porzucę ją po kilku perypetiach z językiem. Gry są czasami łatwiejsze do nauki niż mangi.. Próbowałam np z Akatsuki no Yona, nie ma kompletu po polsku, więc szukałam kontynuacji po ang... Skończyło się na tym, że rzuciłam angielski w diabły, bo nawet z tlanslatorem nic nie potrafiłam zrozumieć. Ostatnio jest znacznie lepiej. Może to dziwne i sprzeczne ze sobą, jednak podziwiam Cię za to jak bronisz legalnych źródeł, mimo, że z tego, co pisałaś sama nie masz łatwo i ciężko aż mi sobie wyobrazić jak wielkich wyrzeczeń musiałaś dokonać, by móc pisać te recenzje, jednak sytuacja sytuacji nie równa i proszę nie wrzucaj wszystkich do jednego worka. Owszem piractwo nie jest legalne, argumenty niektórych osób są wręcz śmieszne, czasami żenujące, nawet możesz poczuć pewnie zażenowanie moim komentarzem, ale sama też brzydzę się kłamstwem, więc wolę powiedzieć jak jest, nawet jeśli narazi mnie to na ogień krytyki i hejtu, niż przemilczeć taką kwestię. Wiem, że są różne metody nauki, nawet kurs nie jest konieczny, u mnie przez trudne dla mnie sytuacje mam obecnie bardzo słomiany zapał,niestety często się poddaję nie widząc sensu w kontynuowaniu. Żeby utrzymać zapał coś musi mnie wręcz porwać. Jeśli uraziłam tym kometarzem, zraniłam uczucia, albo wywołałam niesmak, to przepraszam.

    OdpowiedzUsuń